Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wypada zacząć od wypowiedzi prezydenta Dudy przy okazji awantury o tzw. lex TVN. Powiedział on, że Amerykanie rozumieją po swojemu dwie rzeczy: prawo własności i wolność słowa. Oto amerykańska niewzruszona opinia jest taka, że własność to własność, a wolność to wolność. Amerykanie są w tych dwu sprawach – wedle prezydenta Dudy – uszyci z innego materiału niż pisowska nomenklatura i ichniejsi znawcy prawa własności i wolności. Jest to, rzec trzeba, w dzisiejszych czasach śliczna refleksja. Bardzo świeża, świadcząca o niemałej orientacji prezydenta w amerykańskim prawie i tamtejszej obyczajowości.
Warto rytmicznie przyklasnąć tym rozważaniom prezydenta państwa polskiego, bowiem nigdy niczego podobnie trzeźwego i słusznego z jego ust nie słyszeliśmy. Jesteśmy więc w tzw. pozytywnym szoku: ów prezydent bywa nie tylko odklejony, ale zdarzyło się właśnie, że jest oto przyklejony. Brawo. Opinie, z lewa, a zwłaszcza z prawa, że tym wyczynem prezydent chce wrócić do „polityki na serio”, są świetne i świadczą o tym, że już od dawna nasz kraj przeżywa bardzo poważny kryzys bycia „nie serio”.
Niestety, pozytywne zszokowanie nie może wynagrodzić nam od dawien dawna trwającej zgagi. Po pierwsze, powiedzmy i głośno, i poważnie, że jesteśmy przyzwyczajeni do najdziwniejszych reakcji polskiego społeczeństwa. Dziwnych pięknie i dziwnych wstrętnie. Drzemie w nas nieskrywany sentyment – choć z sentymentalizmów się głównie leczymy – do chwil, w których było tu dziwnie pięknie. Tymczasem popatrzmy, jak pechowo się złożyło i wciąż się tak składa, że słowo „solidarność”, które było ongiś w Polsce słowem bardzo ważnym, a może najważniejszym, stało się słowem kompletnie nieważnym. Jest tylko symbolem dawnych triumfów, które dziś dla większości ludu są zdarzeniami z bardzo źle napisanego podręcznika szkolnego, i jest znakiem organizacji, która ma do niego prawo własności. Jest dziś takoż symbolem klasycznego polskiego nieporozumienia. Popatrzmy, że użycie słowa „solidarność”, jako opis koniecznego, bo humanitarnego gestu wobec chorych i zmarzniętych ludzi, leżących teraz bez jedzenia na polskiej granicy państwowej, niesie ryzyko, a nawet pewność bycia nazwanym przez tutejszego ministra obrony idiotą. Pożytecznym idiotą. Nawiasem, ilość prawicowych działaczy używających cytatów z Lenina bądź określeń ze stalinowskiego wokabularza jest zastanawiająca. Chciałoby się, by katolicka prawica polska, zamiast zawzięcie wertować dzieła klasyków komunizmu w poszukiwaniu fajnych grepsów do użycia na konferencjach prasowych, otworzyła Katechizm Kościoła Katolickiego. Raz w tygodniu na dziesięć minut byłoby chyba wystarczająco.
W ferworze ostatnich wydarzeń, pośród najdziwniejszych interpretacji tego, co to jest wolność i własność, tego, czym jest solidarność, czym jest bycie człowiekiem albo idiotą – jak woli p. Błaszczak – nadeszła takoż szokująca informacja, że szykuje się rekonstrukcja rządu.
Mówiąc szczerze, nic się raczej na ciekawsze nie zmieni, poza jednym – przewidywanym odejściem Wiceprezesa Rady Ministrów, Przewodniczącego Komitetu ds. Bezpieczeństwa Narodowego i spraw Obronnych. Otóż teraz chcemy się popisać, też umiemy używać grepsów, albo je wręcz tworzyć. Krąży oto żarcik, że afgańscy talibowie w oczekiwaniu na tę zmianę wstrzymują nominację na analogicznym stanowisku w tworzonym właśnie rządzie kabulskim. Jest to szokujący greps – popatrzmy – i śmieszny, i nieśmieszny. Jak wszystko tutaj. ©℗