To, co widzieliśmy, było prawdziwe

Przez pięć miesięcy przewodniczyłem Trybunałowi Rogatoryjnemu w procesie Jana Pawła II. Czułem się tym nieco zmiażdżony: na ogół uważa się, że sędzia jest wyższy od tego, kogo sądzi, a w tym przypadku to oczywista nieprawda.

27.03.2006

Czyta się kilka minut

 /
/

Sędzia Trybunału Rogatoryjnego jest właściwie audytorem, czyli - przesłuchuje. Gdybyśmy chcieli stać na stanowisku, że przy beatyfikacjach i kanonizacjach potrzeba sędziego godniejszego niż kandydat na ołtarze, moglibyśmy szukać takich ze świeczką. Należy więc z pokorą przyjmować urzędy, mimo że nas przerastają, i starać się sumiennie wykonać wyznaczone zadania.

Padre Santo

Dobrze znałem Karola Wojtyłę - biskupa, arcybiskupa, kardynała, papieża. Nieraz pytano mnie, czy nie odczuwam wewnętrznego dysonansu podczas badania świadectwa świętości człowieka tak mi bliskiego. Raczej nie, poznałem już przecież wielu świętych: o. Pio, Matkę Teresę z Kalkuty, bp. Jana Pietraszkę (wiem, że ten ostatni jeszcze nie trafił na ołtarze, ale dla mnie jest święty). Do Jana Pawła II, chociaż nie ogłoszono go jeszcze błogosławionym, modlę się o wstawiennictwo i muszę przyznać, że nie zawodzi. Byłem też jednym z sędziów trybunału diecezjalnego w procesie beatyfikacyjnym brata Alberta. Z kolei jako świadek występowałem w procesie bp. Pietraszki.

Może zastanawiać, że jedne procesy się ślimaczą (tak było np. z królową Jadwigą, kanonizowaną sześć wieków po śmierci), a inne, choćby Jana Pawła II, idą w tempie ekspresowym. Widać są tacy, którzy biegną w lepszym tempie i wyprzedzają pozostałych... To prawda, że skrócono okres oczekiwania na rozpoczęcie procesu: według przepisów, procedury mogą ruszyć dopiero pięć lat po śmierci kandydata na ołtarze, jednak Benedykt XVI odpowiedział na pragnienie wiernych, jakie wyrazili w okrzykach i na transparentach podczas pogrzebu papieskiego. I nie chodzi tylko o znane "santo subito", czyli "święty natychmiast". Pojawiały się też słowa "Padre Santo", a nie - jak zwykło się zwracać do papieży - "Santo Padre".

Zapewniam jednak, że procesu Jana Pawła II nikt odgórnie nie popycha. Gdy 4 listopada 2005 r. spotkaliśmy się na posiłku po uroczystości rozpoczęcia prac Trybunału, abp Stanisław Dziwisz powiedział: "Mam nadzieję, że zdążycie do końca marca". I tyle, nikt nie narzucał nam terminów ani nie sugerował wyników procesu. Proces beatyfikacyjny jest dobrze naoliwionym mechanizmem - nie ma tu miejsca na kuluarowe szepty. Trudno uwierzyć, ale z postulatorem ks. Sławomirem Oderem rozmawiałem o procesie dwa razy! Może tempo naszej pracy nadała mroźna i przeciągająca się zima? No bo co można robić w zimie? Tylko pracować.

Świadkowie i schemat

Nie mogę ujawnić, ilu i jakich świadków przesłuchaliśmy, jakie padały pytania i odpowiedzi. Na ile to możliwe, postaram się jednak uchylić rąbka tajemnicy.

Wśród świadków przeprowadzono ostrą selekcję. Tym bardziej, że niektórzy sami zgłaszali się z chęcią wystąpienia w takiej roli. Niejeden człowiek, który coś przeżył czy rozmawiał kilka razy z Papieżem, uważał, że może wnieść do procesu beatyfikacyjnego istotne świadectwo. Tyle że w tym przypadku mieliśmy do czynienia ze świadectwem czyichś przeżyć, a nie z faktami dotyczącymi życia zmarłego Papieża. Liczbę świadków ograniczyliśmy, by nie tworzyć monografii na kilkanaście tomów, a sam proces beatyfikacyjny staraliśmy się przygotowywać jak pracę magisterską: wybrać konkretny temat, wyznaczyć pole zainteresowań i przekonująco uzasadnić albo obalić tezę.

Pierwszą listę świadków otrzymaliśmy z Rzymu, ale skorzystaliśmy z prawa wezwania kilku nowych. Nie zdarzyło się, by wezwany odmówił udziału w procesie. Wierzący przysięgali na Ewangelię, niewierzący powoływali się na sumienie. Przysięga jest istotna, chociażby dlatego, że pytaliśmy świadków nie tylko o zalety, ale i o wady Karola Wojtyły; wręcz mieli oni obowiązek mówić o tym, co się im w kandydacie na ołtarze nie podobało. Dziwiłem się medialnym burzom wokół powoływania na świadków osób dalekich od Kościoła czy niewierzących. Prawo kościelne nie stawia w tym przypadku żadnych ograniczeń, a świadek powinien zdać sprawę z własnego doświadczenia, kontaktu z kandydatem na ołtarze, nie zaś z wiary. Proces beatyfikacyjny powinien być, na ile to możliwe, obiektywny i oświetlający życie zmarłego z różnych punktów widzenia (przypomnę, że w procesie kanonizacyjnym Marii Goretti uczestniczył jej morderca).

Adres siedziby Trybunału okrywała ścisła tajemnica, ale teraz mogę go już podać: krakowski Instytut Jana Pawła II przy ulicy Kanoniczej. Ponieważ niektórzy przesłuchiwani, np. biskupi i prezydenci, mogą wybrać miejsce składania zeznań, czasem się przemieszczaliśmy.

Schematy formularzy, które pomagają zadawać pytania, znajdują się w podręcznikach kościelnych. Zaczynają się wpisywaniem po łacinie personaliów: imienia i nazwiska, zawodu, znaczenia świadka dla kandydata na ołtarze. Właściwe pytania dotyczą życia kandydata: czy przykładał się do powierzanych mu zadań? Czy im podołał? Czy pracował w duchu chrześcijańskim? Pytamy też o cnoty, przede wszystkim teologalne i kardynalne, a więc opowieści świadków powinny mówić o wierze, nadziei, miłości, męstwie, roztropności, prawdomówności, miłości bliźniego, ubóstwie itd. Oczywiście, to tylko schemat. Pytania układa się indywidualnie dla każdego z kandydatów na ołtarze, trudno przecież pytać o to samo w przypadku Anieli Salawy i Karola Wojtyły. Szczegóły otacza jednak tajemnica. Formularz z pytaniami też otrzymaliśmy z Rzymu, ale mieliśmy prawo zadawania dodatkowych. Gdyby przesłuchujący zapomnieli o jakichś istotnych kwestiach, mógł wkroczyć rzecznik sprawiedliwości -ks. Piotr Majer, kanclerz kurii.

W odpowiedziach powtarzał się pewien schemat złożony z powszechnie znanych opinii o Papieżu. Otaczało go jednak osobiste świadectwo: konkretnego spotkania z Karolem Wojtyłą, rozmowy, gestu. To właśnie się liczyło. Sędziowie zdawali sobie sprawę, że pamięć bywa zawodna i nieświadomie fałszujemy naszą wizję zmarłego. W takich sytuacjach pomagała osobista wiedza o Karolu Wojtyle. Broń Boże, nie wolno było naprowadzać świadków na odpowiedzi, ale można było korygować błędy, np. dotyczące dat powszechnie znanych. Nie wiem, ile osób przesłuchano w Rzymie. W prasie przeczytałem wypowiedź

ks. Odera, który stwierdził, że przed krakowskim Trybunałem stanie jedna trzecia wszystkich świadków. Na podstawie tego mogę dokonać pobieżnych obliczeń.

Sędziowie zapewniali świadkom swobodę wypowiedzi. Zeznania były im odczytywane,

a tekst można było poprawiać i uzupełnić. Potem protokół był tłumaczony na język włoski.

Przecieki i cuda

Przecieki dotyczące naszej pracy ani mnie nie irytowały, ani nie skłaniały do załamywania rąk. Nie ma przepisów zakazujących świadkom ujawniania faktu, że stanęli przed Trybunałem. Byli zobowiązani do zachowania tajemnicy wyłącznie w kwestii stawianych pytań i udzielanych odpowiedzi. Dzięki temu społeczeństwo mogło się natomiast przekonać, że świadkowie nie stanowili grona wybranych spośród swoich, którzy mówią o Papieżu w samych superlatywach.

Członkowie Trybunału przysięgali dochować tajemnicy i bezstronności, mimo że współczesne prawo kościelne - niestety - rzadko stawia taki wymóg. Chociażby w kodeksie prawa kanonicznego z 1917 r. sporo było podobnych obostrzeń, ale zrezygnowano z nich, bo współczesny człowiek często nie ma świadomości ciężaru krzywoprzysięstwa.

Rozpoczynając pracę Trybunału, przysięgałem m.in., że nie będę przyjmował podarków. Ten wymóg to echo dawnych nieprawidłowości - być może w odległych czasach podczas procesu beatyfikacyjnego założycielki zakonu siostry przynosiły sędziom torty... Zresztą pół biedy, gdy w grę wchodziły jedynie ciasta.

Ważniejsze jednak od tych nieco anegdotycznych kwestii są cuda. Interwencja nadprzyrodzona jest jak gdyby pieczęcią od Pana Boga - potrzebną, gdy ludzie zawodzą, np. w X czy XI wieku w Skandynawii usiłowano wynieść na ołtarze człowieka, który zginął po pijanemu. By postawić tamę takim sytuacjom, papieże zarezerwowali sobie prawo oficjalnego ogłaszania świętości po uprzednim zbadaniu sprawy. Kolejną barierę bezpieczeństwa stanowił wymóg cudu - wcale nie teologiczny, ale kanoniczny. Warunek ten nie dotyczy jednak np. męczenników, a papież może od niego dyspensować. Trybunał krakowski nie zajmował się cudami, a gdyby pojawiły się takie świadectwa, należało odesłać je do Rzymu.

Nie tylko prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych kard. José Saraiva Martins uważa, że "opinia o świętości Jana Pawła II jest dla wszystkich oczywista". Osobiście nie potrzebuję żadnych pieczęci czy oficjalnego potwierdzenia świętości Karola Wojtyły. Taki jest jednak zwyczaj i prawo kościelne. Nie miałem więc poczucia bezcelowości przesłuchań przed Trybunałem, obawiałem się natomiast monotonii przy wysłuchiwaniu różnych zeznań na temat osoby, działalności i nauczania kandydata. Obawy okazały się w zasadzie płonne. Niektóre fakty powtarzały się, ale każdy mówił o czymś nieco innym. Każdy wyrażał opinie o Papieżu zgodne z własną wrażliwością, pamięcią oraz umiejętnością analizy i syntezy. Jedni mówili ogólnikami, inni skupiali się na szczegółach, jeszcze inni pokazywali, jak kontakt z Karolem Wojtyłą trwa w nich i owocuje zaskakującymi przemyśleniami. To były wzruszające opowieści.

Nie przeżyłem jednak, jako sędzia, żadnych zaskoczeń w rodzaju nowości czy rewelacji. By to wyjaśnić, opowiem pewną anegdotę. Ostrzegano kard. Wojtyłę, że bezpieka zamontowała w kurii podsłuch, on zaś ze stoickim spokojem odparł: "Nie mam nic do ukrycia". Jego życie było właśnie takie - nie miał nic do ukrycia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2006