Trzydzieści siedem złotych

Nad najambitniejszym planem pomocy w historii ludzkości wisi widmo porażki. Przyczyną jest nie tylko brak pieniędzy: tak zwane Milenijne Cele Rozwoju od początku były niefortunnie zdefiniowane.

28.09.2010

Czyta się kilka minut

Mała Aisza z Somalii chciałaby zostać lekarką, ale zamiast uczyć się czytać, pasie kozy. Hindus Ramaczandra opłakuje żonę, która zmarła w połogu; nie dała rady przejść pieszo 50 km do najbliższego szpitala. Poletko Farai z Zimbabwe leży odłogiem, bo kobieta nie ma pieniędzy na zakup ziarna...

Pragnienie poprawy losu takich nieszczęśników zainspirowało światowych przywódców na przełomie tysiącleci do przyjęcia Deklaracji Milenijnej. Ogłoszono w niej zamiar globalnego wykorzenienia nędzy. Ponieważ doświadczenie poprzednich kampanii wskazywało, że bez mierzalnych poprzeczek i terminów takie wizje pozostają hasłami na afiszach, deklarację skonkretyzowano - w postaci tzw. Milenijnych Celów Rozwoju, przyjmując za datę ich osiągnięcia rok 2015.

Za nami dwie trzecie drogi. Z tej okazji w minionym tygodniu w Nowym Jorku odbył się kolejny szczyt ONZ, mający zmobilizować darczyńców do silniejszego potrząśnięcia kiesą, a także ocenić dotychczasowe postępy. Balony obietnic jak zwykle poszybowały wysoko. Ale z oceną, czy szklanka jest w połowie pełna, czy pusta, był kłopot. Urzędowy optymizm dyplomatów przeplatał się ze sceptycznym tonem organizacji pozarządowych. "Bez pilnego pakietu ratunkowego będziemy świadkami największej kolektywnej porażki w historii" - alarmował brytyjski Oxfam.

Cele, czyli o co chodzi

Na pytanie, czy Cele Milenijne są realizowane, odpowiedź jest prosta: to zależy. Zależy który i zależy gdzie. Przyjrzyjmy się im po kolei.

Pierwszy - zmniejszenie o połowę (w stosunku do roku 1990) odsetka ludzi z dochodem poniżej jednego dolara dziennie oraz niedożywionych - jest kluczowy, bo bieda to źródło wielu pozostałych nieszczęść. Osiągnięcia są tu znaczące: przez ostatnie dwie dekady liczbę osób żyjących w nędzy udało się zmniejszyć o 400 mln (z 1,8 do 1,4 mld). Mimo to realizacja Celu nr 1 za pięć lat jest mało realna. Postęp jest zasługą głównie Chin i Indii, krajów dużych i szybko się bogacących, które z biedy wychodzą własnymi siłami. Uzależniona od pomocy Afryka radzi sobie znacznie gorzej. Około miliarda ludzi na świecie, głównie właśnie w Afryce, jest dziś niedożywionych; to więcej niż 20 lat temu.

Postęp w realizacji Celu nr 2 - zapewnienia powszechnego nauczania na poziomie podstawowym - jest wyraźny, ale też nierównomierny. Są kraje, gdzie liczba dzieci nieuczęszczających do szkół zamiast zmaleć, wzrosła (np. Czad, Nigeria, Sri Lanka). Zmniejsza się za to dysproporcja między płciami w dostępie do nauki, o czym mówi Cel nr 3 - zrównanie pozycji kobiet i mężczyzn w szkole, pracy i polityce. Jedyny, z którym nie radzi sobie wiele krajów rozwiniętych.

Celu nr 4 - zmniejszenia o dwie trzecie umieralności dzieci poniżej piątego roku życia - raczej nie uda się osiągnąć. Całkowita liczba zgonów spadła wprawdzie z 12,5 do 8,8 mln rocznie. Ale oznacza to, że nadal każdego dnia umiera 24 tys. dzieci, z czego połowa w regionie Afryki subsaharyjskiej.

Podobnie jest z Celem nr 5, zakładającym zmniejszenie o trzy czwarte wskaźnika umieralności okołoporodowej. Postęp jest słaby i nierównomierny. Ponad połowa zgonów kobiet ciężarnych ma miejsce w sześciu krajach: Indiach, Nigerii, Pakistanie, Afganistanie, Etiopii i Demokratycznej Republice Konga.

Możliwy do osiągnięcia jest Cel nr 6: zahamowanie liczby zachorowań na AIDS, malarię i inne groźne choroby. Liczba zgonów powodowanych przez AIDS spada (wyzwaniem pozostaje finansowanie leczenia), a malarię skutecznie powstrzymują moskitiery nasączone środkiem owadobójczym, coraz szerzej dystrybuowane w Afryce.

Gorzej ma się wielowątkowy Cel nr 7 (ochrona środowiska naturalnego): zmniejszenie o połowę odsetka osób bez dostępu do wody pitnej ma szanse się powieść, ale postęp w dostępie do toalet i poprawa warunków życia mieszkańców slumsów są zbyt powolne. Trudno też mówić o zahamowaniu, w skali globalnej, degradacji środowiska: w Amazonii i Afryce trwa wylesianie, a próby znaczącego ograniczenia emisji CO2 spełzają na niczym.

Złotówka dla Afryki

Dlaczego większości Celów nie udaje się osiągnąć? Dyżurnym chłopcem do bicia są kraje rozwinięte, które nie dają na kampanię tylu pieniędzy, ile obiecały (co zakłada Cel nr 8). Wskutek kryzysu gospodarczego globalna wartość pomocy rozwojowej spadła w ubiegłym roku o 2,7 mld dolarów. Jak dotąd, tylko pięć państw wypełniło zobowiązanie przekazywania na pomoc rozwojową 0,7 proc. swego PKB: Szwecja, Luksemburg, Dania, Holandia i Belgia.

Polska nie wypełnia znacznie skromniejszych obietnic: w 2009 r. na pomoc rozwojową przekazaliśmy 0,09 proc. PKB, zamiast zakładanych 0,14. O tym minister Radosław Sikorski na szczycie w Nowym Jorku nie wspomniał. Pochwalił się za to, że wartość polskiej pomocy - jak mówił, w zgodzie z ideałami Solidarności i Jana Pawła II - rośnie (co jest prawdą dla wartości wyrażonych w złotówkach, ale już nie w dolarach).

Jednak teza, że za słabsze od zakładanych efekty kampanii odpowiadają tylko pustki w kasie, byłaby uproszczeniem. Już sama poprawa efektywności wydatkowanych dziś kwot zdziałałaby cuda. Choć statystyczny Polak w 2009 r. wydał na pomoc rozwojową 37 zł, tylko złotówka trafiła bezpośrednio do najbardziej potrzebującej Afryki. Największy kawałek tortu (prawie 100 mln złotych z 1,158 mld) ponownie dostały Chiny - na zakup polskich towarów. Organizacje pozarządowe od lat apelują, by skończyć z taką "kreatywną księgowością", nie podporządkowywać pomocy celom polityki zagranicznej i finansować to, czego naprawdę potrzebuje kraj-biorca, a nie to, na czym mogą zarobić nasze firmy.

Część winy tkwi po stronie krajów rozwijających się: problemem bywa korupcja, brak demokracji, nieudolne zarządzanie i odmienne priorytety polityczne: np. w Afryce tylko Tanzania, Rwanda i Liberia wypełniły zobowiązanie przeznaczania na ochronę zdrowia 15 proc. budżetu.

"Pomocowy kolonializm"?

Wielu ekspertów twierdzi dziś, że Cele Milenijne od początku były nieosiągalne. Zdaniem jednego z architektów kampanii, Jana Vandemoortelego, błędem było przyjęcie jednakowych kryteriów dla wszystkich krajów, bez uwzględnienia lokalnej sytuacji i uwarunkowań historycznych (np. tam, gdzie toczy się wojna, nie da się zorganizować uniwersalnej edukacji). Ujednolicone podejście sprawia, że w statystykach najlepiej wypadają kraje o silnych gospodarkach, jak Chiny, mimo rosnących tam nierówności społecznych i naruszeń praw człowieka. Kraje najbiedniejsze, nawet jeśli udało im się poczynić znaczący postęp, na tym tle prezentują się słabo. A to prowadzi do zniechęcenia.

Vandemoortele uważa, że Cele warto przedefiniować, tak aby nie przykładać tej samej miary np. do Indii i Czadu. - Trzeba zacząć dyskusję o nowych celach, które będą się odnosiły do przyczyn, a nie tylko do skutków ubóstwa - przekonuje natomiast Stefan de Vylder, były szef Szwedzkiego Forum Rozwoju. Te obecne, jego zdaniem, za mało wymagają od krajów bogatych: nie każą im odejść od szkodliwej polityki dopłat do rolnictwa, nie wspominają o prawie krajów biednych do ochrony swych rynków.

Najostrzejsi krytycy wprost zarzucają kampanii milenijnej "kolonializm pomocowy": dalsze uzależnianie Afryki od darowizn, zamiast stworzenia tam warunków do wzrostu gospodarczego, który - tak jak w Chinach - stanowiłby trwalsze podłoże finansowania ochrony zdrowia i edukacji.

***

Mimo tych zastrzeżeń, kampanię milenijną trzeba uznać za sukces: pozwoliła ocalić miliony istnień ludzkich, poprawić jakość życia kolejnych milionów i, co nie mniej ważne, zakwestionowała dogmat, że "z nędzą w Trzecim Świecie nic nie da się zrobić".

To, że finałowe osiągnięcia nie dostaną do założeń, nie powinno być powodem do rezygnacji, tylko impulsem do analizy i nauki na błędach. A także do określenia nowych, realnych celów wykraczających poza rok 2015 - wraz z planem ich realizacji, a nie (jak w przypadku Celów Milenijnych) samym tylko planem zbiórki funduszy. To wyzwanie na najbliższe lata jest nawet ważniejsze od dążenia za wszelką cenę do osiągnięcia statystycznego sukcesu, wedle założeń przyjętych 10 lat temu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2010