To nie byłby łatwy egzamin

Głosy oburzenia już u nas słychać. A także głosy pouczające. Łatwo o nie, bo dotyczą sprawy niewłasnej. Chodzi o francuski projekt ustawy o laickości, który miałby wprowadzić zakaz noszenia w szkołach publicznych symboli i strojów ostentacyjnie podkreślających przynależność religijną ucznia. Na razie mowa jest o wyznawcach islamu, judaizmu i chrześcijaństwa (cały problem zaczął się od żądania swobody noszenia chust przez muzułmańskie uczennice), a owa zakazywana ostentacyjność symboli miałaby polegać na ich nienaturalnych rozmiarach (jeżeli - dodajmy - ktoś rozstrzygnąłby, co to znaczy w praktyce).

08.02.2004

Czyta się kilka minut

Ale projekt rządowy zdaje się kłaść nacisk nie na samą ochronę przed konfrontacyjnym zachowaniem uczniów-wyznawców różnych religii, lecz przede wszystkim na ocalenie laickości szkoły jako wartości nadrzędnej. I stąd pewnie owe rozlegające się i w samej Francji, i także u nas głosy krytyki i ostrzeżenia, że to wcale nie jest droga do zachowania społecznej zgody w tak ważnym środowisku wychowawczym jak szkolne. Rzecznik Episkopatu Polski mówi na przykład o ,,niepokojącej tendencji w Europie do pomijania społecznego wymiaru religii". Wielu naszych oburzonych komentatorów daje do zrozumienia, że u nas taki zamach na symbole nie miałby żadnych szans, że przyjęty byłby jak zamach wojenny.

Czytam to wszystko i myślę sobie, że na razie mamy chyba słabe pojęcie o tym, przed jakim problemem stają te kraje Europy, które tak łatwo przychodzi nam pouczać. My po prostu mamy zupełnie inne doświadczenie, a los, jak dotąd, oszczędza nas w tym także, co gdzie indziej jest już od wielu lat zjawiskiem masowym.

I nie chodzi o laickość, o której u nas chętnie rozprawia się na użytek ,,Europy". Tam wkroczyła przecież potężna fala muzułmańska. Pięć milionów obywateli francuskich wyznaje islam - czy jesteśmy w stanie to sobie wyobrazić? To przecież nie goście ani tym bardziej intruzi, to równoprawni mieszkańcy tych samych ulic i miast. Ich oczekiwania to nie pokorna prośba, lecz żądanie stawiane bez kompleksów albo wymuszane metodą faktów dokonanych. A ile milionów muzułmanów zamieszkuje już w tej chwili Niemcy? Ile tam rodzi się dzieci, dla których rodzice będą chcieli wszystkich praw i obyczajów uznawanych za podstawowe - nie według miary niemieckiej, lecz swojej własnej?

A gdzie indziej? W tym samym numerze ,,Rzeczpospolitej", w którym pojawiły się wspomniane komentarze, znalazłam informację o włoskim przedszkolu, któremu sąd na wniosek muzułmańskiego ojca przedszkolaka nakazał usunięcie krzyża ze ściany. Ojciec protestował przeciw, jego zdaniem, ,,instytucjonalnemu rasizmowi religijnemu"... Na razie to wyjątek, ale jest w nim przecież swoista logika. W Rzymie buduje się meczet. I w Nazarecie, koło świątyni Zwiastowania. Współistnienie religii w społeczeństwach europejskich realizuje się coraz bardziej różnorodnie i coraz więcej kwestii trzeba rozstrzygać. Bo przecież nie tylko islam przychodzi razem z nowymi przybyszami.

My, jak dotąd, jesteśmy rozpieszczani. Od paru pokoleń prawie nie znamy doświadczenia ,,innych" wchodzących pomiędzy nas jak swoi. Spokojnie zawiesiliśmy krzyże w szkołach i szpitalach, spokojnie podpisaliśmy i realizujemy konkordat, powtarzając jego rozwiązania w umowach z innymi Kościołami chrześcijańskimi. Jak zareagujemy, gdy jednak zaczną do nas napływać owi ,,inni" w liczbie, której dziś nie przewidujemy? Albo gdy współbracia zaczną zgłaszać niedosyt równości w symbolach i równych prawach albo przywilejach?

Teraz oburzamy się na prezydenta sąsiedniego kraju, dopuszczającego możliwość zdejmowania krzyży ze ścian publicznych instytucji w imię pluralizmu wyznań. Ale czy powiesilibyśmy u nas obok krzyża rzymskiego krzyż innego wyznania, o symbolach religii niechrześcijańskich już nie wspominając? Na razie jest to pytanie teoretyczne, nie ma dzięki Bogu takiej potrzeby. Kto jednak zagwarantuje, że kiedyś tak nie będzie? Czy wtedy też wystarczy nam tych mądrych słów o otwarciu, wzajemnym poznaniu, dialogu i szacunku? Czy będą na pewno miały siłę sprawczą dostateczną do podsumowania rozwiązań - praktycznych rozwiązań! - potwierdzających to, co głosimy?

PS. Styczniowy "Znak" poświęcony tematowi "Inny - obcy - bliźni" to fascynująca próba zmierzenia się z tym problemem, na który w tej chwili patrzymy jeszcze zza paru granic. Czytajmy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, publicystka, felietonistka, była posłanka. Od 1948 r. związana z „Tygodnikiem Powszechnym”, gdzie do 2008 r. pełniła funkcję zastępczyni redaktora naczelnego, a do 2012 r. publikowała felietony. Odznaczona Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2004