Ksiądz się nie nadaje

Odejścia księży były, są i zapewne będą się wydarzać. Jak radził sobie z nimi Kościół pierwszych wieków?

10.06.2008

Czyta się kilka minut

Katakumby w Rzymie /fot. KNA-Bild /
Katakumby w Rzymie /fot. KNA-Bild /

Na początek trzeba zauważyć, że ze starożytności chrześcijańskiej znamy niezwykle mało przypadków dobrowolnego odchodzenia biskupów, prezbiterów czy diakonów. Był taki jeden biskup za czasów Juliana Apostaty, ale okazało się, że biskupem został tylko po to, by zaopiekować się posągami bóstw, które chrześcijanie chcieli zniszczyć, a on je pieczołowicie przechował. W czasach prześladowań zdarzały się natomiast przypadki załamania duchownych, którzy wobec gróźb czy tortur składali przepisane ofiary, tym samym dyskwalifikując się jako pasterze Kościoła. Nie nam jednak ich osądzać.

Tylko raz żonaty

Nie oznacza to, że jak już ktoś księdzem został, to musiał nim być do końca życia. Można nawet odnieść wrażenie, że znacznie łatwiej było przestać być księdzem niż nim zostać. By być wybranym do biskupstwa, prezbiteratu lub diakonatu, należało spełnić dość surowe warunki (dla niższych stopni, czyli subdiakonów, egzorcystów, akolitów, lektorów i ostiariuszy warunki były proporcjonalnie łagodniejsze). Synod w Elwirze (dzisiejsza Grenada w Hiszpanii), odbywający się ok. 306 r., ustala, że po pierwsze musi to być człowiek znany w lokalnym Kościele, to znaczy nie ktoś z obcych stron ani ktoś, kto w młodości cudzołożył lub był heretykiem. Syryjskie "Didaskalia Apostolskie" z III w., a za nimi "Konstytucje Apostolskie" zredagowane pod koniec wieku IV, dodają na temat kandydata na biskupa, że musi być nienaganny, rozważny, jeśli to możliwe, to najlepiej po pięćdziesiątce (chyba, że nader przykładny), uczony, miłosierny, trzeźwy, rozsądny, nieskory do bójki, raz tylko żonaty, który dobrze wychował dzieci i w ogóle ma być obdarzony wszelkimi cechami właściwymi dla świętych. Podobnie owe teksty mówią zresztą o prezbiterach i diakonach, przytaczając pochodzące z II w. "Didaché". Te same "Konstytucje" przykazują też, by wierni szanowali ich "jak ojców, jak panów, jak dobroczyńców, jak sprawców szczęścia". Zaiste, Kościół bardzo się starał, by ci, którzy mają przewodzić ludowi w życiu i w modlitwie, byli nienaganni. Dlatego też nie pozwalano nigdy na powtórne małżeństwo duchownego w przypadku wdowieństwa, gdyż samo zawarcie drugiego małżeństwa uważano za niedoskonałość. Dopuszczano je w przypadku ludzi świeckich, aczkolwiek niechętnie, od duchownych wymagano jednak doskonałości.

Dla wytrwałych

Wymagania niewątpliwie mobilizują do wysiłku i ciągłego starania się, ale w wielu przypadkach, jak wiadomo, okazują się za wysokie. Co wtedy?

Starożytne kanony synodalne pokazują mnóstwo sytuacji, w których duchowny był usuwany ze stanowiska i wracał do grona wiernych świeckich, gdy okazywało się, że z jakiegoś powodu był niegodny swej funkcji. Synody podają, że usuwano - nieodwołalnie - za zaparcie się wiary, za pożyczanie na procent, za tolerowanie cudzołóstwa żony, za okazywanie pogardy stworzeniom boskim przez niejedzenie mięsa i niepicie wina w święta, za próbę zajęcia miejsca innego duchownego, za cudzołóstwo lub rozpustę, za sprawowanie eucharystii z heretykami wykluczonymi z Kościoła. Tzw. "Kanony Apostolskie", zredagowane ostatecznie w IV w. i wielce szanowane, dodają do tych powodów jeszcze krzywoprzysięstwo, kradzież, poręczenie majątkowe, grę w kości, pijaństwo, jedzenie w gospodzie poza koniecznością związaną z podróżą, niedbałość o niższych duchownych, nieposzczenie w Wielkim Poście, poszczenie w niedzielę, nieprzyjęcie nawróconego grzesznika, rozpowszechnianie fałszywych pism, wejście do synagogi lub kościoła heretyków, symonię, udzielenie święceń poza swoją diecezją, zniewagę biskupa, cesarza lub nawet urzędnika, zabicie czy choćby zranienie kogoś w walce, bicie grzesznika, by wymusić na nim poprawę (za te same wykroczenia świeckich karano ekskomuniką, co niektórym wydawało się niesprawiedliwe).

Rzecz uzasadnił Bazyli Wielki w kanonach przyjętych na Soborze in Trullo (692 r.): duchowny winny grzechu powinien być ukarany złożeniem z urzędu, a nie ekskomuniką, gdyż za jedno przestępstwo powinna być jedna kara. Ponadto ekskomunika miała charakter czasowy i obowiązywała do czasu odbycia nałożonej pokuty, natomiast dymisja była nieodwołalna. Ekskomunika jako kara mniejsza od depozycji jest obecna jeszcze na Soborze Laterańskim III w 1179 r., w kontekście feudalnym: gdyby jakiś ksiądz przyjął kościół z rąk pana świeckiego, a nie od biskupa, ma być ekskomunikowany, a jeśli się będzie opierał - złożony z urzędu.

Równocześnie jednak pisano dużo o świętości ustanowienia duchownych, o godności, wielkości i wspaniałości. Tyle że pisano tak, by zachęcić do wytrwałości i osobistej świętości, a nie dla nauczania o niemożliwości utracenia tej godności.

Niepobożni biskupi

Jak widać, lista powodów, dla których odsuwano od służby duchownych wszelkich stopni, była długa. A jednak ją stosowano i kazano stosować. Po prostu: świętość Kościoła była dla ustanawiających przepisy tak ważną sprawą, że wszystko, co mogło tej świętości szkodzić, natychmiast eliminowano. Może tu leży przyczyna tego, że mało było duchownych, którzy sami podawali się do dymisji? Po prostu nie zdążyli, gdyż odsuwano ich natychmiast, gdy tylko zaczęły pojawiać się powody, dla których sami chcieliby zrezygnować. Warto jednak zauważyć, że usunięcie księdza było tożsame z uznaniem jego statusu świeckiego członka Kościoła z wszystkimi tego skutkami, bez dodatkowych kar czy zawieszeń.

Trudno określić, jak często wypadało takie sankcje stosować - nie zachowały się żadne statystyki. Można tylko spekulować, że częstotliwość powtarzania tych przepisów może wskazywać na taką konieczność, to znaczy zapewne często się zdarzało, że ludzie ustanowieni diakonami, prezbiterami lub biskupami szybko okazywali się tak czy owak niegodni.

Wiemy o tym z różnych źródeł, i to nie tylko z czasów dominacji Kościoła po IV w., ale i z wieków wcześniejszych. Bardzo surowy w tym względzie był Orygenes (ok. 186-253): komentując porządki, jakie Pan Jezus chciał zaprowadzić w Świątyni wyrzucając handlarzy, pisał: "Sądzę, że opowiadanie o sprzedających gołębie stosuje się do tych, którzy oddają Kościoły w ręce goniących za brudnym zyskiem, despotycznych, nieuczonych, niepobożnych biskupów, albo przełożonych gminy chrześcijańskiej, albo diakonów. (...) Nieraz można się dowiedzieć, że stosunki w społeczności uważanej za Kościół ulegają stopniowo takiej deprawacji, iż zgromadzenie zbierające się w imię Chrystusa niczym się nie różni od jaskini zbójców. (...) Diakoni zaś, którzy kościelnymi pieniędzmi nie zarządzają sprawiedliwie, lecz stale nimi obracają, nie wydając ich na cele uczciwe, lecz gromadząc sobie tzw. bogactwo i mienie, aby wzbogacić się z datków na rzecz ubogich, są owymi bankierami, których stoły z pieniędzmi wywrócił Jezus ("Komentarz do Ewangelii wg św. Mateusza" XVI, 22; przeł. Katarzyna Augustyniak). Takie właśnie postępki, i im podobne, skłoniły Kościół do sformułowania kanonów, o jakich pisałem powyżej.

Trzeci stan

Kiedy Kościół stał się siłą dominującą w państwie rzymskim, otrzymywał coraz więcej przywilejów. Jednym z nich była władza sądownicza. Biskupi już w IV w. zyskali cesarską koncesję na rozsądzanie sporów mających miejsce pośród wiernych. Św. Augustyn narzekał, że jest to jedno z najżmudniejszych zajęć biskupa. Nie dotyczyło ono tylko wykroczeń przeciwko państwu i przestępstw gardłowych. Już jednak synod w Sardyce (343) postulował, by duchowni w ogóle nie podlegali sądom świeckim, a za papieża Damazego, w 378 r., cały synod rzymski pisał w tej sprawie do cesarzy Gracjana i Walentyniana.

Wraz z rozwojem systemu feudalnego sprawa stawała się coraz bardziej sporna. Słynny spór o inwestyturę z początków drugiego tysiąclecia dotyczył właśnie sprawy podległości duchownych: mieli być lennikami i poddanymi panów świeckich czy biskupów i papieża? Sobór Laterański III (1179) groził ekskomuniką za pozywanie duchownych przed sądy świeckie (kan. 14), czyli takie próby były i rodziły napięcia. Ze strony Kościoła wymagało to sprecyzowania, jakich duchownych przywilej ten miałby dotyczyć. Już w 870 r. Sobór Konstantynopolitański IV zauważył, że są ludzie, którzy przyjmują tonsurę dla kariery, a nie dla służby Bożej. Takich każe powstrzymywać w przyjmowaniu święceń, ale też poświadcza przez to, że samo przyjęcie tonsury duchownej włączało do kleru i uwalniało od kompetencji sądów świeckich.

Średniowieczne sobory mówią jednak równocześnie o przypadkach, w których możliwa jest, a nawet konieczna, depozycja duchownego, co skutkowało przekazaniem go kompetencjom sądów świeckich.

W XV w., na Soborze Florenckim, w "Bulli Unii z Ormianami" (13) sprecyzowano, że sakrament święceń wyciska niezatarte znamię (character), podobnie jak chrzest i bierzmowanie, i dlatego nie może być powtarzany, w odróżnieniu od innych sakramentów. Jeszcze dalej poszedł Sobór Trydencki, który ustalił, że znamię to powoduje, że nie tylko sakramentu święceń nie można powtarzać, ale również sprawia, że człowiek raz wyświęcony nie może na powrót stać się świeckim ("Dekret o sakramencie święceń", rozdz. 4). Duchowieństwo przez te wieki wyodrębniło się jako "trzeci stan", ze skłonnością do prostego utożsamienia świętości sprawowanych funkcji z ontyczną wręcz świętością szafarzy.

Dogmat brzmi różnie

Zgodnie z przyjętą w Kościele teorią rozwoju dogmatu, rozwija się jego rozumienie i zmieniają sformułowania, w jakich jest wyrażany, choć sama treść pozostaje w nim niezmienna. W potocznym rozumieniu trudno rozróżnić treść dogmatu od jego sformułowania, jest to jednak konieczne nie dlatego, by dowolnie sformułowania zamieniać, ale by szukać ciągle nowych, zawsze w kontekście wiary Kościoła, tak by nie stały się archaiczne i przez to niezrozumiałe dla odnawiających się pokoleń wierzących. Rozwój ten jednak nie może w żaden sposób oderwać się od Tradycji Kościoła, ale dalej w niej tkwić.

Jak zatem możemy przyłożyć do siebie praktykę starożytnego Kościoła, w którym w niezliczonych wypadkach laicyzowano duchownych, do aktualnego rozumienia niezniszczalnego "charakteru" sakramentu święceń?

Starożytny Kościół był świadom wielkości sakramentu ustanawiania duchownych różnych stopni. Podkreślał to w wielu przepisach mówiących o warunkach ich ustanawiania, o wymaganych cechach, o świętości sprawowanych przez nich funkcji. Opisy te mają charakter bardziej egzortacyjny niż prawny. Gdy ktoś okazywał się niegodny sprawowanej funkcji, laicyzowano go, wracał do szeregów ludu Bożego i jako ochrzczony nadal pozostawał w społeczności zbawienia, którą jest Kościół. Było to traktowane jako wymierzenie kary większej niż ekskomunika (jak pisałem wyżej, obowiązująca zasadniczo do czasu odbycia pokuty, czyli nie na zawsze), gdyż nieodwracalnej.

Refleksja Kościoła nad sobą samym i nad wiarą, którą Duch Święty daje jego członkom, doprowadziła do rozpoznania, że sakramentalny dar, o jakim mowa, jest sam w sobie nieutracalny. W żaden sposób jednak nie wynika z tego, że Kościół nie ma prawa i obowiązku zwalniania ze służby tych, którzy są winni takich wykroczeń, które w rozumieniu członków tego Kościoła dyskwalifikują któregoś z duchownych jako pasterzy, nauczycieli i szafarzy sakramentów. Nie widać też, by Kościół nie miał prawa i obowiązku zwolnić tych, którzy dobrowolnie chcą poddać się tej karze, gdyż sami uważają, że nie nadają się do pełnienia takiej służby. Nie znaczy to, że zostają w ten sposób wydani na potępienie, że wypadają z łaski wszystkich pozostałych sakramentów, ale że po prostu się nie nadają. Zawsze było, jest i będzie to smutne. Ale zauważmy, że Ewangelie przekazały nam, że kilkakrotnie Jezus kogoś do czegoś powoływał i otrzymywał odpowiedź odmowną. Wtedy był smutny, ale decyzję człowieka szanował.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2008