Niedzielski działał wedle PiS-owskich norm, ale zderzył się z niezrozumieniem

Ponoć w kompletnej dezorientacji jeździł tam i siam do głównej kwatery partii, błagając o zmiłowanie.

12.08.2023

Czyta się kilka minut

FOT. GRAŻYNA MAKARA

Zacząć wypada od sprawy tkwiącej nam w głowie od czasów bez mała szkolnych. To dość żałosna fantazja, by mianowicie imię Hamlet pisać przez „ch”. Jest to, każdy przyzna, psikus bardzo żałosny, zupełnie bez powabu, jest to po prostu rodzaj uczniowskiego żarciku, zupełnie nieśmiesznego, nieoryginalnego, wymyślonego po nic, bo nawet nie po to, by rozzłościć panią od polskiego. Nie ma chyba pani od polskiego, która by dała się „Chamletem” sprowokować do wezwania na dywanik tzw. opieki domowej. W dzisiejszych czasach wystawiono by nam raczej zaświadczenie medyczne, dzięki któremu moglibyśmy sobie bezkarnie pisać, jak chcemy, do końca naszych dni. Gdyby jednak zorientowano się, że chcemy taką dwuznaczną pisownią przekazać coś ogółowi, to wyrzucono by nas oczywiście ze szkoły.

Zapewne pan dyrektor próbowałby za pomocą krzyżowego systemu pytań dociec, czy aby nie jest to cyniczny żart z parlamentarzysty bądź z kuratora oświaty. Chamlet bowiem, tak napisany, wizualizuje się wstrętnie i jednoznacznie. Chamlet nie jest wcale kulturalnym, wykształconym nadwrażliwcem z dobrej skandynawskiej rodziny, nie jest też klasycznym bohaterem literackim. Ów dwuznak na początku każe się domyślić, że to ktoś z naszych. 

Żarty się więc kończą, a gdy tak się dzieje, do szkoły są wzywani rodzice, przyjeżdża policja z pałami i prokuratorem, dzielnicę obstawiają tajniacy, a minister edukacji wykreśla z kanonu lektur szkolnych np. Szekspira i wpisuje kolejną powieść ­Wildsteina. Z tego wynika, że dziś lepiej nie żartować. Nikt żartów nie rozumie, żadnego żartu powyżej pasa nikt nie łapie, więc należy być bardzo ostrożnym. Staropolskie powiedzenie „śmiech to zdrowie” przestało być aktualne, śmiech to bowiem kłopoty. I prawica, i lewica czyhają z kajdankami i biczami na człowieka śmiejącego się.

Gdy tak tu gwarzymy, zewsząd słyszymy coraz wulgarniejsze okrzyki, byśmy miast ględzić, chyżo przeszli do bieżączki, a najlepiej do grzybobrania. Każde dziecko usłyszało, że Jarosław Kaczyński zaalarmował ogół groźbą niemieckiego zakazu zbierania grzybów w Polsce. W istocie kampania wyborcza PiS od jej początku mocno trąci ciężko­strawną spożywką. Programem Donalda Tuska dla Polek, Polaków wedle Jarosława Kaczyńskiego, jest hasło „Od ­robaka do grzyba”. Po jakiego grzyba Jarosław Kaczyński tak mówi, mniej więcej wiadomo. 

Żeby zapobiec zbrodniczym planom D. Tuska, żeby wynieść Polskę na wyżyny bogactwa, mistycznego odlotu po użyciu grzybków, żeby Polska była w centrum globalnej agendy politycznej, by była członkiem G20 i miała bombę atomową. By to osiągnąć, trzeba jeść więcej wieprzowiny i chodzić na grzybki. To wie każdy, i w PiS-ie, i w Konfederacji, czyli lekko licząc połowa tutejszych wyborców żyje w tym przekonaniu. Sumując: wszystko to wiadomo, więc lęk mięsożernego grzybiarza polskiego nie może nam być oryginalnym motywem twórczym.

Jest takim były minister zdrowia p. A. Niedzielski. ­Wyrzucony właśnie z pracy za zdradę tajemnicy gwarantowanej przez mało w Polsce używany dokument, czyli przez Konstytucję. Oto urzędnik ten, walcząc o swą pozycję na liście kandydatów do parlamentu z ramienia PiS-u, ubiegając się o przychylność Jarosława Kaczyńskiego i kół partyjnych, posłużył się klasycznym pisowskim językiem i metodą, czyli zgodnie z logiką tamtejszego awansu działał wedle norm funkcjonariuszy tej partii, pracując na partyjny sukces. Ale – popatrzmy – zderzył się zupełnie niespodziewanie z niezrozumieniem, a potem z niespodziewaną, ale okrutną karą. Ponoć w kompletnej dezorientacji jeździł tam i siam do głównej kwatery partii, błagając o zmiłowanie. 

Nic z tego. Jego ministerialna i polityczna kariera upadła, a chciał dobrze. Zapewne dziś, oczywiście nieświadomie, zadaje on sobie pytanie literackie, każdemu bowiem zdarza się mówić prozą, nawet byłemu członkowi rządu M. Morawieckiego: „Być albo nie być...?”. To zdanie, jak wiemy ze szkoły, jest początkiem poważnych rozważań nad sensownością działania i zawsze pada w niewesołych okolicznościach. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 34/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Upadek w dezorientacji