Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Za ośmioma przywódcami krajów podążyły dziesiątki tysięcy demonstrantów z całej Europy, by oprotestować praktycznie wszystko. Starli się oni z całymi regimentami policji, a w starciach, jak się szacuje, rannych zostało do tysiąca ludzi i to zanim jeszcze szczyt się zaczął. O tym politycznym cyrku pisało sześć tysięcy dziennikarzy z całego świata. W trójkącie między politykami, demonstrantami i prasą wytworzyła się medialna bańka, nadęta jak chyba nigdy dotąd.
Długa była lista lęków, które przywieźli ze sobą demonstranci. Ważyły się tu jakoby losy świata. Ośmiu najpotężniejszych przywódców krajów miało tu jakoby uknuć spisek, by jeszcze bardziej zdominować świat. Globalizacja jest jakoby wykorzystywana do tego, by bogaci panowali nad biednymi. Większość z tych oskarżeń to stek ideologicznie nacechowanych nonsensów. Rzecz jasna, pewne problemy świata były przedmiotem rozważań szczytu w Heiligendamm. Jednak jego efekty trzeba uznać za rozczarowujące: wątły kompromis, by "poważnie rozważyć" europejski plan walki z globalnym ociepleniem poprzez redukcję gazów cieplarnianych o połowę do roku 2050; złagodzenie sporu USA i Rosji o tarczę rakietową; i - koniec końców - ok. 100 mld euro na walkę z ubóstwem w schorowanej Afryce.
To zdecydowanie za mało, jeśli wziąć pod uwagę, jak poważne są palące problemy dzisiejszego świata. Nie mówiąc o tym, ile dwudniowy szczyt kosztował.