Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Liczyła, ilu chłopczysków wywróżyła zazula przyszłym Państwu Skrzetuskim, z zapartym tchem śledziła zarówno mrożący krew w żyłach Pana Michałowy pojedynek z Bohunem, jak i nie mniej dynamiczne umizgi Bogusława Radziwiłła, zarówno do Oleńki, jak i Kmicica, o filipikach Zagłoby podczas oblężenia Zbaraża nie wspominając. Nawet nieco kontrowersyjne obyczajowo ujeżdzanie Kmicicowego konia wielkiej krwi (któremu śledziona grała) uzyskało pełną promienistego uśmiechu akceptację.
W ostatniej części starsza pani kibicuje Małemu Rycerzowi w sercowych, desperacko sanatoryjnych perypetiach z Krzysią i Basieńką i wraz z Ewką Nowowiejską zachwyca się męską krzepą Azji Tuhajbejowicza. Aż wreszcie nadciąga nieunikniony koniec spektaklu... i wtedy zdarza się coś nieoczekiwanego. Gdy podczas oblężenia Kamieńca postaci deklarują: "Wszyscy przysięgamy", Starsza Pani - widz z pierwszego rzędu - nagle z trudem powstaje z miejsca, towarzysząc przysiędze Ketlinga i Pana Wołodyjowskiego.
I stała tak na widowni Starego Teatru, wspierając się na kulach, poważna i wzruszona, aż do słów "Tak mi dopomóż Bóg".