Zgłoś, wytnij, zapomnij. Kto obroni drzewa?

ANDRZEJ GĄSIOROWSKI, prawnik, prezes fundacji FOTA4Climate: Coś zaczynało już świtać w głowach polityków, ale z powodu inflacji, kryzysu gospodarczego i międzynarodowego pogarsza się atmosfera polityczna. Ochrona klimatu będzie spychana na margines albo poza.

14.03.2022

Czyta się kilka minut

Wycinka drzew na terenie dawnego obozu KL Plaszow. Kraków, 6 listopada 2021 r. / BEATA ZAWRZEL / REPORTER
Wycinka drzew na terenie dawnego obozu KL Plaszow. Kraków, 6 listopada 2021 r. / BEATA ZAWRZEL / REPORTER

MARTYNA SŁOWIK: W listopadzie 2021 r. władze Krakowa wycięły drzewa na terenie dawnego obozu KL Plaszow pod parking i muzeum. Niemal w tym samym czasie deweloper rozjeździł koparkami rzekę Małą we wsi Solec w woj. mazowieckim, niszcząc siedlisko i tamy bobrów. Dlaczego w Polsce dochodzi do takich sytuacji?

ANDRZEJ GĄSIOROWSKI: Dla drzew i przyrody ani prawo nie jest łaskawe, ani urzędnicy. Ci drudzy nie mają odpowiednio silnych instrumentów prawnych oraz wsparcia ze strony burmistrzów, wójtów, prezydentów, żeby nawet te ułomne przepisy, które istnieją, egzekwować. Więcej: mają przyzwolenie na to, żeby patrzeć przez palce. I patrzą. Do tego dochodzi lokalna presja, aby procedury szły sprawnie, bo dla każdego samorządu inwestycje – czy to będzie nowy supermarket, czy zabudowa deweloperska – to pieniądze oraz coś, czym można się pochwalić.

Czy urzędnicy bywają w zmowie z deweloperami? A może dla świętego spokoju, bez względu na koszty środowiskowe, wydają decyzje przychylne inwestorom, bo nie chce im się zlecać ekspertyz dendrologicznych, ornitologicznych czy hydrologicznych?

Bywa, że urzędnicy dopuszczają się poświadczania nieprawdy, w szczególności w zakresie oceniania drzew jako zagrażających bezpieczeństwu. Nadużywają tej formuły. Nie znam jednak przypadku udowodnionego na drodze sądowej, by urzędnicy wzięli łapówkę za wydanie korzystnych decyzji odnośnie wycinki. Nie użyłbym więc stwierdzenia, że mamy do czynienia z przekupstwami na masową skalę. Na pewno przymyka się oczy, ale to wynika z lokalnych uwarunkowań, także politycznych. Szczególnie często dzieje się tak w przypadku inwestycji drogowych, w których dany samorząd chce się wykazać zmodernizowaniem jakiejś drogi czy pozyskaniem na nią środków. Mało komu, oprócz obrońców przyrody, zależy na drzewach, rzekach i biosferze. Jeśli urzędnicy znajdą cokolwiek, co pozwala przyjąć, iż istnieje ryzyko złamania się drzewa, albo znajdą jakikolwiek fragment zagrzybienia na nim, to kwalifikują je do usunięcia. Bardzo rzadko zlecają przeprowadzenie szerszych badań dendrologicznych.


KRYZYS KLIMATYCZNY. CZYTAJ WIĘCEJ W SERWISIE SPECJALNYM: Tematu klimatycznej katastrofy nie da się już dłużej ignorować. Czy da się ją zatrzymać? Co możemy zrobić? Jakie decyzje powinny podjąć rządy? >>>


Zdarzały się więc w Polsce wyroki za wydanie decyzji z przekroczeniem czy niedopełnieniem obowiązków – np. niezgodnego z rzeczywistością określenia liczby usuwanych drzew czy tego, w jakim one były stanie. Jako dowód mam przykład Soliny, gdzie zastępca wójta został prawomocnie skazany za poświadczenie nieprawdy w sprawie stanu ok. 500 drzew wycinanych na działkach prywatnych. Urzędnik zakwalifikował je jako chore i zagrażające bezpieczeństwu, choć tak nie było. Ale takich spraw kończących się wyrokiem skazującym jest niewiele. Wszyscy pragną jak najszybciej realizować inwestycje i chcą, żeby wokół nich panował porządek. Ale to jest źle rozumiany porządek.

Porządek, czyli co?

Ogołocenie przestrzeni z życia biologicznego i zostawienie w niej tylko wytworów człowieka. Gdzieś tam są wrażliwi ludzie, obrońcy natury, aktywiści, którzy przeciwko temu protestują. Ale jest ich za mało w stosunku do potrzeb i mają słabe narzędzia prawne.

Czy mam rozumieć, że ustawa o ochronie przyrody pozwala na wycinanie przez miasta drzew pod parkingi i muzea, a deweloperom na niszczenie przyrody wokół rzek?

Tak. Ale to, że pozwala, nie jest złe samo w sobie, gdyż po to jest prawo. Problem w tym, że pozwala na wszystko i nie uwzględnia zmieniających się okoliczności, kryzysu klimatycznego i ekologicznego. W 2017 r. weszła w życie głośna nowelizacja Ustawy o ochronie przyrody, znana jako „lex Szyszko”. Zniesiono wtedy obowiązek uzyskiwania pozwoleń na wycinkę dla osób fizycznych. Ułatwiono również usuwanie drzew deweloperom, poprzez zwiększenie wymiarów tych, których wycięcie stało się możliwe bez zezwolenia, a także poprzez drastyczne zmniejszenie opłat za usunięcie drzew na cele gospodarcze. Efekt był taki, że na terenie całego kraju trwała zupełnie niekontrolowana wycinka. Ludzie wyżynali drzewa na terenie swych nieruchomości, a za chwilę sprzedawali je deweloperom już z „oczyszczonym” terenem. Ten stan rzeczy poprawiła nieco nowelizacja z maja 2017 r., kiedy wprowadzono obowiązek zgłaszania wycinek również dla osób fizycznych – bo chyba nawet autorzy nowelizacji zauważyli, że za chwilę w Polsce nie będzie żadnych drzew.

Coś się zmieniło od tego czasu?

„Lex Szyszko” obowiązywało pół roku, ale jego negatywne skutki były ogromne. I nadal są, bo wciąż można usuwać drzewa, których obwód pnia na wysokości 5 cm od ziemi nie przekracza od 50 do 80 cm, w zależności od gatunku. A jeżeli drzewo jest większe, starsze i przekracza wskazane wymiary, to, o ile odbywa się to na potrzeby działalności gospodarczej, obowiązuje procedura uzyskania zezwolenia na wycinkę.

A co z wycinkami na prywatnych posesjach?

W tym przypadku wprowadzono obowiązek dokonania zgłoszenia wycięcia, jeżeli drzewa przekraczają wspomniane wymiary. Organ może wnieść sprzeciw co do takiej wycinki w ściśle określonych przypadkach, m.in. gdy drzewo leży na terenie nieruchomości wpisanej do rejestru zabytków albo jest przeznaczone w planie miejscowego zagospodarowania przestrzennego na teren zielony. Organizacje ekologiczne też niewiele mogą zrobić.

Pana zdaniem Ustawa o ochronie przyrody nie chroni jej tak, jak powinna?

Skoro wycięcie drzewa tylko w nielicznych przypadkach jest bezprawne, to tak można powiedzieć. Te zapisy są sprzeczne nie tylko z intuicją, ale też tym, co wiemy o znaczeniu drzew w utrzymaniu bioróżnorodności i adaptacji do zmian klimatu.

Powinno się też chyba liczyć zdanie mieszkańców? To oni w pierwszej kolejności doświadczają skutków wycinek i innych ingerencji w lokalną przyrodę, bo np. tracą tereny rekreacyjne, wzrasta zanieczyszczenie hałasem czy światłem. Władze Krakowa zignorowały sprzeciw mieszkańców i aktywistów, którzy od lat protestowali przeciwko wspomnianej wycince.

Samo negatywne stanowisko mieszkańców nie wystarczy, by ją powstrzymać, o ile planowana wycinka nie narusza tych bardzo liberalnych przepisów, zarówno co do kryteriów usuwania drzew, jak i naliczanych opłat. Problem jest zresztą od samego początku, bo gdy zwykli ludzie dowiadują się o przygotowywanej wycince, przeważnie jest za późno. Okazuje się, że decyzje już wydano bez konsultacji społecznych albo w ogóle nie istniała potrzeba uzyskania decyzji. Nacisk społeczny już wtedy nie ma wielkich szans powodzenia, ale mimo to aktywiści i mieszkańcy próbują wykazywać, że na zagrożonym wycinką terenie żyją gatunki zwierząt, roślin, mchów i porostów objętych ochroną gatunkową. W przypadku drzew najczęściej będzie chodziło o ptaki, owady i porosty. Jeżeli ekspertyzy przyrodnicze potwierdzą istnienie takich gatunków, to aby drzewa można było usunąć, najpierw trzeba uzyskać zezwolenie Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska (RDOŚ). Jeśli się wykaże, że chronione gatunki są na wskazanym terenie, RDOŚ powinna interweniować. Niestety, zwykle się do tego nie garnie i musi dostać prywatne opinie w tym zakresie, żeby zadziałać.

Ile to kosztuje?

Ekspertyzy dendrologiczne, ornitologiczne i inne są kosztowne, od tysiąca do nawet dziesięciu tysięcy złotych i więcej. Uzbieranie pieniędzy przez obywateli jest trudne i czasochłonne, a czasu zazwyczaj bardzo mało. Najgorzej jest w okresie jesienno-zimowym, bo wtedy trudniej jest takie rzeczy wykazać. Ptasie życie w pewnej mierze zamiera, zwierzęta odlatują. Wtedy ciężko wykazać, że w drzewach bytują.

Drzewa przeciwdziałają powstawaniu wysp ciepła, obniżają temperaturę, zatrzymują wodę. Wygląda na to, że polskie prawo pozwala potęgować negatywne skutki zmian, które niszczą Ziemię.

Prawo praktycznie w ogóle nie chroni drzew terenów zurbanizowanych. Na szczęście wprowadzenie obowiązku zgłaszania wycinek drzew dla osób fizycznych zadziałało psychologicznie i spowodowało w ludziach spowolnienie chęci ich usuwania. Generalna zasada polskiego prawa jest jednak taka, że wyrżnięcie drzewa jest normą i odbywa się bez większych rygorów. Najczęściej ochrona jest tylko prawno-administracyjna, czyli związana z naliczeniem kar finansowych, ­obniżonych zresztą wraz z „lex Szyszko”.

Prawo ochrony przyrody to nie jedyna ustawa, które może wpływać na ochronę klimatu czy proces adaptacji do jego zmian. Mamy jeszcze Prawo wodne, Ustawę o lasach, Ustawę o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym...

Rzeczywiście, wszystkie te akty bezpośrednio lub pośrednio wpływają na klimat, ale nie zmienia to faktu, że problem spadku bioróżnorodności oraz adaptacji terenów zurbanizowanych do zmian klimatu jest w Polsce nadal bagatelizowany. W ciągu minionych 2-3 lat coś zaczynało świtać w głowach polityków, ale teraz, z powodu inflacji i kryzysu gospodarczego oraz międzynarodowego, atmosfera polityczna się pogarsza i kwestie związane z ochroną klimatu i przyrody będą spychane na margines albo nawet poza margines, a ludzie skupią się na doraźnym przeżyciu z miesiąca na miesiąc. Fakt, niektóre miasta czy samorządy nadal wprowadzają programy adaptacji do zmian klimatu. One ładnie wyglądają, ich ogłaszanie często odbywa się z udziałem znanych aktywistów. Tyle że te programy nie mają charakteru obowiązującego prawa. To autowytyczne dla samorządu, który się nimi chwali, a później może je realizować albo nie. I zwykle tego nie robi. Pojawia się jakaś duża inwestycja i o planie nikt już nie pamięta.

Które z wymienionych ustaw trzeba w pierwszej kolejności zmienić?

Wraz z wieloma organizacjami, wspierającymi inicjatywę „Moratorium dla Drzew”, chcemy powrócić do ściślejszej ochrony. Dużo można by zdziałać zmieniając zapisy Ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym – tego, jak te tereny są kwalifikowane, gdzie w planach zagospodarowania wyznacza się tereny zielone, w jakim kształcie. Chcemy tak zbudować nowe przepisy ustaw, żeby uwzględniały zieleń i drzewa jako infrastrukturę krytyczną, co oznacza, że ich wycinka nie może mieć charakteru automatycznego. Chcemy, żeby inwestorzy i samorządy były zobowiązane do zachowywania za wszelką cenę najcenniejszych przyrodniczo terenów, zadrzewionych, zakrzewionych. Chcemy wymóc na projektantach i inwestorach realizację takich projektów, które będą uwzględniały ­otoczenie przyrodnicze i nie pozwolą w nie nadmiernie ingerować. To powinno się odbywać już na etapie projektowym.

Co konkretnie proponujecie?

Najważniejsze propozycje to powrót do większych stawek za usuwanie drzew, bardziej szczegółowe uregulowania dotyczące nasadzeń zastępczych, ściślejsza ochrona drzew rosnących nad ciekami wodnymi, wprowadzenie szczegółowych analiz ryzyka związanych z usuwaniem drzew motywowanym bezpieczeństwem, jak też przepisów dotyczących ubezpieczeń za szkody wywołane przez drzewa. I zaangażowanie w te procesy już na poziomie ustawy ekspertów ze stosownym wykształceniem. Zaproponujemy też zmianę definicji drzewa, która obecnie praktycznie nie obejmuje jego części korzeniowej. Jej zniszczenie nie jest uznawane za uśmiercenie całego drzewa, mimo że wprost do tego prowadzi. Do połowy roku przygotujemy projekty ustaw, które zaproponujemy poszczególnym ugrupowaniom politycznym do ­zgłoszenia jako projekty poselskie. Jeśli politycy nie będą tym zainteresowani, podejmiemy inicjatywę ­obywatelską.­

Prawo trzeba zmienić, ale najpierw trzeba chyba zmienić mentalność polityków?

Politycy muszą podjąć wyzwanie wytłumaczenia swoim wyborcom, że ocalenie bioróżnorodności w połączeniu z transformacją energetyczną to dzisiaj czynniki kluczowe dla naszego życia. Jeżeli od polityków najwyższego szczebla, prezydenta, premiera, parlamentarzystów, nie pójdzie taki przekaz, to bez względu na działania aktywistów i przyrodników nie będzie znaczących zmian w świadomości opinii publicznej, inwestorów, podmiotów gospodarczych. I ta patologiczna rywalizacja między człowiekiem a przyrodą pozostanie. Bez przyjęcia odpowiedzialności politycznej za stan przyrody i dostosowanie całego kraju do zmieniającego się klimatu będziemy działali po omacku.

Trudno nie zauważyć, że dziś kierunek tłumaczenia jest odwrotny. Doszło do tego, że to zwyczajni obywatele, aktywiści i mieszkańcy muszą pilnować polityków i lokalnych władz, by nie zabierali im drzewa, parku, dzikiej łąki czy rzeki. I często są w tej walce bezsilni i przegrani.

To prawda. Przez wiele lat drzew i przyrody bronili aktywiści ekologiczni, których często uważano za szaleńców. Od trzech lat obserwujemy, że coraz częściej to zwykli ludzie odrywają się od swoich zajęć, żeby o coś zawalczyć. Ten trend jest widoczny. Jednak ­oddolnego działania nie można ubrać w polityczne idee i narracje, które ­pociągną miliony i doprowadzą do ­realnej zmiany. ­Wygląda też niestety na to, że nieliczni polscy politycy, którzy znają adekwatny język, by opowiadać ludziom o konieczności ratowania natury, będą w mniejszości przez kolejne lata. Nawet gdyby dostali się do parlamentu, to nie są w stanie utworzyć samodzielnej i silnej grupy, a przez to trudniej przekazywać im często niewygodne prawdy dla wpływowych grup: górników, rolników czy ­deweloperów. Politycy raczej ­schlebiają tym środowiskom, obiecują, że do końca świata będziemy spalali węgiel lub ­budowali bez żadnych ograniczeń.

Może jesteśmy na takim etapie, że tylko wprowadzenie restrykcyjnej ustawy o klimacie – która będzie zawierać zapisy dotyczące drzew, lasów, wód, zagospodarowania przestrzennego – może nam pomóc?

To dobry pomysł. Na dzisiaj takiej ustawy nie ma. We wszystkich aktach, o których rozmawialiśmy, kwestia ochrony klimatu i adaptacji do jego zmian praktycznie nie istnieje. ©

ANDRZEJ GĄSIOROWSKI jest adwokatem, prezesem zarządu fundacji FOTA4Climate, aktywistą ekologicznym, prowadzi blog „Dlaczego ludzie wycinają drzewa”.

Tekst powstał przy wsparciu stypendium dziennikarskiego, które autorka otrzymała od Fundacji Współpracy PolskoNiemieckiej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 12/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Zgłoś, wytnij, zapomnij