Świadek Ewangelii

„Był jedną z najpiękniejszych postaci Kościoła polskiego naszych czasów” – pisał w „Tygodniku” Jerzy Turowicz po śmierci ks. Ziei. Przypominamy tekst sprzed 25 lat.

17.10.2016

Czyta się kilka minut

Pogrzeb Henryka Kuronia, ojca Jacka, 1982 r.  / Fot. Wojtek Laski / EAST NEWS
Pogrzeb Henryka Kuronia, ojca Jacka, 1982 r. / Fot. Wojtek Laski / EAST NEWS

Żarliwy chrześcijanin, żarliwy kapłan, świadek Ewangelii. Był człowiekiem rozległej kultury, miał za sobą studia teologiczne, znał kilka języków, pisał książki. Ale chrześcijaństwo dla niego sprowadzało się do Ewangelii. Głosił Ewangelię, żył Ewangelią, dawał swoim życiem świadectwo Ewangelii, z całym jej radykalizmem. Był jedną z najpiękniejszych postaci Kościoła polskiego naszych czasów.

Jego bezkompromisowa wierność Ewangelii prowadziła go nieraz do gestów, zachowań i poglądów bardzo niekonwencjonalnych i niekonformistycznych. Wspomnijmy tu dwa epizody. W roku 1926 wyrusza na pielgrzymkę do Rzymu: pieszo, bez pieniędzy i bez paszportu! Bez paszportu, bowiem nie uznawał granic, uważał, że granice nie powinny ludzi dzielić. Udaje mu się przez Czechosłowację dotrzeć aż do Wiednia, skąd zostaje zawrócony. Drugi raz w roku 1930, ponownie wyrusza do Włoch, tym razem już z paszportem, ale we Włoszech, aż do Rzymu, wędruje śladami św. Franciszka, w podartym stroju poleskiego żebraka.

Nie dbał o godności kościelne, nie piastował żadnych wyższych urzędów. Przez niewiele lat w swoim życiu był proboszczem, a właśnie do tego przykładał największą wagę, chciał wśród ludzi pełnić swą służbę pasterską i apostolską. Chciał, by parafia była społecznością ludzi wierzących, miłujących się wzajemnie i mających nadzieję na życie wieczne, by żyła tymi trzema podstawowymi wartościami, jakimi są: wiara, nadzieja i miłość. Widział parafię na wzór gminy pierwszych chrześcijan, jaka istniała w Jerozolimie i jaką opisują Dzieje Apostolskie.

Był gorącym wyznawcą ewangelicznego ubóstwa, w stylu franciszkańskim. Był tercjarzem franciszkańskim. W 1926 r. wstępuje do nowicjatu kapucynów, ale wkrótce z tego rezygnuje, uznawszy, że ideał ubóstwa nie jest tam realizowany. Domagał się (i sam to praktykował), by księża nie brali pieniędzy za posługi duszpasterskie, chrzty, śluby czy pogrzeby, zdając się na dobrowolną ofiarność wiernych.

Był wyznawcą radykalnego pacyfizmu, choć sam mówił, że nie jest pacyfistą, że jest tylko wierny piątemu przykazaniu, które formułował: „Nie zabijaj, nigdy, nikogo”. Jest w tym jakiś paradoks, że te poglądy, narażając się nieraz na ostre krytyki (kiedyś groził mu sąd polowy!), głosił właśnie on, kapelan wojskowy w roku 1920, w 1939 i w czasie powstania warszawskiego, kawaler orderu Virtuti Militari. Umarł zresztą w randze podpułkownika, a w czasie Mszy św. pogrzebowej w kościele Sióstr Wizytek przy jego trumnie stała warta wojskowa, z bagnetami na karabinach!

Na długo przed Soborem Watykańskim był wyznawcą szeroko pojętego ekumenizmu, swoją miłością na równi z katolikami obejmował prawosławnych, protestantów czy Żydów, a także ludzi niewierzących, nie uprawiając żadnego prozelityzmu. Gorący patriota, przywiązany nie tylko do Polski, ale i do swojej ziemi rodzinnej w powiecie opoczyńskim, walczył o pojednanie między wszystkimi narodami całego świata, szczególnie o jedność braterską Polaków, Litwinów, Białorusinów i Ukraińców.

Wrażliwość na krzywdę ludzką i niesprawiedliwość społeczną prowadziła księdza Zieję do różnego rodzaju zaangażowań społecznych, czy nawet społeczno-politycznych. Wspomnijmy o jego udziale w Komitecie Obrony Robotników, inicjatywie dziś często, niesłusznie i nie bez złej woli, oskarżanej o lewicowość (w złym tego słowa znaczeniu!) czy nawet o jakiś trockizm! Wszak członkami KOR-u obok ludzi o lewicowych, acz antykomunistycznych poglądach, jak Jan Józef Lipski, Jacek Kuroń czy Adam Michnik, byli katolicy; oprócz ks. Ziei ks. Zbigniew Kamiński, Halina Mikołajska, Antoni Macierewicz, dziś [w 1991 r. – red.] jeden z przywódców Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego, czy działacze Klubu Inteligencji Katolickiej – Maria Wosiek i Henryk Wujec. Jednym wspólnym mianownikiem ideowym KOR-u była chęć niesienia pomocy robotnikom represjonowanym przez komunistyczną władzę.

Jego osobowość, poglądy, styl życia i działalność sprawiły, że wywierał duży wpływ na środowiska inteligencji katolickiej. Przed wojną bliskie mu było Stowarzyszenie Młodzieży Akademickiej „Odrodzenie”, wygłaszał referaty na organizowanych przez to stowarzyszenie „Tygodniach Społecznych”, prowadził rekolekcje dla katolickiej młodzieży. Po wojnie więzy serdecznej przyjaźni połączyły go z zespołem „Tygodnika Powszechnego”, ogłosił kilkanaście artykułów na łamach naszego pisma, choć muszę powiedzieć, że raz czy drugi rezygnowaliśmy z druku jego tekstów, obawiając się, że radykalizm zawartych w nim postulatów może wywołać krytyczne reakcje w kołach kościelnych.

Pozostawił po sobie kilka czy kilkanaście książek. Nie są to rozprawy teologiczne, raczej medytacje, katechizmy, a nawet swego rodzaju manifesty wiary, profetyczne wizje świata i historii, w której centrum znajduje się Chrystus i jego Ewangelia – to, co historii świata nadaje sens.

Ale kiedy wspominamy postać i dzieło księdza Ziei, chodzi tu o coś więcej niż o nakreślenie – na pewno niewystarczające – sylwetki tego niezwykłego człowieka i gorliwego chrześcijanina, kapłana. Nie on jeden przecież. Mamy – dzięki Bogu – w Kościele, w Polsce i gdzie indziej, dziś właśnie, wiele postaci o wielkiej wartości czy nawet świętości. Ale osoba, styl życia i działalność księdza Jana Ziei stanowi jakieś szczególne, niezmiernie ważne i niezmiernie aktualne orędzie, adresowane do całej wspólnoty ludzi wierzących w naszym kraju. W tej jego radykalnej wierności Ewangelii nie było cienia fanatyzmu, który prowadzi do postaw określanych mianem integryzmu lub fundamentalizmu. Przy całej pewności wyznawanej wiary, przywiązaniu do poznanej prawdy i przywiązaniu do Kościoła, wierność Ewangelii to przede wszystkim – miłość, obejmująca wszystkich, bez względu na to, kim są, w co i jak wierzą, szacunek dla cudzych przekonań, choćby się je uważało za niesłuszne, miłosierdzie w stosunku do błądzących, gotowość niesienia pomocy, materialnej, a zwłaszcza duchowej, wszystkim, którzy są w potrzebie, reagowanie na każdą krzywdę i niesprawiedliwość.

Chrześcijaństwo otwarte, gotowe do dialogu z tym, co odmienne, gotowe do zaakceptowania wszystkiego, co dobre, gdziekolwiek się znajduje. To są wartości, których nam, społeczności katolickiej w Polsce, potrzeba dziś bardziej niż kiedykolwiek. Ich brak, często dziś się manifestujący, nietolerancja, ksenofobia, arogancja, łatwość orzekania potępień, chęć narzucania swoich postaw i przekonań – kompromitują chrześcijaństwo, prowadzą do tego, że będzie się ono cofać pod naporem nowoczesności. Tylko autentyczne chrześcijaństwo, takie, jakiemu swoim życiem dawał świadectwo ksiądz Jan Zieja, będzie mogło w gwałtownie zmieniającym się klimacie kształtować obyczaj, kulturę i życie zbiorowe naszej ojczyzny. ©

„TP” nr 47/1991; skróty od redakcji.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2016