Tajna wojna

W okresie międzywojennym Polska i Litwa prowadziły wojnę. Wprawdzie niewypowiedzianą i cichą, ale brutalną i z licznymi ofiarami: wojnę wywiadów.

07.05.2012

Czyta się kilka minut

Mieczysław Żemajtis i Antoni Umbras nie mieli jeszcze ukończonych osiemnastu lat, gdy podjęli pracę dla wywiadu litewskiego. Swoją szpiegowską robotę traktowali jak misję – patriotyczną i jak najbardziej uzasadnioną. W 1923 r. obaj chłopcy, obywatele II Rzeczypospolitej narodowości litewskiej i uczniowie gimnazjum litewskiego w Wilnie, wraz z grupą przyjaciół zorganizowali w tym mieście – rok wcześniej włączonym do Polski – niezwykłą i bardzo efektywną siatkę wywiadowczą szpiegów-nastolatków rozsianych po całej Wileńszczyźnie. Zadania zlecone im przez centralę w Kownie, stolicy niepodległej Litwy (stolicy tymczasowej; wedle konstytucji litewskiej stolicą było Wilno), wykonywali szybko i sumiennie. Zbierali informacje o rozmieszczeniu polskich wojsk na pograniczu z Litwą. Zapewne – tego nie dowiemy się z akt procesu „grupy Żemajtisa, Umbrasa i towarzyszy”, który odbył się w 1924 r. przed sądem w Wilnie – szpiegowską robotę ułatwiał im wiek: kto wracałby uwagę na prawie jeszcze dzieci, kręcące się przy pociągach pancernych?

Wpadli przez kuriera, który pośredniczył w ich kontaktach z kowieńską centralą i, aresztowany przez polski kontrwywiad, wsypał licealistów. Potem, już przed sądem, oskarżeni zeznali, że przyznanie się do prowadzenia działalności na szkodę państwa polskiego zostało na nich wymuszone przez „środki przymusu” zastosowane przez śledczych (jakie to były środki, nie wiemy).

Usłyszeli wyroki od dwóch do czterech lat więzienia. Za okoliczność łagodzącą sąd uznał ich wiek, a karę więzienia zamieniono na dom poprawczy. Nie wiemy, co się z nimi stało później. Wiemy natomiast, że nie byli jedynymi nastolatkami walczącymi na „tajnym froncie niewypowiedzianej wojny” – jak historyk Tomasz Gajownik zatytułował swoją książkę poświęconą walce wywiadów polskiego i litewskiego w okresie międzywojennym.

Wojna zupełnie realna

Wygląda na to, że wywiad litewski miał tu mniej skrupułów niż polski – i świadomie wykorzystywał także bardzo młodych ludzi, przedstawicieli litewskiej mniejszości w II Rzeczypospolitej (80 tys. obywateli II RP zadeklarowało się podczas spisu z 1931 r. jako Litwini) do operacji szpiegowskich na terenie Polski. Licząc nie tylko na to, że będą bardziej zmotywowani niż np. zwerbowany za pieniądze przemytnik oraz bardziej efektywni niż np. niepiśmienny chłop z nadgranicznego zaścianka (tych oczywiście werbowano także) – ale wkalkulowując i to, że w razie wpadki nastolatki mogą liczyć na niższe kary. Kalkulacja była prawidłowa: choć polskie sądy orzekały wobec litewskich szpiegów wysokie kary, także śmierci, młodzież traktowano ulgowo.

Litewski wywiad w ogóle chętnie werbował współpracowników wśród mniejszości – pozyskiwano nawet księży-Litwinów, choć z pewnymi oporami, bo wpadka księdza-agenta, który często działał też w jakimś litewskim stowarzyszeniu, mogła mieć poważniejsze skutki polityczne niż wpadka licealisty.

Z drugiej strony skrupułów nie miał też wywiad polski – choć mniej chętnie werbował Polaków-obywateli Litwy. Ale nie dlatego, że nie chciał: to „polityka władz polskich w stosunku do północnego sąsiada zdecydowanie utrudniała wykorzystanie przez wywiad Polaków mieszkających na tamtym terytorium” – pisze autor. Obawiano się, że władze litewskie mogą odpowiedzieć represjami także wobec polskiej mniejszości. Doświadczenie potwierdzało te obawy.

Gajownik nie pozostawia wątpliwości: w okresie międzywojennym Polska i Litwa prowadziły ze sobą wojnę – brutalną, choć niewypowiedzianą i prawie niewidoczną. Prawie, bo incydenty zbrojne zdarzały się często na „linii administracyjnej” – o formalnej granicy można mówić dopiero od 1938 r., gdy Litwa zdecydowała się na nawiązanie kontaktów dyplomatycznych, ustępując przed polskim ultimatum.

Wywiadowcza „równowaga sił”

O tym, że w latach 1918-39 stosunki między Polską i Litwą były fatalne (i że ma to skutki do dziś), wiadomo powszechnie. Niewiele wiadomo było natomiast o tym, jak dramatycznie wyglądała polsko-litewska konfrontacja wywiadowcza, obfitująca w ofiary – duże straty ponosiły tu obie strony, a ujęci szpiedzy nie mogli liczyć na litość. Zwłaszcza więzienie wojskowe w Kownie cieszyło się złą sławą; trafić tu z wieloletnim wyrokiem równało się niemal karze śmierci...

Tomasz Gajownik (rocznik 1975), pracownik Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie, wykonał kawał niebywale poważnej pracy, a znajomość litewskiego pozwoliła mu sięgnąć także do litewskich archiwów. Jego książka to w gruncie rzeczy pierwsze opracowanie naukowe na ten temat – a w każdym razie pierwsze tak solidne. Wśród historyków zajmujących się polskim wywiadem w latach 1918-39 (zwykle skupiają się oni na głównych kierunkach jego działań, którymi były Niemcy i ZSRR) pokutuje przekonanie o „łatwych warunkach pracy wywiadowczej na Litwie”. Okazuje się, że to nieprawda. Łatwo nie było – przeciwnie. Przy braku kontaktów dyplomatycznych – aż do marca 1938 r., gdy, jak wspomniałem, pod naciskiem polskiego ultimatum Litwa ustąpiła i zdecydowała się je nawiązać – to działalność wywiadów stała się płaszczyzną, na której kumulowały się napięcia polityczne. Dla polityków z Warszawy i Kowna to wywiad był, siłą rzeczy, głównym źródłem informacji o drugiej stronie.

Analizując materiały archiwalne, Gajownik dochodzi do wniosku, że obie służby wywiązywały się z tych zadań dość dobrze. Choć dysproporcja między oboma krajami była ogromna – w 1938 r. Litwa miała 2,6 mln mieszkańców (a jej obszar był tylko niewiele większy od Prus Wschodnich), zaś II Rzeczpospolita 35 mln – to na polu wywiadowczym panowała „równowaga sił”. Litwini nie ustępowali Polakom: w krótkim czasie zdołali zbudować nieliczne, ale skuteczne tajne służby. Udało się to garstce litewskich patriotów motywowanych pragnieniem obrony niepodległości, których na początku wsparli instruktorzy-najemnicy: pracujący za pieniądze weterani wywiadu carskiego i pruskiego.

Twórcy litewskiego wywiadu zwykle znali doskonale polskie realia, język itd. Po 1940 r. większość z nich zapłaciła najwyższą cenę: ci, którzy nie uciekli na czas przed wkraczającą Armią Czerwoną, szybko zostali aresztowani przez NKWD – i zamordowani lub zesłani do łagru. Podobnie jak wielu ich dawnych polskich przeciwników, którzy wpadli w ręce Sowietów.

Paradygmat wrogości

Czy ta „tajna wojna” była nieunikniona? Wciśnięci między trzy wielkie państwa Europy Środkowej, po 1922 r. Litwini usiłowali zabezpieczyć swą niepodległość przez politykę balansowania między Berlinem i Moskwą, aspirując do relacji partnerskich, a z Niemcami nawet sojuszniczych – mimo że Berlin nie był zainteresowany partnerstwem, ale polityczno-gospodarczym zwasalizowaniem Litwy i odebraniem jej Kłajpedy, która wraz z tzw. Krajem Kłajpedzkim przypadła w 1923 r. Litwie.

Jak mogło wyglądać partnerstwo z ZSRR, który prowadził infiltrację Litwy za pośrednictwem tamtejszej partii komunistycznej – wiadomo... Zresztą Litwini byli jej świadomi i ją zwalczali. A jednak za głównego wroga uważali Rzeczpospolitą. Fatalne relacje miały swe źródło szczególnie w latach 1918–1922; zwłaszcza zajęcie Wilna przez Żeligowskiego utrwaliło paradygmat wrogości, który po stronie litewskiej trwał nawet wtedy, gdy zdrowy rozsądek nakazywał szukać porozumienia z Polską. Litewskie władze aż do 1938 r. podtrzymywały wizję zagrożenia ze strony Polski – choć litewski wywiad raportował od dawna, że nie grozi żadna polska agresja.

A dlaczego Litwa była celem tak dużej aktywności polskiego wywiadu? Najkrócej: w sytuacji, gdy Polska znajdowała się między dwiema wrogimi siłami (Niemcy i ZSRR), Litwa – leżąca na styku tych sił i blisko z nimi współpracująca – mogła być ważnym ogniwem w razie wojny z Niemcami lub ZSRR. Mogła też podjąć wtedy próbę zajęcia (wg Litwinów: wyzwolenia) Wilna. Współpraca Litwinów z Niemcami i ZSRR była więc dla Polski realnym zagrożeniem. A bywało i tak, że Litwini wymieniali się informacjami wywiadowczymi nie tylko z Niemcami, ale także z Sowietami...

Ocieplenie pojawiło się dopiero w 1939 r., gdy ekspansja Niemiec – dotąd rzekomo sojusznika Litwy – uderzyła także w nią: w marcu 1939 r. Wehrmacht zajmuje litewską Kłajpedę zamieszkaną przez mniejszość niemiecką, czyli litewskie Gdynię i Gdańsk razem wzięte. Ale na zmianę „paradygmatu wrogości” było już za późno.

Sojusz, którego nie było

„Honor, odwaga, godność szły w parze z chciwością, okrucieństwem, brutalnością czy zdradą. Grupa ludzi, która pracowała w wywiadzie, wykonując powierzone jej zadania, poświęcała to, co miała najcenniejsze, czyli własne życie” – tak Gajownik charakteryzuje polskich uczestników tej „tajnej wojny”. Podobnie można opisać litewskich.

Dziś wiemy, jak skończyła się ich historia. Trudno się oprzeć wrażeniu jakiegoś absurdu: oto wielu wartościowych ludzi, Polaków i Litwinów, patriotów swych ojczyzn, walczy ze sobą przez 20 lat – gdy już za chwilę oba kraje przestaną istnieć, jeden podzielony między Niemcy i ZSRR, a drugi zagarnięty przez Stalina... Oczywiście, konstatacja taka ma charakter tylko emocjonalny. Gdybyśmy potraktowali ją jako kryterium oceny, popełnilibyśmy grzech ahistoryczności.

Po 1918 r. niepodległe Polska i Litwa były skazane na konflikt – istniałby on także wtedy, gdyby Wilno przypadło Litwie. Zresztą nawet gdyby Polska i Litwa jakimś cudem się pogodziły i zawarły sojusz, niewiele by to zmieniło – w 1939 r. o losie Europy Środkowej zdecydowało porozumienie Berlina i Moskwy, a tym dwóm potęgom nie mógłby stawić czoła żaden sojusz polsko-bałtycki.

Przyjaźń ponad frontami

Wszelako dla porządku i dla pamięci odnotujmy, że sojusz taki marzył się niektórym Polakom i Litwinom – właśnie oficerom wywiadu. Takim jak np. podpułkownik Stanisław Kara, polski attaché wojskowy na Łotwie, a potem w Estonii w latach 1927-31, oraz pułkownik Balys Giedraitis, litewski attaché wojskowy na Łotwie. Spotkali się w Rydze, zaprzyjaźnili i, mając świadomość swej podwójnej roli dyplomatyczno-szpiegowskiej, zaczęli szczególną grę: zachowując własną niezależność i nie przekraczając granicy, za którą zaczyna się nielojalność (i zdrada) wobec własnego kraju, wymieniali się informacjami, zwłaszcza politycznymi.

„Wspólna skłonność do biesiadowania mocno zakrapianego alkoholem sprawiła, że ci dwaj oficerowie państw znajdujących się w nieformalnym stanie wojny żywili do siebie nieodpartą sympatię, która przerodziła się w przyjaźń” – pisze Gajownik. Polski wywiad i MSZ patrzyły nieufnie na tę zażyłość, obawiając się „inspiracji” ze strony Litwina. Gajownik uważa, że bez wątpienia Kara i Giedraitis wzajemnie się „inspirowali”, ale że zarazem było to pożyteczne dla obu stron. Skończyło się tak, że Kara zaczął czynić starania, by „stać się swoistego rodzaju ambasadorem pokoju pomiędzy oboma państwami”, co zirytowało warszawską centralę, która przeniosła go z Rygi do Tallina.

Kara i Giedraitis: opowieść o dwóch szpiegach, którzy próbowali coś zrobić wbrew geopolityce i wbrew, jak byśmy dziś powiedzieli, mainstreamowi w obu krajach – czy to nie materiał na scenariusz filmowy? Niestety, bez happy endu: Kara, podczas II wojny światowej szef placówki polskiego wywiadu w Lizbonie, nie mógł wrócić do ojczyzny po 1945 r. (oficerowie „Dwójki” zwykle trafiali do PRL-owskich więzień, jeśli nie gorzej); w 1955 r. zmarł na emigracji w Brazylii. Giedraitis, aresztowany przez Sowietów po zajęciu Litwy, zginął zamordowany w jednej z wielu masakr, jakich NKWD dokonało na więźniach po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej pod koniec czerwca 1941 r.


Tomasz Gajownik, Tajny front niewypowiedzianej wojny. Działalność polskiego wywiadu wojskowego na Litwie w latach 1921–1939 Warszawa 2011, Wydawnictwo Instytutu Pamięci Narodowej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, kierownik działów „Świat” i „Historia”. Ur. W 1967 r. W „Tygodniku” zaczął pisać jesienią 1989 r. (o rewolucji w NRD; początkowo pod pseudonimem), w redakcji od 1991 r. Specjalizuje się w tematyce niemieckiej. Autor książek: „Polacy i Niemcy, pół… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2012