Dar leży na ołtarzu

Zebrani w Rzymie biskupi będą się poruszać po terenie podminowanym wieloma ciągnącymi się od lat sporami. Ich obrady są poważną próbą kolegialności, a część obserwatorów uważa, że podczas synodu może dojść do zakwestionowania niektórych reform Soboru Watykańskiego II.

02.10.2005

Czyta się kilka minut

Obrady synodu biskupów poświęconego Europie w 1999 r. /
Obrady synodu biskupów poświęconego Europie w 1999 r. /

Instytucja Synodu Biskupów, którą będzie można obserwować przez trzy październikowe tygodnie, jest bardzo młoda. Ustanowił ją Paweł VI w 1965 r. “dla wspierania (per favorire) jedności i współpracy biskupów całego świata ze Stolicą Apostolską, przez wspólne studiowanie kondycji Kościoła i wspólnych rozwiązań problemów związanych z jego misją. Nie jest to Rada, nie jest to Parlament, ale Synod, który posiada swoją własną naturę" - wyjaśni w przemówieniu na Anioł Pański 22 września 1974.

Mimo rozmaitych krytyk, także ze strony samych uczestników tych zgromadzeń, trudno przecenić ich znaczenie. Powołanie do życia synodu jest spektakularnym krokiem Kościoła w kierunku kolegialności, bez naruszania zasady papieskiego prymatu: cum Petro et sub Petro. Synod Biskupów jest instytucją doradczą i nie partycypuje we władzy, jednak warto zauważyć ewolucję stylu adhortacji apostolskich - stanowiących owoc synodalnych zgromadzeń. Podpisywane przez papieża, początkowo były redagowane jak wszystkie inne papieskie dokumenty. Jan Paweł II zmienił ów styl. Wprawdzie adhortacja nadal jest dokumentem papieskim, ale od pierwszych słów wiadomo, że jest autorstwa całego zgromadzenia synodalnego.

Warto także pamiętać o składzie tych zgromadzeń. Większość uczestników pochodzi z wyboru Konferencji lokalnych Episkopatów. Mamy więc zgromadzenie najlepszych, bo nie ma wątpliwości, że Konferencje kierują się kryterium kompetencji. Wybierany przez synodalne zgromadzenie Sekretariat jest więc - jak mówią Włosi - crema della crema (najwyższej jakości śmietanką). Mówię o tym, bo od starych watykanistów wiem, że właśnie pozycja kardynała Wojtyły na synodzie biskupów zwróciła na niego uwagę dziennikarzy i sprawiła, że znalazł się na ich liście papabilis.

Na prezentacji dokumentu roboczego sekretarz generalny synodu biskupów abp Nikola Eterović podkreślił, że wraz ze śmiercią Jana Pawła II Synod stracił wielkiego ojca synodalnego - ostatniego już biskupa, który należał do wszystkich jego zgromadzeń, od roku 1967 do 2001. W 1967 r. Karol Wojtyła został wybrany na uczestnika synodu, jednak nie przybył do Rzymu przez solidarność z kard. Wyszyńskim, któremu władze odmówiły paszportu. We wszystkich następnych zgromadzeniach brał udział osobiście - w czterech jeszcze jako kardynał. Od 1971 r. aż do wyboru na Stolicę Piotrową należał do rady sekretariatu generalnego, na synodzie o ewangelizacji (1974) był relatorem generalnym. W piętnastu synodach uczestniczył jako papież. Był stale obecny na sesjach ogólnych i spotykał się z wszystkimi ojcami synodalnymi. Benedykt XVI uczestniczył we wszystkich synodach z wyjątkiem czterech pierwszych oraz zgromadzenia specjalnego dla Holandii.

Niepokój i pobożne zdania

Bezpośrednie przygotowania do obecnego zgromadzenia rozpoczęły się już dawno. Ich owocem był dokument (Lineamenta) rozesłany w 2004 r. do Konferencji Episkopatów, do katolickich Kościołów wschodnich sui iuris, do dykasterii Kurii Rzymskiej i do Unii Przełożonych Generalnych z prośbą o udzielenie odpowiedzi na kwestionariusz dotyczący różnych zagadnień związanych z Eucharystią. Dokument został także rozpowszechniony przez media. “Lud Boży - czytamy w oficjalnej relacji z tego etapu przygotowań - pod przewodnictwem swych pasterzy, dobrze odpowiedział na tę konsultację, dzieląc się cennymi spostrzeżeniami (...). W różnych krajach organizowano dyskusje na poziomie diecezji, parafii i innych wspólnot kościelnych". Do Sekretariatu Generalnego napłynęły odpowiedzi w postaci wypełnionych kwestionariuszy od instytucji o charakterze kolegialnym oraz wypowiedzi tych, którzy spontanicznie chcieli wnieść wkład w przygotowanie synodu. Teraz rezultaty konsultacji zebrano w dokumencie roboczym - Instrumentum laboris - będącym, jak we wstępie zapewnia sekretarz generalny synodu, “wierną syntezą nadesłanych wypowiedzi". Dokument z założenia ma stanowić kanwę prac zgromadzenia, choć z dotychczasowych doświadczeń wiadomo, że tok obrad idzie często własną, niekoniecznie wytyczoną przez przygotowany dokument drogą.

Arcybiskup Eterović tak charakteryzuje otrzymane materiały: “Można [w nich] zauważyć, że Lud Boży pragnie, by prace Ojców synodalnych, zgromadzonych wokół Biskupa Rzymu (...), przyczyniły się do ponownego odkrycia piękna Eucharystii, ofiary, pamiątki i uczty Jezusa Chrystusa, Zbawcy i Odkupiciela świata. Wierni oczekują odpowiednich wskazówek, aby coraz godniej był sprawowany sakrament Eucharystii, (...) aby Pan pod postaciami chleba i wina był adorowany z większą pobożnością, aby zostały umocnione więzy jedności i komunii między tymi, którzy karmią się Ciałem i Krwią Pańską". Te pobożne zdania, jak i nadzieje, że “duch kolegialności, charakteryzujący spotkania synodalne, będzie sprzyjał zgodnemu wypracowaniu propozycji, które zostaną przedstawione Ojcu Świętemu", kryją jednak pewien niepokój. Synod bowiem będzie się poruszał po terenie podminowanym wieloma od lat ciągnącymi się sporami i rzeczywiście będzie poważną próbą kolegialności.

Prawo modlitwy, prawo wiary

Temat synodu brzmi: “Eucharystia źródłem i szczytem życia oraz misji Kościoła". Tym, którzy nie czują się w te sprawy wprowadzeni, a których materia synodu interesuje, polecam numer “Więzi", zatytułowany “Liturgia w niebezpieczeństwie" (grudzień 2002), oraz lekturę książki kard. Ratzingera “Eucharystia. Bóg blisko nas" (wydawnictwo m). Polecam zwłaszcza tę ostatnią, bo obecny synod jest nie tylko pierwszym takim zgromadzeniem za pontyfikatu Benedykta XVI, ale i dlatego, że w debatę o posoborowej odnowie liturgicznej kard. Ratzinger jest od dawna zaangażowany. Śledząc pobieżnie to zaangażowanie, niektórzy są skłonni przypisywać mu tendencje godne lefebrystów.

Dokument roboczy jest dokumentem świadomości Kościoła - głosu ludzi, którzy w różnych miejscach globu czują się za Kościół odpowiedzialni, którzy z racji pełnionych funkcji znają stan rzeczywisty. Chociaż dokument, rzecz jasna, nie traktuje o spornych punktach, jak np. uczestnicy dyskusji w “Więzi" - jednak od tych kłopotów nie ucieka. I znamienne, że na pierwszy plan wysuwa się nie doktryna, ale praktyka kultu Eucharystii, a to w imię zasady lex orandi, lex credendi. Zwykle rozumiano ją jako wskazanie na modlitwę Kościoła jako na wyraz i formę przechowywania, źródło wiary (np. ogłaszając dogmat o Wniebowzięciu Matki Boskiej papież powoływał się na obecność tej prawdy w modlitwie Kościoła), tu ów porządek odwrócono: “trzeba sprawdzić - czytamy - czy prawo modlitwy jest zgodne z prawem wiary, albo też odpowiedzieć na pytanie, w co powinien wierzyć Lud Boży i jak powinien żyć, aby Eucharystia coraz bardziej stawała się źródłem i szczytem życia i misji Kościoła oraz każdego wiernego".

Dokument składa się z czterech części. Pierwsza: “Eucharystia i współczesny świat", dzieli się na dwa rozdziały: “Głód chleba Bożego" oraz “Eucharystia i jedność Kościoła". Tu podano dane statystyczne. W 2003 roku było na świecie miliard 86 milionów katolików - czyli o 15 milionów więcej niż przed rokiem. Największy przyrost odnotowano w Afryce (4,5 proc.) oraz w Azji - ponad 2 proc. Na tych też kontynentach wierni najliczniej uczestniczą w niedzielnej Mszy.

W Europie liczba katolików utrzymała się bez zmian, zaś Ameryka jest kontynentem o najniższym przyroście: niewiele ponad 1 proc. W większości krajów europejskich i amerykańskich na niedzielnych Eucharystiach jest mniej niż 5 proc. wiernych.

Druga część nosi tytuł: “Wiara Kościoła w tajemnicę Eucharystii", trzecia - “Eucharystia w życiu Kościoła", czwarta - “Eucharystia i misja ewangelizacji". Poświęcono je duchowości eucharystycznej oraz problemom inkulturacji, ekumenizmu, interkomunii.

Reforma reformy

Z dokumentu przebija niepokój, że z kultem Eucharystii (liturgią) jest coś nie tak. Choć kilkakrotnie podkreślono, że chodzi o zjawiska marginesowe, także kilkakrotnie natrafiamy na refren: “owoce reformy liturgicznej przeprowadzonej w duchu Soboru Watykańskiego II nie budzą wątpliwości (...). Jednak, jak pokazują odpowiedzi pochodzące z wielu krajów, zauważa się zarówno wśród duchownych, jak i wiernych świeckich uchybienia i negatywne zjawiska związane ze sprawowaniem Eucharystii". Nie napawa otuchą, że kilkakrotnie jako lekarstwo na owe uchybienia autorzy potrafią wskazać jedynie “krzewienie odpowiedniej katechezy". Kto - nasuwa się pytanie - będzie tę katechezę krzewił? Czy ci księża - bo w końcu dotyczy to księży - którzy owe “negatywne zjawiska" wprowadzali lub co najmniej akceptowali?

A oto lista niektórych problemów, na które - według dokumentu roboczego - powinien odpowiedzieć synod: zanik udziału wiernych w Mszy św. niedzielnej, przypisywany brakom w wychowaniu w wierze, zanikowi wrażliwości na tajemnicę oraz banalizacji, zubożeniu liturgii. Wiąże się z tym zjawisko “oddalenia duszpasterstwa od Eucharystii". Duży nacisk położono na “związek między Eucharystią i Kościołem". “Z tego wynika prawdziwe znaczenie zachowywania norm dotyczących liturgii i jej godnego sprawowania: chodzi tu o posłuszeństwo, jakie okazuje Chrystusowi Kościół, Jego Oblubienica". Tu, oczywiście, zjawia się problem interkomunii. “Jedna Eucharystia gromadzi w jedności Kościół na przekór wszelkim podziałom. Jeden Kościół, jakiego chce Chrystus, przywołuje zawsze jedną Eucharystię, sprawowaną w komunii z kolegium apostolskim, którego głową jest Następca Piotra. To właśnie dzięki tej więzi Eucharystia jest prawowita. Jedności eucharystycznej, której chce Chrystus, nie odpowiada komunia jedynie częściowa pomiędzy tak zwanymi Kościołami siostrzanymi".

Do wspólnej Eucharystii z chrześcijanami innych wyznań dokument wraca jeszcze w specjalnym paragrafie: “istnieją przypadki niezrozumiałego egalitaryzmu, który doprowadził do pewnych błędów. Wielu wydaje się bowiem, że możliwa jest communicatio in sacris bez jedności doktrynalnej i kościelnej. Postawa ta może dziwić. Błędną jest bowiem chęć przyjmowania Komunii eucharystycznej bez przynależenia do wspólnoty kościelnej, której to przynależności Komunia jest znakiem. To samo dotyczy zamiaru uczestniczenia w sakramentach sprawowanych przez pasterzy, których się nie uznaje i odrzuca się ich nauczanie. Taki sposób myślenia wynika prawdopodobnie z niedostrzegania różnicy między jednością Kościoła i jednością rodzaju ludzkiego". W tekście nie ma mowy ani o wiernych Kościoła prawosławnego, ani o sytuacjach wyjątkowych, czyli o tym, na co wydaje się otwarte obowiązujące dziś prawo kanoniczne.

Tam, gdzie mowa o związku Eucharystii z innymi sakramentami, bardzo krytycznie ocenia się praktykę delegowania przez biskupa władzy udzielania sakramentu bierzmowania kapłanom, “czego konsekwencją może być lekceważenie faktu, że biskup jest pierwotnym szafarzem tego sakramentu. W ten sposób odbiera się również nowo bierzmowanym okazję do spotkania z ojcem i widzialną głową Kościoła partykularnego". Surowo potraktowano praktykę wspólnotowego udzielania sakramentów: “Choć ze względów duszpasterskich preferuje się obrzędy wspólnotowe, należy wystrzegać się wszelkiego kolektywizmu, ponieważ sakrament zawsze jest darem udzielanym pojedynczej osobie, a ponadto każdy wierny ma prawo, w określonych okolicznościach, do indywidualnej formy sprawowania sakramentu". I co z narzucanymi często z wielkim rygoryzmem wspólnotowymi chrztami, nie mówiąc o sakramencie pokuty?

Jemu zresztą w dokumencie poświęcono osobny paragraf. Czytamy: “W wielu krajach zatracono czy niemal zatracono świadomość potrzeby nawrócenia przed przystąpieniem do Komunii. Związek Eucharystii z sakramentem pokuty nie zawsze jest postrzegany jako konieczność bycia w stanie łaski przed przyjęciem Komunii, a tym samym lekceważy się obowiązek wyspowiadania się z grzechów śmiertelnych". I dalej: “Idea komunii jako »zaopatrzenia na drogę« doprowadziła do lekceważenia konieczności stanu łaski". W efekcie powstają sytuacje absurdalne: “Wielu wiernych wie, że nie można przyjąć Komunii w stanie grzechu śmiertelnego, lecz nie mają oni jasnego pojęcia o tym, co jest grzechem śmiertelnym. Inni w ogóle się nad tym nie zastanawiają. Często tworzy się błędne koło: nie przystępuję do Komunii, bo nie byłem u spowiedzi; nie byłem u spowiedzi, bo nie mam żadnych grzechów. Różne mogą być tego przyczyny, ale jednym z najważniejszych jest niedostateczna katecheza na ten temat".

Autorzy nie mają złudzeń: “W niektórych krajach spowiedź indywidualna nie istnieje w ogóle; co najwyżej dwa razy w roku sprawuje się liturgię wspólnotową, tworząc formę pośrednią między II i III obrzędem przewidzianym w Rytuale". Obok remedium w postaci “katechezy na ten temat", mówi się o konieczności “zwrócenia uwagi": “Trzeba na pewno zwrócić uwagę na wielką dysproporcję między tak wieloma wiernymi, którzy przystępują do Komunii i nielicznymi, którzy się spowiadają. Dość często wierni przyjmują Komunię nie zważając na to, że mogą się znajdować w stanie grzechu śmiertelnego. Dlatego też udzielanie Komunii osobom rozwiedzionym, które zawarły związki cywilne, nie jest rzadkim zjawiskiem w różnych krajach".

Postuluje się stwarzanie większych możliwości przystępowania do spowiedzi indywidualnej i mówi o “stosowności przywrócenia obowiązku trzygodzinnego postu eucharystycznego". Cała ta część dokumentu zmierza do przywrócenia poczucia sacrum przez korekty liturgii. Trafnie zdefiniowano mankamenty sprawowania tej ostatniej: “brak tam właściwej równowagi: można się spotkać zarówno z biernym rytualizmem, jak i nadmierną kreatywnością, która prowadzi do skupiania się na osobie celebransa i nierzadko charakteryzuje się gadatliwością, zbyt licznymi i zbyt długimi komentarzami, tak że nie pozwala się tajemnicy przemówić przez rytuały i formuły liturgiczne".

Tam, gdzie mowa o konieczności wiary do sprawowania i uczestniczenia w Eucharystii (tu mamy mocne sformułowania w rodzaju: “Jeśli podchodzimy do liturgii eucharystycznej z wątpliwościami zamiast otworzyć się na prawdę, nasze uczestnictwo nie jest prawdziwe"), znajdujemy wyliczenie praktyk na Zachodzie dość powszechnych, które, zdaniem autorów dokumentu, “godzą w poczucie sacrum": “Na przykład nieprzykładanie należytej wagi do szat liturgicznych celebransa i osób pełniących inne posługi, a także niestosowny ubiór wiernych uczestniczących we Mszy św.; podobieństwo pieśni śpiewanych w kościele do pieśni świeckich; ciche przyzwolenie na rezygnację z pewnych gestów liturgicznych, które uchodzą za zbyt tradycyjne, jak przyklęknięcie przed Najświętszym Sakramentem; niewłaściwe udzielanie Komunii na rękę, niepoprzedzone odpowiednią katechezą; niestosowne zachowanie przed Mszą św., w czasie jej trwania i po niej, nie tylko ze strony wiernych świeckich, lecz również samego celebransa; zgorszenie spowodowane jakością architektoniczną i artystyczną budynków i przedmiotów sakralnych; przypadki synkretyzmu spowodowanego pochopną inkulturacją form liturgicznych, do których wprowadza się elementy innych religii".

***

Powyższa prezentacja jest z konieczności dość pobieżna i niewyczerpująca. Zrozumiałemu niepokojowi pasterzy wobec zjawisk zagrożenia poczucia tajemnicy i sacrum, banalizacji i zubożenia liturgii, oderwaniu rzeczywistości dostępnej przez wiarę od spraw dnia powszedniego towarzyszy pewna bezradność. I to jest postawa właściwa. Gdyby synod chciał szukać remediów w dekretach, zarządzeniach, karach - nic dobrego by z tego nie wynikło. Chrystus buduje Kościół, a zadaniem instytucji jest nie przeszkadzać Mu w tym. Spory o kształt liturgii, o inkulturację, dostosowanie do środowiska, w którym żyje lokalna społeczność wiernych, są debatą o kolegialności, to jest o współdziałaniu biskupów cum Petro et sub Petro w kierowaniu Kościołem.

Problemu społecznego kryzysu poczucia sacrum nie rozwiąże się ani przez obostrzenie postu eucharystycznego, ani przez zaostrzoną dyscyplinę przyklęknięć liturgicznych. Te zewnętrzne znaki muszą wypływać z wnętrza. Dlatego te partie dokumentu roboczego, które mówią o świętości księży, o kontemplacji i o więzi z Chrystusem, który przyjmowany w Eucharystii przemienia nas w siebie, o tym, co stanowi dwadzieścia wieków doświadczenia wiary i świętości, są najważniejsze. Dobrze będzie, jeśli z praktyki liturgicznej znikną fałszywe znaki, kicz, przegadanie i okropne “nowoczesne" śpiewy. Ale to tylko przedpole. Eucharystia, od czasu, kiedy po jej zapowiedzi część uczniów od Jezusa odeszła, pozostaje darem, trudnym do pojęcia i przyjęcia. Kościół musi się o ten dar troszczyć, bo on jest, leży na ołtarzu i coś trzeba z Nim zrobić. Bóg, który wydał się w ręce ludzi.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2005