To nie jest kraj dla bizonów

Były atrakcją, pomogły postawić region na nogi, ogłoszono je zagrożeniem dla symbolu polskiej przyrody. Co się wydarzyło w Kurozwękach?

06.07.2015

Czyta się kilka minut

Joanna Kos z bizoniątkiem Popiołkiem  / Fot. Michał Kuźmiński
Joanna Kos z bizoniątkiem Popiołkiem / Fot. Michał Kuźmiński

Bizony mają sjestę. Dorodny byk wyleguje się wśród samic. Inny, który przegrał walkę o pozycję w stadzie, leży w oddali, wyraźnie przygnębiony. W trawie tarza się krowa. Cielęta tulą się matkom pod szyje.

W oddali kościół i dawny klasztor kanoników regularnych, dziś dom Caritasu. To świętokrzyskie Kurozwęki, ongiś rycerskie gniazdo, niedawno popegeerowska ruina, do której los nagle się uśmiechnął. Głównie za sprawą bizonów.

Zwierzęta niczego nie przeczuwają. A wszystko znów ma się zmienić.

Byliśmy naiwni

– Tu był busz – Tomasz, trzydziestolatek w roboczych spodniach, stoi na mostku nad rzeką Czarną i kreśli ręką łuk. – Stąd pałacu nie było widać, takie rosły pokrzywy. Gdy padł PGR, w Kurozwękach bieda była niesamowita.

Pałac pyszni się odrestaurowaną barokową fasadą. Po lewej oranżeria – niedawno rosła w niej trawa, dziś wiszą szkice Mehoffera. Przed nią zielone parasole piwa Żubr. Co zaraz okaże się ironią.

Na pluszowym bizonie fotografują się turyści. Znaki prowadzą do minizoo, labiryntu w kukurydzy i na „Bizon Safari”. Trwa próba mikrofonu.

– Dzięki Bogu, byliśmy wtedy naiwni – wspomina początki Kurozwęk ich dziedzic i hodowca bizonów, Jan Marcin Popiel herbu Sulima. Wysoki, siwy, mówi z francuskim akcentem. – Nie znaliśmy tutejszej kultury.

Jan Marcin Popiel

Świętokrzyskie pełne jest miejsc, przez które przelała się wielka historia, a gdy zmieniła bieg, miejsca te wysychały. Jak książęca Wiślica, cysterski Jędrzejów czy Opatów z legendą o templariuszach. Nawet Sandomierz do niedawna pogrążony był w marazmie. Kurozwęki to też wielka historia: legenda wiąże je z bratem św. Wojciecha, rycerzem Porajem. Zamek zbudował tu w XIV w. Dobiesław z Kurozwęk, którego syn Zawisza nosił tytuł zastępcy króla: Vicarius Regni Poloniae. Stąd małopolscy rycerze pociągnęli na Grunwald. Z czasem zamek zmienia się w pałac. Własnością Popielów staje się w 1833 r. Miejscowość będzie się też kojarzyć ze stadniną, z której pochodziła sama Kasztanka – klacz Józefa Piłsudskiego.

Ostatni właściciel majątku Stanisław Popiel po wojennej niewoli osiadł z rodziną w Belgii. W kraju został jego brat Marcin, który w 1945 r. przyjął święcenia kapłańskie. Majątek zabrało państwo. Stanisław otrzymał stanowisko dyrektora belgijskiego banku w Kongu. Tam, a później w RPA, wychowywał się Jan Marcin. Został inżynierem, budował zapory w Kanadzie.

– Ksiądz Marcin był dla nas jak święty – mówi Jan Marcin Popiel. – Zmarł w 1991 r. I wtedy się okazało, że zdążył odzyskać Kurozwęki. To była wypalona ruina. Mieliśmy zamiar się jej pozbyć, ale nikt z rodziny jej nie chciał. A moi rodzice i ksiądz Marcin kochali to miejsce.

Był 1998 r., gdy Popielowie wrócili do Polski. Piątka ich dzieci poszła do szkół w Kurozwękach i Staszowie. Dziedzic wspomina z tamtych czasów głównie urzędowe korowody. Nikt nie wiedział, jak prywatyzować. Z bratem Pawłem, ekonomistą, wykupili udziały w przeznaczonej do plajty popegeerowskiej stadninie: budynek, stare maszyny i 22 konie. Nie wypalił pomysł na biznes z suszeniem owoców. Wtedy Popiel pojechał na targi POLAGRA.
– Szukaliśmy czegoś nietypowego, żeby ściągnąć turystów. Myśleliśmy: daniele? sarny? A tam trafiłem na hodowcę bizonów z Belgii. Myślę sobie: stuknięty pomysł. Ale to był – mówi – strzał w dziesiątkę.

Pałac bizonów

Przyjazd bizonów do Kurozwęk wspomina Teodozja Guz, która od 2002 r. jest tu przewodnikiem. – Ludzie się cieszyli, że będzie się działo – mówi. – Że przyjadą turyści, będzie z tego obopólna dobroć.

Bizony

Dwadzieścia dwie samice i dwa samce były pierwszymi bizonami amerykańskimi w Polsce. O miejscowości znowu usłyszał cały kraj. – Coś pięknego, co ten człowiek zrobił – mówi Tomasz, który u Popiela pracuje jako majster. – Okolica się rozwinęła dzięki agroturystyce, sklepy zaczęły żyć, ludzie kupują działki. Tu się wszystko zaczęło, dla całego regionu.

Przy drodze do pałacu reklamują się Opatów i Szydłów oraz Park Rozrywki i Miniatur Sabat Krajno („Zobacz cały świat w jednym miejscu”). Do Kurozwęk przyjeżdża sto tysięcy turystów rocznie. Prawie pół miliona wsiadło na ciągnięty traktorem wóz, żeby oglądać bizony. Restauracja serwuje bizonie burgery i carpaccio. Stado rośnie. Dziś to 72 sztuki, w tym trzy byki, 33 jałówki i 12 cieląt.

W zespole pałacowym umowę o pracę ma 40 osób z okolicy. Dwie dalsze zatrudnia sam gospodarz. Trzynaście osób ma etat w stadninie. Jeśli doliczyć zatrudnianych sezonowo, pracuje tu 82 ludzi. Za ochronę zabytku Jan Marcin Popiel otrzymuje odznakę Zasłużony dla Kultury Polskiej i Złoty Krzyż Zasługi.
Lipiec 2014 r. Regionalny Dyrektor Ochrony Środowiska w Kielcach nakazuje wszystkie bizony wysterylizować lub wykastrować, wystąpić o zezwolenie na cielęta, które urodzą się w ciągu dziewięciu miesięcy od tej decyzji. Jeśli jakieś urodzi się później ma zostać „niezwłocznie uśmiercone”.

Na hodowlę, rozmnażanie ani sprzedaż urząd nie zezwala. Bizony mają zniknąć.

Kwestia żubra

Jarosław Pajdak, wicedyrektor kieleckiego RDOŚ, który podpisał tę decyzję: – Przez to, co pisały media, dostaję teraz od ludzi maile, że to nas należy wykastrować. A to i tak te lżejsze obelgi.

Przy mostku i w internecie trwa zbieranie podpisów przeciw likwidacji stada. Jest ich już 5 tys. Kieleckie „Echo Dnia” pisze o bizoniej krainie „na urzędniczym ostrzu noża”. „Fakt” podchwytuje: „Urzędnicy odstrzelą bizony, a potem nas”. Przemawia posłanka Małgorzata Gosiewska. Od „bezduszności i niekompetencji” urzędników płynnie przechodzi do „choroby, która dotknęła rząd RP” i którą „najlepiej wyciąć”. Syn właściciela Michał stwierdza na łamach „Echa Dnia”: „My tych zwierząt nie zabijemy. Niech przyjdą urzędnicy i sami to zrobią”.

Jarosław Pajdak ma żal. – To nie tak, że urzędnik RDOŚ wpadł na ten pomysł. Realizujemy politykę przyjętą przez państwo.

Kurozwęki - pałac

O co chodzi? O żubra. Blisko spokrewniony z bizonem gatunek, który z największym trudem próbuje się przywrócić naturze. W Polsce żyje ich najwięcej na świecie, bo ponad tysiąc. W sierpniu 2007 r. Ministerstwo Środowiska wprowadziło „Strategię ochrony żubra w Polsce”, która hodowle bizonów uznaje za zagrożenie dla żubrów, a 9 września 2011 r. bizon trafił na listę „gatunków obcych, które w przypadku uwolnienia do środowiska mogą zagrozić gatunkom rodzimym”. Całkiem wymarłe żubry odrodziły się z zaledwie 12 osobników. W efekcie ich zmienność genetyczna jest bardzo mała. Łatwo więc chorują, łapią pasożyty i słabo się przystosowują. Tymczasem bizon z żubrem mogą się krzyżować. W dodatku władze obawiają się, że bizon może zawlec pasożyty niegroźne dla siebie, ale zabójcze dla żubra, a co gorsza mogące się przenosić na odległość za pośrednictwem innych zwierząt.

– Według m.in. Konwencji o różnorodności biologicznej, której Polska jest stroną, jesteśmy zobowiązani do zapobiegania wprowadzaniu oraz do kontroli lub tępienia obcych gatunków, które zagrażają naszym ekosystemom, siedliskom lub gatunkom. Żubr stanowi symbol ochrony przyrody w Polsce – mówi Monika Jakubiak-Rososzczuk z Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. – Z uwagi na jego wartość i nakład pracy, który wciąż jest wkładany w odtworzenie jego populacji, stosowane środki muszą całkowicie eliminować zagrożenie płynące ze strony hodowli bizonów.

Jan Marcin Popiel: – To wszystko półprawdy, nieścisłości. Mam na dowód tego siedem opinii ekspertów.

Jarosław Pajdak: – Podstawą decyzji jest m.in. stanowisko Państwowej Rady Ochrony Przyrody. To są przecież naukowcy.

Zwierzęta niepożądane

W 2000 r. Główny Konserwator Przyrody zezwolił na wwiezienie do kraju i przetrzymywanie bizonów na cztery lata w eksperymentalnej hodowli. Decyzja zabraniała ich przemieszczania, ale nie rozmnażania. Z resztą słowo „hodowla” raczej to zakłada. W 2005 r. Ministerstwo Środowiska orzekło, że prawo nie wymaga zezwolenia na przetrzymywanie bizonów, tylko na ich przemieszczanie. Była też wzmianka, że „przygotowywana jest »Strategia ochrony żubrów (Bison bonasus) w Polsce«, która zawierać będzie zapisy dotyczące statusu bizonów w naszym kraju”. Tyle.

– Działałem więc, wszystko prowadząc zgodnie z prawem – opowiada Popiel.

Tylko że prawo w międzyczasie się zmieniło.

– Nic o tym nie wiedziałem – tłumaczy. – Nie zostaliśmy powiadomieni, by nasze pozwolenie z roku 2005 zostało unieważnione.
– Projekt ustawy podlegał konsultacjom, informowaliśmy o zmianie prawa na naszej stronie. Administracja zrobiła więc wszystko, co do niej należało – odpowiada Katarzyna Pliszczyńska, rzeczniczka Ministerstwa Środowiska. – W interesie przedsiębiorcy jest wiedzieć, w jakim porządku prawnym przychodzi mu działać.

W 2013 r. hodowcy bizonów dostają wezwanie do GDOŚ. – Myślałem, że chodzi np. o nowe szczepienia. A tam nawet się nie przedstawili, tylko od razu mówią, że trzeba wygasić hodowlę – opowiada. – Próbowałem rozmawiać: że możemy bizony zaczipować, założyć alarm. Wszystkie propozycje odrzucali. Aż urzędnik stwierdził, że jest zmęczony i jeśli nie chcemy współpracować, to wychodzi. Wtedy też nie powiedzieli wyraźnie, że prawo się zmieniło – twierdzi Popiel. – Nie dostałem również niczego na piśmie.

– Spotkanie było próbą nawiązania kontaktu, żeby następnie wypracować kompromis – odpowiada Monika Jakubiak-Rososzczuk.

– Potem temat nie wrócił – opowiada Popiel. – Przestałem o tym myśleć. Aż do telefonu z RDOŚ.

– Przed wydaniem decyzji rozmawiałem z panem Popielem i sprawa nie była dla niego zaskoczeniem – twierdzi Jarosław Pajdak.

Teraz urzędnicy zarzucają Popielowi, że od lat prowadzi hodowlę nielegalnie. Oraz że wbrew zakazom przemieszczał bizony. – Musiałem brać byki z innych hodowli, żeby zmienić krew – tłumaczy hodowca. – A przemieszczałem bizony tylko do hodowli, które też miały pozwolenie. Nie przyszło mi do głowy, że mam o to pytać ministra. Zostałem za to ukarany mandatem od policji.

Carpaccio z bizona

Od decyzji RDOŚ, a później GDOŚ hodowca się odwołał. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie wstrzymał na razie decyzję o sterylizacji, kastracji i uśmiercaniu cieląt, a także o podniesieniu ogrodzenia na dwa metry, czego też żądał urząd. Popiel wyliczył, że ogrodzenie kosztowałoby go 100 tys. zł, co czyniłoby hodowlę nieopłacalną. I zapewnia, że przez prawie 15 lat ani jedno zwierzę nie uciekło.

Ping-pong

– Jak się bizony mają krzyżować z żubrami? – pyta Tomasz. – Przecież nie są wiatropylne. A za ogrodzenie nie pójdą, one się trzymają w stadzie.
Pajdak: – Najbliżej Kurozwęk żubry żyją w Bałtowie, to ok. 40 km. Ale owszem, w zamknięciu. Najbliższe wolno żyjące są w okolicy Pszczyny. Był jednak pomysł, żeby umieścić żubry w Lasach Suchedniowskich w Świętokrzyskiem. A to wyklucza istnienie tutaj hodowli bizonów.

Z Kurozwęk do Pszczyny jest 170 km w linii prostej. Do Bieszczad 180 km, do Puszczy Białowieskiej 300 km. W opinii GDOŚ to mało. „Potwierdzone są wędrówki [żubrów] na odległość 400 km” – czytamy w decyzji.

Popiel kręci głową. – Jeśli przyjdzie żubr, zauważymy go. Jeśli nie, będzie musiał przekonać naszego byka, żeby pozwolił mu pokryć samicę, a ta musi być w rui. Miłość trwa dwa dni, to się nie dzieje od razu. Jeśli ucieknie bizon, wytropią go myśliwi, to duże zwierzę.

Zapewnia też, że bizon to nie jenot ani szop i nie jest inwazyjny: nie wypiera rodzimych gatunków, nie niszczy im siedlisk.

Prof. Adam Kołątaj z Instytutu Genetyki i Hodowli Zwierząt PAN stwierdza w swojej opinii, że bizon z żubrem tak łatwo się nie skrzyżują. A jeśli nawet, to „nie jest możliwe w warunkach polskiej współczesnej hodowli niezauważenie ciężarnej żubrzycy w stadzie”, cielaka-hybrydę można zaś zlikwidować.

Dla odmiany w opinii dr. hab. Rafała Kowalczyka, dyrektora Instytutu Biologii Ssaków PAN w Białowieży, „żaden hodowca nie jest w stanie zagwarantować, że przetrzymywane w niewoli bizony amerykańskie, w wyniku wypadków losowych, nie wydostaną się”, więc „ryzyko krzyżowania się bizona z żubrem jest realne”.
Ping-pong ekspertyz trwa też wokół problemu pasożytów. W opinii np. dr. Oliviera Bertranda, weterynarza pracującego w belgijskich parkach narodowych i od 20 lat opiekującego się bizonami na farmach, choroby tych zwierząt są takie same, jak choroby bydła. „Myślę, że władze w pana kraju obawiają się jakiejś wyjątkowej choroby, ale fakt taki nie jest ani prawdziwy, ani uzasadniony” – pisze do Popiela. A ten pyta: czy trzeba też będzie wybić krowy?

Władze również przedkładają ekspertyzy. Prof. Aleksander Demiaszkiewicz, specjalista chorób zwierząt nieudomowionych, zwraca uwagę, że u bizonów występuje kilka gatunków nicieni, których nie stwierdzono u żubrów. „Nie sposób przewidzieć ich patogenności u nowego żywiciela, jakim może okazać się żubr”.

Gdy Popiel pokazuje wyniki badań swoich zwierząt dowodzące, że są zdrowe, GDOŚ odpowiada, że zawsze mogą zachorować albo mieć „bardzo groźne dla żubra patogeny, które nie zostały jeszcze opisane przez naukę”.

Jak Indianie

– To nie jest urzędniczy mur – przekonuje Katarzyna Pliszczyńska. – W tych decyzjach chodzi o troskę o populację żubra, która nadal jest zagrożona.

Monika Jakubiak-Rososzczuk z GDOŚ nie uważa, żeby decyzja o „wygaszeniu stada” była nadmiernie rygorystyczna. – Byłoby tak, jeśli nakazałoby się zabić wszystkie osobniki bizona i zamknąć hodowlę w ciągu miesiąca – mówi. – Pozwolono tymczasem na jej stopniowe wygaszanie.

Jarosław Pajdak zaznaczył, że sterylizację czy kastrację wszystkich bizonów zarządził ze względów humanitarnych.

Ale to nie takie proste.

Joanna Kos, studentka zootechniki, pracuje przy cielaku Popiołku, słabszym z bizonich bliźniąt, odrzuconym przez matkę. Imię wybrali mu widzowie TVP („To ten sławny”, cieszą się przy zagrodzie turyści).

Bizon Popiołek, Kurozwęki

– Dla małego bizona taki zabieg to jeszcze nie najgorsze. Ale wiele dorosłych może po nim zdechnąć – mówi Joanna. A właściciel stada wyjaśnia, że chodzi o zakażenia ran po zabiegu, których nie da się uniknąć, i stres.

– Ale jest przecież kastracja farmakologiczna – broni się Pajdak.

GDOŚ proponuje, żeby Popiel przerzucił się na... żubry. Oferuje pomoc. Hodowca odmawia, bo chronionych żubrów nie mógłby bić na mięso. – Nie oszukujmy się, to nie zoo, to hodowla – mówi. – Staramy się działać jak Indianie: brać tylko tyle, ile trzeba, i niczego nie marnować. Zapotrzebowanie mamy na 12 sztuk rocznie.

Jarosław Pajdak: – Nasza decyzja skonstruowana jest tak, żeby przy zachowaniu jej warunków nie doszło do zabicia ani jednego zwierzęcia. Stado, w tym Popiołek, zostanie ostatecznie wybite, ale nie przez urzędników, tylko wskutek uboju.

No i zostają jeszcze ludzie.

Pracownicy pałacu w Kurozwękach

Mówi się tu, że bez bizonów nie będzie Kurozwęk. Popiel podkreśla, że bizonom jego przedsięwzięcie zawdzięcza 60 proc. przychodów, a inwestycja wciąż się nie zwróciła.

I tu w decyzji GDOŚ pojawia się zdanie, którego zrozumieć nie sposób: „Wskazywaną we wniosku możliwość utraty miejsc pracy trudno traktować jako interes publiczny – czytamy. – Prowadzona przez wnioskodawcę działalność gospodarcza ma na celu (...) osiąganie zysków przez wnioskodawcę, a nie tworzenie jedynie miejsc pracy dla dobra lokalnej ludności”.

Hodowcę dotknęło to do żywego. Odpowiada, że jego rodzina od pokoleń pomaga tu ludziom. I że płaci podatki, dzięki którym działa GDOŚ.

Z zagrody Popiołka dobrze widać panoramę Kurozwęk. Joanna Kos czochra cielaka za uchem. – Boję się – mówi – że bez bizonów zbyt wiele tu nie zostanie. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zastępca redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”, dziennikarz, twórca i prowadzący Podkastu Tygodnika Powszechnego, twórca i wieloletni kierownik serwisu internetowego „Tygodnika” oraz działu „Nauka”. Zajmuje się tematyką społeczną, wpływem technologii… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2015