Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Do eksplozji bombowych i strzelaniny doszło w południe 14 stycznia w centrum miasta. Zginęło osiem osób, w tym wszyscy czterej zamachowcy, do szpitala trafiło blisko 30 rannych.
Mózgiem ataku miał być niejaki Bahrun Naim, 33-letni obywatel Indonezji przebywający na terenie okupowanym przez IS. Jest on jednym z liderów Katibah Nusantra, organizacji skupiającej fundamentalistów islamskich z Indonezji, Malezji i Singapuru, mającej stanowić ramię IS w Azji Południowo-Wschodniej. Naim, który pod koniec 2015 r. zamieścił na blogu wpis „Lekcje z ataku w Paryżu”, odpowiada zdaniem policji nie tylko za zaplanowanie zamachów, ale też za transfer pieniędzy z Bliskiego Wschodu do Indonezji na jego sfinansowanie.
Po zamachu w Dżakarcie najważniejsze pytanie brzmi: czy był to punktowy akt terroru IS w kolejnym kraju świata, czy też stanowi on początek nowej strategii otwarcia frontu w Azji Południowo-Wschodniej? Indonezja jest wszak największym państwem muzułmańskim na świecie, islam wyznaje tu blisko 90 proc. z 250 mln mieszkańców. Destabilizowanie tego kraju, rozniecanie religijnych ekstremizmów stanowi zapewne ponętną wizję dla liderów IS. Taki obrót sprawy miałby też jednak poważne konsekwencje dla całego świata. Indonezję stawia się bowiem często za przykład, że można pogodzić islam z demokracją i rozwojem gospodarczym. Po upadku dyktatury Suharto w 1998 r. demokracja umożliwiła tu wprawdzie zaistnienie także radykalniejszym formom islamu, łącznie z szariatem w niektórych prowincjach, ale społeczeństwo w zdecydowanej większości pozostaje religijnie umiarkowane. Policja szacuje, że około 700 obywateli Indonezji zasiliło szeregi IS. To wciąż mniej niż obywateli Francji czy Rosji, gdzie liczby te wynoszą odpowiednio 1700 i 2400.
Pierwsze reakcje Indonezyjczyków po ataku IS wskazują, że chcą oni bronić swojego sposobu życia. Władze zapowiedziały bezwzględną walkę z terrorem, mieszkańcy stolicy wylegli na ulice, dodając sobie otuchy. Zdanie „To Indonezja, nie pokonacie nas” stało się jednym z częściej powielanych na Twitterze. Największe organizacje islamskie, liczące dziesiątki milionów członków, potępiły zamach, wzywając do jedności narodu.
Jeśli atak terrorystyczny w Dżakarcie potraktować zatem jako zderzenie dwóch form islamu, nihilistyczno-ekstremalnej z umiarkowaną, to zwycięsko z niego, tym razem, wyszła ta druga. ©