Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Miasto, w którym w styczniu 1942 r. podczas słynnej konferencji w dzielnicy Wannsee zapadła decyzja o “ostatecznym rozwiązaniu" kwestii żydowskiej w okupowanej przez Niemców Europie, w ostatnim tygodniu kwietnia stało się widownią innej konferencji: ośmiuset delegatów z 55 krajów, w tym czołowi politycy, debatowało w Berlinie pod patronatem OBWE nad kwestią antysemityzmu. Nawiązując do tamtego spotkania w Wannsee, uczestniczący w konferencji OBWE noblista Elie Wiesel mówił: “Miejmy nadzieję, że teraz koło się zamknęło".
Co nie znaczy, że nie ma problemów - starych i nowych. Konferencja OBWE pokazała, że po zamachach z 2001 r. w Nowym Jorku i Waszyngtonie antysemityzm w Europie jest tak silnie odczuwalny jak antyamerykanizm, a często idzie z nim w parze. Nową jakością jest również to, że cechą “nowych" antysemitów nie jest motywowana rasistowsko nienawiść do Żydów, lecz zbiorowe odrzucenie wszystkiego, co izraelskie; przy czym “izraelskie" utożsamiane jest z “żydowskie", co prowadzi do odrzucenia np. Francuzów pochodzenia żydowskiego jako “nie-naszych".
Jednak trudniej dostrzec nowe zjawiska, ponieważ w obrazie dominują “starzy" antysemici, znani od lat. Przykładowo w Niemczech można ich znaleźć w różnych organizacjach, takich jak: “Pomorski Front", “Narodowe Wyzwolenie Drezno", “Samoobrona Marchii Brandenburskiej", “Szturmowcy z Nadrenii" itp. W sumie na terenie Republiki Federalnej działa 160 takich Kameradschaften (od słowa Kameraden - frontowi towarzysze broni). Skupiają nastolatków o poglądach skrajnie prawicowych, którym ideologiczną edukację zapewniają starsi, zaprawieni w bojach neonaziści. Ich cel to ukształtowanie elity “politycznych żołnierzy", którzy zlikwidują demokrację i pozbędą się Żydów. Ich liczba według policyjnych szacunków ostatnio zwiększyła się i sięga 3,5 tysiąca “żołnierzy".
Jednak to, co wydaje się marginalną egzotyką (choć silnie obecną w internecie, gdzie kwitnie handel neonazistowską literaturą i muzyką), jest niebezpieczne. O szczęściu może mówić bawarska policja, której minionej jesieni udało się zapobiec dramatowi: tamtejsi neonaziści chcieli wysadzić w powietrze siedzibę żydowskiej gminy wyznaniowej w Monachium. Statystycznie co 11 dni dochodzi w Niemczech do sprofanowania któregoś z żydowskich cmentarzy. Berlińscy Żydzi boją się nosić w miejscach publicznych tradycyjne nakrycie głowy (kipę) albo Gwiazdę Dawida na szyi, bo w ostatnich latach byli z tego powodu napastowani na ulicy.
Antyżydowskie wystąpienia nie ograniczają się do Niemiec. Na przedmieściu Paryża podpalono szkołę dla żydowskich dzieci; w Stambule bomby eksplodowały w synagogach; w Grecji znany kompozytor i komunista Mikis Theodorakis nazwał Żydów i Izrael “korzeniami zła". Według sondażu (tzw. Eurobarometru) przeprowadzonego w krajach Unii jeszcze przed jej rozszerzeniem większość ankietowanych wymieniła Izrael jako największe zagrożenie dla pokoju w świecie. Okazuje się, że widmo, o którym sądzono, iż po Holokauście zostało skompromitowane, ma się nieźle. I, co więcej, przeżywa drugą młodość młodość której źródłem jest nienawiść islamskich ekstremistów, kryjących się wśród 15 milionów muzułmanów żyjących w krajach Europy Zachodniej.
Makabrycznego wglądu w ten świat dostarcza arabskojęzyczny serial telewizyjny pod tytułem “Diaspora"; jeden z jego odcinków zawierał scenę, w której Żydzi podrzynają gardło chrześcijańskiego dziecka, aby następnie zrobić z jego krwi macę na święto Paschy. 26-odcinkowy serial przesiąknięty arabskim antysemityzmem (m.in. odwoływano się w nim do “Protokołów Mędrców Syjonu", antysemickiej agitki wyprodukowanej w XIX w. przez carską tajną policję) wyprodukowano - jak informowały napisy na końcu filmu - przy współpracy syryjskich ministerstw obrony i kultury. Najpierw podczas ostatniego ramadanu pokazała go należąca do libańskiego Hezbollahu telewizja “Al Manar", nadająca na cały świat przez satelitę, a obecnie kasety z serialem są rozsyłane bezpłatnie po gminach muzułmańskich w Europie; ich dystrybucją zajmują się też europejscy neonaziści, połączeni tutaj z Hezbollahem w oryginalnym sojuszu.
Choć wśród europejskich muzułmanów problem antysemityzmu narasta od lat 80., przedmiotem badań i publicznej debaty stał się dopiero niedawno. W lutym zbliżona do niemieckich Zielonych Fundacja im. Bölla zorganizowała konferencję w Berlinie. Jej wnioski: obecnie mamy do czynienia z kilkoma formami antysemityzmu. Pierwszy, najstarszy, żywi się treściami rodem z lat 30. i 40. XX wieku. Kolejny to antysemityzm lewicowy, dostrzegalny w kręgach antyglobalistów i w środowiskach, których dewizą są poglądy antyamerykańskie i antyizraelskie. Jest też antysemityzm neoliberalny, zadomowiony w “mieszczańskim centrum". I wreszcie “importowana" przez islamskich fundamentalistów nienawiść do Żydów, najsilniej widoczna we Francji.
Trwającą od paru miesięcy w Europie Zachodniej debatę nad muzułmańskim antysemityzmem wywołały jednak inne badania. A raczej: nie tylko badania, lecz fakt, że początkowo trzymano je pod kluczem - dopóki Europejski Kongres Żydów nie upublicznił ich na własną rękę w internecie. Mowa o studium, które już w 2002 r. na zlecenie unijnego European Monitoring Center on Racism and Xenophobia (EUMC) przeprowadzono w całej Unii, ale którego wyniki utajniono aż do marca tego roku, kiedy to szefowa EUMC Beate Winkler została niejako zmuszona do przedstawienia ich na forum Parlamentu Europejskiego.
Sprawozdanie EUMC stwierdzało, że po 1999 r. w niektórych krajach “Piętnastki" (Francja, Niemcy, Wielka Brytania, Belgia i Holandia) odnotowano wzrost zdarzeń o charakterze rasistowskim i antysemickim - od zamachów bombowych i podpaleń po propagandę w internecie - których autorami byli nie tylko europejscy aktywiści z tzw. sceny ekstremistycznej, ale coraz częściej “młodzi muzułmanie", “osoby pochodzenia północnoafrykańskiego" i inni “imigranci". Jako przyczynę takiej tendencji wskazywano również na konflikt bliskowschodni. Z kolei w Grecji, Włoszech, Austrii i Hiszpanii liczba napaści na Żydów była niewielka, za to zanotowano tam “rozpowszechnienie w życiu codziennym tych społeczeństw treści antysemickich".
Podobno to te fragmenty sprawozdania, w których mowa była o “młodych muzułmanach" i innych “imigrantach" jako sprawcach ekscesów antyżydowskich stały się przyczyną, dla której EUMC nie chciał go początkowo opublikować; najwyraźniej uznano, że stwierdzenia takie są politycznie niepoprawne. Co doprowadziło wiosną tego roku do ostrego starcia między organizacjami żydowskimi a Komisją Europejską; konflikt łagodził dopiero szef Komisji Romano Prodi.
O ile do 1 maja debata dotyczyła głównie Unii Europejskiej sprzed rozszerzenia, to teraz pojawiły się głosy - formułowane zwłaszcza w kręgu Centralnej Rady Żydów w Niemczech i podchwycone przez część niemieckich mediów - że nowi członkowie Unii są skoncentrowani na własnej historii cierpień, których zaznali za panowania komunizmu, i że w związku z tym w niektórych krajach Europy Wschodniej antysemityzm i jego historia w XX w. są tematem tabu.
Podczas berlińskiej konferencji zarzut ten powtórzył Salomon Korn, wiceprzewodniczący Rady Żydów w Niemczech. Wywołując sprzeciw części uczestników, Korn stwierdził, że “po rozszerzeniu Unii niebezpieczeństwo antysemityzmu wzrasta, gdyż we wschodniej Europie jest on tradycyjnie silniejszy niż w zachodniej".
Odpowiedź nadeszła szybko - z Warszawy. W rozmowie dla stołecznego dziennika “Tagesspiegel" prezydent Aleksander Kwaśniewski odrzucił zarzuty, zaznaczając, że “antysemityzm należy zwalczać wszędzie, gdzie tylko on występuje, ale nie można przypisywać go jednemu narodowi czy jednemu regionowi".
Przełożył Wojciech Pięciak