Strefa Gazy: pod ramię z wrogiem

Izrael docenił Hamas za powstrzymanie się od dołączenia do ostatniego konfliktu. Ale marzenie o tym, że przyniesie to szansę na powrót do rozmów o pokoju, pozostaje płonne.

15.08.2022

Czyta się kilka minut

Po nalocie rakietowym, 8 sierpnia 2022 r. / MOHAMMED ABED / AFP / EAST NEWS
Po nalocie rakietowym, 8 sierpnia 2022 r. / MOHAMMED ABED / AFP / EAST NEWS

Była to najgroźniejsza eskalacja konfliktu od czasu kilkudniowej wojny w maju 2021 r. – według Palestyńczyków, na skutek walk między Izraelem i ugrupowaniem Palestyński Islamski Dżihad zginęły w Gazie 43 osoby, w tym 15 dzieci.

Celem Izraela było zabicie dowódców tej drugiej po Hamasie grupy o charakterze militarno-terrorystycznym w Strefie Gazy. Z doniesień wywiadu wynikało bowiem, że organizacja planuje przeprowadzenie zamachu w Izraelu; mówiło się m.in. o ataku na autobus z dziećmi. Najpierw aresztowano jednego z liderów ugrupowania w Jeninie na Zachodnim Brzegu Jordanu. 5 sierpnia w izraelskim ataku z powietrza zginął Tajsir al-Dżabari, jeden z przywódców z północnej Gazy. Wraz z nim śmierć poniosły też 5-letnia dziewczynka i 23-letnia kobieta. Tak rozpoczęła się operacja „Wstający Świt”.

Równolegle Izrael aresztował działaczy Palestyńskiego Islamskiego Dżihadu na Zachodnim Brzegu Jordanu i całkowicie odciął dostęp do Strefy Gazy. Jeszcze tego samego wieczoru ugrupowanie wystrzeliło też pierwsze rakiety. W sumie podczas trzydniowej konfrontacji w kierunku Izraela poleciało prawie 1200 rakiet; alarmy przeciwrakietowe słychać było w Jerozolimie i Tel Awiwie. 97 proc. rakiet przechwycił system obronny „Żelazna Kopuła”, spora ich część spadła na terenie Strefy Gazy lub do morza.

6 sierpnia na skutek ostrzałów w obozie Dżabalija w północnej części Strefy Gazy zginęło pięcioro Palestyńczyków, w tym czworo dzieci. Izrael twierdzi, że winnymi ich śmierci są rakiety dżihadystów. Dzień później Tel Awiw ogłosił sukces operacji informując, że zniszczył dowództwo i infrastrukturę Palestyńskiego Islamskiego Dżihadu. Negocjacje pod przewodnictwem Egiptu zakończyły się zawieszeniem broni.

Problematyczny konkurent

Palestyński Islamski Dżihad powstał w 1981 r. i od początku rekrutował zradykalizowanych mieszkańców palestyńskich obozów uchodźców w Strefie Gazy i na Zachodnim Brzegu Jordanu. Jego członkowie przeprowadzili wiele samobójczych zamachów bombowych przeciwko obywatelom Izraela. Kraje Zachodu uznają tę organizację za grupę terrorystyczną.

W porównaniu z Hamasem jej charakter jest dużo bardziej ekstremistyczny. Zakłada stworzenie muzułmańskiego państwa na terytoriach Strefy Gazy, Zachodniego Brzegu Jordanu i części Izraela. Nie jest zainteresowana procesem pokojowym, bojkotuje wybory w Autonomii Palestyńskiej.

Tymczasem Hamas – który nie dołączył do ostatnich walk – nosi na sobie ciężar rządów w Strefie Gazy i odpowiedzialność za 2 mln jej mieszkańców. Choć wciąż straszy „wrzuceniem Żydów do morza”, jest zależny od kontaktów z Izraelem i, jak pokazuje obecna sytuacja, gotów na pewne kompromisy.

Dla Hamasu eskalacja konfliktu była więc paradoksalnie na rękę, bo wcale nie ma on ochoty dzielić się wpływami w Strefie Gazy. Silnym ciosom zadawanym problematycznemu konkurentowi wystarczało się biernie przyglądać, wydając dla niepoznaki lakoniczne antyizraelskie oświadczenia. Zresztą także wśród mieszkańców Strefy Gazy działania Palestyńskiego Islamskiego Dżihadu spotkały się z krytyką. Ludzie nie mają tu siły na kolejną wojnę. Ostatnia sytuacja ukazała więc prospołeczną twarz Hamasu.

Świt wstaje wybranym

W Izraelu starcie z Palestyńskim Islamskim Dżihadem okrzyknięto sukcesem. Ogłaszając osiągnięcie wszystkich celów wojskowych, premier Jair Lapid odniósł się również do śmierci cywilów. Stwierdził, że Izrael dołożył wszelkich starań, by uniknąć strat po ich stronie, i że „śmierć niewinnych ludzi, a zwłaszcza dzieci” jest dla niego „szczególnie bolesna”. Dodał jednak, że Izrael „nie będzie przepraszał za ochronę własnych obywateli” przed terroryzmem.

Inaczej na eskalację reagują izraelscy Arabowie, stanowiący 20 proc. społeczeństwa.

– W konfrontacji, której źródeł na początku zupełnie nie rozumieliśmy, zginęła w pierwszym dniu pięciolatka. Tymczasem czołowe izraelskie stacje telewizyjne pieją z zachwytu nad świetną organizacją i przebiegiem tej operacji. O dziecku powiedziano zaledwie kilka słów, a i te głosy ucichły – mówi Nadin Abu Laban, Palestynka, izraelska Arabka i dziennikarka mieszkająca w Hajfie. – Jak można mówić o sukcesie, gdy giną palestyńskie dzieci? Terrorystów w Palestyńskim Islamskim Dżihadzie szybko zastąpi kilku innych, dziecku życia nikt nie przywróci. Tę operację nazwano „Wstającym Świtem”, ale nie wiem, dla kogo on miałby w Gazie wstawać. W tym więzieniu dla dwóch milionów ludzi, którzy żyją tak blisko siebie, że nieważne, gdzie rzucisz pocisk, tam zawsze ktoś zginie, nie ma już nadziei – dodaje z goryczą.

W Izraelu o sukcesie polityka świadczą jego doświadczenie wojskowe i wiedza w zakresie bezpieczeństwa. Nic dziwnego, że dla Jaira Lapida, którego służba w armii w dużej mierze skupiła się na pisaniu korespondencji dla wojskowej gazety, był to pierwszy test przed wyborami przewidzianymi na 1 listopada. Sondaże pokazują, że ten test zaliczył, wzmacniając swą pozycję i wyprzedzając blok głównego rywala, b. premiera Beniamina Netanjahu. Do tej pory ostrzegał on, że Lapid nie poradzi sobie z zaostrzeniem konfliktu. Tak się jednak nie stało – niewątpliwie przyczynił się do tego Benny Gantz, minister obrony i jednocześnie były szef sztabu izraelskiej armii. Nic nie jest jednak przesądzone – chwiejna izraelska rzeczywistość nie daje gwarancji, że na tej fali duet Lapid i Gantz dopłyną do listopada.

– Po tej operacji w społeczności arabskiej słyszę, że ludzie nie pójdą do głosowania, nawet jeśli wcześniej to robili. I słusznie, bo na kogo mieliby głosować? – denerwuje się Nadin Abu Laban. Ten rząd określał siebie mianem rządu zmiany. A dzieci w Gazie nadal giną. Nieważne, co się stanie, nasza krew pozostanie tania. Izrael osiąga tymi eskalacjami cel przeciwny do zamierzonego – coraz mniej chcemy być jego częścią. Nasza społeczność staje się coraz bardziej nacjonalistyczna, mniej chętnie mówimy po hebrajsku, odwracamy się od żydowskich znajomych z pracy – mówi dziennikarka.

Ta sama taktyka

Tymczasem na Zachodnim Brzegu Jordanu i w Strefie Gazy dorasta całe pokolenie dzieci bez przyszłości. Z badania opublikowanego w czerwcu przez organizację Save the Children wynika, że na skutek izraelskiej blokady Strefy Gazy, biedy i bezrobocia 80 proc. żyjących tu dzieci cierpi na głęboką depresję i stany lękowe – a połowa myśli o samobójstwie.

Tym razem Hamas był gotów do współpracy po myśli Izraela. Czy mogłoby to stać się punktem wyjścia do rozmów o trwałym pokoju? Harel Chorev-Halewa, specjalista ds. palestyńskiej polityki i historii z uniwersytetu w Tel Awiwie, szybko zaprzecza: – Ludziom Zachodu często trudno jest pogodzić się z tym, że pewnych rzeczy po prostu nie da się pogodzić czy rozwikłać w czasie możliwym do przewidzenia. A konflikt palestyńsko-izraelski właśnie taki jest. Odkąd Hamas przejął władzę w Gazie w 2007 r., musi godzić w swojej działalności różne kwestie. Z jednej strony pozostaje ruchem dżihadystycznym – np. często przypomina, że nie jest gotowy na układy z Izraelem i nigdy nie zaakceptuje jego istnienia. Z drugiej, sprawuje władzę w Strefie Gazy i musi zatroszczyć się o ludzi, nie może sobie pozwolić na nadmierny wzrost frustracji – a ludzie tam już przecież bardzo cierpią. Hamas idzie czasem na kompromisy, ale na całkowitą rezygnację ze swojego dogmatu nie byłby gotowy, bo straciłby uzasadnienie dla swojego istnienia.

Ekspert dodaje, że na lepsze zmieniła się w ostatnim izraelskim rządzie polityka wydawania pozwoleń na pracę w Izraelu mieszkańcom Gazy i Zachodniego Brzegu Jordanu. Widać też ocieplenie w relacjach. Ale dla Strefy Gazy Izrael nie ma porządnej strategii.

– Musiałaby się ona opierać na jakimś politycznym rozwiązaniu, a takiego po prostu nie ma – uważa Chorev-Halewa. – Zarówno dla Palestyńczyków, jak i dla Izraelczyków najlepszym rozwiązaniem byłoby, gdyby druga strona spakowała walizki i się dobrowolnie wyniosła, a to przecież niemożliwe. Opcja militarna – zniszczenie Gazy – nie wchodzi w grę, tego nikt nie chce. Doprowadzić do zmiany władzy? Na jaką? Hamas przynajmniej efektywnie tę władzę sprawuje.

Wygląda na to, że obie strony przyjęły tę samą taktykę: wypracować modus ­operandi – i czekać. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. w 1987 r. w Krakowie. Dziennikarka, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego” z Izraela, redaktorka naczelna polskojęzycznego kwartalnika społeczno-kulturalnego w Izraelu „Kalejdoskop”. Autorka książki „Polanim. Z Polski do Izraela”, współautorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 34/2022