Statek „Jutrzenka" szuka portu

Wiktor Osiatyński: ...Po pijanemu dopuszczałem się różnych niedobrych rzeczy. Jednak porównywanie złych czynów alkoholika do upadków Chrystusa pod krzyżem jest dla mnie, człowieka nieformalnie religijnego, delikatnie mówiąc poważnym nadużyciem.
Marek Kondrat jako Adaś Miauczyński w filmie Marka Koterskiego /
Marek Kondrat jako Adaś Miauczyński w filmie Marka Koterskiego /

ANNA MATEJA: - Czy film Marka Koterskiego opowiada tylko o piciu, czy można w nim zobaczyć metaforę ludzkich zmagań w ogóle?

WIKTOR OSIATYŃSKI: - Jaka metafora ludzkich zmagań?! To niezły film o piciu i doskonały film o dzieciach alkoholików oraz o dziedziczeniu alkoholizmu. Świetnie zagrany. Pokazuje dramat nałogu, ale... reżyser za bardzo zajmuje się samym piciem. Przypomina mi niektóre polskie mityngi Anonimowych Alkoholików, których uczestnicy przez 1,5 godziny opowiadają, jak pili, z czego żaden z nich nie wyniesie żadnej nauki. Poza jedną - jak pić.

PIOTR WOJCIECHOWSKI: - Źródła scenariuszowe tego filmu tkwią chyba właśnie w mityngach AA.

WO: - W takim razie jest oparty na złym mityngu AA - podczas dobrego ludzie mówią, dlaczego przestali pić i jak ich życie po tej decyzji się zmieniło. Miauczyński, bohater filmu Koterskiego, dzieli się tylko swoim piciorysem. Film ma zresztą fantastyczne sceny tego rodzaju: czterech facetów w barze na statku "Jutrzenka" pije wyprostowanych; gdy chcą zakąsić - jednocześnie opuszczają głowę nad talerz: dwóch w jedną stronę, dwóch w przeciwną. To jest nie tylko świetne estetycznie - to jest prawdziwe. Bo alkoholik pije wyprostowany, a je skulony, w takiej zresztą postawie załatwia resztę swojego życia. Nie chce mu się nawet podnieść ręki z widelcem do ust, ale opuszcza twarz do talerza, bo jedzenie to czynność życiowa, która go w ogóle nie interesuje. Jedyne, co uważa za istotne - to napić się.

Nieprzekonująca, wręcz demoralizująca jest natomiast ostatnia scena, kiedy wychodzi Anioł Straż i mówi, że tatuś przestał pić z dniem tym a tym, natomiast synek trzy lata później odstawił narkotyki. I co? I ta przemiana miała się dokonać tak z dnia na dzień? Kiedy nie piłem już jakieś dziewięć lat, spotkałem 17-letniego Jarka, ksywka "Taka jest prawda", który prawie cały czas chodził pijany, ale miał momenty jasności. Przypominał mi samego siebie. Chcąc mu pomóc, opowiadałem, czym jest alkoholizm. Słuchał 1,5 dnia, potem znowu się upił. "Panie, co Pan plecie" - usłyszałem wtedy. "Chciałbym, tak jak Pan, 21 lat pić, potem być profesorem, jeździć po świecie, mieć parę groszy. Co ja mam z życia poza piciem?".

- Nie znalazł powodu, dla którego miałby przestać pić.

WO: - Właśnie. Człowiek, który ogląda ostatnią scenę, widzi dramat, ale i łatwość wyjścia z niego - wystarczy chcieć, a gdyby co, Anioł Straż pomoże. A to nieprawda.

PW: - Film Koterskiego jest oglądany przede wszystkim jako obraz o piciu. W Polsce, gdzie problem alkoholowy jest czymś tak powszechnym, że chyba nie ma ludzi, którzy byliby poza tego typu doświadczeniami, będzie odbierany jako interwencyjny. To wyklucza ewentualne przedarcie się na wyższy poziom metafory. Tym bardziej że Anioł Straż, diabeł, który jest fałszywką anioła, gra z Chrystusem i koronami cierniowymi - wszystko utrzymuje się na płaszczyźnie ilustracyjności, usługowości. I nie wznosi się wyżej.

W światowym kinie mamy chociażby "Stracony weekend" Billy'ego Wildera z 1945 r., który jest filmem artystycznie dojrzalszym, wyrazistszym w przedstawianiu węzła, z którego człowiek nie potrafi się wyplątać. W filmie Koterskiego, w pozorze braterstwa między pijącymi znalazłem elementy "Ulicy Nadbrzeżnej" Steinbecka z 1944 r.: pijąc na statku "Jutrzenka", bohaterowie są w sytuacji katastrofy, ale widać, jak im ze sobą fajnie... Im bardziej reżyser rozwija temat generacji, dziedziczenia, tym film jest ciekawszy. Im bardziej zaś próbuje podpompować obraz metaforą religijną czy ikonografią, tym bardziej staje się on pusty i sztuczny.

Moje picie, mój krzyż

- Każdy musi nieść swój krzyż, pójście na łatwiznę niczego nie załatwia. Czy tak nie można odczytać pojawiających się w filmie odwołań do Drogi Krzyżowej?

PW: - Widza wprowadza się na fałszywy trop, ponieważ znak równości między cierpieniem bohatera a Chrystusa nie został według mnie w filmie udowodniony.

- Ale czy trzeba stawiać znak równości? Może chodzi tylko o przypomnienie, że w swoim życiu cierpimy tak jak Chrystus i upadamy tak jak On. Tyle tylko, że nie potrafimy, tak jak On, nieść swoich trosk, cierpień, samotności, lęku przed śmiercią.

WO: - I jak rozumiem, dla alkoholika krzyżem jest jego nałóg, z którym powinien się dzielnie zmagać.

- A nie jest?

WO: - Takie stawianie sprawy gloryfikuje alkoholika, czy po prostu pijaka, który mógłby powiedzieć: "piję, bo taki mam krzyż". Jego krzyżem jest coś innego - przyczyna, z powodu której zaczął pić. Nie stawił jej czoła, nie poradził sobie z problemem, czyli nie umiał lub nie chciał wziąć swojego krzyża. Dlatego sięgnął po dopalacz - alkohol.

Jestem trzeźwym alkoholikiem i robiłem sporo z rzeczy, których dopuszcza się bohater Koterskiego. Moim statkiem "Jutrzenka", na którym Miauczyński przepijał życie, był SPATiF, gdzie alkohol był dla mnie i moich kolegów spoiwem i smarowidłem więzi międzyludzkich. Miałem problemy, jak wszyscy inni ludzie, tyle że oni dzięki rodzinie, nauczycielom i przyjaciołom umieli sobie z nimi radzić, a ja nie. Dlatego piłem i po pijanemu dopuszczałem się różnych niedobrych rzeczy. Jednak porównywanie złych czynów alkoholika do upadków Chrystusa pod krzyżem jest dla mnie, człowieka nieformalnie religijnego, delikatnie mówiąc poważnym nadużyciem. Tłumaczę to sobie tym, że film zrobiono w kraju katolickim i twórcy zakładali, że z takimi odniesieniami lepiej się sprzeda.

PW: - Ten film jest teologicznie błędny. Chrystus niesie na krzyż wszystkie upadki Miauczyńskich i Koterskich, ale wzajemności nie ma. Nie ma takiego cierpienia, którego by Chrystus nie przeszedł podczas ukrzyżowania, i nie ma takiej winy, której by na krzyż nie poniósł. Nie widzimy jednak, by w tym, jak cierpi bohater filmu, było - zanotowane u wielu świętych - uczestnictwo w męce Chrystusa.

- Czy jednak fakt, że Miauczyński ostatecznie bierze krzyż, przestaje uciekać od trudności w alkohol, nie jest jakimś przebłyskiem świętości?

PW: - Miauczyński bierze krzyż nie w życiu, ale w ilustracji Koterskiego. Nie widzimy mechanizmów przemiany, wzrostu i dojrzewania na tej drodze, zrazu "suchej", potem "trzeźwej". Reżyser załatwia to przy pomocy galopującego zła i pojawiającego się w momentach szczególnie dramatycznych Anioła Strażaka.

- Jaką rolę odgrywa więc w tym filmie symbolika religijna?

PW: - Duża część środowiska artystycznego czuje, że język religii coraz bardziej zawłaszcza polityka. Koterski chce powiedzieć: "Nie tylko politycy mogą mówić o rewolucji moralnej i wartościach chrześcijańskich. Mam prawo zajmować się religią na własny sposób. Też wiem, że to skuteczne, bo w tym kraju ciągle stawia się pytanie: »co na to Pan Bóg?«. Pokażę, jak potrafię, jak widzę diabły, anioły, Chrystusa, Drogę Krzyżową". I zrobił to. Plakatowy język filmu jest usprawiedliwiony, choć teologicznie ułomny, a nawet błędny.

WO: - A może to jest kpina? Może nie chodzi tylko o polityków, ale o coś dramatycznego, co się stało przez ostatnie 17 lat w Polsce, gdzie język religii przestał być odświętny, a stał się codzienny?

PW: - Został zinstrumentalizowany.

WO: - Nie tylko. Polska przestała być krajem rozdziału, czy chociaż autonomii, Kościoła od państwa. Kościół ma fantastyczną rolę do spełnienia - jest strażnikiem wartości moralnych, ale wszedł wszędzie i nie wszyscy muszą się na to godzić. Nawet już nas nie kłuje w oczy to, że sfera sacrum stała się częścią naszego profanum. Może chodzi o zakpienie z tego stanu?

PW: - Właśnie, opowiedzenie tego, co nas boli, językiem groteski.

WO: - I pokazanie, że każdy może sobie wytrzeć gębę Chrystusem.

W stronę zdrowego myślenia

- Krzyża więc w filmie nie ma, a to, co widzimy, jest fałszywe jak anioł z choinki udający stróża?

WO: - Krzyż zaczyna się później - po decyzji, że przestaje się pić, kiedy z trudem uczymy się umiejętności życiowych: kierowania emocjami, niepoddawania się im i kształtowania takiego sposobu myślenia, który by budził w człowieku emocje dobre, a nie konfliktowe. W szkole wymagano ode mnie, bym znał 112 wówczas niepodległych państw i ich stolic, ale nikt nie nauczył mnie siedmiu podstawowych uczuć i ich rozpoznawania. Czy można się dziwić, że ludzie nie potrafią potem mówić o uczuciach? Alkoholicy, którzy tylko zaszyli sobie esperal, poszli do więzienia albo obiecali księdzu, że w sierpniu przestają pić, wracają do nałogu, bo nie zdobyli żadnych umiejętności życiowych. Drugi krok, jeden z najważniejszych w wychodzeniu z alkoholizmu, brzmi: "Uwierzyliśmy, że siła większa od nas samych może przywrócić nam zdrowe myślenie". O to właśnie chodzi! Jeżeli człowiek tego nie zrobi, wróci do picia albo popełni samobójstwo, albo wpadnie w depresję.

Koterski nie pokazał drogi powrotu do zdrowego myślenia (może powinien nakręcić o tym następny film?), pokazał początki. Skąd się bierze ta "szara barwa emocjonalna": dziecko modlące się o to, by ojciec wrócił pijany, bo wtedy go nie ukarze za wypity ukradkiem alkohol; wstyd za ojca i strach przed nim, które powodują, że najmłodszy Miauczyński bawi się tylko z pluszowym psem. W jednej z najważniejszych scen syn biegnie wzdłuż nadbrzeża, statek "Jutrzenka" płynie, a ojciec krzyczy: "Nie pamiętasz, że cię siedem razy zabrałem na wakacje? Nie pamiętasz, jak wyjeżdżaliśmy nad morze i w góry?".

- A syn pamięta tylko, że podczas jednego z wyjazdów ojciec zadawał się z "jakąś czarną".

WO: - Pamięta tylko to, co złe, i nie ma się czemu dziwić. Żył z poczuciem strachu, wstydu i narzuconego poczucia winy, samotności i niezrozumienia. Z takimi samymi odczuciami żyje alkoholik... Dzieci w rodzinie Miauczyńskich nikt nie nauczył radzić sobie z emocjami, dlatego ojciec zaczął pić, a syn brać narkotyki. Mogę ze szczegółami opowiedzieć, ile trzeba się namęczyć, by organizm przyzwyczaił się do tej trucizny, ale - jest nagroda. Po piwie nie bałem się ojca, nie byłem nieśmiały, nie czułem się winny.

- Mimo to syn jest przywiązany do ojca, upiera się, by go uratować i, jak rozumiem, udaje mu się. Na taką relację z dzieckiem trzeba jednak pracować całe życie, a nie pić w barze "Jutrzenka". Czy kontakty ojciec-syn nie są pokazane zbyt optymistycznie?

PW: - Nie. Tak silna więź jest prawdopodobna, tym bardziej że nie wiemy, jak syna wychowywała matka. Często jest tak, że zaniedbywane dziecko uświadamia sobie: "Nie mam innego ojca. Ten mnie zaniedbuje, wstydzę się za niego, ale dobrze, że w ogóle go mam".

WO: - Alkoholik nie potrafi mieć relacji z ojcem czy synem, ale jego dziecko ma z nim relację osobliwą - broni marzeń o dobrym ojcu, idealizując go. Każdy syn chce mieć tatę trzeźwego i troskliwego, chociaż potrafi też przyznać: "Życzyłem ci śmierci". Koterski przekonująco tę sinusoidę uczuć pokazuje.

Nadzieja albo groteska

PW: - Mimo artystycznych i myślowych braków ten film może być ważny: przede wszystkim w "polskiej sprawie alkoholowej" - ciągle ważnej, ale przemilczanej. Przecież krzywa spożycia wciąż raz opada, a potem znowu się wznosi. Demagogia rewolucji moralnej całą tę sprawę zepchnęła w cień jako nieelegancką. Tymczasem budżet państwa jest w sporej części "pijany", bo jego dochody pochodzą ze sprzedaży alkoholu.

WO: - Natomiast telewizją publiczną rządzi mentalność właścicieli browarów: od godz. 20.00 ponad połowa reklam dotyczy piwa. Żaden teatr telewizji "nie przebije się" o tej porze na wizję, bo ma za małą oglądalność. Mamy to, co do piwa pasuje: filmy sensacyjne i programy kryminalne.

- Ten akurat problem film dobrze pokazuje. Główny bohater pije przede wszystkim piwo - to głośny komunikat, że od piwa też się można uzależnić.

WO: - W Polsce pokutuje idiotyczne przekonanie, że piwo jest napojem chłodzącym. W zakładach odwykowych USA przynajmniej 30 proc. pensjonariuszy to ludzie młodzi, którzy nie pili niczego poza piwem. Na dodatek w Polsce wierzymy, że gdy wzrasta spożycie piwa, mniej pije się wódki. Odpowiedzialni za to będą się kiedyś smażyć w piekle.

PW: - U nas nakładają się dwa style picia: wschodnio-północnego "picia na umór" i zachodniego, które jest częścią wyrafinowanej konsumpcji. W Polsce oba style spotykają się i wzajemnie wspierają, dlatego "krzywa spożycia" wzrasta. Z tego względu ważne jest, jak film Koterskiego będzie wykorzystywany czy interpretowany.

- Gdy umiera matka Miauczyńskiego, syn grzebie w szafie, użalając się nad łachami, w jakich chodziła. To scena przejmująca, ale zrobiona tak, że można się z niej śmiać. Czy ryzyko niewłaściwych interpretacji nie tkwi w sposobie odczytywania niektórych scen?

WO: - Gdy byłem w kinie, mnóstwo osób się wówczas śmiało.

PW: - Z sytuacji rozpaczy są dwa wyjścia: jedno prowadzi w stronę tragedii, która daje jakąś nadzieję, bo przecież o złu mogę zakomunikować, a w akcie komunikacji jest właśnie nadzieja. I drugie wyjście - w stronę groteski. Koterski porusza się między tymi dwiema sferami. W interpretacji jego filmu najważniejsze jest pokazanie elementów tragedii, która w znacznej mierze dotyczy dzieci i zaklętego kręgu uzależnień powracających w kolejnych pokoleniach.

- A kobiet to nie dotyczy? Rola matki czy żony jest jednak gdzieś obok.

WO: - Byłem kiedyś w sanktuarium w Kałkowie, dokąd przybyło 2 tys. kobiet katowanych przez alkoholików. Różne osoby do nich mówiły, m.in. pewien ksiądz: "A wy, żony i matki, uderzcie się we własne piersi i zastanówcie, czy oni czasem nie piją przez was, bo nie okazałyście im dosyć troski czy miłości". To jest przekaz, który ciągnie się od św. Augustyna - kobiety mają się podporządkować, a gdy coś nie gra - szukać winy w sobie. W naszej kulturze, potwornie zakłamanej, jeśli idzie o nierówność płci czy stosunek do kobiet, film o kobietach alkoholików byłby aktem odwagi.

PW: - W polskiej mitologii narodowej, także zależnej od tradycji katolickiej, panuje mit matki-ofiarnicy, który wyśmiał Witkacy w "Matce". Echo tamtego śmiechu przefrunęło do filmu Koterskiego. W sposobie pokazania matki jest trochę Witkacowskiej makabrycznej groteski.

WO: - Scena pokazująca niezdolność alkoholika do okazania uczuć. Matka prosi: "Pogłaszcz mnie", a on nie potrafi.

PW: - Bo przez swój egotyzm jest upośledzony w okazywaniu uczuć.

WO: - Nie jestem teoretykiem w dziedzinie uzależnień, lecz praktykiem, więc mogę powiedzieć, że późniejszy alkoholik już jako dziecko nie potrafi okazywać uczuć, bo boi się odrzucenia. To postawa obronna. Spójrzmy na scenę przed gabinetem dentystycznym, gdy zapijaczony ojciec przychodzi odebrać syna: wszyscy przecież widzą, w jakiej sytuacji jest mały Miauczyński. W USA w takim momencie przyjeżdża policja i zabiera dziecko do ośrodka terapeutycznego; u nas wszyscy się śmieją. Jak to dziecko ma później radzić sobie ze strachem? Ten ubaw w poczekalni to przejaw naszej bezradności kulturowej, społecznej, policyjnej i jeszcze paru innych.

PW: - Alkoholizm to rzeczywistość wielu tragicznych rozstrzygnięć. Kobiety bronią gniazda, rodziny, bo według nich kiedy odejdzie mąż, choćby i alkoholik, dom się skończy. To są tragiczne rozdarcia i codzienność z pewnością nie tysięcy, lecz milionów polskich rodzin. Kobiety są nie tylko wychowywane do pokory, wywiera się też na nie presję - kobieta bez domu i rodziny znajduje się w społeczeństwie w gorszej sytuacji niż mając męża-alkoholika. Nie przypadkiem w filmie Koterskiego bohaterowie rozwodzą się, ale mieszkają razem.

WO: - A to już kwestia prawa: w Polsce tworzymy schroniska dla bitych czy poniewieranych kobiet...

PW: - ...by mąż mógł zamienić dom w melinę...

WO: - ...zamiast wyrzucić bijącego męża z domu. Mężowie wytrzymują z alkoholiczkami przeciętnie trzy miesiące, żona - nawet kilkadziesiąt lat. Dla mężczyzny-alkoholika czymś, czego boi się stracić, jest praca, zdrowie, rzadko - wolność, żona - niemal nigdy. Dla żony - najważniejsi są mąż i rodzina. Dlatego w ratowaniu uzależnionej kobiety wielką rolę ma do odegrania troskliwy mąż, a mężczyzny - mądry pracodawca.

***

- Czy ten film powstał po to, by kolejny raz zwrócić uwagę na "wzrastającą krzywą spożycia"?

PW: - Stefan Kisielewski w powieści "Miałem tylko jedno życie", wydanej w 1958 r. pod pseudonimem Teodor Klon, opisał nieskończoną samotność i poczucie wstydu alkoholika. To był sygnał dla ówczesnego społeczeństwa, że problem alkoholowy znowu jest ważny. Książkę przemilczano, bo pijaństwo nie pasowało do radosnej twarzy socjalistycznej ojczyzny. Może film Koterskiego będzie takim sygnałem alarmowym? Chyba że zostanie potraktowany tylko jako fabuła.

WO: - Leczenie to za mało, trzeba przemyśleć politykę społeczną: kary za jazdę po pijanemu, za picie w pracy, ustanawianie kurateli sądowej. W filmie żona pokazuje synowi zarzyganego ojca i mówi: "Patrz, to jest twój idol". Tak ma się czuć alkoholik - ma ponosić konsekwencje. Nie tego, że się uzależnił i jest alkoholikiem, ale czynów popełnionych po pijanemu. Bo alkoholik, nawet najbardziej zdegenerowany, dokonuje nieustannych kalkulacji, tak by konsekwencje ponosił ktoś inny.

PW: - Film Koterskiego opowiada o ludziach, którym nie brakowało pieniędzy na alkohol. O wiele więcej jest tych, o których Maria Dąbrowska napisała, że są "odsunięci od stołu życia". Podział w polskim społeczeństwie na beneficjentów i poszkodowanych transformacji sprawia, że jest dziś wielu takich, którym musimy dać coś w zamian, jeśli chcemy zabrać im wódkę...

WIKTOR OSIATYŃSKI (ur. 1945) jest socjologiem i prawnikiem-konstytucjonalistą; założycielem Komisji Edukacji w Dziedzinie Alkoholizmu i Innych Uzależnień, autorem książki "Rehab" o wychodzeniu z alkoholizmu, za którą otrzymał Nagrodę im. ks. Józefa Tischnera.

PIOTR WOJCIECHOWSKI (ur. 1938) jest pisarzem i wykładowcą szkoły filmowej w Łodzi; laureatem m.in. Nagrody im. Kościelskich. Ostatnio wydał powieść "Próba listopada".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2006