Świętować rzadziej, a lepiej

Od 30 listopada 2003 r. katolicy w Polsce oprócz niedziel świętować winni tylko sześć dni: Boże Narodzenie, Dzień Bożej Rodzicielki (1 I), Objawienie Pańskie (6 I), Boże Ciało, Wniebowzięcie NMP (15 VIII) i Wszystkich Świętych (1 XI). Jakie zatem święta przestają być nakazane?.

30.11.2003

Czyta się kilka minut

Dwojakie. Najpierw te, które i tak od dawna kościelnie nie obowiązują, o czym w parafiach informuje się rzadko, narażając opuszczających Mszę na formalne grzechy. Są to dni: św. Szczepana (26 XII), Poniedziałek Wielkanocny, Poniedziałek Zielonych Świąt. Przestają też wiernych obowiązywać święta dawno zniesione przez władze państwowe: Niepokalane Poczęcie (8 XII), Matki Boskiej Gromnicznej (2 II), św. Piotra i Pawła (29 VI).

Nieobowiązkowy obowiązek

To, że ",w Polsce w okresie komunizmu niektóre święta nakazane stały się dniami pracy - napisali biskupi w najnowszym swym liście, czytanym w kościołach w niedzielę, 23 listopada - powodowało u wiernych wątpliwości sumienia, a praca w te dni niejednokrotnie uniemożliwiała świętowanie wielkich wydarzeń zbawczych". Autorzy tych słów nie wyjaśniają, dlaczego wątpliwości takie nękać musiały wiernych od 1951 i od 1965 r. aż do dziś, czyli czemu nie mogły ustać wcześniej niż po 52 lub 38 latach. A wątpliwości tych nie usuwała opublikowana przez prymasa Wyszyńskiego, choć mało komu znana dyspensa od świętowania, zwłaszcza że w ogłoszeniach parafialnych przypominano o obowiązku bycia na Mszy w te dni.

Dziś sytuacja od strony przepisów staje się wreszcie klarowna i należy mieć nadzieję, że zachęta biskupów, by w nienakazane już święta wierni ,,zgodnie z wielowiekową tradycją brali udział w liturgii", wpłynie na liczny i spontaniczny w niej udział, nie zaś na powstawanie lokalnych wykładni o nieobowiązkowym obowiązku.

Nie pierwsza to bowiem w Kościele redukcja świąt i nie pierwsza zróżnicowana na to reakcja. Wpierw święta się mnożyło, potem tych, co wołali, że ich za dużo, oskarżało się o atak na religię. Gdy zaś po ustąpieniu pod ich naciskami, decyzjami czy argumentami godzono się na likwidację części świąt, krytykowano tych, co przyjmowali to z oporami. Miejmy nadzieję, że tym razem finał będzie inny.

Zatrzęsienie świąt

W podstawowy i najstarszy niedzielny rytm chrześcijańskiego świętowania zaczęto od IV w. wplatać osobne dni dla uczczenia tajemnic wiary (zaczynając od Objawienia Pańskiego i Bożego Narodzenia), potem związanych z nimi postaci z Nowego Testamentu czy czczonych wpierw lokalnie męczenników. Między VII a IX stuleciem w poszczególnych diecezjach obchodzono już, nie licząc niedziel, po 63-76 świąt. Gdyby duchowni żyli wtedy, jak na początku chrześcijaństwa, z wykonywanych zawodów, a nie beneficjów, zapewne byliby mniej beztroscy w pozbawianiu wiernych kolejnych dni roboczych.

Polacy także mieli tych dni nie za wiele. Statuty synodu prowincjonalnego arcybiskupa Mikołaja Trąby z 1420 r. nakazywały świętować poniedziałki i wtorki po Wielkanocy i Zesłaniu Ducha Św., Znalezienie i Podwyższenie Krzyża, dni wszystkich Apostołów, Jana Chrzciciela, Michała, Młodzianków, Wojciecha, Stanisława, Wawrzyńca, Marcina, Mikołaja, Magdaleny, Elżbiety, Jadwigi, Katarzyny, Agnieszki, Doroty, Małgorzaty, a jeszcze rocznicę poświęcenia kościoła i dzień jego patrona.

Potrydencka uniformizacja objęła i listę świąt. Wyliczył je w 1607 r. synod piotrkowski prymasa Bernarda Maciejowskiego. Należało tedy być na Mszy św. i powstrzymać się od pracy w niedziele, w osiem świąt Chrystusa i sześć Matki Boskiej oraz w dni wspomnianych świętych - razem w 38 dni. Nadto w 15 innych dni wierni mieli wysłuchać Mszy (np. w Przemienienie Pańskie, Rozesłanie Apostołów, Piotra w Okowach, Nawrócenie św. Pawła, św. Ambrożego, Hieronima, Augustyna itd.) Łącznie, wraz z niedzielami, dawało to 90 całych i 15 niepełnych dni świętowania - trzy i pół miesiąca! Oznacza to prawie pięciodniowy tydzień roboczy w epoce, w której pracy nie chronił ani ustawowy wymiar godzin, ani nie przerywały jej urlopy. Tyle że dla większości społeczeństwa, czyli chłopów, ów wolny czas nie był wyłącznie upragniony, gdyż i pozostały nie należał do nich w całości.

Kiedy pracować?

Osobiste poddaństwo i przypisanie do pańskiego gruntu łączyły się z przymusem darmowego obrabiania dworskich pól. Pańszczyzna rosła, ubywało dni niezbędnych do pracy u siebie. Krzysztof Opaliński gromił panów braci ,,za poddanych srogą opresyją i gorzej niż niewolą". Pańskie grzeszenie sprzyjało chłopskiemu, a nadmiar świąt utrudniał ich respektowanie. Prace w te dni, opuszczanie nabożeństw, przesiadywanie w karczmie podczas sumy, stanowią temat wielu kazań i kościelnych zarządzeń. Wyznaczony przez dwór i plebanię rytm chłopskiego życia zbliżał do siebie religijny i ludyczny wymiar świętowania. W pobliżu kościoła stała zwykle karczma dworska, prosperując najlepiej po nabożeństwach (dla części bywalców - zamiast). Obok odbywał się targ. Mieszkańcy odległych wiosek udawali się za jedną drogą do swej miejskiej fary i na handel.

Przysporzenie czasu pracy wymagało likwidacji części świąt, co uszanowaniu pozostałych mogło wręcz pomóc. W 1642 r. papież Urban VIII zniósł w całym Kościele święta św. Agnieszki, Katarzyny, Magdaleny, Małgorzaty, Marcina i Mikołaja. W połowie XVIII w. poważniejszego ograniczenia świąt dokonał, bliski nurtom katolickiego Oświecenia, papież Benedykt XIV. Wobec narastającej w Italii nędzy traktował on przychylnie prośby poszczególnych rządów, godząc się na redukcje świąt. Niemieccy biskupi-elektorzy wystarali się w 1770 r. u Klemensa XIV o skasowanie aż 18 świąt. Wkrótce podobne ulgi uzyskały Austria, Bawaria i Prusy.

W 1775 r., na prośby króla Stanisława Augusta i sejmu Pius VI ograniczył ilość obowiązujących w Polsce świąt do 16. Ogłaszając papieskie breve biskupi tłumaczyli jego intencje w listach pasterskich, zalecając ich kontynuowanie z ambon. Ograniczenie liczby świąt ,,szczególniej się dla względu i dogodzenia uboższemu ludowi staje" - pisał biskup płocki Michał Poniatowski. Ma to umożliwić lepsze przeżywanie pozostałych świąt, w duchu Kościoła - dodawał biskup krakowski Kajetan Sołtyk. Mają więc ustać targi w święta i szynkowanie w karczmach podczas kościelnego nabożeństwa. Bo - jak zauważał biskup włocławski Józef Rybiński - ,,Bóg jest bardziej obrażany w święta, niżeli w dni powszednie".

"Wątpliwość w ludziach wzniecają"

Przywiązanie do dawnego rytmu świąt osłabiało zadowolenie wiernych z uzyskanego dla swej pracy czasu. Wtórowała im część duchowieństwa, nie respektując biskupich zarządzeń. Do konsystorza krakowskiego napływały informacje o wystąpieniach księży, ,,którzy poznoszone święta obchodzić tak uroczyście, jak przedtem, radzą" lub przynajmniej być w te dni na Mszy, ,,przez co trwożliwą wątpliwość w ludziach wzniecają". Kuria upomniała ich (1778 r.), kwestionując stan intelektu: "Takich postępków same tylko małe oświecenie i niedostatek prawdziwej nauki może być przyczyną".

Pojawiające się opory biskup Poniatowski charakteryzował następująco: "Tajno albowiem nikomu z oświeconych być nie może, jako przesądy, namiętność lub nieświadomość rzeczy, przywiązanie się do swego mniemania lub ulubionego od siebie zwyczaju i nareszcie pobudki z doczesnych wypływające pożytków, które od niektórych osób i najświątobliwszych czasem spraw zasięgane bywają, daleko postąpić mogą. Dałby Bóg, żeby naszych wszystkich pobożnych czynów prawdziwa i roztropna oraz od wszelkich ludzkich powodów oddalona gorliwość duszą była", a wykazalibyśmy, iż "nabożeństwem bardziej natężonym to nadgradzamy, czemu byśmy częstszym, ale mniej świątobliwym tego wykonaniem bez ochyby zadosyć nie uczynili".

Święto świętej konsekwencji?

To wołanie o jakość liczyło się przecież słabo z masowym przyzwyczajeniem do ilościowo-ekspresyjnej strony religijności. Podobnie jak pozostałe starania oświeconych biskupów i duszpasterzy, usiłujących pogłębić katolicyzm. W imię ewangelicznie pojmowanej religii występowali oni przeciw dewiacjom chrześcijaństwa, by pomagać mu w czytelnym docieraniu do współczesnych. Brali więc w obronę kobiety skazywane przez małomiasteczkowe magistraty za czary, gromili zabobon i magiczne traktowanie praktyk pobożnych. Byli za łagodzeniem okrucieństw prawa karnego, sprzeciwiali się przemocy w życiu społecznym i uprawianej z ambon pedagogice strachu. Wypominali Sarmatom dziwną symbiozę dewocji z nieludzkim traktowaniem poddanych, służby, dzieci. W centrum życia wiarą stawiali czynną miłość bliźniego, a za serce pobożności uznawali Mszę i kazanie.

Wszystko po to, by zastąpić kursowanie do cudownych miejsc lepszym uczestnictwem w parafialnej liturgii, ostentację skupieniem, bractwo braterstwem, strojenie obrazów w kosztowności odziewaniem ubogich, mnogość świąt lepszym ich przeżywaniem, chaotyczne jałmużny systematyczną opieką nad rzeczywistą nędzą, biczowanie się ascezą życia codziennego. Aby respekt dla Bożych przykazań był większy niż dla kościelnych. Aby mniej było mechanicznie praktykowanych rytów, a więcej nauczania wiary, jej świadomości i przykładu życia.

Dużo tego było. Całe fundamenty chrześcijaństwa. Wołanie o ich wzmacnianie na całej szerokości, o spajanie słów z czynami, o jakość, która nie jest prostą pochodną ilości, entuzjazmu powszechnego nie wywołało. Większość wolała prace przy fasadzie. Wtedy i dziś. Czy także jutro?

"Niech zmobilizują"

Szansa zbliżenia się do sedna chrześcijaństwa nie zmalała przez wprowadzenie nowego porządku świętowania. Przeciwnie. Sprzyja on lepszemu skupieniu się na cotygodniowej pamiątce Zmartwychwstania Pańskiego i najważniejszych misteriach zbawienia, wspominanych tylko kilka razy w ciągu roku liturgicznego.

Pełniejszemu przeżywaniu tych tajemnic przy wspólnym Stole Eucharystycznym służyć ma respektowanie każdego z pięciu kościelnych przykazań, jakie w odnowionej wersji omówili w swym liście biskupi. A więc: świętując, należy się powstrzymać od “prac niekoniecznych", zachować posty (choć wstrzemięźliwość od spożywania mięsa obowiązuje tylko w piątki, Episkopat zachęca, by zgodnie z polską tradycją nie wyłączać z tej praktyki Wigilii Bożego Narodzenia); “a w okresach pokuty powstrzymywać się od udziału w zabawach"; także “troszczyć się o potrzeby wspólnoty Kościoła".

Od nas wszystkich zależy, czy zacznie się spełniać piękne przesłanie kończące list biskupów: “Niech te zmiany zmobilizują naszą wiarę, która pozwoli nam na kształtowanie pogłębionego życia religijnego i budowanie lepszej przyszłości oraz przeżywanie świąt chrześcijańskich w duchu prawdziwej, głębokiej radości".

---ramka 318695|strona|1---

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 48/2003