Tischnerowski „Hymn do słońca”

"Na zewnątrz widać radość, pogrzebiesz głębiej, odkrywasz cierpienie, krzyż. Między jednym i drugim jest nadzieja" - mówił ks. Józef Tischner w swoich niepublikowanych kazaniach, które zdradzają jego franciszkańską wrażliwość.

05.08.2008

Czyta się kilka minut

Ks. Józef Tischner / fot. archiwum TP /
Ks. Józef Tischner / fot. archiwum TP /

1. Często miał pod ręką "Kwiatki św. Franciszka". Wysłużone PAX-owskie wydanie w tłumaczeniu Leopolda Staffa. Staffa zresztą lubił czytać, czasem cytować. Lubił też wracać, o czym wiadomo, w rodzinne strony. Nie tylko do Łopusznej, gdzie spędził dzieciństwo, także do Starego Sącza, gdzie przyszedł na świat i gdzie jako dziecko spędzał wakacje u dziadków. Odwiedzał wówczas klasztor sióstr klarysek.

Ks. Tischner w klasztorze kontemplacyjnym: ciche Msze, nabożeństwa świąteczne, zamknięte rekolekcje dla sióstr. Wtedy głębiej wchodził w duchowość franciszkańską. Ale kto o tym wie? Że pisząc "Filozofię dramatu" i "Nieszczęsny dar wolności" - wewnętrzny pokój znajdował w klasztorze sióstr, a natchnienie w "Kwiatkach"? Tischner zainspirowany "biedaczyną z Asyżu"? Przecież swój stosunek do Franciszka w powszechnie dostępnych wypowiedziach odsłania tylko w trzech miejscach. W pojedynczych zdaniach.

2. W "Spotkaniu" - rozmowie rzece prowadzonej w latach 1991-92 przez Annę Karoń-Ostrowską - pytany o ulubionego świętego odpowiada w swoim stylu: "Nie mam ulubionych świętych. W ogóle nie przepadam za świętymi, w zasadzie wolę grzeszników". Dopytywany: "A gdyby Ksiądz miał w ten sposób określić swoją duchowość, to na kogo lub na co by Ksiądz wskazał?", mówi: "Na Franciszka z Asyżu i jego hasło o Miłości niemiłowanej. (...) Franciszek mi odpowiada ze względu na bardzo ewangeliczną koncepcję chrześcijaństwa. Poza tym jest chyba jednym z ostatnich, którzy rozumieli, co to jest miłość...".

W 1994 r. Jacek Żakowski prowadzi dyskusje z Tischnerem i Adamem Michnikiem ("Między Panem a Plebanem"). Na pytanie "Skąd przychodzi ksiądz profesor Józef Tischner?" ten odpowiada: "Z wielu miejsc. Mój krajobraz fundamentalny bierze się z gór i trochę z szumu Dunajca. Krajobraz intelektualny z husserlowskiej redukcji transcendentalnej, to znaczy z tego horyzontu, w którym można zawiesić wszelkie przekonania i raz jeszcze je rewidować. Natomiast horyzont religijny z tych drewnianych kościółków, wśród których wyrastałem - z kościółka w Jurgowie, z kościółka w Łopusznej. A trochę też ze Starego Sącza i tamtejszej tradycji franciszkańskiej. Myślę, że moim pierwszym wrzaskiem po urodzeniu - może poza wrzaskiem o jedzenie, co nas ze sobą łączy - był »Hymn do Słońca«".

I jeszcze "Rekolekcje z Mistrzem Eckhartem" z 1998 r. W intelektualnie intensywnej rozmowie z Januszem Poniewierskim Tischner dla rozluźnienia atmosfery czasem wtrąca anegdoty. Odnośnie do egzorcyzmów i opętań mówi: "Warto w tym miejscu przypomnieć, co św. Franciszek odpowiedział bratu Jałowcowi na pytanie, jak sobie poradzić z diabłem: »Zamknij paszczę, diabełku, bo ci do niej narobię«".

Uważniejsi czytelnicy Księdza być może dotarli do dwóch niskonakładowych publikacji: "Miłości niemiłowanej" z 1993 r. (3 tys. egz. z prywatnej inicjatywy Sławomira Grotomirskiego - zapis różnych rekolekcji) i "Szukajcie najpierw Królestwa Niebieskiego. Wyboru kazań starosądeckich", przygotowanego w ub. r. w śladowym nakładzie przez Andrzeja Długosza, który od lat troszczy się w Starym Sączu o pamięć po Księdzu.

3. Pierwsze poważne spotkanie Tischnera ze św. Franciszkiem trzeba datować na rok 1953. Tischner od trzech lat studiował w krakowskim seminarium duchownym. Wtedy odkrył Franciszka, zainspirowany Wojtyłą. Zobaczył go w kontekście historycznym. Poprowadził analogię między średniowieczem a współczesną mu Polską. Dostrzegł szereg zagrożeń dla religii. I postawił sobie pytania o kształt chrześcijaństwa i rolę chrześcijan w świecie.

"Myśląc o franciszkanizmie pamiętajmy, że było to wielkie dokonanie w historii Kościoła: odkrycie wolności chrześcijańskiej" - mówił po latach. A więc wolność. Później wskaże równie mocno na radość życia. Franciszek na powrót pokazał, że Dobra Nowina jest rzeczywiście dobra. Wiara nie ma być kolejnym utrapieniem człowieka, ale jego kluczem do szczęścia. Tych podstaw wizji chrześcijaństwa Tischner bronił już zawsze (por. 1).

4. Łukasz Tischner, bratanek ks. Józefa, zapamiętał bardzo dobrze scenę ze Starego Sącza. W klasztorze klarysek znajdują się relikwie. Po wyjściu z kościoła, Łukasz żartował z kawałka kości i klauzurowego życia zakonnic. W takich sytuacjach ks. Józef zawsze mówił coś z przymrużeniem oka, podejmował żart. Ale bratanek wspomina, że tym razem twarz Księdza zastygła. Powiedział kilka prostych słów, sens był jasny: powołanie klasztoru kontemplacyjnego, miejsca skupionej modlitwy, było dla niego szalenie ważne. Na dodatek czuł osobisty związek ze średniowieczną świątynią. Kilkakrotnie mówił klaryskom o genius loci tego klasztoru.

Tischner zjawiał się u sióstr chętnie i często. Od 1970 r. w Starym Sączu mieszkali jego rodzice. Przyjeżdżał do nich, miał swój pokój, pracował w nim, pisał. Wtedy (w latach wcześniejszych również) posługę kapłańską sprawował u klarysek. Ostatni raz jesienią 1994 r. Na szczęście dzięki pracy sióstr kazania franciszkańskie Tischnera z różnych lat (i nie tylko, bo również np. pogawędki z lat stanu wojennego) - zachowały się (por. 2).

5. Kiedy z okazji 700-lecia śmierci św. Kingi (do kanonizacji której zdaniem klarysek Tischner się przyczynił, inicjując w ich klasztorze naukową konferencję poświęconą jej postaci) odprawiał rekolekcje, kronikarka zapisała: "Cieszymy się zawsze, ilekroć Ks. Profesor do nas przyjeżdża, i chętnie słuchamy, gdy do nas mówi. W jego homiliach i konferencjach uderza zawsze właściwa Mu oryginalność, głębia i prostota".

Ten zapis wiele mówi. W nagranych homiliach Tischnera słychać, nad czym akurat pracuje jako myśliciel. Na przykład na początku lat 80. jedno z kazań rozpoczyna niemal dosłownym cytatem z wprowadzenia do "Filozofii dramatu", a w dalszej części tę filozofię wyjaśnia korzystając z postaci św. Franciszka (zresztą pojęcie "wzajemności" w poniższym fragmencie znajduje się w centrum "Filozofii...", por. 2). Kiedy na początku lat 90. stał się jednym z najbardziej wyrazistych komentatorów w życiu publicznym, w homiliach pojawiają się bieżące wątki - znowu: wyjaśnione poprzez duchowość franciszkańską.

Oprócz wszystkiego widać, że swoje pomysły przepuszczał przez specyficzny franciszkański filtr. Poza tym postać biedaczyny z Asyżu znakomicie łączyła tak lubianą i szanowaną przez Tischnera religijność ludową z wizją niezakłamanego życia Dobrą Nowiną. Sedno religijności podhalańskiej to dla ks. Tischnera obok pasyjności także pieśń pochwały życia i radości, jak we franciszkańskim "Hymnie do słońca".

6. Tischner wyławiał kolejne wątki składające się na tę duchowość. W centralnym miejscu postawił stosunek Franciszka do Ewangelii, odkrycie jej jako Dobrej Nowiny, co, jak już wspomnieliśmy, doprowadziło świętego do ulubionej przez Tischnera frazy o Miłości niemiłowanej. Kiedy spojrzy się już z perspektywy lat, nagle okazuje się zadziwiające, że gdzieś te fundamenty własnej duchowości, te inspiracje, jak św. Franciszkiem, umknęły szerszej uwadze. Tyle poznaliśmy ks. Tischnera, ile sam na to pozwolił. Ale czy teraz nie warto poszukać, skąd brał siłę, jakie miał duchowe zaplecze (por. 3)?

5. Niezwykłe wystąpienia ks. Tischnera w murach starosądeckiego klasztoru podsuwają jeszcze jedno pytanie: o jego własne życie "duchem franciszkańskim". Od razu sięgnijmy po to, co najtrudniejsze do zrozumienia. "Kwiatki" przedstawiają opowieść o radości doskonałej. Bracia Leon i Franciszek rozmawiają w podróży. Franciszek prowokacyjnie wypytuje Leona, czym jest radość doskonała. Wreszcie sam kreśli obraz sytuacji, w której u celu podróży zostają kilkakrotnie odpędzeni od klasztoru jako bandyci, cierpią głód i zimno u kresu wyprawy, a jednak nie są wpuszczani za próg. Wtedy złączenie swojego losu z cierpieniami Chrystusa jest radością doskonałą (por. 4).

Tu nie trzeba wielu słów. Kiedy dla ks. Tischnera przyszedł czas choroby, lata cierpień, odsłoniła się w nim znów franciszkańska duchowość. Być może był to ten czas, kiedy do głębi przeżywał chrześcijańską prawdę, nieraz przez niego samego wypowiadaną, również analizując życie Franciszka: "Człowiek powinien w momencie cierpienia wybrać Jezusa Chrystusa i łączyć swoje cierpienie z Jego cierpieniem".

***

Na zewnątrz - Tischner, jak się patrzy: roześmiany, zadziorny, błyskotliwy. A pogrzebiesz głębiej...

Bardzo dziękuję Wojciechowi Bonowiczowi i Łukaszowi Tischnerowi.

Ks. Józef Tischner, niepublikowane homilie ze Starego Sącza (fragmenty)

(1) Spotkanie z Franciszkiem

Na wydziale teologicznym w Krakowie zmarł profesor wykładający etykę społeczną. Wykłady po nim miał objąć młody wówczas dr teologii, ks. Karol Wojtyła. Właściwie nie był do nich dość dobrze przygotowany. Doktorat zrobił ze św. Jana od Krzyża, a zatem z mistyki. Tymczasem przyszło mu wykładać etykę społeczną. Często tak się w życiu dzieje, że człowiek musi robić nie to, co prawdziwie jego. Ks. Wojtyła musiał się do wykładów przygotowywać z dnia na dzień. Śmiał się, że jest od swoich studentów mądrzejszy tylko o jeden wykład. Wykłady zapisywał i dawał nam skrypt, żeby się lepiej było uczyć.

Pewnego dnia odłożył skrypt i zaczął mówić od siebie mniej więcej tak: "Na tych wykładach dużo mówimy o ekonomii, polityce, dużo mówimy o gospodarce, o drożeniu towarów. Tymczasem dzień dzisiejszy, dzień św. Franciszka z Asyżu, mówi nam, że nie to jest najważniejsze. Świat stoi na głowie, bo to, co mało cenne, stawia na szczycie wartości. A cóż jest najcenniejsze? Najcenniejsze jest ubóstwo. Gdzie jest ubóstwo, tam jest wolność" - powtórzył to kilka razy. "Gdzie jest ubóstwo, tam jest wolność!". Do dnia dzisiejszego pamiętam właśnie ten wykład, podczas kiedy wszystkie inne, do których tak się przygotowywał, wyleciały mi z pamięci. (1981)

(2) Siostry, Franciszek i wzajemność

Jesteśmy w klasztorze sióstr klarysek, który, jak wiemy, jest klasztorem franciszkańskim. Co to znaczy? Co to znaczy franciszkanizm? To klasztor wywodzący się od św. Franciszka z Asyżu. W tym klasztorze dzień po dniu dokonuje się odkrywanie Boga. Klasztory są między innymi po to, żeby odkrywać Boga i dawać świadectwo Bogu. Ale we wszystkich klasztorach franciszkańskich, a zwłaszcza w tym, panuje wiara, że Bóg jest obecny we wzajemności. Jezus kiedyś powiedział, że gdzie jest zebranych w Jego imię dwóch albo trzech, tam On jest między nimi. Kiedy człowiek jest sam, kiedy ucieka od drugiego człowieka - wtedy nie ma wzajemności, i wtedy nie ma Boga. Kiedy człowiek doświadcza wzajemności, wtedy Bóg znajduje się obok niego, wtedy Bóg znajduje się między ludźmi.

Możemy powiedzieć, że ten franciszkański Bóg, Jezus Chrystus, nie przychodzi do nas ani z drzew, ani z burz, ani z pięknej słonecznej pogody. On przychodzi do nas z wnętrza serca ludzkiego otwartego na wzajemność. Tutaj ludzie ofiarują sobie Boga. Ale nie mieliby Go, gdyby byli w samotności. Bóg jest między nimi. (...) Franciszkanie budowali swoje klasztory w miejscach ludnych, na skrzyżowaniu dróg. Nieomal na środku placów targowych. (...) Franciszkanie szli w sam środek wzajemności. (...) Siostry modlą się za tych, którzy tu przychodzą, a ci, którzy tu przychodzą, pomagają, żeby się ten klasztor mógł utrzymać. I na tym polega wzajemność. I dlatego Bóg jest tutaj, ten franciszkański Bóg między nami. Bóg, który przychodzi z wzajemności. Jest to ten Bóg, którego sobie nawzajem darowujemy. My wam, wy nam. Ale nikt z nas nie miałby tego Boga jako daru, gdyby obok niego nie pojawił się drugi człowiek. (1981)

(3) Miłość nie jest miłowana!

Co właściwie wniósł św. Franciszek i jego rodzina w życie Kościoła? Przyszła na niego pewnego razu chwila, która była decydująca dla całego życia. Była to chwila wewnętrznego olśnienia. Jakby nowe światło w nim się zapaliło. Odkrył prawdę prostą: Miłość nie jest miłowana. Odkrył, że Bóg jest miłością, że Bóg pierwszy miłuje człowieka, wybiera człowieka, szuka człowieka, umiera za człowieka i że dramatem Boga jest to, że nie jest miłowany. Bodaj po raz pierwszy na podobne odkrycie natrafiamy w Starym Testamencie w Pieśni nad Pieśniami; księga ta opowiada o stosunku duszy ludzkiej do Boga, że ten stosunek jest jak stosunek między Oblubieńcem a Oblubienicą. Wyraża go powiedzenie: "Miły mój mnie, a ja jego". Te słowa wskazują na tę samą treść, na którą potem także wskaże św. Franciszek. Miłość nie jest miłowana. Ale co te słowa znaczą? Jeżeli się wmyśleć w sens tych słów, widzimy bardzo daleko idące konsekwencje. Oblubieniec i Oblubienica. Kiedy Oblubieniec przychodzi do Oblubienicy, to wraz z Oblubieńcem przychodzi do niej jakby cały świat. A kiedy Oblubieniec od Oblubienicy odchodzi, to jakby cały świat od niej odchodził. Spotkanie Oblubieńca i Oblubienicy jest nie tylko spotkaniem dwóch miłujących się istot, ale jest także jakby nowym spotkaniem człowieka z całym światem. Ci, którzy się miłują, mają u swoich stóp cały świat. Ci, którzy się nienawidzą, czują się na tym świecie obco i wrogo. Poprzez Boga człowiek staje się jakby właścicielem całego świata. Św. Franciszek mówi: "Kto ma Boga, ten wraz z Bogiem ma wszystko to, co ma świat". (...) Św. Franciszek wnosi ze sobą zupełnie nowe odczuwanie świata. Odkrył Boga, który miłuje, a kto odkrył Boga, który miłuje, ten już inaczej żyje na tym świecie. "Miły mój mnie, a ja jemu". Kto ma przy boku swoim ukochanego, ten wraz z ukochanym ma cały świat, który do ukochanego należy. I tutaj należy szukać tego, co się później będzie nazywać ubóstwem franciszkańskim. Ubóstwo franciszkańskie wcale nie polega na tym, żeby nic nie mieć. Wręcz przeciwnie. Ubóstwo franciszkańskie polega na głębokim przeświadczeniu, że człowiek wszystko ma, że wszystko jest człowieka. I dzień, i noc, i drzewo, i łąki, i pola, bo kto ma Boga, ten ma wszystko. (1988)

(4) Radość doskonała

Radość doskonała. Na czym polega? Skąd się bierze? W opowiadaniu, które przytoczyłem na początku, widzimy ludzi zziębniętych, głodnych i jednocześnie promieniujących niezwykłą radością. Sam św. Franciszek, jak mówi historia, otrzymał na ciele znaki cierpień Jezusa Chrystusa. Co to znaczy? To znaczy, że w nim były jakby zjednoczone dwie wartości: cierpienie i radość, radość i cierpienie. Jest to niezwykła tajemnica franciszkanizmu. Franciszkanizm polega przede wszystkim na tym, że odkrywa się najgłębszy sens cierpienia. (...) W tekstach franciszkańskich jest świadectwo, że cierpienie i radość mogą być ze sobą połączone. Pod jakim warunkiem? Aby cierpieć z Jezusem Chrystusem.

Ważne jest tylko to, z kim się cierpi. Życie na tym polega, że nie można w nim uniknąć cierpienia. Zawsze jakieś cierpienie człowieka dopadnie i wgryzie się w jego ciało, w jego duszę. Chodzi teraz tylko o to, żeby wybrać sobie towarzysza cierpienia. Człowiek nie powinien cierpieć sam, mówi mądrość chrześcijańska. Człowiek powinien w momencie cierpienia wybrać Jezusa Chrystusa i łączyć swoje cierpienie z Jego cierpieniem. Kto to potrafi, ten na zewnątrz będzie promieniował radością. Ten nie tylko potrafi znieść swoje cierpienie, ale potrafi zamienić je na radość, na szczęście.

Mamy u św. Pawła taki piękny tekst, w którym pyta: co lub kto potrafi nas odłączyć od miłości Chrystusowej? Czy ból, czy prześladowania, czy cierpienie? Św. Paweł powiada, że wszystkie te doświadczenia są w gruncie rzeczy okazją do tego, żeby się połączyć z Jezusem Chrystusem. Cierpisz, Chrystus także cierpiał, niesiesz krzyż, Chrystus także niósł krzyż. To połączenie z Jezusem Chrystusem zamienia krzyż na radość doskonałą. Mamy zatem obraz człowieka franciszkańskiego. Bo w gruncie rzeczy gra idzie o człowieka. Gra idzie o to, co w człowieku jest najistotniejsze. Gra idzie o to, czy Europą raz jeszcze zawładnie poganin, czy chrześcijanin. Obraz człowieka chrześcijanina w tej franciszkańskiej interpretacji jest niezwykle prosty. Na zewnątrz widać radość, pogrzebiesz głębiej, odkrywasz cierpienie, krzyż. Między jednym i drugim jest nadzieja. Nadzieja, która przezwycięża to największe niebezpieczeństwo życia duchowego, jakim jest ociężałość duchowa, jakim jest melancholia.

Myślę, że dzisiaj ten moment franciszkanizmu jest dla nas niesłychanie ważny, bo nasze czasy także stały się czasami swoistego smutku, melancholii, ociężałości duchowej. Stały się czasami, w których chrześcijanie nie potrafią znosić swojego własnego cierpienia. I co charakterystyczne, bardzo często to cierpienie nie jest wielkie. Jakaś niepewność jutra, jakaś troska o to, z czego będziemy żyć, w co się będziemy ubierać. To wszystko staje się źródłem we współczesnym chrześcijaństwie ducha melancholii. I dlatego ten punkt w chrześcijańskiej i franciszkańskiej duchowości jest także dla nas dzisiaj szczególnie cenny. Amen. (1992)

Dziękujemy Spadkobiercom ks. Tischnera za zgodę na opublikowanie powyższych fragmentów (zredagowanych na potrzeby tekstu przez TPo).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2008