Symbol zobowiązuje

Abp Tadeusz Gocłowski: Krzyż jest znakiem sprzeciwu, może być używany w walce o pewne sprawy. Ale wszystko zależy od tego, o co walczymy. Rozmawiał Artur Sporniak

17.08.2010

Czyta się kilka minut

Artur Sporniak: Czy spontaniczne stawianie symboli religijnych w przestrzeni publicznej powinno być przez Kościół jakoś regulowane?

Abp Tadeusz Gocłowski: Nie wszystko poddaje się regulacji. Pamiętajmy, że żyjemy w kraju, który ma określoną tożsamość - od tysiąca lat jest chrześcijański. Wśród krajów europejskich Polska jawi się jako kraj bardzo szczególny. Kiedy XVI-wieczną Europą wstrząsały rozruchy religijne, doprowadzające do podziału chrześcijaństwa, polski władca Zygmunt August potrafił powiedzieć: "Nie jestem królem waszych sumień". I Polska umiała zachować swoją tożsamość religijną, nie angażując się w wojny religijne, i to mimo faktu, że ruch protestancki był u nas dosyć silny. W tym historycznym kontekście należy postrzegać działania, które Polacy podejmowali również w przypadku budowy świątyń czy stawiania krzyży. Chyba nigdzie w świecie poza Polską nie można spotkać tyle krzyży, stojących prawie na każdym rozstaju dróg, i chyba nigdzie tak jak w Polsce nie zbierają się pod tymi symbolami w maju grupki ludzi, aby się modlić. Krzyż więc ma u nas szczególne znaczenie.

Zresztą ten symbol nie jest obojętny także dla Europy. Z chwilą, kiedy chrześcijaństwo dostrzegło ten niezwykły symbol (na początku IV wieku Konstantynowi Wielkiemu miał się objawić znak krzyża wraz z słowami: "W tym znaku zwyciężysz"), tożsamość europejska zaczęła się wyrażać także w krzyżu. I to nie tylko w wymiarze ściśle religijnym, ale także jako symbolu bohaterstwa i ofiarności człowieka.

To wyczucie szczególnej wymowy krzyża dało o sobie znać 10 kwietnia. Nie jest dziwne, że w tak dramatycznych okolicznościach symbol krzyża pojawił się przed Pałacem Prezydenckim i tylu ludzi się przy nim modliło. Przecież harcerze, którzy ten krzyż postawili, wyraźnie mówią, że nie chcieli, aby pozostał on na stałe w tym miejscu. Oni chcieli się modlić przy tym krzyżu w czasie żałoby narodowej. Zatem spontaniczność tych działań po prostu łączyła się z okolicznościami miejsca oraz czasu i w żadnym wypadku nie może być usprawiedliwieniem do wykorzystywania symbolu krzyża dla celów pozareligijnych, czyli politycznych.

Czy ludziom, którzy nie dopuścili do przeniesienia krzyża, rzeczywiście chodzi o cele polityczne, czy po prostu bronią ważnych dla siebie wartości?

Powtórzę: punkt wyjściowy całej tej sytuacji był inny - była to modlitwa w czasie żałoby. Kiedy ukazało się oświadczenie Prezydium Episkopatu, część z osób broniących krzyża się wycofała, uznając, że należy posłuchać głosu Kościoła. Pozostali, będąc pod wpływem specyficznego klimatu wytwarzanego przez niektóre media, trwają w swym uporze. Ale jestem przekonany, że to nie potrwa długo, że nadejdzie refleksja i wyciszenie emocji.

Dodam, że w pełni utożsamiam się z brzmieniem oświadczenia Prezydium Episkopatu. Uważam, że jest to znakomita synteza patriotyzmu i religijności, ukazująca charakter symbolu krzyża i jego związek z tożsamością narodu, a wszystko to ujęte jest w kontekście artykułu 25 Konstytucji RP, uwzględniającego znaczenie wolności wyrażania przekonań religijnych w życiu publicznym. I dobrze, że Kościół, ufając w mądrość społeczeństwa, nie pospieszył się zbytnio z podejmowaniem jakichkolwiek decyzji.

Które słowa z oświadczenia, zdaniem Księdza Arcybiskupa, są najważniejsze?

Przede wszystkim te, które przypominają wartość krzyża jako znaku bezgranicznej miłości Boga do człowieka oraz wołania o jedność i miłość wśród ludzi.

Dlatego nie może być "środkiem do osiągania najsłuszniejszych nawet celów drugorzędnych"?

Krzyż jest znakiem wiary i skłania do modlitwy - to jest jego cel pierwszorzędny. I w takim właśnie celu został postawiony przez harcerzy po katastrofie samolotu w Smoleńsku: aby ułatwiać modlitwę w pobliżu miejsca, gdzie mieszkał i pracował zmarły tragicznie prezydent. Użyty w innym celu, przestaje budować miłość i jedność wśród ludzi. I to właśnie się stało obecnie - ludzie się przy tym krzyżu skłócili. I to skłócili się nie z powodów religijnych, tylko czysto politycznych. Słychać przy nim bowiem hasła odwołujące się do nazwiska konkretnego polityka, które nie mają nic wspólnego z religią i religijną wartością krzyża.

Prawie od początku krzyż także niósł znaczenie polityczne. Czy nie w takim sensie użył go Konstantyn Wielki, walcząc o władzę? Zastanawiam się, czy nasze krzyże przydrożne nie są stawiane także jako swoiste "słupy graniczne" z przesłaniem: przechodniu, to nasza, katolicka ziemia!

Nie można iść w tym kierunku. Od samego początku krzyż jest przede wszystkim znakiem tożsamości wiary chrześcijańskiej. Św. Paweł mówi, że głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, który dla jednych będzie zgorszeniem, dla innych - głupstwem. Od samego początku ten znak nie był rozumiany. Jego głęboko religijne przesłanie stanowi trudność dla ludzi, jeśli nie rozumieją jego znaczenia.

A co do polskiej ziemi, proszę zwrócić uwagę, z jaką miłością Polacy krzyże przydrożne nie tylko stawiają, ale później dbają o nie, dekorują je, żeby były one - jeśli można tak powiedzieć - nieustannie żywe w swojej treści i szacunku, jaki oddajemy Chrystusowi, który na krzyżu umarł za człowieka. I tych znaczeń nie wolno w jakikolwiek sposób naruszyć. Dlatego Prezydium Episkopatu w oświadczeniu mówi: "Apelujemy do polityków, aby krzyż przestał być traktowany jako narzędzie w sporze politycznym. Krzyż nie może być »zakładnikiem«". To jest bardzo ważne stwierdzenie i dziękuję biskupom, że takie sformułowanie zawarli w swym oświadczeniu.

I to dotyczy każdej formacji politycznej. Przecież przy okazji kłopotów z krzyżem na Krakowskim Przedmieściu odezwały się głosy po stronie ugrupowania mieniącego się spadkobiercą minionych czasów, które wykorzystuje okazję, by zakwestionować obecność krzyża w życiu publicznym. W ten sposób jednak podważa wartości ważne dla tożsamości Polaków.

Wszelako są symbole religijne, powiedziałbym, bardziej bezbronne niż krzyż. Na przykład jako kierowca bardzo pozytywnie odbieram znak ryby umieszczany na samochodach. Przy takich użytkownikach drogi czuję się po prostu bardziej bezpiecznie...

Gdyż ten chrześcijański symbol zobowiązuje. Jeżeli ktoś go umieścił na swoim samochodzie, daje sygnał innym, że nie tylko chce respektować kodeks drogowy, ale także chce praktykować miłość bliźniego w bardzo niekiedy wymagających okolicznościach. Nie można jednak obecności chrześcijaństwa w sferze publicznej redukować tylko do jednego znaku.

Krzyż przestał być symbolem jednoznacznie pozytywnym. Niedawno, przy okazji obchodów rocznicy bitwy pod Grunwaldem, przypomnieliśmy sobie bardzo dwuznaczną symbolikę krzyża na płaszczu krzyżackim.

Ale odwołajmy się także do innych kulturowych odniesień, np. symbolu Czerwonego Krzyża albo Orderu Virtuti Militari - w którym znak krzyża został wykorzystany jako symbol bohaterstwa i ofiary złożonej w imię miłości do ojczyzny. Krzyż zatem wciąż jest symbolem bardzo pozytywnie nośnym i czymś wyraźnie nierozsądnym byłoby, gdyby katolicy mieli rezygnować z tego symbolu, ponieważ kogoś drażni. Oba symbole - i krzyż, i ryba - nie są same dla siebie, tylko mają odzwierciedlać istotę chrześcijaństwa: więź z Bogiem oraz szacunek i miłość dla człowieka.

W coraz większym stopniu nasila się w Europie kulturowa konfrontacja z islamem. W przestrzeni publicznej jest to zawsze najpierw zderzenie symboli religijnych. Czy Ksiądz Arcybiskup nie lękałby się, gdyby np. na gdańskiej starówce wyrósł meczet?

Starówka jako lokalizacja islamskiej świątyni byłaby moim zdaniem przesadą. Natomiast za mojego biskupiego posługiwania piękny meczet stanął w Oliwie. Uczestniczyłem w jego otwarciu i, o ile się nie mylę, jest on jedynym meczetem na Pomorzu. Zatem Gdańsk jest nie tylko miastem Solidarności, jest także miastem otwartym dla innych przekonań.

Mamy tutaj długą tradycję związaną z przybyszami ze Wschodu. Wśród nich dużą grupę stanowią polscy Tatarzy. Współpraca z nimi układa się bardzo dobrze. Miałem wiele sposobności spotykania się z polskimi muzułmanami przy różnych okazjach. Mogę powiedzieć, że to zawsze byli prawdziwi humaniści. Zatem nie widzę przeszkód w autentycznej trosce poszukiwania możliwości modlitwy dla mniejszości religijnych, które są pokojowo nastawione wobec większości mieszkającej na danym terenie.

W szerszej, np. europejskiej skali chodziłoby także o wzajemny szacunek i respektowanie podstawowych praw. Zauważmy, że na naszym kontynencie budowane są meczety, natomiast w praktyce w krajach muzułmańskich postawienie kościoła katolickiego jest niemożliwe. Jestem przekonany, że można połączyć troskę o autentyczne potrzeby religijne mniejszości i zarazem chronić klimat związany z tożsamością większości. Wojna na symbole religijne nie jest nieuchronna.

Wiele zależy od wysiłku rozumienia symboli, które wydają się nam obce. A zatem od naszej tolerancji, empatii, świadomości lęków, które w nas tkwią, dojrzałości...

Nie ulega wątpliwości, że podejście do spraw tak delikatnych, jak przeżycia religijne i wynikające z nich motywy etyczne, wymaga stałej formacji. Tego typu zachowania, jak obserwowane obecnie w Warszawie, nie pomagają w pogłębieniu uczuć religijnych.

Rozumiem, że Kościół nie może zakazać swoim wiernym odwoływania się do symbolu krzyża w przestrzeni publicznej. Czy zatem skazani jesteśmy na podobne publiczne szantaże co jakiś czas?

Przypomnijmy sobie, że Kościół nie był autorem pomysłu postawienia Gdańskich Krzyży jako upamiętnienia robotników, którzy zginęli na Wybrzeżu. To ludzie walczyli o ten pomnik i o taki jego kształt. Czy należało im tego zabronić?

Krzyż jest znakiem sprzeciwu, może być używany w walce o pewne sprawy, ale wszystko zależy od tego, o co walczymy. Czy, odwołując się do krzyża, walczymy o wolność i godność człowieka, jak to robili gdańscy robotnicy, czy walczymy o partykularne interesy tej czy innej partii?

Czy zatem należy rozumieć, że Kościół instytucjonalny zrobił swoje - jasno się wypowiedział i teraz będzie tylko czekać na rozwój wypadków?

Przecież pan redaktor zna treść oświadczenia Prezydium Episkopatu. Wybrano już miejsce dla postawionego na czas żałoby na Krakowskim Przedmieściu przez harcerzy krzyża - trafi on do kościoła św. Anny.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2010