Szwajcarski teolog i jego wrogowie

Hans Küng, który dobitnie sformułował pojawiające się także w Polsce wątpliwości dotyczące pontyfikatu Benedykta XVI, zostaje przez swoich polemistów potraktowany jak wróg, którego należy pospiesznie ośmieszyć i zmusić do milczenia.

18.05.2010

Czyta się kilka minut

Kiedy wybitni teolodzy i wpływowi duszpasterze dyskutują w prasie na temat naszego Kościoła, pojedynczy wierny może w stosunku do ich głosów przybrać trojaką postawę. Pierwsza: śladem Sienkiewiczowskiego pana Połanieckiego stwierdzić: "najważniejsze, że Msza się odprawia" i zlekceważyć cały spór. Druga: mniej lub bardziej kompetentnie włączyć się w wymianę myśli. Trzecia - i tę wybieram - przyjrzeć się głosom, które padły, okiem filologa. Dobór argumentów, sposób potraktowania adwersarza jest bowiem może nie rozstrzygającą, ale pouczającą przesłanką wskazującą, jak silne są racje, któremu ten dobór i ten sposób służą.

Z tego właśnie punktu widzenia polemiczne w stosunku do ks. prof. Hansa Künga głosy George’a Weigla, abp. Henryka Muszyńskiego, ks. Tomasza Jaklewicza, o. Dariusza Kowalczyka SJ i redakcji tygodnika "Niedziela" (opublikowane w 18. i 19. numerze "TP") budzą mój niepokój. Znajduję w nich bowiem właściwie kompletny zestaw chwytów, które nie służą podjęciu poważnej rozmowy, a przeciwnie: zmierzają do stłumienia pytań, które - mniej lub bardziej taktownie - zadał szwajcarski teolog.

Nim pozwolę sobie zilustrować powyższe twierdzenie, jeszcze jedno wstępne zastrzeżenie: opublikowane po polsku książki Künga wydawały mi się zawsze niezwykle interesujące. Świetne jest "Credo. Apostolskie wyznanie wiary objaśnione ludziom współczesnym" oraz eschatologiczne rozważanie "Życie wieczne?". Kontrowersyjna publikacja "Nieomylny?" zawiera szereg pytań, wartych namysłu. Za słabszą rzecz mam "Krótką historię Kościoła katolickiego", a także rozmaite artykuły w części lub całości tłumaczone w polskiej prasie. W rezultacie nie czuję się wyznawcą poglądów Künga i widzę oczywiście - trudno nie widzieć - że poddany represjom teolog z biegiem czasu sięga coraz częściej po chwyty retoryczne, którym brakuje finezji, a niekiedy także rzetelności. Istnieje jednak we mnie przedwstępne zaufanie do tego myśliciela, jednego z ważnych uczestników Vaticanum II; zaufanie podpowiadające mi, by skupiać się na tym, co w jego tekstach inspirujące, wielkodusznie przechodząc ponad ich formą, która ma prawo budzić zastrzeżenia.

Otóż gołym okiem widać, że polemiści, wypowiadający się na temat jego "Listu otwartego do biskupów świata", w najmniejszym nawet stopniu tego zaufania nie podzielają. Küng, który dobitnie sformułował pojawiające się także w Polsce - należałoby napisać: nawet w Polsce - wątpliwości dotyczące pontyfikatu Benedykta XVI, zostaje przez nich potraktowany jak wróg, którego należy pospiesznie ośmieszyć i zmusić do milczenia. Stosują wobec tego następujące chwyty:

Argumenty ad personam, kwestionujące poziom moralny adwersarza. Na przykład George Weigel zaczyna swój zdumiewający "List otwarty do Hansa Künga" przypomnieniem, że 50 lat temu Küng jeździł "jaskrawoczerwonym kabrioletem Mercedesa" i "za bardzo rzucał się w oczy".

Także w innych tekstach widać starania, by podważyć szlachetne intencje przeciwnika. "Co jednak z jego wiarą i dobrą wolą?" - zastanawia się nad Küngiem o. Kowalczyk. "(...) istnieją uzasadnione obawy, że nie płynie on [głos Künga] z troski o dobro wspólnoty Kościoła, ale z innych źródeł" - podkreśla

ks. Jaklewicz (dla poetyki insynuacji charakterystyczne jest, że owe "inne źródła" nie zostają dookreślone). Do tego dochodzą mniej lub bardziej dyskretne sygnały, że od tych złych intencji teologa odróżniają się szlachetne intencje jego przeciwników. Weigel określił teksty Künga jako "pełne jadu", by zakończyć swój tekst "zapewnieniem o modlitwach", godnym molierowskiego Tartuffe’a.

Wykazywanie prawdziwych lub rzekomych podobieństw słów Künga do poglądów przeciwników Kościoła i religii w ogóle. Podkreśla się więc używanie przezeń epitetu "reakcyjny", który w Polsce - ale przecież nie w Szwajcarii! - faktycznie kojarzy się z propagandą komunistyczną (abp Henryk Muszyński, ks. Tomasz Jaklewicz) albo zestawia z krążącymi, zwłaszcza w internecie, listami "od różnych tzw. nawiedzonych" (o. Dariusz Kowalczyk), których jednak od Künga odróżnia, bagatela, brak kompetencji. Na tej zasadzie opis nowego wynalazku, zrobiony przez laureata nagrody Nobla, można byłoby doskonale skojarzyć z opisem perpetuum mobile, sporządzonym przez absolwenta czterech klas szkoły podstawowej. Podobne? Tak, podobne. Trochę.

Tzw. "kłamstwo klerykalne". To określenie Paula Ricoeura oznacza chwyt polegający na przypisywaniu zwykłym zdaniom, wypowiadanym przez duchownych, statusu Prawdy Objawionej, z którą polemika automatycznie wyklucza poza nawias Kościoła katolickiego. Pisze np. abp Muszyński: "Jeśli nie uznaje się religijnego autorytetu Papieża, nie można pretendować do autentycznej promocji reformy Kościoła i uznawać się za teologa inspirowanego troską o los Kościoła". Podobnie redakcja tygodnika "Niedziela": "Jeśli prof. Hans Küng na początku swojej wypowiedzi określa się jako krytyk Papieża, to dalsze jego dywagacje co najmniej tracą na wiarygodności".

Otóż status biskupa Rzymu był w dziejach Kościoła katolickiego wielokrotnie przedmiotem sporu, a upominanie sprawującego urząd, że sprawuje go niewłaściwie, nie oznacza kwestionowania samego urzędu. Nietrudno zresztą w historii Kościoła zestawić papieży, którzy głosili (poza Prawdami Wiary w ścisłym sensie) całkowicie odmienne poglądy, jak np. Urban VIII i Jan Paweł II na temat Galileusza, czy Pius IX i Jan XXIII w kwestii wolności religijnej. Twierdzenie, że krytyka aktualnego papieża jest równoznaczna z brakiem troski o los Kościoła, musiałoby w konsekwencji przynieść zakwestionowanie wielu uznawanych przez nas w Kościele rozstrzygnięć, które takim krytykom zawdzięczamy, a także zablokować rozwój naszej wspólnoty w przyszłości.

Analogiczny charakter ma następujący fragment wypowiedzi podpisanej przez redakcję "Niedzieli": "Przecież ono [nauczanie Kościoła o etyce małżeńskiej] nie wynika z akademickiej czy politycznej kalkulacji, ale z tego, co napisano w Biblii". Gdyby rzeczywiście było to takie oczywiste, nie istniałyby różnice w tej materii między rozstrzygnięciami Kościoła Prawosławnego a Rzymskokatolickiego, a encyklika "Humanae vitae" nie zostałaby napisana wbrew zdaniu większości członków komisji, która tezy tej encykliki miała przygotować. Wygodnie jednak stłumić dyskusję, zasłaniając własne, ludzkie zdanie (może słuszne, a może nie - to inna kwestia) autorytetem Pisma Świętego.

Stosowanie logicznego "błędnego koła". Pisze więc ks. Jaklewicz o Küngu: "Czynienie zarzutu z faktu, że Benedykt XVI jest wierny doktrynie katolickiej, ociera się o groteskę". Tak, zarzucanie Papieżowi, że jest katolikiem, byłoby śmieszne - ale konia z rzędem temu, kto wskaże choć jedno zdanie w liście Künga, w którym taki zarzut pada. Chyba żeby przyjąć, iż sposób, w jaki Benedykt XVI interpretuje depozyt wiary, jest trafny w sposób niedyskutowalny - choć, jak dotąd, żadna z wypowiedzi papieskich nie spełnia warunków nieomylności, określonych przez dogmat z 1871 roku. Taka ocena jego pontyfikatu jest zatem możliwą subiektywną oceną, a Küng ma prawo do innej. Ergo: zamiast efektownego zdania o groteskowości listu Künga należałoby lojalnie napisać po prostu: "zupełnie nie zgadzam się z Küngiem i nie chce mi się podjąć z nim dyskusji", czego ks. Jaklewicz jednak nie czyni.

Nielojalne streszczenie tez Künga. Gdybym nie przeczytał listu szwajcarskiego teologa, nie dowiedziałbym się od jego polemistów, jak brzmi wyłożona w punktach (!) krytyka obecnego pontyfikatu i jakie są jego rzeczywiste postulaty. Zamiast tego George Weigel skupia się na rzeczywiście niesprawiedliwej, ale dla wywodu Künga marginesowej uwadze na temat odpowiedzialności Kongregacji Doktryny Wiary za skandale pedofilskie (Küng błędnie datuje okres, w którym tej Kongregacji sprawa podlegała i, co za tym idzie, fałszywie oskarża kard. Ratzingera o brak reakcji). Ks. Jaklewicz z kolei sugeruje, że teolog formułuje "zachętę dla księży, by zignorowali ślubowanie celibatu" (pomija ten drobiazg, że u Künga passus na ten temat kończy się zastrzeżeniem: "jeśli stoi za nim [tzn. za księdzem] jego biskup i parafia" - podkr. moje JS - a to znaczy chyba co innego?).

Przemilczanie faktów, do których odwołuje się Küng. "Każdy życzyłby sobie np. zbliżenia z protestantami - czytamy w komentarzu redakcji "Niedzieli" - ale co ma na to poradzić Papież, skoro nasi bracia odłączeni mają taką, a nie inną koncepcję Eucharystii?". Brzmi to tak, jakby w ogóle nie było ruchu ekumenicznego, w którym na to pytanie szuka się odpowiedzi, a przede wszystkim - jakby redaktorzy "Niedzieli" w ogóle nie pamiętali o deklaracji "Dominus Iesus", w której protestantom (jak słusznie przypomina Küng) "odmówiono statusu Kościoła we właściwym tego słowa znaczeniu" - a ona właśnie jest istotnym celem zarzutu szwajcarskiego teologa.

Arcybiskup Muszyński w uporządkowanym wywodzie zbija z pozoru kolejne twierdzenia Künga. W kwestii przywrócenia do Kościoła lefebrystów skupia się jednak na subtelnej kwestii, czym różni się zdjęcie ekskomuniki od faktycznego przywrócenia do Kościoła, choć ewidentny brak precyzji w wywodzie Künga nie zmienia przecież wymowy duszpasterskiej i moralnej sprawy biskupa Williamsona. Polemizując z twierdzeniem, że Papież "wszystkimi dostępnymi środkami promuje średniowieczną Mszę trydencką", arcybiskup przemilcza fakt, że po formalnym "uwolnieniu" tej mszy przez Papieża nastąpiła, przynajmniej w Polsce, fala wprowadzania tej mszy w diecezjach - mimo oporu księży i przy obojętnej postawie większości wiernych - co świadczy przynajmniej o wytworzonym (przez kogo?) klimacie. Kiedy Küng utrzymuje, że Benedykt XVI karykaturalnie przedstawił islam, arcybiskup cytuje przemówienie w Ammanie, jakby nie było oczywiste, że chodzi o wykład w Ratyzbonie.

Po lekturze takich polemik wzmaga się moje - być może mylne - wrażenie, że w "Liście otwartym do biskupów świata" jest sporo racji. Inaczej polemiści przedstawiliby dowody, że nie jest prawdą pełen rezerwy stosunek obecnego Papieża do ruchu ekumenicznego (pierwszy i dziewiąty zarzut Künga); że nie jest prawdą wspieranie przez Papieża tego, co w Kościele katolickim przedsoborowe, ze szkodą dla kontynuatorów idei Vaticanum II (zarzut dziewiąty, jedenasty, a przede wszystkim siódmy, o którym sam Küng pisze, że "jest najważniejszy ze wszystkich"; ów tymczasem w ogóle nie spotkał się z odpowiedzią, podobnie jak pokrewny mu zarzut drugi); że podczas pielgrzymki do Ameryki Łacińskiej nie doszło do zderzenia europocentrycznej refleksji Papieża z historią lokalną, w której Europejczycy doprawdy nie występują w roli szlachetnych nosicieli Dobrej Nowiny (zarzut czwarty); i tak dalej.

Podobnie chciałbym wiedzieć, który z postulatów szwajcarskiego teologa jest nietrafny - zwłaszcza że jeden z dyskutantów, a mianowicie o. Dariusz Kowalczyk, pod koniec swojej wypowiedzi (do której, jak do pozostałych, mam filologiczną pretensję) wspomina, że nad najważniejszym z tych postulatów, a mianowicie nad wezwaniem, by zwołać sobór powszechny, "warto się zastanowić". Nie bardzo wiadomo dlaczego, jeśli Küng, jak wynika z reakcji na jego list, nie ma szlachetnych intencji, prawdopodobnie nie jest w ogóle katolikiem oraz rzekomo chronicznie myli się co do faktów.

Abp Muszyński kończy swój tekst przywołaniem fragmentu listu św. Pawła do Rzymian, który w cytowanej wersji z Wulgaty brzmi: nolite conformari hic saeculo, czyli "nie bierzcie wzoru z tego świata", co odnosi do Hansa Künga. Ale ten sam cytat w wersji oryginalnej, tzn. greckiej, ma postać: nolite conformari hic saeculo, czyli "nie dostosowujcie swej postaci do wieku tego" (Rz 12, 2; cytuję za wydaniem interlinearnym Nowego Testamentu).

Jest dla mnie dramatycznym pytaniem, czy postaciami dominującymi w obecnym wieku są aby na pewno nonkonformiści w rodzaju Hansa Künga - zapewne mylący się wielokrotnie - czy ludzie, którzy w obronie tradycji są gotowi tłumić wszelką dyskusję na temat tego, jak ową tradycję aplikować do współczesności.

Jerzy Sosnowski (ur. 1962) jest dziennikarzem i pisarzem, związanym m.in. z "Więzią" i radiową "Trójką". Autor książek m.in. "Tak to ten", "Czekanie cudu", "Instalacja Idziego".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
JERZY SOSNOWSKI (ur. 1962) jest historykiem literatury, pisarzem, publicystą i dziennikarzem telewizyjnym i radiowym. Jest autorem kilkunastu książek, m.in. "Ach", "Apokryf Agłai", "Instalacja Idziego", "Wielościan", "Sen sów". Za esej "Co Bóg zrobił… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2010