Tajemnica władzy

"Historia filozofii politycznej" to doskonały pretekst, by postawić pytanie o charakter współczesnej polityki.

08.02.2011

Czyta się kilka minut

W 2009 r. ukazał się w USA thriller prawniczy Ste­ve’a Martiniego pt. "Strażnik kłamstw",­ który niemal natychmiast trafił na szczyt listy bestsellerów. Bohater powieści, prawnik Paul Madriani, rozwiązuje zagadkę tajemniczego zabójstwa Emersona Pike’a, handlarza monet, którego śmierć ma związek z planowanym zamachem przy użyciu broni atomowej. Celem zamachowców jest wywołanie kolejnej wojny. Czytelnicy i krytycy docenili wartką fabułę i świetnie skomponowaną mieszankę współczesnych rekwizytów: Al-Kaida, więźniowie Guantanamo, kolumbijski kartel narkotykowy, broń masowego rażenia, szare eminencje polityki etc. Ale tym, co przyciągnęło uwagę, był przede wszystkim tytuł powieści.

Filozof na ławie oskarżonych

"W czasie wojny prawda jest tak cenna, że zawsze powinien chronić ją strażnik kłamstw". W ten sposób Winston Churchill odniósł się do Operacji Męstwo, której celem było wprowadzenie w błąd niemieckiego wywiadu. Planując lądowanie w Normandii, alianci wysyłali sfabrykowane depesze, z których wynikało, że prawdziwy atak nastąpi w Pas de Calais.

Kilkadziesiąt lat później tą samą frazą posłużył się sekretarz obrony Donald Rumsfeld, który stwierdził, że wiadomości na temat strategii militarnej kraju (chodziło o operacje wojskowe na Bliskim Wschodzie) powinny być chronione przez "strażnika kłamstw". Na pozór nie ma w tym nic zaskakującego: administracja polityczna supermocarstw często posługuje się zwodniczymi metodami. Na uwagę zasługuje jednak fakt, że amerykańscy publicyści wskazali konkretną osobę, która w pełni zasługuje na wymyślone przez Churchilla miano. Chodzi o nieżyjącego już filozofa Leo Straussa.

W latach 50. i 60. wykładał on filozofię polityczną w Chicago, koncentrując wokół siebie grupę niezwykle utalentowanych intelektualistów (filozofów, politologów, historyków), którzy ożywili amerykańską myśl konserwatywną. Strauss wywodził się z ortodoksyjnej rodziny niemieckich Żydów. W 1932 r. wyjechał do Francji, następnie przeniósł się do Anglii, gdzie spędził kilka lat, by w 1937 r. na stałe osiedlić się w USA. Najpierw zaczepił się w nowojorskiej New School for Social Research, ostatecznie otrzymał pozycję profesora filozofii politycznej na University of Chicago, gdzie uczył do emerytury. Liczny zastęp jego uczniów zasiedlił wydziały polityczne amerykańskich uczelni, krzewiąc neokonserwatywną myśl filozoficzną. Ale wśród wychowanków Straussa znajdowała się również spora grupa polityków i urzędników, którzy w różnych okresach piastowali ważne stanowiska w administracji państwowej.

Nie inaczej było pod rządami George’a W. Busha. W maju 2003 r. na łamach "New Yorkera" ukazał się raport Seymoura M. Hersha, dotyczący materiałów amerykańskiego wywiadu, z których miało rzekomo wynikać, że na terytorium Iraku znajduje się broń masowego rażenia, a Saddam Husajn był powiązany z atakami na World Trade Center. Nie znaleziono ani broni, ani dowodów na związki Husajna z terrorystami. Krytycy Busha dowodzili, że amerykańska opinia publiczna została celowo wprowadzona w błąd, by społeczeństwo uwierzyło w konieczność konfliktu zbrojnego.

Hersh wskazał osobę, która stała na czele specjalnej komórki zajmującej się dezinformacją. Był nią Abram Shulsky, znany wcześniej jako autor (wraz z Garym Schmittem) artykułu na temat współczesnych metod wywiadowczych. Biorąc za punkt odniesienia filozoficzne koncepcje Leo Straussa, Shulsky i Schmitt dowodzili, że tradycyjne metody, czyli naukowa analiza obiektywnych danych ekonomicznych i politycznych, nie mają zastosowania w przypadku współczesnych dyktatur, które w kontaktach międzynarodowych posługują się przede wszystkim podstępem i oszustwem. Polityka tych państw sprowadza się do zakulisowych działań osób, które kontrolują instytucje władzy. Jej fundamentem - jak twierdził Strauss - jest pieczołowicie chroniona tajemnica.

Najcięższe zarzuty przeciwko Straussowi i jego uczniom (a także wychowankom uczniów) wytaczano przy użyciu argumentów kanadyjskiej politolożki Shadii B. Drury, która w 1999 r. opublikowała słynną książkę "Leo Strauss and American Right". Drury dowodziła, że neokonserwatystom, zafascynowanym filozofią polityczną Straussa, nie chodzi o krzewienie demokracji, lecz o władzę w czystej postaci. Od swego intelektualnego Mistrza przejęli ideę, zgodnie z którą politykę można uprawiać tylko za pomocą antagonizmu. Jeśli nie istnieje żaden wewnętrzny lub zewnętrzny wróg, który skupia negatywne emocje społeczeństwa, należy go czym prędzej stworzyć.

Według Drury, Strauss (podobnie jak Carl Schmitt) był przekonany, że natura ludzka jest na wskroś zła. Można ją opanować jedynie za pomocą silnego państwa. By zarządzać społeczeństwem, należy je zjednoczyć, a to wychodzi najlepiej, gdy na horyzoncie pojawia się wyraźnie zdefiniowany przeciwnik. Właśnie dlatego - argumentowała Drury - podstawowym narzędziem politycznym neokonserwatystów jest wojna.

Między wierszami...

Obrońcy Straussa albo całkowicie odrzucali powyższe zarzuty, albo dowodzili, że konserwatyści zastąpili filozofię polityczną Mistrza wulgarną ideologią. Jeden z komentatorów napisał, że mamy do czynienia z przedziwnym splotem okoliczności: oto żydowski filozof, który uciekł z nazistowskich Niemiec, przybywa do USA, by zajmować się m.in. filozofią arabską, a po kilkudziesięciu latach jego uczniowie są oskarżani o wyreżyserowanie wojny przeciwko jednemu z państw arabskich.

Bez wątpienia jednym z najważniejszych źródeł inspiracji była dla Straussa filozofia islamska, a w szczególności myśl arabskich komentatorów Platona i Arystotelesa (Alfarabiego, Awicenny czy Awerroesa). To właśnie u nich znalazł podwaliny filozofii politycznej. Podstawowe założenie Straussa dotyczyło relacji pomiędzy filozofią a społeczeństwem, między którymi istnieje ciągłe napięcie. Zadanie tej pierwszej polega na zastąpieniu opinii o świecie konkretną wiedzą na jego temat.

Owa wiedza bywa druzgocąca dla naszych wyobrażeń i przekonań, co jest źródłem konfliktu między filozofem a państwem. Opinie są niezbędnym narzędziem służącym do wyrażania społecznych emocji. Dzięki nim państwo osiąga wewnętrzną spoistość. Prawda filozoficzna, która idzie na przekór opinii, jest zatem realnym zagrożeniem dla integralności społecznych struktur. Państwo musi chronić się przed wpływem niszczycielskiej filozofii, poddając ją kontroli. Dobry filozof to nie ten, który za wszelką cenę próbuje zaprezentować wszystkim wyniki swej pracy, lecz ten, który najważniejsze (i jednocześnie najbardziej niebezpieczne) prawdy skrywa przed okiem gawiedzi, rezerwując je tylko dla grupy wtajemniczonych. Robi to nie tylko z obawy przed reperkusjami ze strony państwa, ale także po to, by obywatelom zapewnić spokój, a sobie swobodę myślenia, w którym ćwiczy się z dala od agory.

Filozof, który chce funkcjonować w społeczeństwie (a według Straussa nie ma innego wyjścia, ponieważ jedynym terenem naszych działań jest świat doczesny - życie wieczne nie jest nam dane, więc szczęścia możemy szukać wyłącznie tu i teraz), musi zaakceptować jego przesądy i mity. Nie znaczy to, ma się rozumieć, że bierze je na wiarę. Poszanowanie dla społecznych opinii wynika z filozoficznej kalkulacji: lepiej działać swobodnie, zajmując się szlifowaniem prawdy w ukryciu, niż walczyć w nierównym boju z państwem i jego instytucjami.

Napięcie między filozofią a społeczeństwem nigdy nie znika, ale można je złagodzić za pomocą rozmaitych chwytów, spośród których najskuteczniejszym jest sztuka mówienia i pisania między wierszami. Chodzi o to, by pewne wiadomości - dzięki odpowiednim zabiegom językowym - przekazać jedynie wąskiej grupie wtajemniczonych (innym filozofom albo młodym adeptom nauki, którzy intelektem przewyższają resztę społeczeństwa), pozostałym przedkładając treści o mniejszym znaczeniu. Jeśli Strauss mówi o filozofii politycznej, to ma na myśli właśnie ten ezoteryczny, sekretny wymiar myślenia, mówienia i pisania. Według niego fundamentem polityki jest tajemnica.

To bardzo stare przekonanie. W "Rocznikach" Tacyt opisuje spór między Cezarem a Gallusem, który sugerował, że urzędników powinno się wybierać na okres pięciu lat. Rzymski historyk komentuje śmiałą propozycję następująco: "Nie ulegało wątpliwości, że ten wniosek głębiej sięga i tajemnice panowania narusza". Najgłębszych tajników władzy nie można naruszać, albowiem grozi to demontażem samej polityki. Bez sekretu, bez arkanów, polityka zmienia się w zwykłe urzędowanie, czyli rządy biurokratyczne, które są charakterystyczne dla nowoczesnego liberalizmu.

Jeśli filozofia posługuje się ezoterycznymi narzędziami, by przekazać najprawdziwszą prawdę tylko wybrańcom, znaczy to, że działa podobnie jak polityka. Właśnie dlatego Strauss nazywa ją filozofią polityczną, czyli taką filozofią, która upodabnia się pod względem metod do działania stricte politycznego.

...i na powierzchni

W noweli Edgara Allana Poego "Skradziony list" detektyw Auguste Dupin szuka tytułowej epistoły, która została zrabowana pewnej damie przez ministra D. List zawiera kompromitujące dla kobiety informacje, które D. może w każdej chwili wykorzystać. Na ratunek rzuca się cała policja z prefektem na czele, ale poszukiwania pisma (prowadzone niepostrzeżenie w domu niegodziwego ministra) kończą się fiaskiem. Dupinowi udaje się jednak odnaleźć list. Okazuje się, że cały czas znajdował się na widoku - D. umieścił go na półce w swoim gabinecie.

Filozof polityczny przypomina jednocześnie ministra D. i detektywa Dupina (czy tożsamość pierwszej litery nazwisk nie świadczy o nieoczywistym na pierwszy rzut oka, a przecież logicznym powinowactwie?). Z jednej strony potrafi ukryć najważniejszą treść swej nauki przed okiem zdezorientowanego tłumu, który podąża utartym szlakiem opinii (szuka tam, gdzie zwykle chowa się drogocenne rzeczy). Z drugiej natomiast potrafi odcyfrować ezoteryczną mowę filozofów przeszłości, wyczytać spomiędzy linijek ich tekstów istotne prawdy, których znaczenie może docenić jedynie przygotowany do tego umysł.

W utworze Poego minister D. jest poetą, co jest dla czytelnika wskazówką, że całe dochodzenie przypomina lekturę wiersza. Dupin interpretuje tekst, który "ułożył" D. Podobnie filozof polityczny "układa" pełen chwytów retorycznych tekst, który ktoś musi zinterpretować. Najważniejsze rzeczy znajdują się na powierzchni, choć dla przypadkowego oka są niezauważalne. Jak pisał Strauss w swej książce o Machiavellim: "Problem tkwiący na powierzchni rzeczy, i tylko na powierzchni rzeczy, stanowi samą istotę rzeczy".

Mówiąc jeszcze inaczej, filozofia polityczna jest sztuką umiaru, która pozwala zapanować nad bezprzykładnym gadulstwem intelektualnym. Dzięki niej filozof może sformułować swą myśl i zaprezentować ją innym bez obaw, że spotkają go z tego powodu prześladowania ze strony państwa. Tworzy to wokół niego aurę tajemniczości, która umacnia jego pozycję (niektórzy komentatorzy pisali o uczniach Straussa, że tworzyli rodzaj filozoficznej sekty), wzmacnia siłę przekazu i zwiększa pole oddziaływania.

Co jednak zrobić w sytuacji, w której naprzeciw filozofa staje wyszkolony do tropienia niebezpiecznych treści urzędnik? Człowiek ten dysponuje wystarczającym przygotowaniem, by odczytać zapisany między wierszami przekaz. Może zatem zadenuncjować filozofa do władz państwa. Strauss odpowiada na to pytanie w zaskakujący - na pierwszy rzut oka całkowicie naiwny - sposób. Powiada, że ludzie inteligentni w przeważającej mierze są godni zaufania. Filozofia polityczna, czyli - jak kto woli - ezoteryczna, jest możliwa o tyle, o ile wierzymy, że wiedza wykorzystywana jest w dobrym celu.

Znajdujemy tu argument, który pozwala przynajmniej częściowo obronić Straussa przed atakami amerykańskich krytyków, a także oddzielić jego filozoficzną koncepcję od działań neokonserwatywnych polityków i urzędników. Istnieje oczywiście możliwość, że Strauss, argumentując na rzecz bezwzględnego zaufania do ludzi dysponujących nieprzeciętnym intelektem, przemawia do nas ezoterycznie, czyli między wierszami przekazuje inną - cyniczną - myśl: wiadomo, że filozofia polityczna to doskonałe narzędzie zwodzenia, które pozwala podać w wątpliwość uczciwość intelektualisty, ale nie należy o tym otwarcie mówić.

Na taką interpretację naprowadzają nas wskazówki, jakie Strauss daje filozofom w kwestii ich relacji z władzą. Relacja ta jest kształtowana w całkowicie przypadkowy sposób. Owszem, między filozofią a państwem istnieje permanentne napięcie, niemniej od czasu do czasu udaje się nawiązać z władzą właściwe kontakty (Strauss powiada, że istnieją władcy, którzy są życzliwi filozofii). Co to znaczy? To mianowicie, że nadarza się dogodna okazja, by zawładnąć świadomością rządzącego i niejako z drugiej linii kontrolować jego działania polityczne, dbając o to, by tajemnice nie dostały się w niepowołane ręce.

Ujawnienie przez organizację WikiLeaks tajnych depesz dyplomatycznych stanowi doskonały kontekst dla dyskusji nad filozoficzną koncepcją Straussa i działaniami konserwatywnych think tanków w Ameryce. Niektórzy politycy i komentatorzy zwracają uwagę na niewielkie znaczenie strategiczne ujawnionych informacji. Mitchell Reiss, były szef komórki planowania w Departamencie Stanu przekonuje, że rewelacje WikiLeaks nie będą miały żadnych konsekwencji politycznych. Ale czy Julianowi Assange’owi nie chodziło właśnie o to, by obnażyć pustkę, której strzeże strażnik kłamstw? Czy najgłębiej skrywaną tajemnicą dzisiejszej władzy nie jest właśnie brak jakiejkolwiek tajemnicy? Po żmudnych poszukiwaniach okazuje się, że ukryty na widoku list zawiera jedynie kilka pustych kartek, a całe dochodzenie do prawdy jest tylko polityczną grą, bez której nie mogą się obyć nie tylko władcy, ale też niektórzy filozofowie.

"Historia filozofii politycznej" została po raz pierwszy opublikowana w 1953 r. (później była kilkakrotnie poszerzana i wielokrotnie wznawiana). Od początku miała spełniać rolę kompleksowego podręcznika, który daje przegląd najważniejszych koncepcji filozoficzno-politycznych od Tukidydesa po Heideggera. Redaktorzy tomu, Leo Strauss i Joseph Cropsey, zaprosili do współpracy wybitnych filozofów współczesnych (m.in. Allana Blooma, Roberta Horowitza, Harveya Mansfielda, Stanleya Rosena i innych). Strauss był przeciwnikiem historycyzmu, przedstawiającym myśl poszczególnych filozofów jako ściśle związaną z czasem, w którym żyli. Według niego istnieją pewne ponadhistoryczne prawdy, których wydobycie należy do obowiązku komentatora, a bez których nie jesteśmy w stanie zrozumieć żadnego społeczeństwa. Jak piszą redaktorzy we wstępie: "Książka ta jest adresowana do wszystkich, którzy z jakichkolwiek powodów sądzą, że studenci nauk politycznych powinni zaznajomić się z filozoficznym podejściem do tych niezmiennych pytań".

Redakcja naukowa: Piotr Nowak, Mikołaj Wiśniewski; przekład zbiorowy. Wydawca: Fundacja Augusta hr. Cieszkowskiego / Fronda, Warszawa 2010.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodzony w 1978 r. Aktywista literacki, filozof literatury, eseista, redaktor, wydawca, krytyk i tłumacz. Dyrektor programowy Festiwalu Conrada. Redaktor działu kultury „Tygodnika Powszechnego”. Dyrektor programów literackich Fundacji Tygodnika Powszechnego.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 07/2011