Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Choć miał 90 lat, ciągle był pełen energii. W ostatnim czasie dwukrotnie korzystaliśmy w „Tygodniku” z tej energii, jego wiedzy i osobistych doświadczeń – w dwóch naszych dodatkach historycznych: o Powstaniu Styczniowym, na 150. rocznicę jego wybuchu, oraz o oporze polskich Żydów, na 70-lecie Powstania w Getcie Warszawskim.
W tym pierwszym Krzysztof Dunin-Wąsowicz opowiadał o powstańcach styczniowych, których zdążył poznać, gdy jako -letni harcerz uczestniczył w 1933 r. w wielkich obchodach, zorganizowanych w II Rzeczypospolitej w 70. rocznicę tamtego zrywu. I gdy odwiedzał ich w domach, pomagając sędziwym już weteranom. W pomoc dla nich zaangażowani byli też jego rodzice, znani społecznicy. W tym drugim dodatku opowiedzieliśmy jego wojenną historię, gdy Dunin-Wąsowicz pomagał w ukrywaniu Żydów.
Spotkania w jego mieszkaniu na warszawskim Żoliborzu, szczelnie wypełnionym książkami, były ciekawe, mądre, inspirujące. Dawały poczucie obcowania z kimś wywodzącym się jakby z innego już świata – z inteligentem starszego pokolenia o imponującej wiedzy, ciekawości świata, szlachetności charakteru, wrażliwości na drugiego człowieka.
Takim ukształtowało go najpierw wychowanie – oboje rodzice, Władysław i Janina, byli ludźmi wielkiego formatu, zaangażowanymi w inicjatywy społeczne i patriotyczne – a potem czas II wojny światowej, gdy cała jego rodzina działała w konspiracji. On był w AK (pułk „Baszta”) i w Radzie Pomocy Żydom „Żegota”. Miał w sobie kompas moralny i odwagę, by jego wskazania realizować. Gdy w warszawskiej księgarni, w której pracował, stwierdził, że jeden z kolegów, Aleksander Artymowicz, to tak naprawdę Moryc Gelber (uciekinier ze Lwowa), i że potrzebuje on pomocy, nie zawahał się – i tak zaczęła się jego pomoc dla Żydów, za którą otrzymał (wraz ze swą matką) tytuł Sprawiedliwego wśród Narodów Świata.
Aresztowany w 1944 r. przez Niemców, trafił do obozu koncentracyjnego Stutthof. Był wtedy młodym człowiekiem, studentem historii (na podziemnym uniwersytecie) i wiedział, że w obozie jest nie tylko jako więzień, ofiara, ale także że jeśli przeżyje, będzie świadkiem zbrodni – i także dlatego musi jak najwięcej się o nich dowiedzieć i zapamiętać. Gdy się z nim o tych doświadczeniach rozmawiało, widać było, że bez względu na własne uczucia stara się przede wszystkim przekazać to, czego był świadkiem: ze szczegółami, liczbami. Uważał to za swój obowiązek.
Przez całe życie był związany z warszawskim Żoliborzem. Tam mieszkał przed II wojną światową; jego matka prowadziła tam szkołę. Tam też cała rodzina konspirowała w czasie niemieckiej okupacji. Tam też rodzice przeżyli czas Powstania Warszawskiego – on z bratem byli wtedy już w obozie koncentracyjnym. W jego opowieściach mijane dziś na co dzień żoliborskie domy i ulice zyskiwały własną historię: w parku Żeromskiego w czasie wojny harcerze mieli tajne zbiórki; w szkole na Czarnieckiego matka prowadziła kuchnię Rady Głównej Opiekuńczej, będącą zarazem punktem pomocy Żydom; na Śmiałej zginął Ludwik Berger, przedwojenny aktor i harcerski wychowawca, podczas wojny konspirator...
Prof. Krzysztof Dunin-Wąsowicz był autorem wielu książek, historykiem i społecznikiem, w latach 1988-90 członkiem Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. W 2007 r. został odznaczony Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski.
Był nadzwyczajną osobą. Trudno mi uwierzyć, że już nie powie: „Pani redaktor, o tej kwestii to ja bym napisał tak...” – po czym płynęła długa opowieść, będąca i wykładem, i instrukcją, i niezapomnianą rozmową.