Sześć dni, które zmieniły Bliski Wschód

W czerwcu 1967 r. rabini błogosławili miejskie parki, przygotowując grunt pod cmentarze. Skutki tamtej wojny trwają do dziś.

28.05.2017

Czyta się kilka minut

Izraelscy spadochroniarze przed Ścianą Płaczu w Jerozolimie, czerwiec 1967 r. / Fot. National Photo Collection of Israel
Izraelscy spadochroniarze przed Ścianą Płaczu w Jerozolimie, czerwiec 1967 r. / Fot. National Photo Collection of Israel

Wojna jak wojna – mówiono wiosną 1967 r. Ale do żadnej innej Żydzi nie przygotowywali się tak jak teraz. W poprzednich nie dano im na to szansy (przypominali ci, którzy cudem wyszli z Zagłady). Gdy więc egipskie wojska zgromadziły się na Synaju, demonstrując swe poparcie dla Syrii, i stało się jasne, że napięcie, kumulujące się od lat między Izraelem a krajami arabskimi, zaraz wybuchnie, Żydzi w ciszy zabrali się do pracy.

Zeszli do piwnic, aby zamieniać je w schrony i wyposażać, przygotować na najgorsze. Gromadzili zapasy jedzenia. Kobiety żegnały zmobilizowanych mężów i synów. „Niby nic się nie stało, wszyscy idą do pracy (...), ale jakby na zwolnionych obrotach (...), spoważniali, skłonni do niesienia pomocy, nagle wydobrzeli” – pisała we wspomnieniach, w zbiorze „Z maską na twarzy”, Maria Lewińska. Zaledwie dekadę wcześniej przyjechała do Izraela z Warszawy. Teraz patrzyła na wyludnione ulice izraelskich miast.

Rodzice ściszali radioodbiorniki, by dzieci nie słyszały, jak egipski prezydent Gamal Abdel Nasser zapowiada, że zetrze Żydów z powierzchni ziemi. W pogróżkach, słanych ponad Izraelem między Kairem, Damaszkiem i jordańskim Ammanem, padały słowa „anihilacja”, „zniszczenie narodu żydowskiego”. Pojęcia znane, już gdzieś kiedyś słyszane. Sześć lat po jerozolimskim procesie Adolfa Eichmanna, drążyły one debatę publiczną i podsycały panikę. Rabini zbierali się i błogosławili w miastach boiska piłkarskie i miejskie parki, przygotowując grunt pod przyszłe cmentarze. Oczekiwano, że w wojnie, która zaraz wybuchnie, zginie tyle Żydów, iż zwykłe cmentarze nie wystarczą. I że po niej nic już nie będzie takie samo.

Przerażony rząd

Późną wiosną 1967 r. Izraelczycy słali w świat pożegnalne listy do rodzin i przyjaciół. Przygotowywali się na kolejny Holokaust.W podsycenie konfliktu zaangażował się Związek Sowiecki – także poprzez zbrojenie krajów arabskich na wielką skalę. Egipt podpisał pakty o współpracy wojskowej z Jordanią i Irakiem. Starcie, od którego miało zależeć dalsze istnienie państwa żydowskiego, wisiało na włosku.

W tym roku, 50 lat po tamtej wojnie, nazwanej potem „sześciodniową”, Archiwum Narodowe Izraela udostępnia do wglądu dokumenty z posiedzeń rządu i sztabu generalnego. Z protokołów wynika coś zupełnie innego niż z propagandy, którą szerzono później w Związku Sowieckim i, w ślad za nim, w krajach bloku wschodniego: jakoby izraelski rząd, podejmując wtedy decyzję o wojnie, kierował się butą i imperialistyczną zachłannością.

Z przemówienia Mosze Dajana, ministra obrony narodowej, uchodzącego wówczas za najsilniejszego człowieka w kraju: „Nasze możliwości, by wygrać wojnę z Arabami, są ograniczone”. Lewi Eszkol, ówczesny premier: „Arabowie przygotowują się do rzezi na nas”. Wiosną 1967 r. izraelskie społeczeństwo nie wiedziało, że jego rząd jest przerażony. I że zupełnie nie potrafi przewidzieć, w którą stronę potoczy się ta wojna.

Generał z Łodzi

– Gdyśmy byli dziećmi, zaczytywaliśmy się w Sienkiewiczu: „Trylogia”, „W pustyni i w puszczy”... Dziwne, nie zastanawiałem się wtedy nawet, skąd książki polskiego autora wzięły się w latach 20. w Palestynie, i to jeszcze po hebrajsku – śmieje się 97-letni Szlomo Arel, jeden z dwóch ostatnich żyjących dowódców w wojnie sześciodniowej. Łodzianin z pochodzenia, a dziś rezydent domu spokojnej starości w Tel Awiwie. Arel przyznaje, że dla przyszłego generała i dowódcy izraelskiej marynarki w lekturze Sienkiewicza najważniejsze było przesłanie, z jakim autor pisał: to o wyrwaniu się na niepodległość.

Szlomo miał pięć lat, gdy wraz z rodzicami wyjechał z Polski. Był rok 1926. Rodzice byli syjonistami, wierzyli w możliwość utworzenia kraju Izrael tak bardzo, że ojciec (zamożny kupiec) i jego wykształcona żona mówili w domu po hebrajsku. Wyjazd został zaplanowany i przygotowany: najpierw ojciec kupił w Palestynie ziemię, zbudował dom dla swojej rodziny i dopiero po nią wrócił. Piękny scenariusz, dostępny wówczas niewielu pionierom.

Jako nastolatek Szlomo wstąpił do Beitaru, prawicowego ruchu dla żydowskiej młodzieży. Po wybuchu II wojny światowej w grupie Żydów wstąpił do brytyjskiej marynarki, osiągając w niej stopień kapitana. W 1948 r. zasilił izraelską już marynarkę wojenną. Brał udział w bojach o niepodległość kraju. Po wojnie David Ben Gurion poprosił go, by zmienił nazwisko: z europejsko brzmiącego Engel na izraelskie Arel. Pierwszy premier Izraela wymagał tego od wszystkich przedstawicieli izraelskiego wojska i administracji publicznej.

W 1966 r. Szlomo Arel został generałem. i dowódcą izraelskiej marynarki wojennej.

I komu tu wierzyć

Tę wojnę, która wybuchła wczesnym rankiem 5 czerwca 1967 r., można by z powodzeniem nazwać kilkugodzinną. Izraelczycy uderzyli znienacka na wszystkie lotniska wojskowe w Egipcie i na egipskim Synaju, niszcząc praktycznie całą flotę powietrzną wroga. Do walki włączyli się Jordańczycy i Syryjczycy. W odwecie Izrael zbombardował ich lotniska. W ciągu następnych sześciu dni armia żydowska prowadziła działania na lądzie równocześnie ze wszystkich możliwych stron: z Syrią na Wzgórzach Golan, z Jordanią na Zachodnim Brzegu, z Egiptem na Synaju i w Gazie.

Już pierwszego dnia Izrael przejął całkowitą kontrolę nad strefą powietrzną przeciwników. Wieczorem 5 czerwca Izraelczycy zajęli z morza Szarm el-Szejk, z którego Egipcjanie zawiadywali blokadą Cieśniny Tirańskiej. Wojna była – niemal – wygrana. Ale mieszkańcy Izraela jeszcze o tym nie wiedzieli.

„Drugiego dnia wojny o brzasku wylazłam ze schronu (...). Było tak jasno, widoczność była tak świetna i ani śladu Arabów, coś tu nie gra – myślałam, przecież to niemożliwe. (...) Z domów zaczęli wychodzić ludzie, niewyspani, kobiety z dziećmi na ręku opatulonymi w kocyki po nocnym chłodzie w schronie, starsi mężczyźni z tranzystorami przy uchu, z otwartych na oścież okien dochodziły głosy sprawozdawców radiowych – z Kairu nadawano, że Tel Awiw się pali, a wojska egipskie wkraczają na jego przedmieścia, z Tel Awiwu donoszono, że lotnictwo egipskie zostało zniszczone na ziemi, a walki toczą się przy Kanale Sueskim – i komu tu wierzyć miała, zaprawiona w kłamliwej propagandzie przez dzieciństwo w Związku Radzieckim po powojenną władzę ludową, Żydówka z Polski?” – pisała Maria Lewińska.

Tymczasem uwaga izraelskiego dowództwa koncentrowała się w tym czasie na innym punkcie na mapie – tym, w stronę którego lada dzień miała popłynąć największa fala radości, łez i dziękczynnych modlitw: na Jerozolimie. Po wojnie o niepodległość w 1948 r. Izrael okupował zachodnią część Jerozolimy, wschodnia zaś należała do Jordanii. Wraz z nią miejsca najświętsze dla islamu, chrześcijaństwa i dla Żydów. Także Ściana Płaczu, ta aorta Izraela, bez której każdy wysiłek w tym kraju wydawał się bez sensu.
7 czerwca żydowscy żołnierze zajęli jerozolimskie Stare Miasto. Dowódcy jednostek walczących od Wzgórz Golan po Synaj zostali przetransportowani na miejsce jako pierwsi, aby zobaczyć, dotknąć i umieścić izraelską flagę na Ścianie Płaczu.
Wśród nich był Szlomo Arel.

Pod Ścianą Płaczu

– Pani może tego nie zrozumie, ale ja wychowałem się w syjonistycznym domu, od dziecka słuchałem mamy recytującej z pamięci Bialika, naszego wieszcza. Myśmy Palestynę kochali jeszcze tam w Polsce i marzyliśmy o dniu, w którym wreszcie dotkniemy Ściany Płaczu – mówi emerytowany generał, z trudem chwytając się poręczy balkonika. Tymi samymi rękoma, którymi wtedy dotknął najświętszego miejsca judaizmu.

Pytany o ten moment 50 lat później przełyka łzy. Przerywamy rozmowę. Szlomo Arel nie może mówić, brakuje mu tchu. Przeprasza, że nie może wzruszeniu wydać kategorycznego rozkazu. Mówi, że zwykł opanowywać je żartami, ale tym razem, 50 lat później, zupełnie mu nie wychodzi.

Arel pamięta też, jak trzeciego dnia wojny armia izraelska dociera do Kanału Sueskiego, zajmuje większość Zachodniego Brzegu. Na froncie syryjskim zaś zdobywa Wzgórza Golan z Górą Hermon. 8 czerwca Izrael, Egipt i Jordania ogłaszają rozejm. 10 czerwca na granicy syryjskiej ogłasza się zawieszenie broni. Syryjska armia jest rozbita; gdyby Izraelczycy chcieli, mogliby bez problemu wejść do Damaszku. Wojna sześciodniowa kończy się absolutnym zwycięstwem Izraela.

Przyćmione upokorzenie

Kraj ogarnia euforia. Ludzie wychodzą na ulice, płaczą z radości. Stacje radiowe w kółko emitują piosenkę „Jeruszalajim szel zahaw” pieśniarki Naomi Szemer. „Jerozolimo ze złota, z miedzi i ze światła, dla twych pieśni wszystkich jestem skrzypcami” – nucą przechodnie. Przez chwilę nikt nie pamięta o „Hatikvie”, nieoficjalnym hymnie Izraela. Tym hymnem staje się ów szlagier.

„Ta piosenka, która stała się symbolem, przypomniała mi inną, z innego czasu i z innego miejsca. Kto dziś pamięta, z jakim pietyzmem, z jakim uczuciem śpiewało się »Warszawo, ty moja Warszawo«? Nawet przestawano tańczyć, gdy orkiestra ją grała, bo to nie przystoi, bo to jest święte jak sztandar narodowy” – notuje Marcel Goldman, emigrant z Krakowa, we wspomnieniowych „Iskierkach życia”. Na pierwszych stronach gazety drukują zdjęcie grupy wzruszonych spadochroniarzy pod Ścianą Płaczu. To zdjęcie i ta piosenka stają się symbolami wojny szcześciodniowej.

Euforia udziela się rządowi. Mosze Dajan mówi w tych dniach: „Możemy okupować cały Zachodni Brzeg, możemy dotrzeć do Szarm el-Szejk, możemy dotrzeć do Libanu, a może i dalej”.

Maria Lewińska notuje: „Te sześć dni zmagań wojennych – to był mój »chrzest na Izraelkę«. (...) Wojna pogodziła mnie z tym krajem, bo podzieliłam los wszystkich: tu urodzonych i tych przybyłych z Maroka, Rosji, z Tunisu i Bułgarii, z Rumunii, Syrii i Egiptu, z Polski, Ukrainy i Niemiec (...), bo zrozumiałam, że emigrację można przeżyć, a wojnę nie zawsze i nie każdy”. I dodaje, że to zwycięstwo „najkrótszej i najbłyskotliwszej wojny dwudziestego wieku” przyćmiło w jej oczach żydowskie upokorzenia i jej własny wstyd.

Lewińska nie może wtedy przypuszczać, że wojna 1967 r. stanie się podłożem dla kolejnej żydowskiej emigracji z Polski: PRL, w ślad za Kremlem, poprze kraje arabskie, Gomułka nazwie Izrael „forpocztą interesów imperializmu na Bliskim Wschodzie”, Warszawa zerwie stosunki dyplomatyczne z Izraelem. Kampania antyizraelska stanie się w PRL kampanią antysyjonistyczną i zaowocuje opuszczeniem Polski przez tysiące Żydów.

Inny Izrael

Izrael wręcz nie dowierza w swoje spektakularne zwycięstwo Dawida nad Goliatem. Z kraiku wciśniętego między morze arabskich państw, w ciągu paru dni urasta do miana bliskowschodniej potęgi. Niszczy 70 proc. ciężkiego sprzętu przeciwnika. Zdobywa 800 czołgów, z których po wyremontowaniu sformuje własne nowe dywizje pancerne. W wojnie ginie 15 tys. Egipcjan, 6 tys. Jordańczyków i 2,5 tys. Syryjczyków. Izrael dolicza się do niespełna 800 zabitych i 2,5 tys. rannych. Miejskie parki pozostają parkami.

Kraj potraja swą powierzchnię: dołączają Wzgórza Golan, Zachodni Brzeg, Półwysep Synaj i Gaza. Z Synaju Izrael wycofa się na początku lat 80., z Gazy w 2005 r. Ale 50 lat po wojnie będzie nadal dźwigał brzemię okupacji Zachodniego Brzegu. Wzgórza Golan pozostaną przez niego zaanektowane (według Syryjczyków okupowane). Kraj będzie też odczuwać skutki tego, że przed 50 laty populacja Izraela z dnia na dzień rozrosła się o milion Arabów.

Z ujawnionych przez Archiwum Narodowe dokumentów rządu wynika, że w 1967 r. nie miał on pojęcia, jak poradzić sobie z tak dużą zmianą demograficzną. Szybko obliczono, że w krótkim czasie populacja arabska rozrosłaby się i przerosłaby liczebnie gospodarzy Izraela, którzy staliby się mniejszością. Podczas posiedzeń rządu padają pomysły kuriozalne. Cytaty pochodzą ze stenogramów. Lewi Eszkol, premier: „Gdyby to zależało od nas, wysłalibyśmy Arabów do Brazylii”. Zeew Szerf, minister pracy i handlu: „Wiadomo, że Brazylia jest państwem katolickim, ale dlaczego miałaby nie przyjąć Arabów?”. Minister Chaim Szapira o arabskich mieszkańcach jerozolimskiej starówki: „Musimy im powiedzieć, że będziemy tam pracowali z buldożerami, i dla ich własnego zdrowia sugerujemy, by się przenieśli w inne miejsce”. Wtóruje mu Jigal Alon.

Niewielu zwraca uwagę, że nieliczenie się z arabską ludnością i decyzja o okupacji będzie miała skutki na długie lata. Zalman Aran, minister edukacji i kultury, zauważa: „Iluzją jest myślenie, że możemy żyć tu z Arabami bez dawania im żadnych praw. To będzie błąd, za który zapłacą całe kolejne generacje”.

To właśnie wtedy izraelska scena polityczna definiuje się na nowo: na zwolenników obrony tego, co zdobyto (generalnie z prawicy), i na zwolenników procesu pokojowego (generalnie z lewicy). Powstaje spór, jakie rozwiązanie przyjąć w tym konflikcie: jedno- czy dwupaństwowe?

Nie ma z kim gadać

Szlomo Arel nie ma wątpliwości: – Ta okupacja miała sens, zasłużyliśmy na tę ziemię, mamy do niej prawo. Nie wyssaliśmy tego z palca: wystarczy otworzyć Biblię i przeczytać, tam jest to wszystko napisane, objaśnione geograficznie. A gdyby czytać ją dokładnie, to nasze dwanaście plemion posiadało jeszcze więcej niż my teraz.

Pokój? Jeśli tak, to z kim? Szlomo: – Nie mamy żadnych partnerów do rozmowy w świecie arabskim, który jest zajęty swoimi wewnętrznymi konfliktami. Musimy zaczekać, aż ten świat się w sobie pozbiera, a to potrwa całe pokolenia. Na razie nie wiesz, kto jest partnerem, a kto wrogiem, z kim można poważnie porozmawiać o granicach. I tak największym zagrożeniem dla Izraela jest teraz Iran i jego bomba nuklearna, więc mamy się czego obawiać i z czym mierzyć.

Pokojem, twierdzi Szlomo, można zająć się później. Pytania, na które pół wieku temu nie udzielono odpowiedzi, pozostają aktualne. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. w 1987 r. w Krakowie. Dziennikarka, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego” z Izraela, redaktorka naczelna polskojęzycznego kwartalnika społeczno-kulturalnego w Izraelu „Kalejdoskop”. Autorka książki „Polanim. Z Polski do Izraela”, współautorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2017