Symfonia przemijającego czasu

Jubileusz jest świętem, a spotkanie z dobrą muzyką dostarcza niezapomnianych przeżyć. Ale kiedy skończył się koncert w rocznicę urodzin Krzysztofa Meyera, zrobiło mi się dziwnie smutno.

02.11.2003

Czyta się kilka minut

Nie wiem, czy dlatego, że czytam ostatnio eseje Ortegi y Gasseta (i mam wrażenie, że od osiemdziesięciu z górą lat nic się nie zmieniło), czy po prostu dlatego, że przestała brzmieć muzyka - piękna, introwertyczna, dramatyczna, narracyjna, wymagająca skupienia, dostarczająca niecodziennych wzruszeń. Niecodziennych tym bardziej, że bezpośrednie z nią spotkanie jest możliwe tylko od święta. Niestety.

Koncert rozpoczęło orkiestrowe “Hommage a Johannes Brahms" z 1982 roku - znak fascynacji Krzysztofa Meyera, napisany na zamówienie miasta Hamburg w 150. rocznicę śmierci niemieckiego kompozytora. Utwór barwny, który otwiera cytat z “I Symfonii" Brahmsa, a który wypełniają wariacyjne motywy zbudowane wokół liter jego nazwiska (B-re-a-h-mi-es / b-d-a-h-e-es). Poznańskie wykonanie jeszcze bardziej uwypukliło Brahmsowski charakter tej muzyki. Uderzał zwłaszcza początek: głuche i złowieszcze strzały kotłów, które prowadzą do kilkunastominutowej, niesłychanie przejrzyście prowadzonej rozgrywki.

Po “Hommage" zabrzmiał “II Koncert skrzypcowy" z 1996 roku (prawykonanie miało miejsce w czerwcu 2000 roku w Monachium) - zmysłowo, tam, gdzie trzeba brawurowo zagrany przez Dmitra Sitkovetsky’ego. Skrzypek urodził się w Baku (Azerbejdżan), studiował w Konserwatorium Moskiewskim i Julliard School of Music, od 1987 roku mieszka w Londynie; Meyer pisał “Koncert" z myślą właśnie o nim.

Dzieło ma cztery części, łączone attaca w pary: “Estatico" / “Inquieto" oraz “Lento" / “Vivo". Pierwsze są wolne, stanowią przygotowanie (jakby schemat stawał się niepostrzeżenie nawiązaniem do dwuczłonowej formy Lutosławskiego: “hesitant" i “direct"...); drugie to kulminacyjne spiętrzenia. Porywało zwłaszcza “Inquieto": dzikie, rozpędzone, w którym nurt melodyczny skrzypiec wciąż przybierał na sile, chcąc nas wciągnąć w swój gwałtowny wir. Nie można także zapomnieć o lirycznym dialogu fagotu i skrzypiec z “Lento" oraz intensywnym “Vivo".

Głównym wydarzeniem poznańskiego jubileuszu było prawykonanie “VII Symfonii". Symfonia ma trzy części: “Con moto", “Allegretto capriccioso" i “Molto lento". Pierwsza jest motoryczna, żywa; druga - żartobliwa i ironiczna; krótkie motywy przekomarzają się, jakby uczestniczyły w zabawie, którą jednak podszywa niepokój. Najpiękniejsza jest ostatnia część: długie, gęste, narastające od niskich motywów kontrabasów i wiolonczeli do jaśniejącego tutti adagio.

Niewątpliwie Meyer nawiązuje tu do idiomu Szostakowicza (a dalej także Mahlera), ale te kilkanaście minut wypełniają czyste dźwięki, intensywniejące z nuty na nutę. Ciekawie wygląda symfoniczna droga kompozytora: światem “Pierwszej" (1964) był sonoryzm, “Drugą" (1967) i “Trzecią" (1968) dopełniało słowo (“Praca" Tuwima oraz “Orphée" Valéry), “Czwartą" (1973) charakteryzował nieustanny i ostry ruch, bohaterami “Piątej" (1979) były instrumenty smyczkowe, “Szóstą" (1982), w której kompozytor wykorzystał cytaty z “Boże coś Polskę", “Bogurodzicy" i “Roty", dookreślał podtytuł “Polska".

“Siódma" jest także programowa, dopełnia ją tytuł: “Sinfonia del tempo che passa". Symfonia przemijającego czasu... Coś przejmującego jest w tym, jak bardzo Krzysztof Meyer chciał zakląć czas, unieruchomić go. Pisał: “utwór przebiega w czasie, ale po wykonaniu rozpoczyna w świadomości odbiorcy byt niezależny, dający się ująć w jednym krótkim momencie"; “staram się dbać, czy dana porcja informacji zawarta w dziele muzycznym otrzymała dostatecznie dużo czasu na swoje zaistnienie, czy słuchacz będzie w stanie podążyć za tokiem informacji zawartych w kompozycjach". Warto dodać, że “VII Symfonia" powstała z inspiracji pracami działającego w Niemczech rzeźbiarza, przedstawiającymi cztery pory roku.

O muzyce Krzysztofa Meyera nie można powiedzieć, że jest niemelodyjna, że nie dostarcza przyjemności. I że jest nieznana. Ale poznańska filharmonia nie wypełniła się nawet w połowie, po balkonie biegali młodzi chłopcy, przyprowadzeni tam pewnie zaraz po lekcjach. “Publiczność w dalszym ciągu entuzjastycznie oklaskuje Mendelssohna i wygwizduje Debussy’ego. Muzyka nowa, a przede wszystkim ta, która jest nowa w najgłębszym tego słowa znaczeniu, (...) nie jest popularna" - pisał Ortega y Gasset.

Brakowało atmosfery święta, choć na koncert przyjechali przyjaciele jubilata z różnych stron; wśród gości była Irena Szostakowicz, wdowa po tak bliskim Meyerowi rosyjskim kompozytorze. Niby wszystko zależy od słuchaczy, od tego, czego chcą i potrzebują. Ale pewne potrzeby trzeba wyzwalać, nieustannie podsycać, czasem tworzyć. Tymczasem większość prasy bardziej skupia się na tym, by zapowiadać wydarzenia niż kształtować opinię. “Zostajemy z wieloma informacjami, ale mamy minimalną ilość sensów" - mówił niedawno na łamach “TP" Michał Bristiger.

Coraz częściej odnoszę też wrażenie, że zespoły filharmonijne, na co dzień grające repertuar klasyczno-romantyczny, nie radzą sobie z muzyką współczesną. Nie to, że fałszują czy mają problem z utrzymaniem właściwego tempa: grają nuty, nie grają muzyki. Ot, subtelna różnica.

W czytanych przed koncertem listach, gratulacjach i życzeniach od prezydentów i innych wojewodów dało się zauważyć, że wszyscy traktują kompozytora jako swojego. Moją ulubioną frazą stało się zdanie przedstawiciela starosty: “Wielkopolska jest dlatego wielka, bo ma wielkich synów". Tymczasem Krzysztof Meyer to z dziada pradziada krakus. O poznaniakach mówi się, że są skąpi, ale żeby aż tak...

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2003