Transfer pamięci

Przed premierą "Transferu! zarówno wielbiciele, jak i wrogowie teatru Jana Klaty zastanawiali się, czy znany z bezkompromisowości reżyser posiada wystarczająco dużo subtelności i taktu, by podjąć delikatną, bolesną materię wspomnień przesiedleńców.

01.12.2006

Czyta się kilka minut

 /
/

Na szczęście obawy okazały się nieuzasadnione. "Transfer!" jest krzykiem tylko wtedy, gdy jest to konieczne. Poza tym - rozmową i szeptem. To ogromne zaskoczenie na tle dotychczasowych inscenizacji Klaty. Właściwie tylko jedna, otwierająca spektakl i kilkakrotnie powracająca scena pozwala od razu rozpoznać szczególny charakter scenicznego pisma reżysera. Z ciemności wyłania się wysoko zawieszona platforma, na której siedzą aktorzy ucharakteryzowani na Churchilla, Roosevelta i Stalina (nazwanych Chu, Roo i Sta). Jałtańska trójca łapie za elektryczne instrumenty i zmienia się w apokaliptyczny rockowy tercet, z zaangażowaniem wykonujący "Transmission" Joy Division. Takie chwyty w teatrze Klaty zazwyczaj mają komiczno-groteskowy charakter, tym razem wrażenie jest zupełnie inne. Makabryczne.

Sceny konferencji w Jałcie ("Riwierze Hadesu") napisane zostały w całości przez Klatę. Moment podejmowania jednej z najbardziej tragicznych w skutkach decyzji we współczesnych dziejach Europy przedstawiony został w karykaturalnym skrócie, jako rodzaj politycznej szopki. Bezzasadne jest krytykowanie nie dość pogłębionej historiozofii spektaklu - jego wartością nie jest chłodny obiektywizm, lecz siła protestu. O losach świata decydują nie antyczni bogowie, lecz upiorne kukły: unieruchomiony na wózku inwalidzkim, milczący, bezwolny Roosevelt, narcystyczny, upajający się swoim płynnym pustosłowiem Churchill i cyniczny kabotyn Stalin (ostro i pewnie prowadzone role Zdzisława Kuźniara, Wiesława Cichego i Przemysława Bluszcza). Jedzą, piją, opowiadają sobie anegdotki, popisują się, podśpiewują, prawią sobie nawzajem pochlebstwa. A równocześnie trzeźwo kalkulują bilans zysków i strat. Podział Europy dokona się bez mapy, przy pomocy trzech zapałek.

W cieniu platformy, w głębi sceny wysypanej ziemią, stoją rzędem krzesełka, na których czekają na swoją kolej niemieccy i polscy przesiedleńcy: ci, którzy zostali wygnani ze swoich wrocławskich, (i nie tylko) mieszkań i oskarżeni o zbrodnie, których nie byli winni, oraz ci, którzy po przetrwaniu cudem wojennej gehenny zostali rzuceni w dymiące ruiny miast na Ziemiach Odzyskanych, pozbawieni nawet prawa do wspomnień o przeszłości w kresowych majątkach.

Na scenie znajduje się piątka Polaków i piątka Niemców; to z ich pamięci utkany został spektakl Klaty, to oni, obecni cały czas na scenie, po raz kolejny przeżywają wojenne wydarzenia, opowiadając je i odgrywając. Z bólem i z ulgą, wstydem i wzruszeniem, czasami w geście obronnym chowając się za maskami i wojennymi dowcipami. Mówią po polsku i po niemiecku, ale w pewnym momencie - co jest dowodem na skuteczność obranej przez Klatę strategii - widz przestaje rozróżniać narodowość. Ze strzępów opowieści powoli zaczynają wyłaniać się kompletne historie, widzimy nie teatralne postaci wypowiadające się, by poprzeć lub podważyć określoną tezę, ale bardzo różnych ludzi, o odmiennych charakterach i temperamentach.

Zadziwiające, jak różne rzeczy zapamiętali z podobnych w gruncie rzeczy wydarzeń uczestnicy spektaklu, z jak różnej perspektywy patrzą na swój los. Rozpiętość emocji jest ogromna - od wygłaszanej przez ściśnięte gardło, ze wzrokiem uciekającym w bok, opowieści Hanne-Lore Pretzsch o gwałcie dokonanym na jej matce przez żołdaków do cudownie autoironicznej relacji Jana Charewicza o działalności konspiracyjnej, podczas której wykonał jeden jedyny strzał - do pudełka w piwnicy. Kolejne mity wojenne ulegają demaskacji, nie autorytarną decyzją reżysera, ale wolą i wysiłkiem samych uczestników wojny, którzy odważnie przekraczają granice wstydu.

Tajemnicą Klaty zapewne pozostanie, jak udało mu się osiągnąć tak znakomite efekty w pracy na scenie z nieaktorami, na dodatek ludźmi w bardzo podeszłym wieku. Uczestnicy-współtwórcy spektaklu zachowują się na scenie z wielką swobodą, świetnie radzą sobie z dużymi partiami tekstu i precyzyjnym rytmem spektaklu. Z anonimową masą widzów rozmawiają z takim zaufaniem, jakby znajdowali się w zaufanym kręgu najbliższej rodziny. Przedwojenne szlachetne maniery i gesty, kresowe akcenty, uwodzące widza talenty gawędziarskie - nie tylko nieodpartą siłą prawdy tragicznych przeżyć, ale i intensywnością scenicznego bycia obsada "Transferu!" wygrywa z teatralnymi profesjonalistami.

Reżyserując ten wrocławsko-berliński spektakl, Klata wykazał się skromnością i taktem, oddając scenę niemal całkowicie we władanie jego bohaterów. Poza wątkiem jałtańskim, efekty inscenizacyjne zostały ograniczone do minimum. Pojedyncze rekwizyty i sceny przemawiają jednak z ogromną siłą: tekturowy czołg, stary wytarty miś, dwie choinki, które pojawiły się w dzielonym przez Polaków i Niemców mieszkaniu, padające na scenę pióra z pierzyny rozdartej podczas kłótni Polki i Ukrainki o łupy po zabitej Żydówce. Wielką siłę mają wystąpienia 80-letniej Karoliny Kozak, która ? cappella śpiewa długą ludową pieśń o zdradzie i przebaczeniu oraz odczytuje z pożółkłego zeszyciku niekończącą się listę nazwisk Polaków i Ukraińców, mieszkańców rodzinnej wsi. Postanowiła ocalić od zapomnienia pamięć o rozbitej wspólnocie. To zarazem apel poległych, tren i dziękczynna litania za ocalenie.

Zaskakującym elementem przedstawienia jest wprowadzenie na scenę osoby odbiegającej znacząco od reszty - młodego niemieckiego pisarza. Opowieściom przesiedleńców wyliczających miasta, w których zatrzymywali się podczas wojennej tułaczki, i języki, w jakich wystawiano im kolejne świadectwa szkolne, przeciwstawia on listę światowych metropolii, w których zamieszkiwał podczas swoich podróży. Z dumą kosmopolity stwierdza, że jego ojczyzna to walizka, w której mieści się cały skromny majątek. Słowo Heimat kojarzy mu się z niemieckim poczuciem winy za wojnę, z niebezpiecznymi ideologiami; to, co z początku widz skłonny jest brać za wyraz nader lekkiego stosunku do życia beztroskiego hedonisty, okazuje się mieć znacznie głębsze podłoże. Matthias Goeritz to syn Niemca w dramatycznych okolicznościach wysiedlonego z Kłajpedy. Szukając miejsca na ziemi, trafił w końcu do Wrocławia.

Klata swoim spektaklem niejako odkupuje poczucie winy osób z pokolenia Goeritza i młodszych. Osób, które słuchając wstrząsających i fascynujących opowieści swoich dziadków i pradziadków, nieraz obiecywały sobie ich utrwalenie. Nagranie i zapisanie ich wojennych losów, traktowanych jako indywidualne biografie, jako części genealogii poszczególnych rodów i wreszcie element splątanych ze sobą historii kilku narodów. Klata próbuje spłacić dług wobec poprzednich pokoleń: unieśmiertelnia losy niedużej, lecz nadzwyczaj reprezentatywnej grupy mieszkańców naszej części Europy i przekazuje ostrzeżenie dalej. W przyszłość.

"TRANSFER!", scen. i reż.: JAN KLATA, dramaturgia: Dunja Funke, Sebastian Majewski, scenogr.: Mirek Kaczmarek, premiera w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu 18 listopada 2006 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2006