Święto niespełnione

1000 szkół filmowych i artystycznych zaproszonych do konkursu, 384 zgłoszone etiudy, 68 filmów w konkursie. Czy dzięki nim można z nadzieją myśleć o przyszłości światowego kina?.

05.12.2004

Czyta się kilka minut

Rzadko nadarza się okazja, by oglądać etiudy studenckie. Ich życie najczęściej ogranicza się do kameralnych przeglądów i wewnętrznych pokazów w macierzystych uczelniach ich twórców. Tym większe oczekiwania wobec filmów prezentowanych w ramach jedenastej już “Etiudy", zorganizowanej w krakowskim Centrum Kultury Rotunda.

Jednak tych, którzy spodziewali się dzieł nowatorskich, penetrujących przestrzenie ludzkiej świadomości nie opisane przez “dorosłe" kino i zaskakujących świeżością formy, spotkało rozczarowanie. W konkursie zabrakło filmów, które znacząco odbiegałyby od głównego nurtu europejskiego kina. Z jednym wyjątkiem żadna spośród 68 etiud nie przełamała filmowych przyzwyczajeń, nie narzuciła odrębnej wrażliwości estetycznej, żadna też nie powaliła na kolana. Ale niesprawiedliwością byłoby uznanie wszystkich za utwory banalne i błahe. Podczas ośmiu projekcji konkursowych zobaczyliśmy kilka filmów intrygujących i dojrzałych.

Oko starego mistrza

Tegorocznym laureatem Nagrody Specjalnej - Złotego Dinozaura został Kazimierz Karabasz. Wśród 28 projekcji towarzyszących znalazła się retrospektywa jego twórczości. Złożyła się ona na filmowy portret artysty, pokazujący konsekwentną ścieżkę jego twórczego rozwoju i życiowych doświadczeń. Od socrealistycznego w duchu filmu “Jak co dzień", opowiadającego o warszawskiej kolei podmiejskiej, poprzez arcydzieło polskiego filmu dokumentalnego, czyli “Muzykantów", poruszający portret pokolenia osiemnastolatków “Na progu" (1965), dotarliśmy do “Widoku w kropli" (1997) oraz najnowszego dzieła Karabasza - filmu “Spotkania", którego premierowy pokaz odbył się pierwszego dnia festiwalu.

“Spotkania" są trochę jak rachunek z życia twórcy i człowieka. To podróż do przeszłości, wspomnienie dawnych współpracowników i przyjaciół. Karabasz próbuje uchwycić minione chwile i zdarzenia, zatrzymać je poza czasem. Retrospekcji towarzyszy refleksja nad sensem pracy dokumentalisty, w której banał najważniejszych życiowych prawd ściera się z trudnością ich ukazania. Poczucie niemożności dotarcia do człowieka wcale nie zmniejsza potrzeby poznawania go, uwieczniania, kontemplacji. Film Karabasza jest też diagnozą zjawisk społecznych, tych najprostszych i najbardziej dotykalnych, a zarazem jakby niezrozumiałych. I choć filmowi można zarzucić brak spójności, emocjonalna prawda, jaką niesie, nie daje się zakwestionować.

Retrospektywa filmów wybitnego twórcy i pedagoga uzupełniona została pokazem filmów jego wychowanków: Marka Piwowskiego, Krzysztofa Kieślowskiego, Marcela Łozińskiego, Andrzeja Barańskiego, Feliksa Falka, Małgorzaty Szumowskiej i innych. W ten sposób dzieło artystyczne i pedagogiczne Karabasza zdominowało początek festiwalu. Druga odsłona poświęcona była filmowi o sztuce - przewodniemu motywowi tegorocznej “Etiudy".

Muzy w klatkach celuloidu

Od 1968 r. przez dwadzieścia lat w Zakopanem organizowany był Przegląd Filmów o Sztuce, impreza o wielkim artystycznym prestiżu, ciesząca się też popularnością wśród widzów. Dziś film o sztuce jest zjawiskiem niszowym, jego produkcja pozostaje wyłącznie domeną telewizji. A szkoda.

Drugiego dnia “Etiudy", prócz filmów niemieckiego twórcy animacji dla dzieci Otto Sachera, zaprezentowane zostały najwybitniejsze polskie filmy o sztuce w wyborze Jerzego Armaty, wieloletniego organizatora zakopiańskich przeglądów. Prezentację otworzył słynny film Andrzeja Papuzińskiego “Bykowi chwała", poświęcony twórczości Franciszka Starowieyskiego. Unikające dosłowności, demoniczne i mroczne dzieło Papuzińskiego ewokuje niezwykłość osobowości i metody twórczej malarza. Podobnie “Bal w Pieskowej Skale" Marii Kwiatkowskiej, w kilku sekwencjach ujmujący fenomen “Piwnicy pod Baranami" - osobliwego, zamkniętego karnawału z roześmianym Piotrem Skrzyneckim w roli wodzireja. W “Dziesiątce Armaty" znalazł się także poruszający portret Marka Żuławskiego, polskiego malarza mieszkającego i tworzącego w Londynie, “Wycieczka na Parnas" Tomasza Poboga-Malinowskiego i Doroty Wardęszkiewicz - opowieść o wybitnym artyście, jego ucieczce przed śmiercią, czasem i starością, obraz walki o godność i witalność.

Różnorodność sztuki, jej trwałe piękno i nieprzemijającą prawdę ukazywały filmy Papuzińskiego i Józefa Robakowskiego, których retrospektywy znalazły się w festiwalowej ramówce. Obrazu współczesnego filmu o sztuce dopełniły prezentacje utworów Christiana Boustaniego, Pierre’a Coulibeufa i innych twórców. Zapomniany gatunek powrócił w ten sposób na duży ekran. Miejmy nadzieję, że będzie się na nim pojawiał z większą częstotliwością.

Konkurs, czyli nihil novi

W pokazach konkursowych zaprezentowali się studenci 36 szkół z 21 krajów. I choć liczba wskazywałyby na dobrą sytuację światowej produkcji, jakość większości pokazywanych filmów nie pozwala na takie stwierdzenie.

Zastane formy języka filmowego zniewoliły dużą część studenckich utworów. Jak w “Regułach gry" Marcina Bortkiewicza, gdzie z góry postawionej tezie o rodzeniu się społecznego ostracyzmu reżyser podporządkował formę, w sposób wtórny łączącą motywy z dzieł Marcela Łozińskiego i Karabasza. Animowane “Rycerskie potyczki" Svena Martina i “Pogromca smoków" Roberta Kuczery zamiast na festiwalowych ekranach mogłyby być oglądane w monitorach komputerów jako “intra" do gier typu fantasy, zaś dziełka w rodzaju “Żubrówki" Charlet Alexandre i “Sąsiedzkiego niewypału" Jürga Hostettlera przypominały głupawy filmowy dowcip.

Jednak w konkursie znalazły się też filmy niebanalne, jak “Charlotte" Ulrike von Ribbeck - nie stawiająca żadnej tezy opowieść dla opowieści. Tytułowa postać grana przez magnetyczną Geno Lechner to kobieta, która po długiej nieobecności wraca do Berlina, by rozpocząć walkę o powrót do dawnego życia. “Charlotte" nie spotkała się jednak z uznaniem jurorów.

Zyskał je natomiast węgierski film “Sceny z życia pracownicy fabryki konserw" Ŕgnes Kocsis, wyróżniony za “solarium, ogórki i połączenie nadziei ze smutkiem", jak żartobliwie uzasadniano werdykt. W skomponowanej z osiemnastu scen opowieści o marzeniu, które nie ziści się w ponurej rzeczywistości, surrealistyczny humor zaprawiony został goryczą rozczarowania. Jedyną formą ucieczki od własnych ograniczeń jest tu wygrana kabina solarium, która na moment tworzy iluzję “lepszego świata".

Poetyckim pięknem ujmuje także “Żona Opitza" - etiuda reżyserska Marii Dvořákovej. Wyeksploatowany już przez kino związek miłości i śmierci przedstawiony został za pomocą następujących po sobie ujęć pary pozującej do ślubnego zdjęcia i mężczyzny wszywającego guzik w suknię zmarłej żony. Dyskrecja i skromność, ukazanie miłości za pomocą detalu zasłużyło na uznanie dyrektora festiwalu Bogusława Zmudzińskiego, który filmowi Marii Dvořákovej przyznał jedną ze swoich nagród.

Jednym z najlepiej przyjętych przez publiczność filmów była “Ilona - dziewczyna bez problemów" Alli Haapasalo. W historii tytułowej nastolatki, której głównym problemem jest... brak problemów, absurdalny humor skrywa opowieść o tożsamości, dyktacie norm społecznych i konieczności określenia się wobec nich. Słodko-gorzka historia z Finlandii zdobyła także sympatię jurorów, którzy przyznali jej “Srebrnego Dinozaura".

Grand Prix tegorocznej Etiudy przypadło w udziale jedynemu filmowi, który burzy przyjęte konwencje opowiadania. “Bingo" Liz Blazer w sposób nowatorski podejmuje temat seksualności osób starszych. Animowane postaci, które opowiadają o swoich doświadczeniach seksualnych, okazują się w finale prawdziwymi osobami, poznajemy ich nazwiska, widzimy twarze. Swym pięciominutowym filmem Blazer nie tylko przełamuje kolejne tabu, ale też sposób rozmowy z widzem.

Intrygujące formalnie, błyskotliwie spuentowane “Bingo" było jednak wyjątkiem w tegorocznym konkursie. Większość młodych twórców operuje językowymi kliszami i grzecznie trzyma się przetartych już szlaków. Stąd chyba niewysoki poziom tegorocznej “Etiudy". Pozostaje tylko mieć nadzieję, że przyszłość światowego kina, o której za kilka lat stanowić będą dzisiejsi studenci, okaże się mimo wszystko lepsza.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2004