Trzy niezwykłe Damy

Dorothy Day (+1980) - założycielka dziennika "The Catholic Worker" oraz ruchu The Catholic Worker Movement. Cicely Saunders (+2005) - założycielka ruchu hospicyjnego. Siostra Dorothy Stang (+2005) - zakonnica zabita za działalność społeczną w Amazonii. O czwartej niezwykłej damie ze znakowskiej serii "Świadkowie", siostrze Emmanuelle, już pisałem.

11.05.2010

Czyta się kilka minut

Warto przeczytać te trzy (a właściwie cztery) książki. To spotkanie z  postaciami naprawdę niezwykłymi. Wszystkie są katoliczkami, ale droga do Kościoła katolickiego pierwszych dwóch była dość burzliwa. Życie siostry Stang, katoliczki od urodzenia, pełne było pasji traktowanych przez Kościół co najmniej podejrzliwie. Wszystkie pokazują, co znaczy poświęcić życie dla bliźnich. Ich biografie to wielka księga miłości bliźniego, praktykowanej w sposób nietypowy, twórczy, z ewangelicznym rozmachem.

Siostra Stang swoje zaangażowanie przypłaciła życiem, pracując dla wydziedziczonych na terenach brazylijskiej Amazonii. Dorothy Day i Cicely Saunders zmarły śmiercią naturalną, jednak do końca żyły dla innych, i to z miłości do Chrystusa. Ich życie było burzliwe, odbiegające od schematów życiorysów świętych, lecz chyba wszystkie można uznać za święte.

Burzliwa biografia Cicely Saunders zawiera wątek polski. Wybór drogi życiowej - poświęcenie się opiece nad umierającymi - zawdzięczała pierwszej miłości: Dawidowi Taśmie, polskiemu Żydowi, uciekinierowi z warszawskiego getta, którym się opiekowała jeszcze nie jako lekarz, ale jako pracownik socjalny. Później poślubiła Polaka, Mariana Bohusza, malarza, emigranta. Najpierw zakochała się w jego obrazach, potem w nim samym. Ich związek rozpoczął się za życia żony artysty (mieszkającej w Polsce; on był w Anglii, na emigracji), po jej śmierci zawarli (w tajemnicy) sakramentalne małżeństwo. Cicely Saunders odwiedziła Polskę w 1978, 2000 i 2001 roku. Wspierała nasz ruch hospicyjny radą i przyjaźnią. W kontakcie z nią pozostawała inicjatorka hospicjum w Nowej Hucie Halina Bortnowska, a Łukasz Tischner przeprowadził z nią wywiad dla "Tygodnika Powszechnego". (O związkach Saunders z Polską pisze w posłowiu Jolanta Stokłosa).

Dorothy Day w Polsce nigdy nie była. Jej działalność i zainteresowania były bardzo amerykańskie. Wywarła ogromny wpływ na amerykańskich i nie tylko amerykańskich lewicujących (w najlepszym sensie) katolików. Odwiedził ją Jerzy Turowicz i często to spotkanie wspominał. Żywił dla Dorothy Day ogromny podziw. Jej dzieło, pismo i ruch Catholic Worker, pozostaje wciąż żywe. Wspólnot ruchu jest na świecie 130, w tym trzy w Europie.

Biografia Dorothy Day przekracza wszelką fantazję: dziennikarka, niemal hipiska, wiele razy wtrącana do więzienia, żyjąca w dramatycznych związkach z mężczyznami, organizatorka i kierownik pisma oraz gigantycznego dzieła, niestrudzona prelegentka, inicjatorka akcji pacyfistycznych i protestacyjnych, wraz z Matką Teresą zaproszona z przemówieniem na światowy Kongres Eucharystyczny. Matka, babka i prababka, świadoma katoliczka z wyboru (zdecydowana na przyjęcie chrztu, musiała termin opóźnić, bo jej ówczesny partner nie chciał słyszeć o kościelnym obrzędzie). Może tak wygląda święta na nasze czasy? Taka właśnie, z aborcją w życiorysie, kilkoma związkami i nieudanym małżeństwem, konfliktami z władzami, konfliktem z kardynałem Spellmanem i w konsekwencji zakazem (potem cofniętym) używania w tytule pisma przymiotnika "Catholic", a zarazem wierna Kościołowi i wpatrzona w Chrystusa.

Biografię siostry Dorothy Stang można potraktować jako wprowadzenie do wiedzy o teologii wyzwolenia. Termin ten w książce nie pada, jednak amerykańska zakonnica, rzucona w środowisko brazylijskiej biedy w Amazonii, jest wcieleniem tego ruchu. Angażuje się w życie tych, do których została posłana. Czy prowadzona przez nią walka jest polityką? Powiedział ktoś: "ja nie zajmuję się polityką, nie mówię o niczym innym niż o Ewangelii. Ale jeśli mówienie o sprawiedliwości, o prawach człowieka oznacza zajmowanie się polityką, to w takim razie...". Była zwalczana przez związek drwali. Oskarżano ją o wzniecanie konfliktu w regionie. Wielcy posiadacze ziemscy uważali ją za awanturnicę. Nawet jej śmierć zlekceważono, twierdząc, że jest używana "do usprawiedliwienia pasożytniczych interesów partii robotniczej, Kościoła katolickiego i zagranicznych organizacji pozarządowych".

Niedługo przed śmiercią pisała do przyjaciół: "Właściciele rancz i grabieżcy ziemi grożą mi śmiercią". I pocieszała się: "Nie odważą się zabić takiej starej kobiety jak ja". Jednak się odważyli. Została zastrzelona 25 lutego 2005 roku. Dwa lata wcześniej spisała swoje refleksje na temat życia w Brazylii: "Nauczyłam się, że wiara utrzymuje człowieka przy życiu. Dowiedziałam się też, że jest trudno: 1) być trak­towaną poważnie w walce o reformę rolną, jeśli jest się kobietą, 2) wy­trwać w wierze, że te małe grupki biernych rolników zwyciężą, tworząc i realizując swój program, i 3) mieć odwagę oddać swe życie w walce o zmiany". Padre Amaro (figuruje na widocznym miejscu listy śmierci w rejonie), który poznał ją w 1989 jako kleryk w Belém, tak wspomina tamto spotkanie: "Wszyscy mówili o Dorothy. Dorothy była mitem. Dorothy była czarownicą. Dorothy była świętą. Dorothy była diabłem... A ona zawsze była sobą - Dorothy".

Źródło na pustyni miasta

Tak zatytułował polski wydawca Konstytucje Monastycznej Wspólnoty Jerozolimskiej (Wydawnictwo Księży Marianów 1991). Dopełnieniem tamtej publikacji jest właśnie wydana książka autorstwa założyciela i generalnego przełożonego wspólnoty, o. Pierre’a-Marie Delfieux, wprowadzająca w jej duchowość.

Zjawia się ona w stosownym momencie, bowiem właśnie teraz, odpowiadając na zaproszenie byłego metropolity warszawskiego kardynała Józefa Glempa, Wspólnota osiedliła się w Warszawie. Kim są ci mnisi miasta?

"Nie jesteśmy - pisze ojciec Delfieux - ani benedyktynami, ani cystersami, ani kartuzami, ale mieszkańcami miast. Nie jesteśmy ani kanonikami regularnymi, jak premonstratensi, ani zakonem żebrzącym, jak franciszkanie. Jeste­śmy po prostu mnichami i mniszkami Jeruzalem. Wynajmującymi mieszkania i pobierającymi pen­sję, bez klauzury murów, ale z prawdziwym czasem i miejscem na doskonałą samotność i całkowitą ci­szę, w bezpośrednim kontakcie z każdym Kościołem lokalnym w osobie jego biskupa i w duchu Soboru".

Monastyczne Wspólnoty Jerozolimskie powstały 1 listopada 1975 r. za zgodą ówczesnego arcybiskupa Paryża, kard. François Marty’ego. Ks. Pierre-Marie Delfieux, wcześniej duszpasterz akademicki na Sorbonie, po powrocie z dwuletniego pobytu na pustyni, gdzie żył jako eremita, w 1996 r. zainicjował wspólnotę, którą arcybiskup Paryża kard. Jean-Marie Lustiger oficjalnie erygował jako dwa instytuty życia konsekrowanego: męski i żeński.

Obecnie do Wspólnot należy 220 osób z 30 narodowości. Są we Francji (w Paryżu i Strasburgu), Włoszech (we Florencji i Rzymie), Belgii (w Brukseli), Kanadzie (w Montrealu), w Niemczech (w Kolonii). We Francji opiekują się miejscami pielgrzymkowymi - Vézelay i Mont-Saint-Michel, mają dom rekolekcyjny w Magdali koło Blois. Podobny dom działa w Gamogna w Toskanii we Włoszech.

Ojciec Delfieux tak charakteryzuje Wspólnotę: "Nie jest nowością bycie »braćmi« i »siostrami«, »mni­chami« i »mniszkami« jerozolimskimi, ale jest nią możliwość wspólnego regularnego śpiewania li­turgii. Tworzymy jednakże dwa odrębne instytu­ty, z pełną niezależnością zamieszkania, zarządu i rozeznawania, ale z taką właśnie możliwością, na którą dzisiejszy świat, świat wielkiego wymieszania, pozostaje bardzo wrażliwy. W ten sposób można dawać podwójne świadectwo przyjaźni w czystości i wspólnej modlitwie w polifonii głosów".

Instytut "nie jest ani klerykalny, ani świecki, lecz mieszany. Znaczy to, że wspólnota może być kierowana przez brata, który jest kapłanem lub nim nie jest. (...) Konstytucje pozwa­lają na istnienie czy to życia cenobitycznego, czy w małych ławrach, czy też nawet życia pustelnicze­go w przypadku takiej czy innej wypróbowanej do­świadczeniem osoby".

We wprowadzeniu do polskiego przekładu Konstytucji autorka przekładu siostra Kinga Strzelecka pisze: "Cel Jerozolimskich Wspólnot Monastycznych jest ten sam, co wszystkich zakonów mniszych w przeszłości i obecnie: szukanie Oblicza Bożego przez kontemplację i życie wspól­ne. Jako jedną z zasadniczych cech swojej specyfiki dodają uściślenie: w sercu miasta i sercu świata. Mnisi i mniszki je­rozolimskie chcą się wcielić w miasto, ale się w nim nie zgu­bić, być w świecie, nie będąc ze świata

(zob. J 17, 15). Wspólne z monastycyzmem tradycyjnym pozostają więc śluby, modlitwa, milczenie, pokora, radość, praca, przyjmo­wanie ludzi. I owa podwójna tajemnica monachizmu: samot­ność (monos) i scalenie osoby i wspólnoty (unus), natomiast specyficzną cechę stanowi to, że człon­kowie Wspólnot są mieszkańcami miasta, żyją jego rytmem, modlą się w jego kościele, mieszkają jak inni jego mieszkańcy; zajmują się pracą płatną, zależnie od dyspozycji i kwalifikacji osobistych. (...) Wynajmują swoje mieszkania; ani osobiście, ani wspól­notowo nie są właścicielami lokali ani przedsiębiorstw; nie mają klauzury. Nie znaczy to jednak, że nie wyzna­czają sobie czasu i miejsca na milczenie i modlitwę - co dzień, co tydzień, co rok; pozostają w łączności z Kościołem lokalnym, zgodnie z sugestiami Soboru Watykańskiego II". Habit bracia i siostry Wspólnot Monastycznych noszą poza miejscem pracy.

Więcej napisałem o Wspólnocie niż o książce. Fascynująca propozycja nowej formy życia monastycznego pozostanie trudna do zrozumienia bez poznania jej duchowości. Książka nie jest adresowana wyłącznie do członków wspólnoty. Polecam ją wszystkim, którzy codziennie wędrują przez pustynie naszych miast.

Autobiografia i nie tylko...

Zamykam opasły, ponad 400 stronic liczący, tom autobiografii Brata Morisa. Zapisuję pierwszą myśl, jaka mi do głowy przychodzi: kto chce mieć ciekawe życie, kto chce pięknie przeżyć osiemdziesiąt lat, niech zostanie małym bratem Jezusa.

Brat Moris, kończąc swą opowieść, pyta: "Jaki sens ma takie życie? Czemu ono służy?". I odpowiada: "Bracia powo­łani są do życia swoją konsekracją zakonną poprzez kontem­plację, adorację Chrystusa w Jego Eucharystii, pracę fizyczną, rzeczywiste uczestnictwo w społecznej kondycji ubogich. Starając się żyć tą kontemplacją na zwyczajnych drogach męż­czyzn i kobiet z ludu, usiłujemy zwracać uwagę na wszyst­kich, szczególnie na ludzi pozbawionych znaczącego imienia i wpływu. Bóg jest miłością i mimo naszych braków i słabo­ści stajemy wobec zachęty, by stać się świadkami tej miłości Bożej do wszystkich, Jego czułości wobec najmniejszych". Po prostu. Po czym konstatuje: "Ludzie prości czy ubodzy, pośród których żyjemy właściwie na całym świecie, nie zadają jednak takich pytań... rozumieją to intuicyjnie".

Prosta opowieść o pięknym życiu. Wystarczy nie mieć nic, być naprawdę ubogim. Wystarczy być wolnym, zawsze gotowym do drogi. Godzić się na każdą pracę fizyczną. Wystarczy iść w ślady Jezusa. To opowieść o pięknych ludziach, o pięknych przyjaźniach, o życiu w krajach dalekich. Egzotycznych? Nie, bo jest to zawsze ubogie życie wśród biednych, a bieda nie jest egzotyczna. Jest do siebie podobna, w afrykańskim leprozorium, w arabskim ośrodku zdrowia dla ubogich, na pustyni, w Paryżu, Tuluzie czy na warszawskiej Pradze, przy ulicy "cieszącej się niezbyt dobrą sławą".

Dlaczego powstała ta książka? "Przed kilku laty, przy okazji powrotu młodych braci ze studiów, jako brat najstarszy zaproponowałem, że dyskret­nie usunę się na bok i zamieszkam z powrotem w Izabelinie. Najstarszy z braci, poza tym z pochodzenia Francuz, może chwilami ciążyć! Obecnie mieszkam więc we wspólnocie w Izabelinie, trochę zajmuję się gotowaniem - nie najlepiej mi się to udaje! - i w wieku osiemdziesięciu lat piszę ten tekst, żeby podzielić się tym, co przeżyłem, myśląc o moich pol­skich braciach i siostrach, lecz także o moich nowych przy­jaciołach w całej Polsce i o tych, których czasami przyjmuję u siebie w niedużym pokoiku, a którzy chcą się ze mną dzielić cierpieniami i zranieniami jak ze starszym bratem".

Rekolekcje z kardynałem

Pod koniec września 2009 roku w dawnej pa­rafii św. Jana Marii Vianneya w Ars odbyły się rekolekcje kapłańskie. Uczestniczyło w nich 1200 księży z 78 krajów. Nauki wygłosił kardynał Christoph Schönborn, arcybiskup Wiednia.

Wydarzenie związane było z Rokiem Kapłańskim. Polscy księża, którzy w rekolekcjach uczestniczyli, wrócili bardzo przejęci. Ogromne wrażenie wywarły na nich zwłaszcza rekolekcyjne konferencje i sam kardynał-rekolekcjonista. Teraz otrzymaliśmy polskie tłumaczenie tych konferencji. Lektura potwierdza opowieści uczestników. Zawarte w tomie "Radość kapłaństwa" teksty są znakomite (kardynał-dominikanin nie na darmo należy do zakonu kaznodziejskiego). Niezwykle osobiste, dotykają najistotniejszych spraw życia księdza, ale też chrześcijanina.

Kardynał wielokrotnie odwołuje się do własnych doświadczeń. Wspomina na przykład o tym, jak nawykłemu do klasztornego rytmu modlitwy, trudno mu było odnaleźć własny rytm w całkowicie odmiennych warunkach. Z wielkim znawstwem mówi o walorach i niebezpieczeństwach internetu i telewizji (gdybyśmy część czasu im poświęconego spędzili przed tabernakulum...), wiele miejsca poświęca spowiedzi (i znów: gdybyśmy więcej czasu spędzali w konfesjonale niż na niepotrzebnych zebraniach...). Mówi też o Medziugorju. Jak wiadomo, za wizytę w tym sanktuarium został ostro upomniany przez miejscowego biskupa. Kardynał nie tłumaczy się, ale przypomina oficjalne stanowisko Kościoła w tej sprawie, m.in. zalecenie księżom, by towarzyszyli udającym się tam wiernym. W Medziugorju - podkreśla - wielu księży na nowo odkryło spowiedź i konfesjonał.

Rozważania ilustrowane opowieściami czerpanymi z własnego życia i z doświadczeń archidiecezji wiedeńskiej nie mają w sobie nic z pobożnej nudy, która wynika z nieuchronnej przewidywalności tego, co rekolekcjonista powie. Ostatnia część książki stanowi zapis odpowiedzi Kardynała na pytania uczestniczących w rekolekcjach księży. Ostatnie jest pytanie o ludzi rozwiedzionych, żyjących w powtórnych związkach. Polecam ten piękny fragment tym, którzy twierdzą, że kardynał Schönborn jest w tej materii liberałem, i tym, którzy szukają drogi w tego rodzaju sytuacji. Słowa Kardynała tchną realizmem ("sam pochodzę z rozbitej rodziny... mogę więc mówić o tej rzeczywistości z własnego doświadczenia"), są słowami doświadczonego i mądrego duszpasterza, z ufnością wiernego Ewangelii.

Tej książki opowiedzieć swoimi słowami się nie da. Jest idealną pomocą do medytacji dla księży i dla świeckich, także takich, którzy nigdy rekolekcji nie odprawiają, ale są ciekawi, jak się to robi.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2010

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku 4 (20/2010)