Trybunał i Afrykanie

Burundi, niewielki kraj znad jeziora Tanganika, jako pierwsze na świecie wystąpiło z Międzynarodowego Trybunału Karnego, powołanego na przełomie wieków do sądzenia zbrodni wojennych i przeciwko ludzkości.

30.10.2017

Czyta się kilka minut

Mieszkańcy Bużumbury, stolicy Burundi, świętują wystąpienie kraju z Międzynarodowego Trybunału Karnego. 28.10.2017 r. / Fot. STR/ AFP/EAST NEWS
Mieszkańcy Bużumbury, stolicy Burundi, świętują wystąpienie kraju z Międzynarodowego Trybunału Karnego. 28.10.2017 r. / Fot. STR/ AFP/EAST NEWS

W piątek minął przewidziany prawem dwunastomiesięczny okres separacji, po upływie którego złożony przez Burundi w 2016 r. w ONZ wniosek rozwodowy wszedł w życie. W ten sposób liczba państw, podlegających jurysdykcji Międzynarodowego Trybunału Karnego zmniejszyła się do 123. To i tak szczęście w nieszczęściu. Rok temu, poza Burundi, wnioski rozwodowe złożyła Południowa Afryka i Gambia, a w styczniu Unia Afrykańska wezwała państwa Czarnego Lądu, by wszystkie wypisały się z trybunału. Afrykański exodus, gdyby do niego doszło, oznaczałby spektakularną klęskę, a może nawet faktyczną śmierć sądu, który miał położyć kres bezkarności za wojenne zbrodnie, ale być także pomnikiem triumfu liberalizmu nad totalitaryzmem i nowych, lepszych czasów, epoki globalizmu i międzynarodowej solidarności. Jednym z jego najgorętszych orędowników był Nelson Mandela, ówczesny prezydent Południowej Afryki, która właśnie wyzwoliła się z ustroju rasowej segregacji.

Rozczarowanie, nieufność, wrogość

Powszechny entuzjazm i nadzieja, towarzyszące powołaniu (1998 r.) i inauguracji (2002 r.) Międzynarodowego Trybunału Karnego sprawiły, że gratulując sobie sukcesu, jego twórcy zlekceważyli fakt, iż od samego początku poddania się jurysdykcji światowego sądu odmówiły USA, jedyne wtedy światowe mocarstwo, a także Rosja, Chiny, Indie czy Izrael. Sprzeciw Waszyngtonu, Moskwy i Pekinu oznaczał, że jurysdykcję trybunału uznały tylko dwa z pięciu stałych członków Rady Bezpieczeństwa NZ – Francja i Wielka Brytania. Zrobiło to zaś aż dwie trzecie państw Czarnego Lądu. Żaden inny kontynent nie poparł światowego sądu tak zgodnie i licznie. Afrykański exodus byłby więc dla trybunału rzeczą szczególnie przykrą.

Rozczarowanie Afryki międzynarodowym trybunałem narastało z każdym rokiem jego działalności, a w ostatnich latach przerodziło się w nieufność, a nawet wrogość. Wzięła się ona z tego, że w ciągu piętnastu lat swojego istnienia trybunał zajmuje się tylko Afryką. Oskarża, ściga listami gończymi, sądzi, skazuje i więzi wyłącznie Afrykanów. Jakby tylko na Czarnym Lądzie wybuchały wojny i dopuszczano się zbrodni, a jego mieszkańcy byli barbarzyńcami, zasługującymi na karę i potępienie (poza Afryką trybunał prowadzi jedynie wstępne śledztwo w sprawie zbrodni, popełnionych podczas rosyjsko-gruzińskiej wojny w 2008 r.).

Przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym stanęli lub czekają w haskim areszcie na swój proces partyzanccy komendanci z Konga-Kinszasy, Ugandy, Mali, Libii, były prezydent Wybrzeża Kości Słoniowej Laurent Gbagbo, prezydent i wiceprezydent Kenii Uhuru Kenyatta i William Ruto. Listy gończe rozesłano za prezydentem Sudanu Omarem al-Baszirem, watażkami z Konga, Ugandy, Republiki Środkowoafrykańskiej.

„Sąd, przed którym biali sądzą czarnych”

Sprawami, które najbardziej zraziły Afrykanów do trybunału były te, jakie wytoczył on przeciwko prezydentom Sudanu i Kenii. Umar al-Baszir, władca z Chartumu, został pierwszym urzędującym przywódcą państwa, za którym wydano listy gończe. Sudan nie uznaje jurysdykcji Międzynarodowego Trybunalu Karnego, ale dochodzenie w sprawie zbrodni, popełnionych przez rządowe wojska tłumiące rebelię w prowincji Darfur przeprowadzono na polecenie Rady Bezpieczeństwa NZ (śledztwa wszczyna się na wniosek państw członkowskich, Rady Bezpieczeństwa NZ lub prokuratorów trybunału). Wykazało ono, że za milczącym przyzwoleniem sudańskiego prezydenta, wspierające rząd milicje zbrojne wymordowały w Darfurze prawie ćwierć miliona ludzi. Baszir wszystkiemu zaprzeczał. Ignorował rozesłane za nim listy gończe, ale i tak utrudniały mu prezydenckie życie. Układając trasy oficjalnych podróży musiał wystrzegać się stolic, w których nie miałby zapewnionych nietykalności i bezpieczeństwa. Wykazywał się wyjątkową ostrożnością, ale i tak nie uniknął przykrości. Kiedy dwa lata temu wybrał się do Johannesburga na naradę przywódców Unii Afrykańskiej, południowoafrykański sąd polecił go zatrzymać jak ściganego listami gończymi przestępcę. Z opresji wyratowała Sudańczyka interwencja gospodarza, prezydenta Jacoba Zumy, który zabronił aresztować sudańskiego gościa.

Kenijczyk Uhuru Kenyatta, syn pierwszego prezydenta Kenii Jomo Kenyatty (1964-78), został oskarżony o zbrodnie, do jakich doszło podczas zamieszek, jakie wybuchły po wyborach w grudniu 2007 r. Rozruchy przerodziły się wówczas w wojnę domową, podczas której zginęło prawie półtora tysiąca ludzi. Trybunał zarzucił Kenyatcie, że finansował bojówki jego rodaków Kikujusów, toczących walki ze zwaśnionymi Kalendżinami i Luo. Sprawę przeciwko Kenyatcie wytoczono w dodatku tuż przed wyborami, w których zamierzał sam ubiegać się o prezydenturę.

Wygrał elekcję, a przestrogi haskiego trybunału, by Kenijczycy nie wybierali sobie na prezydenta kogoś, kto może zostać skazany na więzienie, tylko ułatwiły mu zwycięstwo. Kenyatta przekonywał, że jest ofiarą zachodnich imperialistów, którym nie podoba się jego niezależność i którzy bezceremonialnie wtrącają się w wewnętrzne sprawy Kenii. W przeciwieństwie do Sudańczyka, postanowił poddać się haskiej sprawiedliwości i udowodnić swoją niewinność. Jako pierwszy w historii urzędujący prezydenta składał zeznania przed trybunałem, a sędziów i prokuratorów z Hagi, prosił jedynie, by wyznaczane przez nich terminy rozpraw i przesłuchań nie utrudniały mu wykonywania obowiązków szefa kenijskiego państwa.


STRONA ŚWIATA – czytaj także poprzednie teksty ze specjalnego cyklu Wojciecha Jagielskiego >>>


Proces Kenyatty i pościg za Baszirem zraziły Afrykę do międzynarodowego trybunału. Z braku dowodów winy – świadkowie oskarżenia wycofali swoje zeznania i skargi – trybunał oddalił w końcu zarzuty wobec prezydenta Kenii, a wobec braku wszelkiego wsparcia, także ze strony Rady Bezpieczeństwa NZ, zawiesił także śledztwo w sprawie zbrodni z sudańskiego Darfuru. Unia Afrykańska zachęcała państwa członkowskie, by nie obawiały się gościć u siebie ściganego listami gończymi prezydenta Sudanu i ignorowały wezwania Hagi, by go aresztować i wydać. A przyglądając się przesłuchaniom Kenyatty, jego afrykańscy koledzy po fachu zażądali, by haskim sędziom i prokuratorom zabronić prowadzenia śledztw i procesów przeciwko panującym szefom państw.

Afrykańskim prezydentom bez większego trudu udało się przekonać swoich obywateli, że trybunał z Hagi to „sąd, przed którym biali sądzą czarnych”. I że służy on wyłącznie po to, by Zachód mógł dalej gnębić Afrykę i pozbywać się niewygodnych mu afrykańskich przywódców. Na nic zdał się awans w 2012 r. Gambijki Fatou Bensoudy na stanowisko prokuratora generalnego trybunału, ani jej argumenty, że większość prowadzonych w Hadze śledztw i procesów odbywa się przecież na prośbę samych afrykańskich przywódców. 

Mżawka nad trybunałem

Jesienią zeszłego roku Południowa Afryka jako pierwsza powiadomiła sekretarza generalnego ONZ, że występuje z haskiego trybunału nie mogąc pogodzić się z tym, że wydawane przez niego listy gończe są ważniejsze niż przywilej nietykalności, przysługujący szefom państw. Niedługo potem rozwodowe wnioski złożyły Burundi i Gambia, twierdząc, że światowy sąd stał się w rękach Zachodu politycznym narzędziem, by wtrącać się w sprawy Afryki. 

W styczniu Unia Afrykańska zaproponowała państwom członkowskim, żeby złożyły zbiorowy wniosek rozwodowy albo wymusiły na światowym trybunale wydzielenie specjalnego sądu afrykańskiego, przed którym obywatele Afryki mogliby sądzić się sami. Nad wystąpieniem z haskiego trybunału zaczęły się zastanawiać Etiopia, Kenia, Uganda, Rwanda, Tanzania, Zambia, Namibia, Czad, Kongo-Brazzaville. Wśród Afrykanów doszło w tej sprawie do rozłamu. Podczas gdy wschodnia Afryka odsądzała haski trybunał od czci i wiary, na zachodzie kontynentu znajdował on obrońców.

Burzowe chmury, jakie zaczęły nadciągać z Afryki nad haski trybunał, zakończyły się w końcu tylko mżawką. W marcu Południowa Afryka rozmyśliła się i wycofała wniosek o rozwód. Jeszcze w lutym zmieniła zdanie także Gambia, gdzie dyktatora Yahyę Jammeha, wroga światowego sądu, zastąpił na stanowisku prezydenta Adama Barrow, admirator trybunału. W rezultacie z trybunałem rozstało się tylko Burundi, którego władze chcą w ten sposób uniknąć procesu o zbrodnie przeciwko ludzkości, o jakie oskarżyli je we wrześniu śledczy światowego sądu. Odkąd dwa lata temu burundyjski prezydent postanowił zmienić konstytucję, by móc rządzić przez kolejne kadencje, w krwawych rozruchach zginęło tam prawie dwa tysiące ludzi, a pół miliona straciło dach nad głową.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej