Trzy oblicza kryzysu

„Bolszewicy, anarchiści, rozsiewacze chorób” – tak premier Netanjahu mówi o demonstrantach, którzy koczują pod jego oknami. Wie jednak, że jego złota klatka się trzęsie.

10.08.2020

Czyta się kilka minut

Izraelczycy protestują przeciwko premierowi Beniaminowi Netanjahu. Jerozolima, 1 sierpnia 2020 r. /  / AMIR LEVY / GETTY IMAGES
Izraelczycy protestują przeciwko premierowi Beniaminowi Netanjahu. Jerozolima, 1 sierpnia 2020 r. / / AMIR LEVY / GETTY IMAGES

To już drugi miesiąc z rzędu, odkąd Izraelczycy masowo wychodzą na ulice swoich miast w całym kraju. Także w sercu całego zamieszania, czyli przy ulicy Balfoura w Jerozolimie, w pobliżu domu premiera.

Tego Beniamin Netanjahu zapewne się nie spodziewał. Ani w maju, gdy w rządzie jedności narodowej łączył siły ze swym największym politycznym wrogiem Bennym Gancem. Ani wówczas, gdy triumfalnie ogłaszał koniec pierwszej fali epidemii i zapraszał Izraelczyków do wspólnego świętowania.

Już kilka tygodni później sytuacja zmieniła się dramatycznie. Druga fala epidemii wymogła na rządzących powrót do niektórych ograniczeń. Usiłowano godzić to z podtrzymaniem aktywności ekonomicznej kraju. Bo Izrael ma już najwyższe w swej historii bezrobocie (26 proc.; przed epidemią było to 4 proc.) i nie może pozwolić sobie na kolejne zamrożenie gospodarki.

Próba uwzględnienia wszystkich racji skończyła się serią nieprzemyślanych decyzji, często już po chwili odwoływanych, oraz ogromnym chaosem. Oliwy do ognia dolał fakt, że rząd nie wypłacił na czas zapomóg dla firm mających kłopoty. A także ten szczególny kontekst, jakim jest trwające postępowanie sądowe przeciw „Bibiemu” (jak nazywany jest premier), oskarżonemu o korupcję, defraudację i nadużycie zaufania.

Kryzysowa kumulacja

Teraz dzienny przyrost zachorowań na COVID-19 sięga 2 tys. przypadków. W Izraelu odnotowano dotąd 80 tys. infekcji, z czego do początku sierpnia zmarło niemal 580 osób.

– Kryzys społeczeństwa ma trzy oblicza – mówi „Tygodnikowi” prof. Tamar Hermann, badaczka ruchów społecznych i protestów politycznych. – Pierwsze dotyczy epidemii, choć sytuacja nie jest najgorsza: liczba zmarłych nie poraża, społeczeństwo jest relatywnie młode, mamy dobrą służbę zdrowia. Drugie to ekonomia i dramatyczne bezrobocie. To nowość, bo dotąd poczucie bezpieczeństwa rynku pracy było w Izraelu wysokie. Dodatkowo ci, którzy najbardziej teraz cierpią, to młodzi ludzie i pracownicy zawodów słabo płatnych. Widzę tu już mocny podział w społeczeństwie, którego wcześniej nie doświadczaliśmy.

– No jest i trzecia kwestia – dodaje Hermann. – To kryzys polityczny, którego początku należy upatrywać już pod koniec 2018 r., gdy zapadła decyzja o przyspieszeniu wyborów. Ani po dwóch głosowaniach w 2019 r., ani po ostatnim, na początku marca tego roku, nie udało się wyłonić silnego rządu. Utworzenie gabinetu jedności wymusiła dopiero epidemia. I oto stało się coś, co sprawiło, że wiara ludzi w politykę ostatecznie się zachwiała: Ganc, czyli główny przeciwnik premiera, wraz z częścią swoich ludzi opuścił własną partię i dołączył do Netanjahu. Utwierdziło to ogólne przekonanie, że sprawami obywateli nie ma się kto zająć.

Czy „Bibi” jest niezastąpiony

Sobota, godzina osiemnasta, tuż przed końcem szabatu. Na mostach w Tel Awiwie pełno protestujących: młodych, starszych, rodzin z dziećmi. Ubrani w czarne koszulki, powiewają czarnymi flagami. Albo: czarnymi z białą gwiazdą Dawida. Samochody zatrzymują się, trąbią, kierowcy machają, pokrzykują z okien, zapewniają o poparciu. Z głośników dobiega muzyka, stojący na moście pozdrawiają się, śpiewają. Ale protestującym nie jest do śmiechu.

Raja i Amnon są emerytami. Mówią, że na protest przyszli dla swoich dzieci i wnuków. – Jesteśmy z powodu korupcji, która rozsadza izraelską politykę. Czegoś takiego nigdy tu nie było. Chcemy, żeby nasze wnuki mogły spokojnie żyć, żeby miały swoją przyszłość – mówi Raja.

Małżonkowie są sabrami – urodzili się tutaj, zanim jeszcze w 1948 r. powstało państwo Izrael. – To znaczy, że jesteśmy Palestyńczykami! – uśmiecha się Amnon, którego rodzice przybyli z Polski.

– Chciałabym, żeby przyszłość tego kraju zasadzała się na pokoju między nami i Palestyńczykami, Arabami – dodaje Raja. – Nasza przyszłość byłaby wówczas dużo lepsza. Protestuję też przeciw okupacji przez Izrael ziem palestyńskich. Ona zatruwa ludzi i jest powodem wielkiego podziału.

– Prawica mówi, że bez Netanjahu kraj stanie w płomieniach, że nie można dogadywać się z Palestyńczykami bez perspektywy rozlewu krwi, i że tylko „Bibi” jest w stanie ochronić Izrael twardą ręką… – oponuję.

– Powiem pani coś, co może zabrzmi twardo: cmentarze pełne są ludzi niezastąpionych – mówi Amnon. – Nie życzę „Bibiemu” śmierci, oj nie. Ale historia pokazuje, że po liderach, którzy wydawali się niezastąpieni, przychodzili ludzie niepozorni, szarzy, niby mało ciekawi, którzy robili naprawdę dobrą robotę. Jak Eszkol po Ben Gurionie albo Szamir po Beginie.

Raja: – Dlaczego ludzie uważają, że bez Netanjahu sobie nie poradzimy, że jest taki wspaniały? Nie rozumiem tego. Nie chcę takiego kraju dla moich wnuków. Netanjahu podsyca nienawiść między ludźmi.

Lęk przed dyktaturą

Szirli prowadzi arteterapię. Na protesty zabiera trójkę dzieci. Spotyka tam sąsiadów, inne rodziny, skrzykują się na grupach w WhatsAppie. Co tydzień w soboty o osiemnastej.

Szirli: – Moje dzieci mają kolegów w szkołach i w przedszkolu, którzy przychodzą na te protesty z rodzicami. Myślę, że to dla nich doskonała lekcja demokracji. To ważne, żeby dzieci rozumiały, że nie żyjemy w próżni, że o swój kraj, o nasz Izrael, należy dbać i go szanować. Robię to, bo jak patrzę na to, co wyczynia „Bibi”, jak zagarnia naszą rzeczywistość kawałek po kawałku, to się boję, że moim dzieciom przyjdzie już żyć w dyktaturze.

Do protestów dołącza Rywka, teściowa Szirli. – Korupcja zawsze w Izraelu istniała, ale nigdy na taką miarę jak obecnie – tłumaczy swój akces. – Nie mam pomysłu, kto mógłby premiera obecnie zastąpić, ale ten przekroczył już wszelkie granice. Najwyższy czas, by ustąpił.

Jair, wiceszef firmy biotechnologicznej, na protesty chodzi z wielką flagą Izraela: – Mam dosyć lidera, który ma kiepskie umiejętności zarządzania i ciągle znajduje się w jakimś konflikcie interesów. Który przez cały czas stawia osobiste interesy ponad interesami kraju. Nie mogę też wytrzymać mowy nienawiści, którą nas tak okropnie podzielił.

Temperatura debaty

Tymczasem komentując protesty Beniamin Netanjahu okazuje cynizm. Uczestników oskarża o „przenoszenie chorób”, organizatorów nazywa „anarchistami”. Twierdzi, że pomysły na protesty rodzą się „w luksusowych hotelach”. Pracę mediów, które informują o protestach, nazywa „bezczelną propagandą bolszewickiej lewicy”.

W ostatnich tygodniach agresja w debacie publicznej osiągnęła w ogóle wysoki poziom, przenosząc się także na ulice. Policja używała siły, doszło też do poważnych utarczek między zwolennikami i przeciwnikami premiera. Najbardziej niepokojące wydarzenie miało ostatnio miejsce w Tel Awiwie, gdy na protestujących napadła grupa zwolenników skrajnej prawicy z grupy La Familia, która wspiera rządzącą partię Likud. Szczęśliwie nikt nie zginął, ale polała się krew.

Prof. Tamar Hermann: – Mimo tych wydarzeń nie powiedziałabym, że przemoc polityczna jest w tej chwili ogromnym problemem. To nie to samo, co protesty Black Lives Matter. Policja, która z początku używała siły, teraz kontroluje tłum w inny sposób. Ale oczywiście nie wykluczam, że przy takiej temperaturze debaty może wydarzyć się jeszcze coś strasznego. To jest jak epidemia: nie wiadomo, skąd przyjdzie. Jednocześnie w badaniach widzę, że ktoś, kto sięga po przemoc, od razu traci legitymację ze strony opinii publicznej.

Czarne flagi

Szikma Schwartzman Bresler nie spodziewała się, że protesty urosną do takich rozmiarów. Do niedawna głównym jej zajęciem była praca naukowa. Jednak w ostatnich miesiącach ta fizyczka z prestiżowego Instytutu Weizmanna stała się inicjatorką Ruchu Czarnych Flag, który wyprowadził na ulice dziesiątki tysięcy Izraelczyków.

– To nie jest tak, że myśmy to wszystko zaczęli, to stało się już wcześniej – mówi dr Schwartzman Bresler „Tygodnikowi”. – Nie planowaliśmy zakładania ruchu, mamy absorbujące zajęcia: jestem ­naukowcem, a moi bracia inżynierami. Po godzinach pracy zaczęliśmy działać na rzecz demokracji, ludzie do nas dołączyli. Jestem zaskoczona, ale też szczęśliwa, że w tym, co robimy, inni się odnajdują. Ale przed nami jeszcze długa bitwa.

O Ruchu Czarnych Flag zrobiło się głośno po marcowych wyborach, gdy Netanjahu i Ganc zdecydowali się utworzyć rząd jedności narodowej. Ale prawdziwego rozpędu nabrał, gdy latem, w obliczu drugiej fali epidemii, rząd zaczął wprowadzać chaotyczne ograniczenia, które pozbawiły pracy i rozwścieczyły tysiące Izraelczyków.

Schwartzman Bresler: – W połączeniu z procesem Netanjahu, „korona” i chaos w zarządzaniu kryzysowym dolały tylko oliwy do ognia. Poza tym nagle zorientowaliśmy się, że coś, co dotąd działo się powoli, zaczęło nabierać tempa. Że premier odbiera nam podstawowe poczucie równości. Że w tak trudnym czasie zauważamy, iż mamy przywództwo, któremu nie możemy ufać. Że ono nie dba o ludzi. Cała uwaga premiera skupia się na jego własnych interesach.

Kwestia reguł

Teraz jej inicjatywa żyje własnym życiem. O liczbie uczestników niewątpliwie decyduje też miejsce spotkań: to najbliższy most, plac, skrzyżowanie. Mieszkańcy skrzykują się lokalnie. Pomysł zgromadził ludzi o różnych poglądach czy społecznym statusie.

Prof. Hermann: – Takie protesty w Izraelu to nie jest rzecz nowa, zdarzały się już w przeszłości na dużą skalę. Ale charakterystyczne dla obecnego ruchu jest to, że jego agenda jest tak różnorodna. Dołącza do niego wielu młodych ludzi, bo jest lato, robi się trochę Woodstock. Pochodzą z różnych środowisk, mają różne problemy. Oczywiście, sporą część protestujących łączy hasło wyrzucenia „Bibiego” z polityki, ale nie ma tu żadnej wspólnej agendy, nie wiadomo, co poza tym chcą osiągnąć.

– Fakt, nie jesteśmy jednorodni w naszych przekonaniach – zgadza się dr Schwartzman Bresler. – Nawet z moimi braćmi i przyjaciółmi, z którymi założyliśmy ruch, mamy różne poglądy na najważniejsze dla Izraela kwestie: rozwiązanie konfliktu z Palestyńczykami, miejsce religii w państwie, ekonomię. I dobrze, bo w naszym ruchu nie chodzi o klasyczne polityczne kwestie, lecz o reguły gry. Chcemy, aby każdy konflikt w kraju był rozwiązywany za pomocą reguł demokracji, a nie dyktatury.

Pragnienie zmiany

Czy protesty, w których udział biorą ludzie o różnych interesach i poglądach, mają sens?

Jair: – Przychodzę tu co sobotę, już któryś tydzień z rzędu. Mam poczucie, że poparcie dla tych protestów narasta, za każdym razem widzę więcej ludzi. To mnie podnosi na duchu.

Szikma Schwartzman Bresler: – W Knesecie są dziesiątki fantastycznych parlamentarzystów, którzy mogliby coś zmienić. Ale oni ciągle żyją w cieniu Netanjahu. To on blokuje horyzont. A prawda jest taka, że byli politycy przed nim i będą też po nim.

Fizyczka chciałaby poszerzyć skalę protestów: – Wierzę, że im więcej nas na ulicach, tym szybciej Netanjahu zniknie z naszego życia politycznego. W tej chwili mówimy o dziesiątkach tysięcy na ulicach. Ale nasz potencjał to miliony. Naprawdę w to wierzę.

Tamar, którą spotykam na jednym z mostów w Tel Awiwie, właśnie dziś kończy 49 lat. Na Facebooku poprosiła znajomych, aby zamiast składać jej życzenia, poszli demonstrować. Sama na protesty Czarnych Flag przychodzi regularnie. – Wczoraj byłam na ulicy Balfoura w Jerozolimie, w zeszłym tygodniu w Hajfie, dwa tygodnie temu tu, w Tel Awiwie – mówi Tamar. – Wierzę, że te protesty coś zmieniają. Widać, jak w Likudzie narasta stres. Choć „Bibi” łatwo nie odpuści, sam z siebie nie odejdzie. Nie wiadomo, jak długo to potrwa. Ale naprawdę wierzę, że będzie zmiana i to niedługo.

Na protest przyszła z plakatem własnego autorstwa. Napisała na nim słowa aktora Jossiego Tzabariego: „Bibi odejdź, bo nas zniczyłeś, bo zdeptałeś, bo ograbiłeś. Odejdź, bo już po prostu mamy dość”. ©

Posłuchaj w Podkaście Powszechnym: Karolina Przewrocka-Aderet („TP”) i Ofer Aderet („Haaretz”) komentują protesty w Izraelu: powszech.net/podkast >>>

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. w 1987 r. w Krakowie. Dziennikarka, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego” z Izraela, redaktorka naczelna polskojęzycznego kwartalnika społeczno-kulturalnego w Izraelu „Kalejdoskop”. Autorka książki „Polanim. Z Polski do Izraela”, współautorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 33/2020