Szlaki nowe i szlaki ślepe

Kościół miał, ma i będzie miał do czynienia z ludźmi, których nosi po bezdrożach. Nie wszyscy jednak mogą być pionierami.

18.02.2008

Czyta się kilka minut

Już u początków chrześcijaństwa przez apostazję rozumiano odstąpienie od wiary Kościoła i od jedności z nim. Każdy przypadek był indywidualny, jedni bowiem zapierali się chrześcijaństwa dobrowolnie, inni pod groźbami, inni na torturach. Była jednak możliwa pokuta i przyjęcie do komunii po jej zakończeniu.Uważano, że taka pokuta jest możliwa tylko raz, przeciągano więc ją czasem aż do końca życia, by człowiek mógł umrzeć w jedności z Kościołem, czyli umrzeć jako zbawiony.

Wyłomy doktrynalne

Innym rodzajem apostazji było przyłączenie się do jakiejś sekty potępionej w Kościele na synodach lub przystanie do potępionego heretyka. Tak było z dwoma biskupami i kilkoma prezbiterami, którzy przyłączyli się do Ariusza, negującego równość bóstwa Ojca i Syna, i wraz z nim zostali potępieni na synodzie w Aleksandrii około 323 roku. Gdyby chcieli wrócić do Kościoła, musieliby poprosić o to ten sam Kościół, który ich wyłączył, czyli - w tym przypadku Kościół aleksandryjski - i odwołać swoje przystąpienie do herezji.

Były również herezje nigdy oficjalnie niepotępione, choć gorliwie zwalczane przez Ojców Kościoła. Z czymś takim mamy do czynienia w przypadku tych gnostyków II wieku, którzy nie zakładali odrębnego Kościoła, ale głosili poglądy sprzeczne z tym, co tak zwany "wielki Kościół" uznawał za tradycję apostolską. Innym przypadkiem była sprawa biskupa Antiochii, Pawła z Samosaty. Został potępiony na synodzie w 268 roku, po kilku synodach, na których szukano z nim porozumienia. Głosił on, że Jezus Chrystus był zwykłym człowiekiem, choć zrodzonym z Dziewicy, a Bóg go tylko adoptował na swego Syna, dla jego niewątpliwych zasług. Nigdy nie powstał jakiś odrębny "Kościół Pawłowy", ale jego zwolennicy długo byli rozpoznawalni, gdyż jeszcze na Soborze Nicejskim w 325 roku odmówiono uznania chrztu przez nich udzielanego.

Tertulian i Küng

Z upływem wieków doprecyzowano rozróżnienie między schizmą a herezją. Gdy dochodziło do zerwania jedności kościelnej ze względów - powiedzmy - pozadoktrynalnych, za apostazję uznawano przejście z jednej wspólnoty do drugiej. Wiązało się to z ekskomuniką, czyli z prawnym zerwaniem więzi danego człowieka z jego dawnym Kościołem.

Takie przypadki miały miejsce pomiędzy Kościołem katolickim a prawosławnym, a później jeszcze między Kościołem katolickim a Kościołami protestanckimi. Nadal wszyscy nawzajem uznają ważność chrztu w tych Kościołach, czyli uznają, że są one wspólnotami zbawienia, ale wzajemne antagonizmy ciągle każą większe znaczenie przypisywać narosłym przez wieki różnicom niż wspólnemu fundamentowi wiary.

Ciekawy jest przypadek Tertuliana (ok. 150-220), który przyłączył się do ruchu montanistów, wielokrotnie potępianych jako heretycy i odstępcy, bez ścisłego rozgraniczenia tych terminów. Powodem ostrej krytyki Kościoła przez Tertuliana było przekonanie, że w Kościele źle się dzieje, że następuje upadek obyczajów, że złem jest przyjmowanie odstępców, nawet po pokucie, a także nie do zaakceptowania jest pierwszeństwo biskupów przed prorokami natchnionymi przez Ducha Świętego, z Montanem na czele. Tertulian nigdzie jednak nie odchodził, a i montaniści nie tworzyli oddzielnej sekty.

Można by porównać jego sytuację w Kościele do tej, jaka powstała współcześnie w przypadku Hansa Künga, teologa z Tybingi, którego twierdzenia były podobnie krytyczne względem Kościoła. Kongregacja Doktryny Wiary uznała jego tezy za niereprezentatywne dla Kościoła katolickiego, cofnięto mu misję kanoniczną nauczania akademickiego w imieniu Kościoła, nikt go jednak ani z Kościoła nie wyrzucił, ani nie zabronił mu praktykować jako księdzu katolickiemu.

Ryzyko błędu a postawa Kościoła

Nauka Kościoła jest ciągłą refleksją nad Objawieniem otrzymanym za pośrednictwem Apostołów (dlatego Kościół jest "apostolski"), w ciągle nowych warunkach i w zmieniającym się świecie pojęć. Nie można więc sobie wyobrazić, by jej nauczanie miało być tylko powtarzaniem starych formuł, nawet tych, które były najszczęśliwsze w czasach, w których powstały.

Oprócz tego Objawienia - nazwijmy go powszechnym - każdemu wierzącemu Pan Bóg objawia się osobiście i refleksja nad tym własnym objawieniem i nad swoją wiarą jest teologią. Każdy wierzący jest więc jakoś teologiem na własny użytek, a teologowie zawodowi są potrzebni w Kościele, by tę refleksję nad wiarą uogólnić i pomagać innym wierzącym w znalezieniu kryterium do własnego "rozeznania duchów", czyli do rozeznania się w tym, co każdemu się myśli, i dla osądzenia w duszy własnej: czy to, co się komuś wydaje, jest zgodne z dotychczasowym doświadczeniem wiary Kościoła. Oczywiście nie należy a priori zakładać, że intuicja wiary i jej wyrażenie odmienne od tradycyjnego nigdy nie mogą być prawdziwe, ale gdy coś takiego następuje, należy zachować ostrożność. Podobnie jest z trasami turystycznymi w górach: nie da się zadekretować pewności, że ktoś schodzący ze szlaku nie dotrze na szczyt, ale obowiązkiem odpowiedzialnego za wędrowców jest poinformowanie wszystkich, iż oddalanie się od szlaku może być niebezpieczne.

Kościół miał, ma i będzie miał do czynienia z ludźmi, których nosi po bezdrożach. Być może znajdą oni, wielce ryzykując, nowe przejścia, które z czasem okażą się lepsze, drożniejsze i ciekawsze. Nie wszyscy jednak mogą być eksploratorami i pionierami. Odpowiedzialny wychowawca, czy to będzie rodzic, nauczyciel, teolog czy papież, winien zalecać trzymania się szlaku. Ci, którzy jednak z niego świadomie schodzą, choćby ich karano grzywną, wcale przez to nie negują głębokiego pragnienia dotarcia do celu. Być może im się tylko wydaje, że znajdą lepszą drogę, ale jeśli się im nie pozwoli próbować, szlaki, po których ludzkość chodzi, staną się wreszcie tak zadeptane, że nic z nich nie będzie widać. Na dłuższą metę jest pożyteczny także ktoś, kto przekopie hektar ziemi w poszukiwaniu złota i nie znajdzie: przynajmniej będzie wiadomo, że tam już nie warto szukać. Wiadomo też, co będzie, jeśli złoto znajdzie...

Henryk Pietras SJ jest profesorem patrologii, autorem m.in. książki "Eschatologia Kościoła pierwszych czterech wieków".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 05/2008