Trzecia wojna czeczeńska

Dawni towarzysze broni z kaukaskich wojen walczą dziś przeciwko sobie nad Dnieprem: jedni po stronie Rosji, która ich pokonała, drudzy po stronie Ukrainy, która ich przygarnęła.

07.03.2022

Czyta się kilka minut

Mohammed Tuszajew (z lewej) i Ramzan Kadyrow, fotografia z mediów społecznościowych / AHMED_95KRA / TWITTER
Mohammed Tuszajew (z lewej) i Ramzan Kadyrow, fotografia z mediów społecznościowych / AHMED_95KRA / TWITTER

To, co stało się pod Hostomlem koło Kijowa – gdzie położone jest wojskowe lotnisko, o które w pierwszych dniach rosyjskiej inwazji toczyły się ciężkie walki – mogło przywołać pewne odległe dziś wspomnienia: przypominało zasadzki, jakie czeczeńscy partyzanci zastawiali przed laty w kaukaskich wąwozach na ścigające ich rosyjskie wojska.

Ukryci w lasach porastających strome górskie zbocza strzałem z granatnika rozbijali pierwszy pojazd ze zbrojnej kolumny, zamykając jej dalszą drogę do przodu. Potem roztrzaskiwali ostatni z pojazdów, aby uniemożliwić kolumnie odwrót. Następnie zaś strzelali do Rosjan uwięzionych w dole, na wąskiej górskiej drodze, zwykle nad strumieniem, dopóki nie zabili ostatniego.

Tym razem pułapkę zastawiono nie w wąwozach Wedeno, Szatoj czy Itum-kale, lecz na równinie nad Dnieprem. Myśliwymi byli Ukraińcy, a zwierzyną łowną – Czeczeni. Ci, którzy – pokonani i złamani w końcu przez Rosjan w tamtej kaukaskiej wojnie – przeszli do nich na służbę.

Według ukraińskich wywiadowców wraz z rosyjskim wojskiem do ataku na Kijów skierowany został czeczeński korpus ekspedycyjny składający się z ponad 250 wozów bojowych i ponad półtora tysiąca żołnierzy. „Najlepsi z najlepszych, prawdziwe lwy z Kaukazu” – mówił o nich Ramzan Kadyrow, usadzony przez Kreml na czeczeńskim tronie.

Mieli oni stanowić uderzeniową szpicę rosyjskiego szturmu na Kijów. Otrzymali też zadanie pacyfikacji stołecznych przedmieść i dzielnic, a także wytropienia i zgładzenia prezydenta Wołodymyra Zełenskiego i innych ukraińskich przywódców.

Żołnierzom specjalnie wybranym do oddziału „tropicieli” rozdano talie kart do gry z podobiznami wytypowanych do zagłady polityków i wojskowych (podobne karty mieli amerykańscy żołnierze podczas ataku na Irak w 2003 r. – tyle że Husajna mieli ująć, a nie zamordować).

Bitwa pod Hostomlem

Jeszcze w piątek 25 lutego, drugiego dnia wojny, Czeczeni przechwalali się wojennymi trofeami zdobytymi na Ukraińcach w ich bazie wojennej na podkijowskim lotnisku Hostomel. Nazajutrz, w sobotę, w pobliżu tego samego lotniska ukraińscy żołnierze roztrzaskali czeczeńską kolumnę z amerykańskich bazook Javelin i tureckich samolotów bezzałogowych. Doszczętnie zniszczonych zostało 56 wozów bojowych. Ilu zginęło? Ukraińcy mówią, że co najmniej setka, w tym dowódca oddziału generał Mohammed Tuszajew, a także dowódca oddziału komandosów Anzor Bisajew.

Ramzan Kadyrow, który do niedawna wszystkiemu zaprzeczał i zapewniał, że jego wojsko nie ponosi żadnych strat, a komendanci czują się znakomicie, przyznał w końcu, że są straty. Oficjalnie ogłosił, że na Ukrainie zginęli tylko dwaj jego żołnierze (mieli nazywać się Abdul-bek Taramow i Tamerlan Isajew), a sześciu zostało rannych. „Cóż, sami wybrali sobie żołnierski los” – powiedział i kazał wypłacić rodzinom poległych po milionie rubli.

Ważniejsza od tego, jak bardzo Kadyrow zaniżył swoje straty, stała się jednak wieść, że jego ludzi zdradził oficer rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa. Nie godząc się z bratobójczą wojną Słowian – i żeby przerwać przelew krwi – miał on wydać Ukraińcom kaukaskich górali, których Rosjanie ściągnęli na naddnieprzańskie stepy do pomocy. Miał też przekazać Ukraińcom nagrania z podsłuchów rozmów prowadzonych przez Ramzana Kadyrowa.

Choć nie ma dnia, aby czeczeński przywódca nie składał wiernopoddańczych hołdów rosyjskiemu prezydentowi Władimirowi Putinowi, to okazuje się, że rosyjscy „czekiści” nie ufają mu i śledzą każdy jego krok – z jego wojskowym zausznikiem Daniiłem Martynowem. Z nagrań wynika, że już na początku lutego Czeczeni zostali ściągnięci pod Smoleńsk i Briańsk, aby wziąć udział w ostatnich przygotowaniach do inwazji.

Zaczęło się na Kaukazie

Cofnijmy się sporo w czasie.

Wojenne dzieje Czeczenów nad Dnieprem zaczęły się ponad ćwierć wieku temu – w chwili, gdy rozpadał się Związek Sowiecki, a kaukascy górale – pozazdrościwszy sąsiadom z południowych zboczy: Gruzinom, Ormianom i Azerom – także zażądali niepodległości.

Rosja, dziedziczka Związku Sowieckiego, nie mogąc wiele wskórać, musiała pogodzić się z niepodległościową ucieczką tych dawnych imperialnych prowincji, które w czasach sowieckich cieszyły się statusem republiki. Jednak Czeczenom – podobnie jak Tatarom, Kałmukom, Baszkirom czy Jakutom – ani myślała ustępować. Ich ziemie wchłonęła już dawno do swego terytorium i obawiała się, że secesja jednych może zachęcić innych do pójścia w ich ślady.

Secesja Czeczenów zakończyła się więc zbrojnym najazdem Rosjan i wybuchem dwóch kolejnych kaukaskich wojen. Pierwszą, z lat 1994-96, Czeczeni wygrali. Nie zwyciężyli co prawda na polu bitwy, ale też nie dali się pokonać. Upokorzona Rosja podpisała rozejm, zgodziła się na czeczeńską autonomię i obiecała za kilka lat wrócić do rozmów o przyszłości.

Zamiast układów wybuchła jednak druga wojna czeczeńska. Jesienią 1999 r. Władimir Putin – wyniesiony najpierw do godności premiera, a wkrótce również prezydenta – wydał swojemu wojsku rozkaz najazdu na Czeczenię. Pretekstem do wojny stały się zbrojny zajazd czeczeńskich partyzantów pod wodzą Szamila Basajewa na sąsiedni Dagestan, zamachy bombowe na budynki mieszkalne w Moskwie i Wołgodońsku (Aleksander Litwinienko, były oficer FSB otruty w 2006 r. w Londynie, twierdził, że zostały one przygotowane przez FSB, by oskarżyć Czeczenów i dać pretekst do wojny), a także porwanie dwóch polskich uczonych w Dagestanie.

Podczas nowego najazdu Rosjanie nie wdawali się już w otwarte bitwy z Czeczenami, lecz gromili ich zmasowanym ogniem artylerii i dywanowymi bombardowaniami. Dopiero potem do natarcia ruszały kolumny pancerne i piechota. W przeciwieństwie też do pierwszej wojny, w której walczyli żołnierze z poboru, w tej drugiej bili się już wyłącznie żołnierze zawodowi i kontraktowi.

Nie będąc w stanie przeciwstawić się rosyjskiej potędze, Czeczeni wycofali się w góry, skąd jeszcze przez kilka lat próbowali prowadzić partyzancką wojnę. Zabójczym ciosem okazały się dla nich zamachy Al-Kaidy z 11 września 2001 r. na Nowy Jork i Waszyngton. Ameryka i Zachód wydały odwetową wojnę terrorystycznej międzynarodówce (m.in. najechały na Afganistan) i potrzebowały w niej wsparcia także ze strony Rosji. Czeczeni stracili wcześniejsze współczucie. Sami zresztą przyłożyli do tego rękę, coraz częściej i chętniej odwołując się do terroryzmu (m.in. zamachy na teatr na moskiewskiej Dubrowce w 2002 r. i na szkołę w Biesłanie w 2004 r.) i dżihadyzmu.

Od Iczkerii do Kalifatu

Pierwszy i trzeci czeczeński przywódca – Dżochar Dudajew (1991-96) i Asłan Maschadow (1997-2005) – którzy wcześniej byli oficerami armii sowieckiej (odpowiednio w randze generała i pułkownika), w swoich hasłach odwoływali się do idei Iczkerii, niepodległego państwa Czeczenów. Maschadow tłumaczył, że niepodległość nie miała być aktem wrogości wobec Rosji, ale jedynie zabezpieczeniem przed agresją z jej strony.

Jednak podczas jego prezydentury, która przypadła na czas międzywojnia, wśród Czeczenów doszło do pierwszych podziałów – i poza „niepodległościowcami” pojawili się na Kaukazie zwolennicy przerobienia go na kalifat. Dżihadystom przewodzili drugi prezydent Czeczenii Selim Chan Jandarbijew (rządził przez kilka miesięcy, jako przywódca tymczasowy, od śmierci Dudajewa do elekcji Maschadowa), a przede wszystkim najsławniejszy z czeczeńskich komendantów Szamil Basajew.

Najazd Rosji w 1999 r. pogodził zwaśnione czeczeńskie frakcje. Przedłużająca się i wyniszczająca wojna, a przede wszystkim śmierć przywódców (Jandarbijew zginął w 2004 r., Maschadow został zabity przez Rosjan w 2005 r., a jego następca Abdul Chalim Sadułłajew w 2006 r., tego roku zginął też Basajew) sprawiły, że wśród czeczeńskich partyzantów coraz bardziej górę brali dżihadyści. W roku 2007 piąty prezydent, Doku Umarow, oficjalnie wyparł się Iczkerii i ogłosił powstanie w górach Emiratu Kaukaskiego, sprzymierzonego z Al-Kaidą (Umarow zginął w 2013 r.).

Rządy Kadyrowów

Przed zimową olimpiadą w Soczi w 2014 r. Rosja dokonała brutalnej pacyfikacji Kaukazu i niedobitki tamtejszych dżihadystów wolały uciekać do Iraku i Syrii, żeby zaciągnąć się na tamtejsze wojny do armii Państwa Islamskiego. „Niepodległościowcom” zostawała emigracja do zachodniej Europy, gdzie rolę ich przywódcy pełni osiadły w Londynie Ahmed Zakajew.

W Groznym zaś nastały rządy Kadyrowów, którzy wybrali służbę dla Rosji. Ahmed Kadyrow (ojciec Ramzana), który podczas pierwszej wojny czeczeńskiej – jako mufti, przywódca duchowy czeczeńskich muzułmanów – stał po stronie Dudajewa i Maschadowa, w drugiej wojnie, zrażony wpływami dżihadystów, przeszedł do obozu Rosji. Rosjanom bardzo na pozyskaniu Kadyrowa zależało. Mieli nadzieję, że jako przedstawiciel najliczniejszej wśród Czeczenów wspólnoty rodowo-terytorialnej pociągnie za sobą rodaków i zapewni Kremlowi ich poparcie.

Nagrodą za kolaborację była prezydentura, którą Rosjanie powierzyli mu w 2003 r.

Rok później Kadyrow-senior zginął w zamachu bombowym, a Putin namaścił na jego następcę jego syna Ramzana (nie miał jeszcze trzydziestki i choć pozostawał rzeczywistym władcą, formalnie prezydentem został dopiero w 2007 r.).

Ramzan Kadyrow otrzymał od Putina zadanie zaprowadzenia spokoju – choćby więziennego – w zbuntowanej Czeczenii. Dostał też od Kremla wolną rękę i nieograniczony dostęp do państwowego skarbca.

Sprawił się znakomicie. Stosując brutalną siłę, nie licząc się z nikim – z wyjątkiem Putina – i z niczym, zaprowadził w Czeczenii rządy terroru. Ukrywających się w górach rodaków-partyzantów bez litości tropił i zabijał. Albo składał propozycję nie do odrzucenia – darował im życie w zamian za przejście na służbę w jego kadyrowskim wojsku i ślepe posłuszeństwo.

Wielu partyzantów przyjęło ofertę, a będąc dozgonnymi dłużnikami Ramzana, wykonywali wszystkie jego rozkazy. On zaś, jako dozgonny dłużnik Putina, nie tylko wykonuje wszystkie rozkazy, ale stara się odgadywać myśli i wyręczać kremlowskiego patrona.

„Północ”, „Południe” i rywale

Rekrutowane początkowo z byłych partyzantów oddziały zbrojne, mające tworzyć armię Kadyrowa, podzielone zostały w końcu na pułki: „Północ” (stacjonujący w Groznym) i „Południe” (z bazą w górskim Wedeno). Konkurencyjne jednostki – pułki „Zachód” i „Wschód”, również składające się z byłych partyzantów, ale podległe politycznym rywalom Kadyrowa oraz niechętnemu mu rosyjskiemu wojsku i wywiadowi wojskowemu – zostały na rozkaz Kremla rozwiązane, a ich dowódcy wkrótce zginęli w zamachach.

Dziś oba pułki liczą po około tysiąc żołnierzy i służą w nich wyłącznie Czeczeni. Choć formalnie podlegają rosyjskiemu MSW, faktycznie są prywatną armią Kadyrowa i zapewniają mu władzę nad Czeczenią. Za pretorian Ramzana uważany był zwłaszcza pułk „Północ” – ten wybity teraz pod Hostomlem.

Kadyrow straszy nimi swoich wrogów, a także użycza ich Putinowi, ilekroć stają się potrzebni. W 2008 r. wojska Kadyrowa wzięły udział w rosyjskim najeździe na Gruzję, a w roku 2014 – na Krym i Donbas. W 2017 r. pojechały wspierać Rosjan w Syrii. Żołnierze i byli żołnierze czeczeńskich pułków „Północ” i „Południe” figurują też w policyjnych kartotekach w sprawach najgłośniejszych zabójstw politycznych w Rosji (były oficer pułku „Północ” Zaur Dadajew został skazany na 20 lat więzienia jako zabójca przywódcy rosyjskiej opozycji Borysa Niemcowa, zastrzelonego w 2015 r. pod murami Kremla).

Generał Mohammed Tuszajew – dowódca pułku „Północ”, który według Ukraińców zginął w zasadzce pod hostomelskim lotniskiem – zasłynął wcześniej także jako szef brutalnej kampanii przeciwko homoseksualistom w Czeczenii. Objął dowództwo pułku w 2017 r., gdy jego poprzednik Rachman Abdulkadyrow został zwolniony za ściąganie haraczy ze swoich podwładnych i zarzut zabójstwa trzech kobiet.

Po stronie ukraińskiej

Podczas wojny w Donbasie, ale po ukraińskiej stronie, także bili się Czeczeni – ci wciąż opowiadający się za niepodległą Iczkerią i uważający Kadyrowa oraz jego wojsko za kolaborantów i zdrajców.

Wielu z nich osiadło na Ukrainie po tamtej przegranej wojnie czeczeńskiej, by schronić się przed terrorem Kadyrowa. Inni ściągnęli na donbaską wojnę przeciwko Rosji z zachodniej Europy. Dowódcą oddziału czeczeńskich ochotników został Isa Munajew, weteran wojen z przełomu wieków; ciężko ranny w 2004 r., wyjechał na leczenie i otrzymał azyl polityczny w Danii. Podczas wojny w Donbasie jego pułk, liczący pół tysiąca czeczeńskich ochotników, przybrał nazwę Pułku imienia Dżochara Dudajewa. Drugi oddział ochotników, utworzony w Danii przez Munajewa, przyjął imię Pułku imienia Szejka Mansura.

W roku 2015 Munajew zginął w bitwie o Debalcewo, a jego następcą ogłoszono Adama Osmajewa.

Osmajew, pochodzący z zamożnej czeczeńskiej rodziny i wykształcony na najlepszych uczelniach w Wielkiej Brytanii, także walczył w Donbasie, ale sławę na tamtej wojnie zdobyła przede wszystkim jego żona Amina Okujewa – lekarka i żołnierka z pierwszej linii frontu. W 2017 r. oboje stali się w Kijowie celem zamachu, zapewne rosyjskich służb – ona zginęła, on został ranny.

Prawdziwi Czeczeni

Teraz Osmajew, dziś już 43-latek, znów walczy na czele swoich ochotniczych oddziałów po stronie ukraińskiej. Według szacunków czeczeńskiej diaspory służy w nich 200-300 dawnych partyzantów, a kolejni są w drodze. Zapewniają o tym dawni towarzysze Maschadowa, a dziś emigracyjni przywódcy Ahmad Zakajew z Londynu i Husajn Ischanow z Wiednia.

„Jak śmiecie nazywać się pułkiem Szejka Mansura? To my jesteśmy jego potomkami, a was, dawnych Czeczenów, którzyście zaprzedali się Europie, zgładzimy, gdziebyście się nie schowali” – grozi Ramzan Kadyrow i kusi Putina, że wystarczy przestać ceregielić się z ukraińskimi cywilami, a zwycięstwo w wojnie przyjdzie prędko.

„Niepodległościowcy” nie pozostają dłużni. Twierdzą, że „kadyrowców” zginęło na Ukrainie tak wielu, że ich zwłoki wywożone są na Białoruś i dopiero stamtąd, po cichu, po dwa-trzy trupy, sprowadzane do Czeczenii, aby nie wywołać wśród rodzin paniki, nie posiać buntu.

Osmajew zapewnia Ukraińców, że prawdziwi Czeczeni walczą po ich stronie. „Tamci to sprzedawczyki, nie Czeczeni – powiada. – Nie ma się więc co ich bać”.©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 11/2022