Tęcza i tryzub

Walczą o kraj, ale też o prawo do bycia sobą. Kolejni ukraińscy weterani mówią otwarcie o swojej orientacji seksualnej.

21.09.2020

Czyta się kilka minut

Wiktor Pylypenko, pseudonim „Francuz”, pierwszy z ukraińskich wojskowych,  który zdecydował się na coming out. Kijów, wrzesień 2020 r. / MONIKA ANDRUSZEWSKA
Wiktor Pylypenko, pseudonim „Francuz”, pierwszy z ukraińskich wojskowych, który zdecydował się na coming out. Kijów, wrzesień 2020 r. / MONIKA ANDRUSZEWSKA

Trzeba wysłać tych homosiów z Marszu Równości na wojnę, to się uspokoją – przeczytałem w sieci, gdy udało mi się złapać choć trochę internetu, by sprawdzić nowiny ze stolicy. Siedziałem skulony przy piecyku węglowym, próbując odpocząć od zimna i ostrzału. Nie mogłem uwierzyć w to, co czytam. Przecież ja na wojnie już jestem. A gdzie są oni, ci ogłaszający się patriotami, gotowi bić każdego, kto wyjdzie na ulicę z tęczową flagą? Sprawdzałem profile komentujących. Prawie nikogo, kto by walczył. Czemu nie widzę ich wszystkich obok siebie w okopie? Postanowiłem, że muszę się ujawnić – wspomina Wiktor Pylypenko o pseudonimie „Francuz”, pierwszy z ukraińskich wojskowych, który zdecydował się na ­coming out.

Dziś „Francuz”, wysportowany ciemnooki brunet, jest administratorem liczącej ponad 100 osób grupy Wojskowi LGBT i Nasi Sojusznicy. W jej ramach działają jeszcze podgrupy Achillesowe Bractwo dla spotkań wojskowych-gejów i Siostry dla żołnierek-lesbijek.

– Jest nas więcej. Niektórzy wciąż się boją. Mam sygnały od homoseksualistów i osób niebinarnych z prawie każdej jednostki wojskowej. Wielu okazuje wsparcie, mówi, że też kiedyś dołączą. To zresztą wychodzi nawet z prostej matematyki – osoby nieheteronormatywne to kilka procent każdego społeczeństwa. Więc muszą być w armii, zarówno ukraińskiej, jak i każdej innej. Na początku konfliktu w Donbasie niektórzy aktywiści LGBT określili się jako pacyfiści. Przekonywali, że są przeciwni walce na wojnie, bo każde zabójstwo jest złe. On jednak nie zgadza się z tą retoryką.

– To dla mnie jak powiedzenie gwałconej dziewczynie, że nie ma prawa się bronić przed napastnikiem – mówi ostro weteran. – Rosja jest zaprzeczeniem wszystkich wartości, które wyznajemy. Musimy z nią walczyć, niezależnie od płci czy orientacji.

Wywalczyliśmy sobie prawo

Początki drogi do samoidentyfikacji „Francuza” były trudne. – Najczęściej używaną przez mojego ojca obelgą było słowo „pederast”. W szkole uczono mnie o tym, że prawidłowy związek to jedynie taki mężczyzny i kobiety. Nikt nie wspominał, że są jeszcze inne opcje. Z czasem zauważyłem, że moje ciało bardziej reaguje na chłopców. Potem, gdy trafiałem na pierwsze filmy pornograficzne, zrozumiałem, że intrygują mnie tylko mężczyźni – opowiada.

Starał się być taki jak inni, spotykać się z dziewczynami. Gdy miał 20 lat, zakochał się w najlepszym przyjacielu. Na jednej z imprez uprawiali seks po alkoholu. Wyznał mu miłość, ale przyjaciel kazał zapomnieć o tym, co się wydarzyło. Zerwali kontakt. „Francuz” czuł się winny. Uczęszczał do cerkwi greckokatolickiej, raz nawet wyznał swój grzech na spowiedzi. Ksiądz zalecił mu odmawianie pokuty, aż zło z niego wyparuje.

– Potem, dzięki literaturze, odkryłem, że jest więcej takich jak ja. Na początku zachwyciła mnie poezja Safony, potem odkryłem Rimbauda, Oscara Wilde’a... – wymienia.

Gdy rozpoczął się konflikt w Donbasie, „Francuz” sam się zgłosił do ochotniczego batalionu Donbas. Pół roku spędził na pierwszej linii pod Mariupolem, w miejscowości Szyrokino, jednym z najgorętszych miejsc frontu.

Swoją orientację ukrywał. Kiedy żołnierzy wypuszczano na przepustki, chodził na prostytutki razem z kolegami. Jednocześnie, w wolnych chwilach, spotykał się z miejscowymi chłopakami. Ale wiedział, że to nie zadziała na dłuższą metę. Starał się przygotować swoje środowisko. W żartach z kolegami nieco flirtował, zostawiał niedopowiedzenia. Ktoś rzucił niby dla żartu, czy „Francuz” nie jest przypadkiem gejem. Potwierdził. „Wiesz, wcześniej byłem homofobem, ale od teraz już chyba nie będę” – odparł kolega.

– Po zakończeniu służby napisałem o swojej orientacji na Facebooku. Oczywiście było trochę negatywnych komentarzy. Ale ucieszyła mnie reakcja społeczeństwa. Okazało się dojrzałe do tego, by rozmawiać o osobach nieheteronormatywnych. Dość już zaklinania rzeczywistości i udawania, że nas nie ma – konkluduje „Francuz”.

W grupach żołnierzy LGBT trwają dyskusje o tym, jakie zmiany prawne trzeba przeprowadzić. Wojskowych niepokoi, że gdy któryś z nich zostanie ranny, jego partner nie będzie mógł go odwiedzić na OIOM-ie, bo nie jest członkiem rodziny.

– Mój kolega stracił chłopaka, wręcz narzeczonego, na wojnie. Prawnie jest dla niego nikim. Wiele osób twierdzi, że podczas gdy Ukraina ma poważniejsze problemy, nie czas na poruszanie wątków społeczności LGBT. Nie zgadzam się z tym. Na froncie wywalczyliśmy sobie prawo do rozmowy na ten temat – stwierdza „Francuz”.

Weterani Donbasu, których pytam o „Francuza”, wzruszają ramionami. Do tego, jak walczył, nikt nie ma zastrzeżeń. Dobry strzelec granatnika, utalentowany medyk. Wielu rannym uratował zdrowie. A z kim śpi, to już jego sprawa.

Słaby chłopiec ratuje świat

Coming out „Francuza” stał się inspiracją dla kolejnych wojskowych. Wśród nich jest Wład Miroszynczenko, artylerzysta. Pochodzi z Ługańska, na wschodzie Ukrainy. Gdy chłopak miał 16 lat, jego rodzinne miasto zostało przejęte przez prorosyjskich separatystów.

– Długo byłem po prostu osobą, która obserwowała zło. Widziałem, jak separatyści biją wyciąganych z domów ludzi, ale nic nie robiłem. Odwracałem się jak wszyscy. Tak samo odwracała się nasza ukraińska milicja, gdy tamci przejmowali budynki administracji. W ten sposób nagle wszyscy znaleźliśmy się w tak zwanej Ługańskiej Republice Ludowej. Zaczęło się życie w martwym mieście. Martwym, bo otaczali mnie ludzie bez dusz, którzy boją się mówić, a nawet myśleć. Ale wiedziałem, że kilka kilometrów dalej, za posterunkami, rozciąga się świat, w którym można żyć inaczej – wspomina chłopak.

Poza proukraińskimi poglądami problemem było jeszcze „to”. Największy sekret Włada. Ktoś kiedyś napisał, że kobiety to oceany, a mężczyźni to kontynenty. Wład wolał czuć pod nogami stały ląd.

– Relacje w moim domu rodzinnym były analogiczne do tych między Rosją a Ukrainą: terror i moja wieczna walka o niepodległość – określa krótko. – Ojca denerwowała moja delikatność, chciał, żebym był prawdziwym mężczyzną. Najlepiej górnikiem jak on. Ale ja wiedziałem, że bardziej podobają mi się chłopcy. Kiedyś jeden polubił mi zdjęcie na portalu randkowym. Napisał, że jestem ładny. Jakiś czas pisaliśmy. Raz wysłał mi buziaczek. Ojciec to zobaczył. Profilaktycznie mnie pobił, by wybić mi z głowy całuski od facetów.

Od tego czasu Wład był ostrożniejszy. Jednak życie stawało się coraz bardziej nieznośne. Wokół otaczała go rosyjska propaganda, w której Europy nie nazywało się inaczej niż „Gejropa”. W szkołach opowiadano, że „takie” dzieci trzeba zabijać. Być homoseksualistą pod rosyjską okupacją to zagrożenie dla życia. W Ługańskiej Republice za homoseksualizm można było zostać skazanym na 3 lata więzienia. Wład nie mógł oddychać, ale nie wiedział też, jak uciec. Cała jego wiedza o świecie poza Ługańskiem pochodziła z internetu. Nigdy nawet nie był poza Donbasem. Ale potem zachwyciły go postaci z „Władcy pierścieni”. W opowieści o odważnych hobbitach zobaczył siebie.

– Ta książka pokazała mi, że słaby, niepozorny chłopak, którego nikt nie bierze na poważnie, może uratować świat. Zrozumiałem, że nie ma co czekać, aż ktoś z Ukrainy przyjdzie nam pomóc. Trzeba walczyć. Gdy skończył 18 lat, po prostu wsiadł do autobusu i wyjechał z nieuznawanej republiki. Pierwsze kroki skierował do komisji poborowej. Oznajmił, że chce wyzwolić swoje miasto spod okupacji. Urzędnicy nie byli pewni, co zrobić z chłopakiem z Ługańska, który miał 170 cm wzrostu i ważył 50 kg. Zapytali, czy umie liczyć. Umie, interesował się informatyką. Tak trafił do wojsk artyleryjskich, gdzie służył dwa lata. Tam prowadził podwójne życie. Na co dzień spokojny i lubiany dowódca armaty, ale gdy nikt nie patrzył, natychmiast włączał w telefonie grupy internetowe dla społeczności LGBT. Kiedy towarzysze broni opowiadali mu o swoich żonach, zmieniał temat. Sam unikał odpowiedzi, gdy pytali, czy też ma dziewczynę. Kolegów odwiedzały ich partnerki. Ale do niego chłopak nie mógł przyjechać. Wład poczuł, że znowu się dusi.

Pewnego dnia poszedł do dowództwa i oznajmił, że jest nie tylko wojskowym, ale też gejem i aktywistą LGBT. I chce się ujawnić, by pokazać innym, że jest żywym człowiekiem, a nie internetowym botem.

– Na początku dowódca tłumaczył, że mogę sobie spokojnie żyć dalej i nie robić zamieszania. Powtarzałem, że nie mogę – opowiada.

W końcu dostał pozwolenie. O swojej orientacji napisał na Facebooku, dał też kilka wywiadów. Żołnierze służący z Władem reagowali różnie. Niektórzy zapewniali, że jest w porządku, niezależnie od preferencji. Inni nie rozumieli. Jeden z wojskowych w nocy stanął nad jego łóżkiem i zaczął opowiadać, że gejom powinno się odcinać genitalia. Usłyszał też, że w armii jest masa narkomanów, ale żaden z nich nie robi coming outu jako narkoman walczący za ojczyznę.

– To nie były złe chłopaki. Po prostu uważali, że homoseksualizm to choroba. Takich ludzi trzeba uświadamiać, pokazywać im, że choć nasza orientacja się różni, nasze idee są takie same. I że skoro walczymy o wolność na froncie, tak samo powinniśmy bronić jej w społeczeństwie – tłumaczy.

Wszystkie wojny Wiktorii

– Przede wszystkim przepraszam za mój głos. Dopiero zaczęłam proces tranzycji płciowej. Wczoraj minęło równo sześć miesięcy, odkąd biorę hormony – mówi niskim, ale miękkim głosem Wiktoria z Charkowa. Rozmawiamy przez jeden z popularnych komunikatorów. Na awatarze na tle tęczowej flagi widnieje ładna kobieta w kasztanowej peruce i perfekcyjnie wykonanym makijażu smokey eyes. Wiktoria jest wieloletnią wojskową i weteranką wojny w Donbasie. Za służbę ma kilka medali. Była ranna podczas ostrzału pod Donieckiem, cudem uszła z życiem. Ale fotografie z wojny udostępnia tylko z zakrytą twarzą. Dla bezpieczeństwa. Nie chce, by rozpoznał ją ktoś z towarzyszy broni. Nikomu – jak mówi – z poprzedniego, męskiego życia nic do tego, jaka jest teraz. Niechętnie pokazuje mi zdjęcia z czasów służby w armii. Widnieje na nich muskularny, brodaty mężczyzna.

– I homofob. Dopóki nie odnalazłam siebie, byłam homofobką. Robiłam wszystko, by zdusić w sobie kobietę. Zajmowałam się wszelkimi męskimi zajęciami, sportem, często się biłam. Walczyłam o to, by nikt się nie domyślił, że coś jest ze mną nie tak – dodaje. – Wcześniej w dzieciństwie miałam swoją sekretną laleczkę, którą przebierałam w sukienki, bawiłam się z koleżankami. Ale inne dzieci się ze mnie śmiały, więc uznałam, że to coś złego i trzeba to ukryć. Cały czas musiałam się kontrolować, by nie wykonać żadnego naturalnego dla mnie kobiecego ruchu, nie położyć ręki na talię.

Pokazuje kolejne zdjęcia, już podczas terapii hormonalnej. Na comiesięcznej dokumentacji zmian widać, jak znika zarost, a rysy stają się bardziej dziewczęce. Po chwili usuwa zdjęcia z rozmowy.

– 29 lat ukrywałam, kim jestem, zarówno przed znajomymi, jak i przed samą sobą. Walcząc z tym, zabijałam samą siebie, kolejni psychiatrzy rozkładali ręce. Choć mówiłam, że nie mogę znieść swojego ciała, nikt się nawet nie zająknął, że to może wynikać z problemów z tożsamością płciową. Gdy chciano mnie leczyć na schizofrenię w szpitalu wojskowym, zrozumiałam, że albo będę kobietą, albo będę martwa – wspomina Wiktoria.

– Po tym, jak powiedziałam głośno lekarzom, że czuję się kobietą w męskim ciele, od razu poczułam się lepiej. Jakbym zrzuciła z siebie wielki ciężar. Natychmiast zapragnęłam przebić uszy, mieć długie włosy. Zacząć od początku.

Jednak szybko okazało się, że nie ma dla Wiktorii miejsca w ukraińskich siłach zbrojnych. Po coming oucie przed wojskowymi psychiatrami określono ją jako niezdolną do dalszej służby wojskowej.

– Jedyne wykształcenie, jakie posiadam, to stopnie wojskowe i kursy, które przeszłam w armii. W cywilnym życiu są nieprzydatne. Nie wiem, co dalej. Na razie dorabiam plotąc bransoletki. Tak naprawdę, pozbywając się mnie, armia straciła dobrego żołnierza. Choć każda osoba powinna być na wagę złota, bo przecież trwa wojna – stwierdza.

Teraz dla Wiktorii najważniejsze to zrobić porządek ze swoim ciałem, być już w zupełności kobietą. Jeszcze nie wie, w jaki sposób pokryje koszt operacji oraz dalszej terapii korekcji płci, bo na Ukrainie nie jest to w żaden sposób refundowane.

Nieznani bohaterowie

W Kijowie wokół Soboru św. Michała Archanioła o Złotych Kopułach rozciąga się ukraińska Ściana Płaczu. Na murze widnieje kilka tysięcy fotografii tych, którzy stracili życie w Donbasie.

Gdy w zeszłym roku podczas obchodów Dnia Poległych Obrońców Ukrainy „Francuz” rozmawiał pod ścianą z ojcem kolegi, który zginął na jego oczach, inny żołnierz do niego podbiegł i uderzył go w tył głowy. Wykrzykiwał, że „Francuz” jest pedałem i nie ma prawa stać koło zdjęć bohaterów. Obronili go koledzy z oddziału, po atakującego przyjechała policja. Sprawę zakwalifikowano jako chuligaństwo, bo w ukraińskim kodeksie karnym nie ma kategorii ataków na tle homofobicznym.

– Na tej ścianie jest trzynastu moich poległych towarzyszy broni – oburza się „Francuz”. – Walczyłem razem z nimi i teraz ktoś chce mi zabrać prawo do złożenia tam kwiatów? Przecież moje zdjęcie też mogło bardzo łatwo znaleźć się na tej ścianie. Kto wie, ilu z poległych, którym oddaje się teraz hołd, było gejami?

Jako dowód pokazuje mi w telefonie profil na Facebooku oznaczony jako „In memoriam”. Na zdjęciu profilowym chudy, wysoki chłopak obejmuje śliczną brunetkę. Chłopak został zastrzelony przez rosyjskiego snajpera kilka miesięcy później.

– Aktywny członek naszych grup, gej. A to zdjęcie to typowy kamuflaż. Zrób sobie zdjęcie z dziewczyną, nikt się wtedy nie domyśli – komentuje „Francuz”. – Rodzice wiedzą, że syn był gejem, ale prosili nas, byśmy tego nigdzie nie rozgłaszali. Boją się, że w oczach niektórych syn będzie po tym mniej bohaterem. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 39/2020