Sprawy domowe

To o tej wadowickiej kamienicy mówił Jan Paweł II podczas pielgrzymki w 1999 roku: „Ten dom był dla mnie szczególnie gościnny”.

31.05.2021

Czyta się kilka minut

Anna Siłkowska w czasie prywatnego spotkania z Janem Pawłem II. Watykan, 1986 r. / ARCHIWUM RODZINNE SIÓSTR SIŁKOWSKICH / REPRODUKCJA JACEK TARAN
Anna Siłkowska w czasie prywatnego spotkania z Janem Pawłem II. Watykan, 1986 r. / ARCHIWUM RODZINNE SIÓSTR SIŁKOWSKICH / REPRODUKCJA JACEK TARAN

Najpierw do sieni – panuje w niej lekki półmrok i nieco piwniczny chłód. Potem krętymi i ciasnymi schodami w górę, by dotrzeć do skrytego za przysadzistymi drzwiami mieszkania na pierwszym piętrze. Jest pełne, niczym sklep antykwaryczny, obrazów, zdjęć, rzeźb i mebli. Rzekłbyś: domostwo, które dawno temu ktoś zamknął na cztery spusty, by nagle po latach znów je otworzyć, zupełnie niezmienione, na dzisiejszy świat.

Po śmierci ojca był to dla Karola Wojtyły jedyny prawdziwy dom w jego rodzinnym mieście.

Przyjaźń i braterstwo

Na stole talerz z trzema olbrzymimi bezami. – No, jednak nie kremówki – śmieje się pani Zofia. – Jesteśmy przeciwne sprowadzaniu pamięci o Janie Pawle II do wypieków – tłumaczy pani Anna.

Rodzina? Przodkowie? Tak, obie panie, siostry Siłkowskie, chętnie o nich opowiedzą: to dzięki nim przecież ten dom jest taki, jaki jest.

A więc, opowiada Anna, na portrecie z lewej strony – pradziadek ze strony mamusi, Tomasz Wądolny. Portretu drugiego pradziadka, Ksawerego Hommégo, powstańca styczniowego, który z obawy przed zsyłką na Sybir uciekł do Galicji, niestety nie ma. Jest natomiast wizerunek jego syna, Kazimierza, który ożenił się z wadowiczanką, Antoniną z Wądolnych – to oni właśnie kupili kamienicę nr 6 przy wadowickim rynku. Rodzina ze strony ojca pochodziła natomiast z terenów obecnej Ukrainy – pradziadek Franciszek Siłkowski osiadł w okolicach Krakowa. Dziadkowie Stefania i Józef Siłkowscy zamieszkali w Podgórzu, właśnie tam w 1919 r. urodził się tatuś, Zbigniew Siłkowski. W 1928 r. dziadek, kolejarz, został oddelegowany do Wadowic – i tu tatuś poszedł do gimnazjum.

W szkole Zbigniew Siłkowski w piątej klasie poznaje Karola Wojtyłę. Był tak zajęty sportem i harcerstwem, że opuścił się w nauce i spotkał się ostatecznie z rocznikiem o rok młodszym. Znajomość przerodziła się w przyjaźń i braterstwo.

Dziadkowie Siłkowscy mieli kwaterunek przy stacji kolejowej – ten domek nadal tam stoi. Tam właśnie Karol odwiedzał Zbigniewa. Albo Zbigniew szedł do mieszkania Karola na ulicy Kościelnej.

Ojciec opowiadał, że Karol bardzo lubił sport – grał w piłkę, jeździł na nartach i na łyżwach na zamarzniętym stawie koło stacji. Wiedział jednak, ile czasu można poświęcić na przyjemności, a ile na naukę.

Zawsze był bardzo obowiązkowy.

Maturę obaj zdali w 1938 r. Wcześniej ważne wydarzenie w ich życiu – sakrament bierzmowania. Świadkiem Karola był dziadziuś Siłkowski, a tatusia – Karol Wojtyła senior.

Po maturze ich drogi się rozeszły – Zbigniew pojechał do szkoły artylerzystów we Włodzimierzu Wołyńskim, a Karol Wojtyła z ojcem do Krakowa.

Podczas okupacji kontakt się urwał. Chociaż wyrywkowe wiadomości o Karolu jednak dochodziły: że w lutym 1940 r. zmarł jego ojciec; że krótko potem Karol wstąpił do tajnego seminarium; że równolegle pracował w Solvayu; że w 1944 r. zamieszkał jako młody kleryk na Franciszkańskiej 3. Właśnie tam Zbigniew odnalazł swego kolegę w 1945 r. – gdy pojechał do Krakowa po metrykę urodzenia z powodu planowanego ślubu z Anną.

Smalec ze skwarkami

– To jest korespondencja naszego tatusia i Karola Wojtyły – pani Zofia kładzie na stole trzy ciężkie segregatory, wypełnione po brzegi listami.

Okazuje się, że listów z krakowskiego okresu życia Wojtyły nie jest aż tak wiele. Dlaczego? Zbigniew Siłkowski bardzo często po prostu odwiedzał swojego przyjaciela w Krakowie, dokąd jeździł w sprawach służbowych. Ilekroć był w Krakowie, zawsze zaglądał na Franciszkańską. Ksiądz biskup, a w późniejszych latach arcybiskup i kardynał, jeśli tylko był w Pałacu Biskupim, zawsze witał go w progu: „Zbysiu, już siadamy i rozmawiamy!”.

Karol zawsze był ciekaw, co się dzieje w domu Siłkowskich. Bo był to dom dla niego szczególny. Tu właśnie obchodził wszystkie uroczystości związane ze swoją duszpasterską drogą: prymicje kapłańskie, święcenia biskupie i kardynalskie.

– Prymicje zorganizowali nasi rodzice, ponieważ uznali, że Karol powinien mieć możliwość odprawienia pierwszej mszy w miejscu swojego urodzenia. Z tego domu wyszedł do kościoła, a po mszy, przy tym stole, w tym pokoju, pośród tych samych mebli, był uroczysty obiad – mówi Anna Siłkowska.

Kamienicę przy rynku Karol Wojtyła odwiedzał, kiedy tylko mógł.

– Pewnego dnia w lecie 1957 r. – wspomina Anna – wracamy z kościoła, a pod domem stoi grupa młodych ludzi. Zziajanych, ale uśmiechniętych. Okazało się, że to ksiądz Wojtyła przyjechał z czterema swoimi studentami na rowerach z Krakowa. Ilekroć, już jako biskup, odwiedzał Wadowice z powodu bierzmowania albo odpustu lub tylko przejeżdżał przez rodzinne miasto – wracając np. z wizytacji w jakiejś parafii – zawsze zahaczał o nasz dom, żeby z nami posiedzieć.

Wyglądało to tak: najpierw kierowca, pan Mucha, przychodził sprawdzić, czy jesteśmy w domu. Stawał wtedy w progu i mówił: „Wielki pan jest”. Wtedy tatuś schodził na dół po przyjaciela. Gdy ten stawał w progu, mówił zwykle do mamusi: „Aneczko, coś bym zjadł”. Wizyta była najczęściej niespodziewana – zwykle po południu, gdy domownicy byli już po obiedzie. Czym tu poczęstować gościa? Najczęściej jednak wystarczało kwaśne mleko, jajka, placek drożdżowy z owocami: borówkami, truskawkami, wiśniami lub śliwkami.

– Najbardziej lubił proste jedzenie: chleb, flaki, smalec ze skwarkami – powiada Zofia Siłkowska. – Boże, ile on tego potrafił zjeść.

Normalny wujek

Karol Wojtyła, wspominają siostry, zawsze był obecny w życiu rodziny. Uczestniczył w ważnych dla niej wydarzeniach: ostatnie namaszczenie siostry mamy (zaraz po prymicjach w 1946 r.), pogrzeb dziadka Józefa Siłkowskiego w 1966 r., ślub Andrzeja i Małgosi (to ich przyrodnia siostra) w kościele Bożego Ciała w Krakowie, pogrzeb mamy, Anny Siłkowskiej w marcu 1978 r. (wtedy właśnie spotkał się po raz ostatni z rodziną Siłkowskich w jej domu).

Anna: – Wujek i kuzyn mamusi byli księżmi. I takim samym, normalnym wujkiem był dla nas też Karol Wojtyła.

Gdy został biskupem, Ania zaczynała pierwszą klasę. W szkole mówi do koleżanek: „To mój wujek”. A jedna z nich na to: „Wcale nie!”. Więc Ania w płacz. W domu pyta mamę: wujek to czy nie wujek? A mama na to: „Nie jest to bezpośrednia rodzina, ale on zawsze będzie waszym wujkiem!”.

– Przed wyświęceniem na biskupa – wspomina Zofia – tatuś przykazał nam, że od teraz mamy zwracać się do wujka „Wasza Ekscelencjo”. I że już więcej nie będzie wieszania się na szyi, nic z tych rzeczy. A ja martwiłam się tylko jednym: jak pocałuję jego pierścień, klęcząc? Czy do niego dosięgnę? Więc na widok wujka w tym zdenerwowaniu wydałam z siebie przerażone: „Ekscelencjo!”. A wujek na to się roześmiał: „Widzę, że tato już odpowiednio ustawił córki”. Po czym dodał: „Zapamiętaj sobie, że dla ciebie i twoich sióstr do końca życia będę wujkiem!”.

Trzy banery

Zofia: – Nie wyobrażam sobie, że można się wyrzec zobowiązań czy spraw dotyczących szeroko pojętego domu: miasta, ojczyzny. W przeszłości obywatele, którym się lepiej wiodło – a nasz dziadek, aptekarz, do takich niewątpliwie należał – czuli się wewnętrznie zobowiązani, żeby coś zrobić dla miasta i jego mieszkańców. W takiej atmosferze byłyśmy wychowywane.

Siostry Siłkowskie dawały temu wyraz w życiu publicznym Wadowic: w 2010 r. zaczęły jawnie krytykować działania ówczesnych władz miejskich. Powodem był remont rynku i ulicy biegnącej tuż pod ich domem. Uznały, że prace rewitalizacyjne są doskonałą okazją, żeby do kamienic doprowadzić gaz, miejskie ciepło oraz nową kanalizację. Mimo zapewnień ratusza nic takiego się nie stało.

Wedle sióstr Siłkowskich na ich pisma w tej sprawie władze miejskie albo nie odpowiadały, albo przysyłały świstki bez żadnych pieczątek.

Poczuły się oszukane. Uznały, że remont nawierzchni rynku bez gruntownej wymiany infrastruktury to była robota na pokaz. – Bo skoro gaz i ciepło miejskie biegną pod płytą rynku – tłumaczy Anna Siłkowska – to dlaczego nie mogły zostać podłączone do naszej i sąsiedniej kamienicy?

Postanowiły odtąd patrzeć na ręce władzom miejskim. Wraz z kilkoma osobami założyły stowarzyszenie ­Inicjatywa Wolne Wadowice. Kilka dni przed uroczystościami związanymi z beatyfikacją Jana Pawła II wywiesiły na swej kamienicy baner „Samorząd wadowicki zawsze niegospodarny” – dokładnie vis-à-vis baneru umieszczonego na miejskim ratuszu: „Samorząd wadowicki zawsze wierny Janowi Pawłowi II”. – Nie mogłyśmy pojąć, jak samorząd mógł deklarować na transparencie wierność papieżowi, a jednocześnie lekceważyć mieszkańców i ich potrzeby.

Dr Mateusz Klinowski, współzałożyciel stowarzyszenia, wykładowca na Wydziale Prawa i Administracji UJ, burmistrz Wadowic w latach 2014-18: – Dla mieszkańców Wadowic taka postawa powszechnie szanowanej rodziny, wcześniej nie związanej z polityką i utożsamianej z Kościołem, urosła do miana symbolu.

Siostry nie poprzestały na tym. W kolejnych miesiącach na ich kamienicy pojawił się kolejny baner: „Władza to służba, a nie panowanie”.

Co miały na myśli?

– Chodziło o to, że w naszym kraju władza nie rozmawia z obywatelem. I nikt nie bierze pod uwagę, że radnym, burmistrzem, ministrem się bywa, a twarz ma się tylko jedną – tłumaczy Zofia Siłkowska.

Dzisiejsza sytuacja polityczna w Polsce? Pani Zofia idzie po papierosa: – Lepiej nie mówić, bo się brzydkie wyrazy pchają na usta.

Owszem, interesują się z siostrą wszystkim, co się dzieje w kraju. Brały udział w protestach – w obronie demokracji, niezależnego sądownictwa (właśnie one organizowały pierwsze protesty pod wadowickim sądem).

Zofia: – To, co się dzieje u nas z wymiarem sprawiedliwości, to zbrodnia. A co np. z hejterami, przecież żadnemu do dziś włos z głowy nie spadł.

Anna: – Jesteśmy katoliczkami, ale ta zaciekłość i nienawiść obecnej władzy wobec drugiego człowieka są odpychające. Nie z wszystkimi muszę się spotykać i przyjaźnić, ale każdy z nas jest człowiekiem, którego należy wysłuchać i starać się zrozumieć jego racje. A dzisiejsza władza tylko atakuje.

Czarny protest? Nie, nie popierały go – ale przecież przepisami prawnymi nie można regulować spraw sumienia. Dziś, przyznają, są już nieco mniej aktywne – w pewnym momencie stwierdziły, że trzeba jednak trochę odpocząć. Ale wszystkie trzy banery mają schowane na strychu, na wszelki przypadek.

Trzy banery?

Tak, był jeszcze trzeci, który zawisł na ich kamienicy przed otwarciem muzeum Jana Pawła II. Nosił napis: „Nie budujcie mi pomników, zróbcie coś dobrego dla ludzi”.

Zgryzoty

Czy były przeciwne powstaniu muzeum Jana Pawła II w Wadowicach?

Nie, chodziło im tylko o to, żeby część zamieszkana niegdyś przez Wojtyłów była jak najwierniejsza pierwotnemu stanowi. A środek całej kamienicy został wyburzony i postawiony na nowo; mury pogrubiono, żeby nadbudować poddasze, które kiedyś było normalnym strychem. I to wszystko prawie za 30 milionów.

A przecież papież był bardzo skromnym człowiekiem. Nie miał wymagań. Zawsze starał się – wiedzą to od rodziców – podzielić z człowiekiem, który był w potrzebie. To muzeum, wedle sióstr Siłkowskich, w ogóle nie skłania do zastanowienia, co papież chciał nam powiedzieć. Czy w ogóle ktoś dziś studiuje jego nauki? Choćby te teksty, które wygłosił podczas pielgrzymek w Polsce – czy ktoś stara się je poznać? I te liczne pomniki – to na pewno nie jest to, o co chodziło papieżowi.

I Kościół w Polsce też nie jest taki.

Przyznają: smutno wygląda polski katolicyzm. Kościół powinien stać po stronie słabszych, a zbratał się z władzą i tylko to się dla hierarchów liczy. Przede wszystkim chodzi o to, co polski Kościół zrobił ze spuścizną po papieżu. Hierarchowie chyba uwierzyli, że skoro Jan Paweł II był Polakiem, to oni są tak samo święci, jak on. I rządzą, jak chcą.

Choćby religia w szkole – to klęska. Przydział jako katecheci w szkole dostają księża bez przygotowania i doświadczenia.

Ich największe rozczarowanie? Kardynał Dziwisz. Owszem, znały go. Tym bardziej nie potrafią pojąć, dlaczego człowiek, który był przez tyle lat blisko papieża, niewiele się nauczył. Widzą po nim brak odwagi cywilnej, a biskup ma być człowiekiem odważnym, bo jest odpowiedzialny za swoją diecezję.

Nadużycia w Kościele? Nie wierzą, że papież by nie reagował, wiedząc o wszystkim. Po prostu – te informacje do niego nie docierały. Inaczej być nie mogło.

Widziały przecież na własne oczy, jak zawsze przejmował się chorobami dzieci czy innymi nieszczęściami. Krzywda ludzka zawsze bardzo go bolała.

Jak stary Żyd

Pani Anna sięga po najgrubszy segregator: – To jest korespondencja tatusia i Karola Wojtyły z okresu rzymskiego.

Są tu nie tylko listy, ale także zdjęcia. Na wszystkich gesty pełne czułości. Tu papież obejmuje Zbigniewa Siłkowskiego, tam – przytula Annę, jeszcze na innych – głaszcze po twarzy Zofię.

Odwiedzały papieża w Rzymie. Ojciec także i to wielokrotnie. Był u papieża przez dwa tygodnie po zamachu w 1981 r.

Zbigniew Siłkowski bywał też w Rzymie z córkami: z Anną w 1984 r., a z Zofią dwa lata później.

Gdy byli w Watykanie, papież zawsze starał się spędzić z nimi tyle czasu, ile tylko mógł; wspólnie jedli posiłki. Siłkowscy uczestniczyli także w mszy w papieskiej prywatnej kaplicy.

Zofia pamięta zwłaszcza jedną z takich porannych mszy – widziała, jak papież się do niej przygotowywał i jak po niej się modlił. – Ten widok będę mieć do końca życia przed oczami. Ten człowiek naprawdę rozmawiał z Bogiem. Jak ten stary Żyd: „Jak będzie jeden sprawiedliwy, uratujesz, Boże, to miasto?”.

Zapach domu

Po śmierci Zbigniewa Siłkowskiego w 1996 r. jego córki kontynuowały korespondencję z papieżem – pisała Anna, bo Zosia (tak mówi) zbyt bazgrze. Na wszystkich listach widnieje odręczny podpis papieża: „Wujek”.

Ostatni list od papieża siostry Siłkowskie otrzymały na tydzień przed jego śmiercią. Dziękował w nim za pamięć i dobre słowa. A także za beziki, które dla niego upiekły, i za słoiczek kompotu malinowego, który wysłały mu na wzmocnienie.

– Chciałyśmy, żeby mu w tym Watykanie pachniało wadowickim domem. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz oraz tłumacz z języka niemieckiego i angielskiego. Absolwent Filologii Germańskiej na UAM w Poznaniu. Studiował również dziennikarstwo na UJ. Z Tygodnikiem Powszechnym związany od 2007 roku. Swoje teksty publikował ponadto w "Newsweeku" oraz "… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 23/2021