Szafranowy zamach na wolność

Po latach prześladowań muzułmanów indyjscy radykałowie postawili sobie nowy cel: atakują chrześcijan, których oskarżają o przymuszanie do konwersji religijnej.

07.03.2022

Czyta się kilka minut

Procesja wielkopiątkowa, New Delhi, kwiecień 2014 r. / RAVEENDRAN / AFP / EAST NEWS
Procesja wielkopiątkowa, New Delhi, kwiecień 2014 r. / RAVEENDRAN / AFP / EAST NEWS

Zielonoświątkowcy z Indore w stanie Madhya Pradesh tamtego poranka nie zapomną: 26 stycznia rozwścieczony tłum wdarł się do ich świątyni, pobił prowadzących nabożeństwo pastorów i szarpał za włosy wiernych. Gdy na miejsce zdarzenia przyjechała policja, do aresztu trafili duchowni, a nie napastnicy. Powód? Pastorowie Kościoła zielonoświątkowego zostali oskarżeni o rzekome przymuszanie hindusów do konwersji religijnej, za co według lokalnego prawa grozi kara do dziesięciu lat więzienia. Tego rodzaju przepisy obowiązują już w dziewięciu spośród 28 stanów, co od miesięcy sprzyja nakręcaniu fali prześladowań wobec chrześcijan – mniejszości liczącej zaledwie 2,3 proc. indyjskiej populacji. Jak alarmuje organizacja United Christian Forum, tylko w 2021 r. odnotowano 486 ataków na społeczności chrześcijańskie – to aż 75-procentowy wzrost w porównaniu z rokiem 2020.

W indyjskich wsiach i miastach bojówki nacjonalistycznych radykałów dewastują kościoły, palą Biblie, a nawet atakują wiernych w ich własnych domach. Do nasilenia przemocy doszło w okresie świąt Bożego Narodzenia: w wielu miejscach w kraju zakłócano nabożeństwa, palono podobizny św. Mikołaja, a w Ambali w stanie Haryana zniszczono półtorametrowy posąg Jezusa.

Polowanie na konwersje

– To już nie są czasy, gdy chrześcijanie mogli czuć się w Indiach bezpieczni – mówi „Tygodnikowi” metropolita Bangalore abp Peter Machado, który wylicza, że tylko od listopada do grudnia 2021 r. w jego rodzimym stanie Karnataka doszło do 45 ataków na chrześcijan. Oprócz incydentów podczas bożonarodzeniowych uroczystości w dwóch szkołach katolickich, najczęściej ofiarami padali protestanci, którzy nie mają swoich własnych świątyń i organizują nabożeństwa w domach lub wynajętych salach.

– Taka sytuacja tylko wzmaga podejrzliwość wśród lokalnych mieszkańców, którzy wierzą w rozpowszechnianą przez nacjonalistów narrację, jakoby podczas nabożeństw dochodziło do nawracania wyznawców hinduizmu – dodaje arcybiskup Machado. Hierarcha tłumaczy, że podobnie jak w innych indyjskich stanach wzrost hejtu wobec chrześcijan z Karnataki zbiegł się z politycznymi przepychankami dotyczącymi ustawy penalizującej przymusowe konwersje (projekt reguluje również zasady dotyczące dobrowolnej zmiany wyznania, o czym należy powiadomić lokalne władze co najmniej z 60-dniowym wyprzedzeniem).

Najgorętszy okres dyskusji przypadł na koniec grudnia zeszłego roku, gdy miało się odbyć głosowanie w sprawie przyjęcia ustawy w izbie wyższej parlamentu. Ostatecznie Indyjska Partia Ludowa (BJP) – ugrupowanie rządzące zarówno w Karnatace, jak i na poziomie federalnym – przełożyła głosowanie na pierwszy kwartał tego roku.

Sprawa zdążyła jednak wzbudzić ogromne kontrowersje: 23 grudnia, w dniu przyjęcia projektu w izbie niższej, ulicami stolicy stanu Bangalore przeszły setki demonstrujących, wśród których znaleźli się przedstawiciele Kościoła katolickiego, z arcybiskupem Peterem Machado na czele. W wywiadach dla lokalnych mediów hierarcha bez ogródek oskarżał stanowe władze o wspieranie bojówek prześladujących „innowierców”.

Dwa miesiące później, w rozmowie z „Tygodnikiem”, arcybiskup zarzucił również rządzącym, że celowo utrudniają Kościołom prowadzenie bieżącej działalności. Hierarcha podał przykład podległej mu diecezji Gulbarga, gdzie katolickie organizacje charytatywne nie dostały przedłużenia zgody na przyjmowanie darowizn zagranicznych.

To analogiczny problem, jak w przypadku Misjonarek Miłości, założonego przez Matkę Teresę zgromadzenia, które prowadzi schroniska dla ubogich i hospicja. Pod koniec grudnia zeszłego roku zakon dostał odmowę przedłużenia pozwolenia ze względu na bliżej niesprecyzowane „nieprawidłowości”.

Dopiero pod presją społeczności międzynarodowej indyjski rząd federalny wycofał swoją decyzję, drażniąc tym hinduistycznych nacjonalistów. Ci od dawna oskarżają misjonarki z Kalkuty, że pod przykrywką dobroczynności prowadzą konwersję religijną. W rzeczywistości „wyznaniowy transfer” biednych Hindusów z niższych kast nie jest niczym nowym: przejście na chrześcijaństwo lub buddyzm jest dla nich ucieczką od dyskryminujących zasad hinduizmu, które przekreślają ich szanse na awans społeczny i zawodowy.

„Miłosny dżihad”

Choć temat konwersji religijnych od dawna budzi w Indiach skrajne emocje, trudno wyobrazić sobie gorszy czas na tego rodzaju dyskusję. Wszystko za sprawą propagowanej przez premiera Narendrę Modiego ideologii hindutwy, która nawołuje do zwalczania obcych religii i filozofii powstałych poza subkontynentem indyjskim. W przeciwieństwie do poprzednich rządów, starających się łagodzić drzemiące w wielokulturowym społeczeństwie tarcia, indyjski premier podsyca narrację, jakoby mniejszości etniczne – a w szczególności stanowiący 15 proc. populacji muzułmanie – byli zagrożeniem dla hinduskiej tożsamości. To właśnie za rządów Modiego w siłę urosła popularna wśród radykałów teoria spiskowa, jakoby muzułmanie prowadzili „miłosny dżihad”, czyli celowo rozkochiwali w sobie Hinduski, by zmusić je do przejścia na islam i tym samym zwiększyć populację islamską w Indiach. Od kilku lat muzułmanie padają również ofiarami linczów, głównie ze strony lokalnych bojówek, które pilnują obowiązującego w kilku stanach zakazu uboju bydła (według wyznawców hinduizmu krowy są święte).

Antymuzułmańskie nastroje podsycają dodatkowo kontrowersyjne reformy Modiego, takie jak np. ustawa ułatwiająca legalizację pobytu przybyszom z Bangladeszu, Pakistanu i Afganistanu, ale pod warunkiem, że nie wyznają islamu. Szerokim echem na świecie odbił się również wprowadzony w lutym tego roku zakaz noszenia hidżabu na uczelniach w Karnatace. W reakcji na popierane przez partię BJP przepisy w całym kraju doszło do starć między przeciwnikami zakazu i skandującymi nacjonalistyczne hasła studentami, którzy zakładali symbolizujące hinduizm szafranowe szale.

Rzućcie w nich butem

Upolityczniony ostatnio spór o hidżab i konwersje religijne sprawia, że lokalni działacze BJP nie kryją się z nawoływaniem do dyskryminowania mniejszości. W kontekście ataków na chrześcijan dziennik „New York Times” pisze o politykach ze stanu Chhattisgarh, którzy najpierw zachęcali publicznie do okładania „innowierców” butami, a potem sami wtargnęli na posterunek policji i pobili przetrzymywanych tam dwóch duchownych.

Wymierzona w chrześcijan retoryka wykorzystywana jest również przez lokalnych polityków w Karnatace. Pod koniec grudnia zeszłego roku głośno było o wypowiedzi działacza BJP Tejasviego Suryiego. W ślad za ideologią hindutwy polityk nawoływał do rekonwersji wszystkich, którzy „w biegu indyjskiej historii” porzucili hinduizm. Z kolei inny działacz partii, Guilhatti Shekhar, twierdził, że w jego rodzinnych stronach do przejścia na chrześcijaństwo zmuszono ponad 20 tys. osób, w tym jego matkę. Lokalne śledztwo wykazało, że polityk kłamał: konwersję religijną przeszły zaledwie 42 rodziny i – według ustaleń śledczych – zrobiły to dobrowolnie.

Zanim będzie za późno

W obliczu nagonki na mniejszości religijne pojawiają się naciski, by stanowisko w tej sprawie zajął indyjski episkopat. Na początku stycznia członkowie organizacji Forum for Justice and Peace opublikowali oświadczenie, w którym zarzucili katolickim hierarchom milczenie. „Kiedy nacjonalistyczne bojówki dokonywały linczów na muzułmanach, indyjski Kościół nic z tym nie zrobił. Teraz te same grupy zintensyfikowały swoje ataki na chrześcijan. Musimy działać, zanim będzie za późno” – napisali działacze, których apel podpisały dwie osoby duchowne: kapucyn o. Antony F. Thekkiniyath i siostra zakonna z Patny Dorothy Fernandes.

Publicznie na temat prześladowań wypowiadali się do tej pory jedynie pojedynczy hierarchowie: m.in. wspomniany abp Peter Machado oraz emerytowany arcybiskup Guwahati Thomas Menamparampil. Ten drugi duchowny na łamach magazynu „Indian Currents” grzmiał, że „BJP do perfekcji opanowała sztukę używania symboli religijnych do mobilizowania wyborców i realizacji swoich interesów politycznych”. Trudno się z tym nie zgodzić: osiem lat po objęciu rządów przez Narendrę Modiego Indie postrzegane są jako kraj, gdzie dochodzi do poważnych naruszeń wolności religijnej.

Ostatnio jest tak źle, że amerykańska Komisja ds. Międzynarodowej Wolności Religijnej zarekomendowała, by Departament USA wciągnął Indie na tzw. czerwoną listę. Przed zbliżającymi się stanowymi wyborami parlamentarnymi w sekularnych Indiach może być tylko gorzej. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka specjalizująca się w tematyce amerykańskiej, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego”. W latach 2018-2020 była korespondentką w USA, skąd m.in. relacjonowała wybory prezydenckie. Publikowała w magazynie „Press”, Weekend Gazeta.pl, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 11/2022