Szlachetna Polska

Przed świętami częściej wspieramy akcje charytatywne. Czy z naszym pomaganiem jest tak, jak z powstaniami – od jednego wielkiego zrywu do drugiego?

02.12.2013

Czyta się kilka minut

Pani Anna świetnie pamięta dwie daty. 26 stycznia – wtedy dowiedziała się, że oszukał ją mąż (rzekomo w celu ratowania swojej firmy fikcyjnie sprzedał ich wspólny dom; od tej pory za mieszkanie w nim 49-letnia kobieta musi płacić czynsz). I 14 listopada – tego dnia wreszcie się wyprowadził.

Zostawił ją, 20-letniego syna i młodszą o kilka lat córkę. I jeszcze jacht pełnomorski, który budował – jego kadłub rdzewieje dziś przed domem. – Doradzali mi, żeby go sprzedać, ale wątpię, by ktoś wyłożył na niego pieniądze – mówi pani Anna. Rozmawiając w salonie, rozcieramy palce. W środku tylko 14 stopni, ogrzewanie wyłączone. Trzeba na chwilę rozpalić w kominku.

Pani Anna nie miałaby problemu z utrzymaniem rodziny, ale ponieważ część jej wynagrodzenia (2620 zł) zajmuje komornik (trzeba jeszcze spłacić 32 tys. zł kredytu, by odzyskać dom), na życie zostaje niewiele. Po odliczeniu od niepełnej pensji wydatków na media (520 zł) miesięczny dochód na osobę wynosi w tym domu 243 zł. Mąż od trzech lat nie płaci alimentów. A panią Annę czeka wkrótce operacja wstawienia protezy do drugiego kolana. Na szczęście pomaga syn, który w lecie oprowadza turystów po Krakowie. Ale i tak rodzina potrzebuje opału na zimę, ubrań i żywności.

– Pamiętam wizytę w ośrodku pomocy społecznej. To mierzenie mnie wzrokiem przez trzy panie w gabinecie, krótkie spojrzenie na zaświadczenie o dochodach. I szybko rzucone: „nie kwalifikuje się pani do pomocy” – opowiada pani Anna.

NIC ZŁEGO W AKCJACH

W tym roku, już po raz drugi, rodzinę pani Anny wspomoże „Szlachetna Paczka”. W czasie dotychczasowych 13 edycji wolontariusze dotarli do 250 tys. potrzebujących. Łączna wartość przekazanej pomocy wyniosła ponad 63 mln zł.

Do „Paczki” zapisać się łatwo – wystarczy zgłosić się do organizatorów i wybrać osobę lub rodzinę, której chce się pomóc. Wolontariusz „Szlachetnej Paczki” powie, jakie są jej potrzeby; poda adres magazynu, do którego trzeba dostarczyć przygotowaną pomoc. Finał tegorocznej edycji: 7 i 8 grudnia.

„Szlachetna Paczka” to jedna z najbardziej rozpoznawalnych polskich akcji charytatywnych, jedna z tych, które obudziły w Polakach chęć i radość niesienia pomocy. Obok Kościoła katolickiego, od lat zaangażowanego w pomoc dla potrzebujących – a od 1990 r. pomagającego na szeroką skalę za pośrednictwem reaktywowanego Caritasu (instytucja organizuje m.in. zbiórki pieniędzy na rzecz ofiar katastrof, prowadzi domy opieki, ośrodki rehabilitacyjne i świetlice; jej najbardziej znana akcja – w tym roku prowadzona już po raz 20 – to Wigilijne Dzieło Pomocy Dzieciom), to nowo powstałe stowarzyszenia i fundacje wzięły na barki sporą część ciężaru pomocy potrzebującym.

I choć socjologowie powtarzają, że z charytatywnością Polaków jest tak jak z ich powstaniami – od jednego zrywu do drugiego – to w krakowskiej kwaterze głównej akcji słyszę, że Boże Narodzenie to po prostu najlepszy moment, aby się zastanowić nad pomaganiem innym.

Ks. Jacek Stryczek, pomysłodawca „Szlachetnej Paczki”: – Akcje są wartościowe. Wigilia też nie trwa cały rok. Tylko ok. 3 proc. ludzi umie pracować systematycznie. Większość z nas woli podzielić swój czas – także pod kątem pomagania.

Jerzy Owsiak, Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy: – Gdybyśmy zebrali wszystkie polskie akcje charytatywne, ułożyłby się całoroczny kalendarz. Jestem przeciwny nadużywaniu pojęcia „akcyjność”. Zrywamy się do pomocy, gdy przychodzi powódź. Ale sprzęt, który kupujemy do szpitali, działa przecież przez cały rok.

Paweł Łukasiak, Akademia Rozwoju Filantropii: – Polska dobroczynność dojrzewa – jej wyrazem jest specjalizacja. Powstaje coraz więcej funduszy wieczystych, nawiązujących do tradycyjnej, polskiej idei „żywych pomników”. Rozwija się crowdfounding, czyli finansowanie projektów przez internautów; popularny jest e-wolontariat.

ORKIESTRA GRA NAJGŁOŚNIEJ

Wyniki badań z ostatnich trzech lat dowodzą, że systematycznie przybywa Polaków, którzy przekazują organizacjom pozarządowym pieniądze lub dary – w 2012 r. zrobiło to 70 proc. z nas. Byłoby się z czego cieszyć, gdyby nie jeden szczegół: 40 proc. uczyniło to tylko raz – ofiarowując datek Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy. Bez „jednorazowych filantropów” liczba osób dzielących się swoim majątkiem częściej niż raz w roku spada do 30 proc.

Zdaniem pracowników stowarzyszenia Klon/Jawor, od lat obserwujących polską dobroczynność, pokazuje to jej główną cechę – małą systematyczność. Masowy udział Polaków w finale Orkiestry Owsiaka, choć pozytywny, nie wymaga dużego zaangażowania: wystarczy w pierwszą niedzielę stycznia znaleźć się na ulicy. Siłę WOŚP – oprócz m.in. charyzmatycznego lidera – daje prosty komunikat: wystarczy, że wrzucisz do puszki.

To m.in. dlatego ścieżką wypracowaną przez Orkiestrę poszło wiele innych organizacji, które robią wszystko, aby jak najmniej angażować swoich odbiorców: proponując przelewy internetowe czy wpłaty przy pomocy SMS-ów.

Oprócz wspierania fundacji Owsiaka, w 2012 r. najwięcej osób przekazało pomoc instytucjom zajmującym się pomocą osobom potrzebującym, chorym i bezdomnym (20 proc.). Tylko co dwudziesty wsparł ofiary katastrof lub klęsk żywiołowych; jeszcze mniej – od 3 do 4 proc. – zaangażowało się w działania na rzecz ochrony środowiska, opiekę nad zwierzętami, misje i wspólnoty parafialne. Na chęć pomagania mają wpływ m.in. wykształcenie oraz dochód – im wyższe są oba te czynniki, tym częściej angażujemy się dobroczynnie.

Kilka dni temu stowarzyszenie Klon/Jawor przeprowadziło kolejne badanie. – Wstępne analizy najnowszych danych, pochodzących z listopada 2013 r., potwierdzają konsekwentny wzrost liczby Polaków wspierających organizacje materialnie. Wciąż jednak mamy do czynienia bardziej z filantropią akcyjną niż konsekwentną – komentuje Jadwiga Przewłocka z biura stowarzyszenia.

BO ROBIĄ TO INNI

Dlaczego pomagamy? Dr Wiesław Baryła, psycholog społeczny z SWPS w Sopocie, tłumaczy: ponieważ przynosi nam to szczęście, przeżywamy wtedy pozytywne emocje i budujemy własne poczucie sensu życia. Ale są też inne powody.

– Czasami pomagamy po to, aby pozbyć się przykrych uczuć, jakie wzbudza w nas czyjeś nieszczęście. Badania pokazują też, że często robimy to samo, co ludzie w naszym otoczeniu. Znaczna część pomocy, zwłaszcza tej, której udzielamy przed Bożym Narodzeniem, to efekt naśladowania innych – tłumaczy psycholog. I dodaje także, że tzw. społeczny dowód słuszności – zasada, zgodnie z którą uznajemy za właściwe te działania, które podejmuje większość członków naszej grupy (np. społeczeństwa) – ma zastosowanie w przypadku dużych akcji ogólnopolskich, których „twarzami” zostają celebryci.

Choć większość badań na temat dobroczynności wykonano w USA, istnieją uniwersalne reguły, które pomagają stwierdzić, kiedy najbardziej będziemy skłonni udzielić pomocy.

Wiesław Baryła: – Współczucie wyzwala najlepiej pojedyncza, niezawiniona krzywda bezradnej istoty. To paradoks: w Stanach Zjednoczonych dla chorego dziecka, którego historię przedstawiono w telewizji, udaje się czasem zebrać setki tysięcy dolarów. Kiedy ta sama organizacja prosi o pomoc dla setek dzieci w podobnej sytuacji, nie pokazując ludziom cierpienia jednego z nich – dostaje tylko kilka tysięcy. Statystyki zupełnie do ludzi nie przemawiają. W Polsce wyjątkiem od tej reguły jest Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, która skutecznie zbiera na pomoc dla dużych grup, rzadko pokazując pojedyncze historie.

MIEJSCA STARCZY DLA WSZYSTKICH

Jerzy Owsiak mówi dziś „Tygodnikowi”, że odczuwa wielką satysfakcję, bo stworzona przez niego Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy (pierwszy finał odbył się w styczniu 1993 r.) zmieniła model działań charytatywnych w kraju: – Od początku pokazywaliśmy ludziom, na co przeznaczymy ich pieniądze, a oni odwdzięczali się hojnością. Jeżeli Polacy wiedzą, jak się skończy zbiórka, chętniej biorą w niej udział. Poza tym zaczęliśmy wykorzystywać media, artystów i kwestować w sytuacjach pozornie dalekich od celu zbierania pieniędzy. Zbieramy pieniądze na sprzęt medyczny, ale bawimy ludzi koncertami i piknikami.

Choć WOŚP bywa często atakowana przez przeciwników ideologicznych, Owsiak nie obawia się niebezpieczeństwa ideologizacji działalności charytatywnej w Polsce. – Owszem, niektórzy próbują dzielić to środowisko, np. przeciwstawiać nas Caritasowi. Niepotrzebnie – i jedna, i druga organizacja ma w Polsce pole do popisu. Po żadnym z finałów Orkiestry nie zdarzyło się jeszcze, aby ktoś powiedział: nie przyjmę od pana tego respiratora, ponieważ nie zgadzam się z panem ideologicznie – mówi, dodając, że w kwestii zaangażowania charytatywnego Polaków z roku na rok jest coraz lepiej – jeżeli ktoś narzeka, to próbuje tym tłumaczyć swoją niską skuteczność.

DATKI NA NFZ

Według stowarzyszenia Klon/Jawor w 2012 r. jedynie 2 proc. Polaków wsparło charytatywnie ochronę zdrowia lub rehabilitację osób niepełnosprawnych (dane te nie uwzględniają WOŚP, która za zebrane pieniądze kupuje sprzęt medyczny). Jednak w praktyce na system opieki zdrowotnej co roku wpłacamy pośrednio nawet kilkaset milionów zł. Jak to możliwe? „Winny” jest tu odpis podatkowy z tytułu 1 procenta, w dużej mierze przeznaczany właśnie na leczenie.

W tym roku organizacjom pożytku publicznego przekazano w ten sposób 480 mln zł. Z badań stowarzyszenia Klon/Jawor wynika jednak, że już kilka miesięcy po dokonaniu odpisu większość podatników nie pamięta, jaką organizację wspomogła. Nawet wtedy decydujemy bowiem pod wpływem impulsu: reklamy telewizyjnej, namowy męża czy księgowego w pracy. Jest jeszcze jeden kłopot z „jednym procentem”: ogromna część podatników w praktyce nie przekazuje go instytucjom, ale potrzebującym pomocy osobom prywatnym, które w danej fundacji założyły tzw. subkonto. Choć w założeniu to one miały decydować o przeznaczeniu zebranych pieniędzy, pod koniec roku podatkowego coraz częściej zostają zredukowane do pośrednictwa w przekazywaniu pieniędzy osobom prywatnym.

– W praktyce większość pieniędzy z odpisu idzie na wzmocnienie systemu służby zdrowia. Systemu, na który państwo wydało w ub.r. 62 mld zł – mówi ks. Jacek Stryczek. Jego zdaniem wystarczyłoby, aby w ośrodkach zdrowia skręcono kaloryfery o jeden stopień i już oszczędzilibyśmy podobną kwotę. – Rozumiem, że ludzie walczą o swoje dzieci, ale uważam, że lepiej, abyśmy skoncentrowali się na poprawie jakości funkcjonowania NFZ i tak wygenerowali podobne oszczędności. Jeden procent to instytucja powołana do wzmocnienia społeczeństwa obywatelskiego, uczenia ludzi, aby sobie radzili.

ZMIENIAMY POLSKĘ

– „Szlachetna Paczka” proponuje nową wizję społeczeństwa – przekonuje ks. Stryczek, twórca akcji. Wymyślił ją w 2001 r. Od dawna trwał nowy ustrój, ale Polacy wciąż mieli stare nawyki. Byli przyzwyczajeni, że pomaga państwo – a nie obywatele sobie nawzajem. Zaufanie społeczne było niskie. Tylko ok. 12 proc. Polaków ufało innym rodakom, czyli uważało, że ci ich nie oszukują. Po trzecie, było wielu dorobkiewiczów.

Filozofia stojąca za akcją jest prosta: skoro są ludzie, którzy chcą pomóc, lecz mają mało czasu, trzeba zrobić wszystko, aby ułatwić im to zaangażowanie.

– Szukamy rodzin w potrzebie, do pomocy wyznaczamy wolontariusza, zapewniamy magazyny na kupione dary – tłumaczy ks. Stryczek. – To pewien model pomagania. Ci, którzy raz go spróbowali, potrafią potem pomagać samodzielnie. Wiele razy słyszałem, że ktoś wziął udział w „Szlachetnej Paczce”, ale ponieważ w jego sąsiedztwie była też inna rodzina w potrzebie, pomógł również jej, indywidualnie. To już nie jest tylko narzekanie, ale aktywne wspieranie zmiany społecznej. Kiedy zakładałem stowarzyszenie Wiosna, miałem wizję, że chcę zmienić Polskę – tłumaczy ks. Stryczek.

Jego zdaniem nasze nawyki pomagania zmieniają się też dzięki pracującym za granicą młodym. Wyrywają się oni z jedynie słusznego sposobu myślenia, widzą, że można inaczej, a po powrocie do Polski zastanawiają się, co zrobić, aby ich pomoc była sensowna.

– Ta zmiana dotyczy tylko kilku procent z nas – mówi ks. Stryczek. – Ale to również nowy model, nowy wzór społeczny.

Dla twórców polskich organizacji pomocowych niedoścignionym wzorem są Amerykanie, z wdrukowanym nawykiem pomagania. Ks. Stryczek: – Kiedy mój znajomy pojechał na stypendium do Waszyngtonu, usłyszał od urzędnika, który opiekował się tam jego grupą: nasze szkolenie jest czterodniowe, ale czwartego dnia mam akurat dzień wolontariatu i jadę do ośrodka dla bezdomnych. Jedziecie ze mną?

Pomysłodawca „Szlachetnej Paczki” podaje jeszcze jeden przykład: dyrektora europejskiego oddziału jednej z dużych korporacji, który w czasie trwania akcji przyleciał akurat do Polski. Kiedy dowiedział się o „Szlachetnej Paczce”, zgłosił się jako kierowca i rozwoził paczki po podkrakowskich miejscowościach.

– Mało który polski szef wpadłby na to, że można tak zrobić – komentuje ks. Stryczek.

W SIECI POMYSŁÓW

W ostatnim czasie w Polsce zyskują popularność kolejne formy dobroczynności – niektóre nowe, inne – „z odzysku”. Do tych drugich należą tzw. fundusze wieczyste.

– Taki fundusz założył kiedyś Henryk Sienkiewicz. Finansowano z niego wsparcie dla Przybyszewskiego, Konopnickiej czy Przerwy-Tetmajera – wyjaśnia Paweł Łukasiak, prezes zarządu Akademii Rozwoju Filantropii. – Ostatnio wracamy do tych pomysłów. To piękna rzecz, bo nawiązuje do idei żywego pomnika, która w Polsce zawsze miała mocną tradycję. Chodzi o to, aby pieniądze, które zostaną po naszej śmierci, mogły służyć wartościom, które są dla nas ważne.

W Polsce działają już fundusze lokalne, które zarządzają takimi inicjatywami na danym obszarze, np. Fundusz Lokalny Ziemi Biłgorajskiej, liczący ponad 20 funduszy wieczystych.

Paweł Łukasiak: – Warto też wspomnieć o nowym zjawisku – crowdfoundingu. To strony internetowe z opisami różnych inicjatyw; internauta wybiera sobie tę, którą chce wspomóc. Może to zrobić m.in. dzięki portalom siepomaga.pl.; polakpotrafi.pl. To u nas nowość, ale crowdfounding rozwija się w Polsce dynamicznie. W taki sposób sfinansowano już wiele projektów. Na podobnej zasadzie funkcjonuje również tzw. e-wolontariat: poprzez sieć organizują się grupy ludzi, którzy pomagają innym.

Zdaniem specjalisty w Polsce nadszedł też czas lokalnej dobroczynności i filantropii. Mieszkańcy gmin zaczynają decydować o wydawaniu na cele społeczne pieniędzy przekazywanych organizacjom przez samorządy lokalne. Wiele z takich instytucji tworzy ogólnopolską sieć ośrodków „Działaj lokalnie”.

To właśnie tam, w lokalnych społecznościach, wykształca się powoli w Polakach nawyk pomagania: – Powstające projekty wymagają większego zaangażowania. Trudno żyjąc w małej społeczności, raz tylko okazać swoją dobroczynną duszę, a potem przez cały rok być bezczynnym – mówi Łukasiak.

PO OWOCACH POZNACIE

Jak, wśród wielu akcji charytatywnych organizowanych przed Świętami, wybrać taką, która pomoże najskuteczniej? Prawie wszyscy o to zapytani odpowiadają: nie wyciągać portfela na ulicy, pod wpływem chwili, zastanowić się.

Ks. Jacek Stryczek: – Kiedy słyszę, że ktoś pomógł pod wpływem wzruszenia, zawsze pytam: co z tego wzruszenia wynikało?

Twórca „Szlachetnej Paczki” radzi, aby patrzeć na owoce pracy instytucji, której chcemy pomóc. – W Polsce zbyt często wartość organizacji mierzy się wizerunkiem. Wolałbym, żeby decydowały o tym efekty jej działania – mówi ks. Jacek Stryczek i przytacza spotkanie z prezesem pewnej firmy, jednym ze stu najbogatszych Polaków: – Opowiadam mu o „Szlachetnej Paczce”. Zachowuje się niecierpliwe. W końcu wyrywa mi komputer z prezentacją, przeklikuje wszystkie slajdy, zatrzymując się tylko na wykresie wzrostu wartości pomocy. Myślę, że to było w porządku – interesowały go wyniki.

Paweł Łukasiak radzi, aby sprawdzić, czy organizacja, której chcemy pomóc, publikuje na swojej stronie raporty z działalności. – Można też zaprzyjaźnić się z daną fundacją na Facebooku. Jeżeli znajdziemy na nim dużo opinii, polubień, informacji o działalności, a komentarze będą przychylne – punkt dla danej organizacji. – Jeżeli nie ma takiej komunikacji, to znaczy, że albo organizacja nie poświęca temu odpowiedniej uwagi, albo nie jest otwarta na zewnątrz – mówi prezes zarządu Akademii Rozwoju Filantropii.

Renata Niecikowska ze stowarzyszenia Klon/Jawor dodaje, że choć w pomocy pojedynczym osobom nie ma nic złego, najmniejsze ryzyko niesie przekazanie pieniędzy lub darów organizacjom: – Zastanawiajmy się, komu pomagamy. Dowiedzmy się jak najwięcej o organizacjach, którym dajemy pieniądze. Kiedy na ulicy podchodzą do nas ludzie z puszkami, pytajmy ich o to, czy mają pozwolenie na zbiórkę. Aby uniknąć dawania pieniędzy pod wpływem impulsu, zawsze możemy poprosić o numer konta. Sprawdźmy w internecie, czy organizatorzy zbiórki publikują regularne raporty, czy fundacje, którym pomagamy, mają komisje rewizyjne – proponuje Renata Niecikowska.

***

Pod koniec spotkania pani Anna przypomina sobie jeszcze jedną datę: 8 lipca – wtedy zmarł jej najbliższy kuzyn. Przywieziono go do szpitala w stanie agonalnym, po dwóch latach, które spędził jako bezdomny na ulicy. Miał 40 lat, długo mieszkał ze swoją matką. Kiedy ta zmarła, zamknął za sobą drzwi domu i wyszedł na ulicę.

25 lipca – to już czwarta data – na cmentarzu komunalnym kuzyna pochowało miasto. – Pamiętam, kiedy jeszcze żył, mówił, że nie chciałby leżeć w jakimś dole. Ale kiedy zgłosiłam się do zarządu cmentarza, okazało się że ponieważ jestem najbliższą krewną zmarłego, wszystko spadłoby na mnie – mówi pani Anna. – Bieda ma różne oblicza i jest jej chyba coraz więcej – mówi. 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2013