Towarzystwo wątpliwego pochodzenia

Powiernictwo Pruskie: ta kolejna w ostatnim czasie inicjatywa organizacji wypędzonych obciąża stosunki polsko-niemieckie, jakby mało było sporów wokół idei zbudowania w Berlinie Centrum przeciw Wypędzeniom. Atmosfera skandalu rośnie przez fakt, że choć rząd niemiecki dystansuje się od Powiernictwa, to zarazem finansuje pośrednio jego działalność.

04.04.2004

Czyta się kilka minut

Już sama nazwa jest prowokacją: Pruskie Towarzystwo Powiernicze. Pod tym anachronicznie pobrzmiewającym szyldem kryje się firma, która chce reprezentować roszczenia niemieckich obywateli odnośnie “gruntów, nieruchomości i innych majątków w pruskich prowincjach po drugiej stronie Odry i Nysy".

“Konieczne jest zbudowanie organizacji, która będzie mogła zabezpieczyć, względnie podtrzymać, indywidualne roszczenia majątkowe poszczególnych wypędzonych lub ich spadkobierców, i która będzie zajmować się nimi od strony prawnej i gospodarczej". Tak brzmi “podstawowa idea" powołania Preussische Treuhand GmbH und Co. KG (Pruskie Powiernictwo spółka z o.o. i towarzystwo komandytowe), instytucji w styczniu 2003 r. wpisanej do rejestru handlowego w Bonn i działającej z siedzibą w Düsseldorfie. W oświadczeniu założycielskim czytamy: “Mając [w postaci Powiernictwa] takiego pełnomocnika, reprezentującego indywidualne roszczenia, wypędzeni otrzymają strategiczny instrument dla zabezpieczenia skonfiskowanego majątku i doprowadzenia do jego zwrotu".

Pruskie Powiernictwo nie kryje się ze swymi rewizjonistycznymi celami: niemieckie kiedyś grunty i nieruchomości, utracone na rzecz Polski i Czech w wyniku wojny rozpętanej i przegranej przez Niemcy, mają zostać “odzyskane". Szczególnie perfidna i zniekształcająca historię jest deklaracja założycieli Powiernictwa, że przykład będą brać z Jewish Claims Conference - organizacji żydowskiej zajmującej się dochodzeniem od Republiki Federalnej roszczeń majątkowych i odszkodowawczych dla żydowskich ofiar nazizmu. Podobnie jak Jewish Claims Conference, Powiernictwo ma być “organizacją samopomocową, która wystąpi jako pełnomocnik wobec państw winnych zbrodni wypędzenia".

Kto politycznie stoi za tą inicjatywą? Pytana o działalność Powiernictwa Erika Steinbach kilkakrotnie kwestionowała zależność między nim a Związkiem Wypędzonych (BdV), któremu przewodniczy. W jednym z wywiadów mówiła: “Powiernictwo nie ma nic wspólnego z BdV, jego utworzenie nie było z nami konsultowane. To jest osobne przedsięwzięcie". W ubiegłym tygodniu Steinbach i kilkanaście związanych z nią osób z fundacji Centrum przeciw Wypędzeniom wydało nawet specjalne oświadczenie, dystansując się od celów Powiernictwa i krytykując fakt, że porównuje się ono z Jewish Claims Conference.

Takie deklaracje są jednak mało wiarygodne. Nie tylko dlatego, że w oświadczeniu znalazł się apel do rządów Polski i Niemiec, by szukały rozwiązania “otwartych spraw majątkowych" - w sytuacji, gdy zdaniem rządu polskiego takich “otwartych kwestii" po prostu nie ma. Można też postawić pytanie, jak obecne dystansowanie się Eriki Steinbach od poczynań Powiernictwa ma się do wypowiedzi tejże Eriki Steinbach sprzed kilku lat, w których otwarte rzekomo kwestie dotyczące wypędzonych nazywała “jątrzącym ropniem".

Trudno oprzeć się wrażeniu, że do wydawania takich deklaracji skłania Erikę Steinbach dwojaka obawa. Po pierwsze, roszczenia wypędzonych mogą bardzo realnie obciążyć stosunki polsko-niemieckie. Jeśli dojdzie do ich eskalacji, strona polska może odpowiedzieć własnymi roszczeniami wobec Niemiec. A na takim zestawieniu obopólnych krzywd - zważywszy skalę zniszczeń w Polsce w latach 1939-1945 - Republika Federalna, której po 1945 roku udało się uniknąć płacenia reparacji wojennych, dobrze by nie wyszła. Po drugie, Steinbach może się obawiać, że jeśli działalność Powiernictwa obciąży relacje z Polską, to sytuacja taka może uderzyć w jej sztandarowy projekt: Centrum przeciw Wypędzeniom.

Za obiema inicjatywami - zarówno za fundacją Centrum przeciw Wypędzeniom, jak i za Powiernictwem Pruskim - kryją się bowiem instytucje wypędzonych i członkowie władz tych instytucji. Powiązania między Powiernictwem a organizacjami wypędzonych są oczywiste: przewodniczącym rady nadzorczej Powiernictwa jest Rudi Pawelka, równocześnie przewodniczący Ziomkostwa Ślązaków, które wchodzi w skład Związku Wypędzonych [BdV jest federacją, zrzesza kilkanaście ziomkostw - red.]. Zastępcą Pawelki w Powiernictwie jest Hans-Günther Parplies, równocześnie wiceprzewodniczący BdV, czyli zastępca Eriki Steinbach. Sekretariat Parpliesa zajmuje się sprawami Powiernictwa, wykorzystując infrastrukturę biurową Ziomkostwa Prus Wschodnich z siedzibą w Düsseldorfie.

Na razie Powiernictwo rozsyła formularze zainteresowanym, na których ci mieliby określać swoje roszczenia do majątków “w Niemczech Wschodnich", przy czym określenie “Niemcy Wschodnie" nie odnosi się do byłej NRD, ale do polskiego Śląska czy Pomorza. Równocześnie Powiernictwo zachęca do nabywania emitowanych przez siebie akcji - nabywcy staliby się jego udziałowcami - licząc na zebranie w ten sposób kilku milionów euro.

Jeśli wierzyć słowom Pawelki, do Powiernictwa zgłasza się coraz więcej Niemców zainteresowanych dawną własnością za Odrą i Nysą: od jesieni ub.r. - od 30 do 40 osób tygodniowo. Wierzą, że wejście Polski do Unii zwiększy ich szanse. Że uda im się to, co udało się ich rodakom, wywłaszczonym po 1945 r. na terenie sowieckiej strefy okupacyjnej i NRD: swe roszczenia przeciw Republice Federalnej (odmawiającej rekompensat za te wywłaszczenia) skierowali oni w końcu do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu - i wygrali. Pawelka zapowiadał w jednym z wywiadów: “Będziemy rozmawiać z polskimi władzami i, jeśli to nie przyniesie efektu, skierujemy pierwsze pozwy do Trybunału w Strasburgu". W grę wchodzą, zdaniem Pawelki, także inne opcje: pozwy do sądów w Polsce, zbiorowe pozwy w USA albo Europejski Trybunał Sprawiedliwości (instytucja UE).

Pierwsze skutki już widać: w Polsce na nowo rosną obawy przed zachodnim sąsiadem. Pojawiają się głosy - wśród nich Jana Rokity, być może przyszłego premiera - że w odpowiedzi należy przygotować, na wszelki wypadek, listę polskich roszczeń wobec Niemiec. Eksperci pracujący na zlecenie prezydenta Warszawy już ocenili, że wedle obecnego kursu dolara zniszczenia wojenne w stolicy Polski wynosiły 31,5 miliarda dolarów.

Niemiecki rząd wielokrotnie dystansował się od poczynań Powiernictwa. Minister Joschka Fischer mówił w wywiadzie dla “Rzeczpospolitej", że “Powiernictwo nie ma nic wspólnego z polityką rządu Republiki Federalnej". W miniony wtorek podczas wizyty w Warszawie kanclerz Gerhard Schröder - zaproszony przez premiera Millera na obchody 60. rocznicy Powstania Warszawskiego - ostro krytykował Powiernictwo, mówiąc, że “nasza dobra współpraca nie zostanie zakłócona przez organizacje wątpliwego pochodzenia, które wyrażają wątpliwe roszczenia i żądania".

Mimo tych zapewnień, sprawie Powiernictwa towarzyszy jednak atmosfera skandalu: działalność BdV i ziomkostw - ich sekretariaty, biura i cała infrastruktura - nie byłaby możliwa bez dotacji, które otrzymują one od niemieckiego państwa (ok. 18 mln euro rocznie). Bo choć Steinbach aspiruje do reprezentowania dziś prawie dwóch milionów ludzi (niesłusznie zresztą, gdyż wysiedleńcy tylko do pewnego stopnia utożsamiają się z działalnością BdV, a wielu ją krytykuje), to składki członkowskie i darowizny stanowiły w latach 90. mniej niż jedną dziesiątą budżetu organizacji wysiedleńczych. Reszta pochodziła od państwa.

Jeśli Powiernictwo korzysta więc nadal z biur ziomkostw, oznacza to, że jego działania finansuje - nawet jeśli pośrednio i niechcący - także niemiecki podatnik.

Przełożył WP

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
(1935-2020) Dziennikarz, korespondent „Tygodnika Powszechnego” z Niemiec. Wieloletni publicysta mediów niemieckich, amerykańskich i polskich. W 1959 r. zbiegł do Berlina Zachodniego. W latach 60. mieszkał w Nowym Jorku i pracował w amerykańskim „Newsweeku”.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2004