Trudna walka z lichwą

Nadzór finansowy przymierza się do objęcia kontrolą firm, w których ludzie pożyczają pieniądze poza systemem bankowym...

22.07.2013

Czyta się kilka minut

...Regulacje są potrzebne, ale urzędnicy muszą uważać: zbyt mocne ograniczenie „chwilówek” mogłoby przynieść więcej szkody niż pożytku.


Ponad 200 stwierdzonych naruszeń prawa w 30 sprawdzonych firmach pożyczkowych – to efekt działań Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, którego pracownicy w ostatnich miesiącach analizowali ich działalność. Teraz każda z nich będzie musiała się tłumaczyć i najpewniej zmienić zapisy w umowach. Pozostaje pytanie: co z wysokimi kosztami, które każą sobie płacić tego typu przedsiębiorstwa za udzielenie pożyczki?

KLIENT NIE WIE, ILE ZAPŁACI

UOKiK przygotował obszerny raport o „opłatach stosowanych przez instytucje parabankowe”. Musimy jednak pamiętać, że samo słowo „parabank” może wprowadzać w błąd. Żadna ze skontrolowanych firm nie gromadzi depozytów – coś, co charakteryzowało zbankrutowane z hukiem w ubiegłym roku Amber Gold. Sprawa dotyczy instytucji, które zajmują się tylko udzielaniem pożyczek ze środków własnych.

Lista zarzutów Urzędu jest długa. Niezależnie od wysokości opłat: okazuje się np., że osoba, która przychodzi po szybką gotówkę, zwykle nie dostanie pełnej informacji na temat całkowitych kosztów zobowiązania. Jak pisze UOKiK, część firm przed podpisaniem umowy w ogóle nie przekazuje formularza informacyjnego, mimo że jest do tego zobowiązana. Inne wysyłają go dopiero po przelaniu pieniędzy na konto klienta. Co więcej: gdy już tak się stanie, w dokumentach znajdzie się wiele nieprawdziwych zapisów. Jako przykład urzędnicy podają sformułowanie, w którym jedna z firm pisze, że oprocentowanie zaciąganego zobowiązania jest stałe, w innym miejscu jednak dodaje, że może ono pójść w górę po podwyżce stóp procentowych w Polsce. W rzeczywistości więc oprocentowanie jest zmienne, ale klient dowie się o tym albo już po podpisaniu umowy, albo dopiero gdy przyjdzie mu zapłacić wyższą ratę.

Zdarzają się mniej wyrafinowane metody. Jedna z firm każe sobie płacić za rozpatrzenie wniosku o pożyczkę, potem jej nie udziela, ale pieniędzy już nie zwraca.

OPROCENTOWANIE TO NAJMNIEJSZY KOSZT

Przepisy tzw. ustawy antylichwiarskiej nakazują wszystkim instytucjom finansowym pobierać oprocentowanie nie wyższe niż „czterokrotność stopy lombardowej” ustalanej przez NBP. Po ośmiu z rzędu cięciach stóp procentowych, z którymi ostatnio mieliśmy do czynienia, ta stopa wynosi dziś 4 proc. Oprocentowanie pożyczek nie powinno zatem wynosić więcej niż 16 proc., bez względu na to, czy mówimy o banku, SKOK-u, czy o innej instytucji.

Przedsiębiorstwa udzielające pożyczek zarabiają więc na dodatkowych opłatach, które nie są oprocentowaniem i tym samym nie podlegają maksymalnym limitom. To wszelkiego rodzaju koszty przygotowawcze, ubezpieczenia czy bardzo popularne opłaty za to, że po odbiór cotygodniowej raty pracownik firmy zgłasza się w domu klienta.

Weźmy pożyczkę w wysokości tysiąca zł. Po rozłożeniu jej na 45 tygodniowych rat, może się okazać, że same opłaty za ich odbiór w domu sięgają 490 zł, czyli prawie połowy pożyczonej kwoty. Natomiast przy pożyczce w wysokości 7 tys. zł na 90 tygodni, opłaty za domowe wizyty rosną do ponad 4 tys. zł! Z tych dwóch przykładów wynika jeszcze jeden zarzut UOKiK-u: wysokość opłaty za domową wizytę nie jest związana z wartością samej usługi, a zależy od kwoty zobowiązania.

DZIAŁALNOŚĆ FIRM POWINNA BYĆ REJESTROWANA

Z „szybkiej gotówki” najczęściej korzystają osoby, które w normalnym banku nie mają szans: nie pozwalają im na to niskie lub nieregularne dochody albo brak stałej pracy. Czy ograniczenie im możliwości legalnego zadłużenia się poza systemem bankowym spowoduje, że w ogóle z takich pomysłów zrezygnują?

– Absolutnie nie – mówi Andrzej Roter, dyrektor generalny Konferencji Przedsiębiorstw Finansowych (organizacji zrzeszającej kilka sektorów rynku usług finansowych, w tym część największych firm pożyczkowych). – Tacy klienci pieniądze zawsze znajdą, bo permanentnie brakuje im gotówki w małych kwotach przez krótki czas, i to w sprawach podstawowej dla nich wagi. Jeżeli nie znajdą ich w legalnej firmie, pójdą na czarny rynek, który przy zbyt mocnym czy nieracjonalnym zaostrzeniu przepisów będzie się znakomicie rozwijał.

Roter przyznaje, że nawet on dokładnie nie wie, ile tego typu przedsiębiorstw działa obecnie w Polsce. UOKiK naliczył ich ok. 70, ale urzędnicy mówią, że lista zapewne jest niepełna. Mówimy wszak nie tylko o gigantach, jak Provident, ProfiCredit czy Optima, ale o w większości małych podmiotach czy osobach, prowadzących działalność pożyczkową lokalnie.

Dlatego według mojego rozmówcy, zamiast roztrząsać kwestię wysokich kosztów, w pierwszej kolejności należałoby się zająć stworzeniem oficjalnej listy takich firm. Nic przecież nie stoi na przeszkodzie, by ich działalność podlegała rejestracji przez np. Ministerstwo Gospodarki. Aby jej dokonać, trzeba byłoby spełnić określone wymogi kapitałowe i mieć ubezpieczenie. Jasny byłby też podział na tych, którzy działają legalnie, i tych, którzy stanowią szarą strefę (niezarejestrowanych). Dopiero wówczas, znając chociażby wielkość rynku, można zająć się regulowaniem przepisów dotyczących opłat stosowanych przez przedsiębiorstwa.

SKĄD SIĘ BIERZE KILKA TYSIĘCY PROCENT

UOKiK chciałby ustalić maksymalną granicę kosztów kredytu, wyrażaną za pomocą wskaźnika RRSO, czyli tzw. rzeczywistej rocznej stopy oprocentowania. Problem w tym, że o ile w teorii RRSO jest dość wygodnym wskaźnikiem, w praktyce wiele osób go nie rozumie. W założeniu ma pokazać w procentach całkowite koszty, łącząc w sobie zarówno oprocentowanie, jak i dodatkowe opłaty. Do obliczeń włącza się jednak jeszcze inne wartości: im krótszy okres spłaty rat i większa ich częstotliwość (np. tygodniowa), tym RRSO jest wyższe. Stąd właśnie bierze się oprocentowanie szybkich pożyczek na poziomie kilkuset czy kilku tysięcy procent, np. dla kwoty 1000 zł pożyczanych na miesiąc, po uwzględnieniu wszystkich kosztów w wysokości 285 zł (oddajemy w sumie 1285 złotych), stopa RRSO przekroczy 2 tysiące procent.

Taki wskaźnik – choć pokazuje, że pożyczka jest droga – pozostaje mało czytelny. Rodzi się pytanie, na jakim poziomie ustalić maksymalny limit RRSO i sprawić, by sam wskaźnik był jaśniejszy? A może zdać się na wolny rynek, na którym konkurencja między zarejestrowanymi firmami zmusi je do obniżki cen?

Kto będzie chciał, i tak znajdzie sposób na obejście nowych przepisów, podobnie jak to było w przypadku ustawy antylichwiarskiej. Klientom instytucji finansowych pozostaje więc zachować zdrowy rozsądek i samodzielnie porównywać koszty pożyczek według dość prostej zasady: wysokość pojedynczej raty (którą musimy poznać przed zaciągnięciem zobowiązania) mnożymy przez ich liczbę. Do tego dodajemy wszystkie dodatkowe opłaty, które ponieśliśmy, i wybieramy tę ofertę, gdzie całkowita suma będzie najniższa. 


ŁUKASZ PAŁKA jest analitykiem portalu finansowego Money.pl. Stale współpracuje z „TP”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2013