Jan Paweł II: wiele wspomnień

Wiele lat minęło od czasu, gdy wyszedłem z Wadowic. Zawsze jednak wracam do tego miasta z poczuciem, że jestem tu oczekiwany jak w rodzinnym domu. A dom był przy ulicy Kościelnej. A kiedy patrzyłem przez okno, widziałem na murze kościelnym zegar słoneczny i napis: Czas ucieka, wieczność czeka. (...) Wiele wspomnień. W każdym razie tu, w tym mieście, w Wadowicach, wszystko się zaczęło. Szkoła się zaczęła, studia się zaczęły i teatr się zaczął. I kapłaństwo się zaczęło. (Jan Paweł II do mieszkańców Wadowic, 16 czerwca 1999).
 /
/

Dzieciństwo i młodość: Wadowice 1920-1938

Kto dzisiejszego Ojca Świętego poznał w wieku dojrzałym, ten zapamięta Go jako człowieka słusznego wzrostu, szczupłego, o ściągniętej twarzy, i nie przyjdzie mu na myśl, że dziesięcioletni Karol Wojtyła mógł wyglądać zgoła inaczej. Był to chłopiec, owszem dość wysoki, ale raczej grubasek. Chłopiec bardzo żywy, bardzo zdolny.

(Ks. Kazimierz Figlewicz, “TP" 44/1978)

Do gimnazjum biegł za trzy minuty ósma rano, z pobliskiego rynku, obok którego mieszkał, i wpadał w ostatniej chwili do klasy z wielką, rozwichrzoną gęstwą włosów, które nigdy nie chciały go słuchać.

(Halina Królikiewicz-Kwiatkowska, w: “Młodzieńcze lata Karola Wojtyły")

Należałem do tych, którzy razem z nim siedzieli w jednej ławce. Pozostała mi najlepiej w pamięci 8. klasa, siedzieliśmy wówczas w środkowym rzędzie, chyba w czwartej ławce od tablicy. (...) Odrabialiśmy razem lekcje, zawsze w domu Lolka. (...) Skromne mieszkanie państwa Wojtyłów składało się z trzech izb, poza kuchnią w amfiladzie była sypialnia, a trzeciego pokoju w czasach, gdy tam bywałem, nie używano. Po przepracowaniu każdego przedmiotu Lolek wychodził do drugiego pokoju i stamtąd wracał po chwili. Kiedyś drzwi były niedomknięte i zauważyłem, że Lolek modli się na klęczniku...

(Antoni Bohdanowicz, w: “Młodzieńcze lata Karola Wojtyły")

Karol Wojtyła był gorliwym ministrantem. Zbliżył nas, jak mi się wydaje, także konfesjonał. I rozmowy, i wzajemne odwiedziny. W ten sposób poznałem (...) pana porucznika Wojtyłę, zatrudnionego pracą administracyjną w stacjonującym w Wadowicach 12. Pułku Piechoty.

(Ks. Kazimierz Figlewicz, “TP" 44/1978)

[Ojciec był] niesłychanie zdyscyplinowany wewnętrznie, tego samego wymagał od Karola. Dla syna przedobry. Zastępował mu matkę, która nie żyła. Prowadził cały dom, robił zakupy, gotował.

(Zbigniew Siłkowski, “TP" 43/78)

Nasz żywot gimnazjalny był raczej monotonny. (...) Pozostawała tylko niedziela na ewentualne przyjemności, ale niewielkie, bo rano chodziliśmy na wspólną gimnazjalną Mszę św., po której na ogół odbywaliśmy gromadnie spacer nad Skawę. Bardzo rzadko były wycieczki w ciągu roku szkolnego, te najbliższe, na Leskowiec. A dalsze, to były już “wielkie wyprawy" do Wieliczki, do Krakowa...

W ostatnich latach gimnazjalnych zdarzyło się coś, co zabrało Lolkowi resztki wolnego czasu. Zjawił się w jego życiu Mieczysław Kotlarczyk, powstał teatr dramatyczny amatorski w gimnazjum, który zawładnął nim bez reszty.

(Antoni Bohdanowicz, w: “Młodzieńcze lata Karola Wojtyły")

Pamiętam próby, które przeważnie prowadzili profesorowie języka polskiego, pamiętam wyjazdy do krakowskich wypożyczalni kostiumów. (...) Prawie we wszystkich spektaklach główne role grał Lolek Wojtyła. Najlepiej pamiętam Go z “Antygony", “Balladyny" i “Ślubów panieńskich", gdyż partnerowałam Hajmonowi jako Antygona, Guciowi jako Aniela, Kirkorowi i Kostrynowi jako Balladyna. Temu ostatniemu spektaklowi towarzyszyła cała afera, ponieważ kolega próbujący Kostryna zagroził jednemu z profesorów, że go zastrzeli, jeśli dostanie od niego dwóję, a mój ojciec Jan Królikiewicz, dyrektor męskiego gimnazjum, ukarał naszego Kostryna w przeddzień premiery “Balladyny" usunięciem go z obsady. Przed nami otworzyła się otchłań, a Lolek powiedział wtedy spokojnie, że zagra obydwie role, bo przecież szlachetny Kirkor ginie na wojnie dość wcześnie, więc będzie miał czas przecharakteryzować się na nikczemnego Kostryna. I tak się też stało. Zagrał bez próby, nie zmieniwszy ani tekstu, ani żadnej sytuacji. (...) Gwiazdą recytacji była w tych latach Kazimiera Rychterówna. Przyjechała do Wadowic z recitalem przygotowanym specjalnie dla szkół. Razem z Karolem poszliśmy do niej za kulisy z prośbą, aby przyjechała do nas w charakterze jurorki recytatorskiego międzyszkolnego konkursu. Siedemnastoletni Karol Wojtyła w przepisowym mundurku, z lekko jak zwykle pochyloną głową, recytował “Promethidiona" Norwida. Widzę i słyszę go wyraźnie dziś jeszcze. Mówił poemat na swój własny nowatorski sposób, intelektualnie, jakby twardo, zrozumiale, przejrzyście.

(Halina Królikiewicz-Kwiatkowska, w: “Młodzieńcze lata Karola Wojtyły")

Studia polonistyczne: Kraków 1938-1939

Słuchając wykładów Karol Wojtyła miał zwyczaj patrzeć w profesora z ogromnym skupieniem (to było u niego charakterystyczne) - jakby chciał wszystko wchłonąć... W życiu koleżeńskim (...) naszego żeńskiego towarzystwa nie unikał, ale i nie szukał. Przychodził na wykłady sam i sam z nich wychodził.

(Irena Orlewiczowa, w: Ks. Adam Boniecki, “Kalendarium życia Karola Wojtyły")

Pamiętam, że Karol Wojtyła bardzo często towarzyszył Ance Weber i pełnił wobec niej szczególną rolę. Mianowicie - tak to odbierałam wówczas, a i teraz również - ochraniał ją, Żydówkę, przed ewentualną agresją wszechpolaków. Jego stosunek do młodzieży wszechpolskiej był negatywny, z czym się nie krył. (...) Skromny, spokojny, zawsze bardzo ubogo ubrany, robił wrażenie wiejskiego chłopaka, towarzysko niewyrobionego, ale z charakterem, wyraźnie “odbijał" od ekspansywnych i pewnych siebie kolegów.

(Zofia Żarnecka, w: “Kalendarium życia Karola Wojtyły")

Ostatnią ławę w głównej sali wykładowej zajęło dobrane towarzystwo adeptów literatury pięknej, które naturalnie trochę nonszalancko traktowało długie perory profesorów, starających się zachęcić nas do nauki. Wojtyła siedział o wiele bliżej katedry i nie zajmował się żartami i różnymi dwuwierszami, które układaliśmy na poczekaniu “ku pokrzepieniu serc". Fraszki i epitafia dotyczyły profesorów i kolegów, i oczywiście Wojtyły. Oto przykłady tej twórczości: “Damy słuchaczowi rząd i konia, kto zrozumie wykłady Pigonia", “Starszy asystent Kazimierz Wyka wykłada na poziomie »Płomyka«". (...) Kiedy Karol dostawał taką karteczkę, wzruszał ramionami i spozierał na nas z politowaniem. A my pękaliśmy ze śmiechu, gdy koledzy podsuwali mu coraz to nowe płody naszej twórczości wykładowej: “Poznajcie Lolka Wojtyłę, wnet poruszy ziemi bryłę".

(Tadeusz Kwiatkowski, w: “Młodzieńcze lata Karola Wojtyły")

Jako żart przybijają na drzwiach Jego pokoju w Bursie Akademickiej (tzw. Pigoniówka, ul. Garbarska 6) wizytówkę: Karol Wojtyła - początkujący święty.

(Danuta Michałowska, w: “Kalendarium życia Karola Wojtyły")

Okupacja: Kraków 1939-1942

Dzień 1 września wiąże się w mojej pamięci również z osobą Karola Wojtyły. Poranne naloty na Kraków wywołały popłoch wśród pracowników Katedry, tak że nie miał kto mi służyć do Mszy św. Nawinął się Karol, który przyszedł akurat z Dębnik na Wawel do spowiedzi i komunii św., gdyż był to akurat pierwszy piątek miesiąca, przez młodego polonistę pod względem religijnym pilnie przestrzegany. Utkwiła mi w pamięci ta pierwsza wojenna Msza przed ołtarzem Chrystusa Ukrzyżowanego - wśród wycia syren i eksplozji.

(Ks. Kazimierz Figlewicz, “TP" 44/1978)

Raz w miesiącu spotykaliśmy się, wszyscy należący do Żywego Różańca, w kościele, na tak zwanej zmianie tajemnic różańcowych. (...) Czasem narzekałem na pana [Jana] Tyranowskiego. Mówiłem Karolowi wprost, że go nie znoszę. Karol mi perswadował: “To nie jest najważniejsze, jak on wygląda. Najważniejsze jest to, co wnosi w nasze życie".

(Ks. Mieczysław Maliński, “Przewodnik po życiu Karola Wojtyły")

To były niezwykłe lata, mimo strachu, upokorzeń, nędzy. Nie myśleliśmy o niebezpieczeństwie, byliśmy młodzi, chcieliśmy walczyć i uczyć się. Nasz teatr też przecież walczył o wolność - nie bronią jak inni rówieśnicy, ale zakazanym polskim słowem.

(Halina Królikiewicz-Kwiatkowska, w: “Młodzieńcze lata Karola Wojtyły")

Mieszkałam w Krakowie jako akademiczka i kiedy oni z ojcem przeprowadzili się do Krakowa i Karol rozpoczął studia na polonistyce, mąż mnie odwiedzał. I każdej soboty przychodził Loluś do mnie z ojcem na Długą. Wtedy rozpoczynali tzw. “omawianie" całej literatury dramatycznej i niedramatycznej. Zaczynało się od tego “no, Mieciu, obsadzajmy". Obsadzali sobą te wszystkie postacie wielkiej poezji czy prozy. A ojciec siedział i słuchał. Te wieczory na Długiej trwały nieraz do późnych godzin nocnych.

(Zofia Kotlarczykowa, w: “Kalendarium życia Karola Wojtyły")

Tymczasem okazało się, że moje obawy dotyczące zagrożenia Karola wywózką do Niemiec podzielało również grono jego przyjaciół z willi “Pod Lipkami". Zresztą powstawał nowy problem: koniec wojny wciąż nie przychodził, trzeba było z czegoś żyć. Emerytura, którą otrzymywał ojciec Karola, była bardzo mała i niepewna. Ale znaleźć pracę w zakładzie strategicznie ważnym nie było łatwo. Najwytrwalsza w tej sprawie była pani Lewaj, która otaczała Karola wprost matczyną miłością (...). Ona to dotarła do dyrektora fabryki sody w Borku Fałęckim i załatwiła pracę nie tylko dla Karola, ale za jednym zamachem i dla jego paru kolegów, między innymi Julka Kydryńskiego i Wojtka Żukrowskiego.

(Ks. Mieczysław Maliński, “Przewodnik po życiu Karola Wojtyły")

Pracowałem wtedy na kolejce jako pomocnik maszynisty. (...) Widziałem, jak Karol Wojtyła wspólnie z kolegami spinał wózki. Pracowali na torach, po których kolejka jeździła z fabryki do kamieniołomu...

Spotkałem go kiedyś na zakładzie. Była 12 godzina. Dzwoniło na Anioł Pański. Dzwonek usłyszał, wiadra położył, przeżegnał się i modlił. Potem wstał i poszedł dalej. Nie krępował się nikim.

(Józef Pachacz, w: “Kalendarium życia Karola Wojtyły")

Dobrze pracował, obowiązki wykonywał chętnie, jak miał wolną chwilę w południe, czytał książki.

(Jan Żyła, w: “Kalendarium życia Karola Wojtyły")

Gdy spojrzałem na książki w mieszkaniu Karola, o wielu z nich nie miałem zielonego pojęcia. Same dzieła filozofów, jakieś tomy rozpraw religijnych. - Czy ty to wszystko przeczytałeś? - spytałem go, wskazując na półkę z książkami. - Jeszcze nie - odpowiedział. - Ale przeczytam. Kiedyś zapytałem Karola, czy zna “Trzy zimy" Miłosza. - Czytałem - skinął głową. - Piękne wiersze.

- Człowieku - zawołałem - kiedy ty masz czas na to wszystko? Harujesz w Solvayu, chodzisz na próby teatralne rapsodyków, zajmujesz się filozofią.

- Dla chcącego nie ma nic trudnego - uśmiechnął się i poklepał mnie po ramieniu.

(Tadeusz Kwiatkowski, w: “Młodzieńcze lata Karola Wojtyły")

Seminarium: Kraków 1942-1946

Kiedy Karol oznajmił nam na jednej z prób w 1942 roku, że zaczyna studiować teologię, spadło to na nas jak grom. Podczas wielogodzinnej nocnej rozmowy Tadeusz Kudliński próbował odwieść Karola od porzucenia teatru, powołując się między innymi na przypowieść o talentach, które należy zwrócić, ale postanowienie Karola było nieodwracalne. I my, Jego przyjaciele, i potem wielu ludzi zadawało sobie i innym pytanie, czy powód obrania przez niego nowej drogi był bezpośrednio spowodowany śmiercią ojca, czy postanowienie to narastało w nim systematycznie. Nikt jednak poza nim nie wie, jak było naprawdę.

(Halina Królikiewicz-Kwiatkowska, w: “Młodzieńcze lata Karola Wojtyły")

Po łapance 8 sierpnia 1944 roku (...) Książę Metropolita zadecydował, że alumni zamieszkają konspiracyjnie przy ul. Franciszkańskiej. Roczniki były jednak łączone. Warunki mieszkaniowe były nader skromne. Nie mieliśmy poza łóżkiem i wspólnym stołem żadnych innych mebli. Cały nasz majątek osobisty mieścił się w małych walizeczkach pochowanych pod łóżkami.

[Wojtyła] zawsze skupiony, uważny na wykładach, ratował sytuację, kiedy profesor chciał zagiąć słuchaczy na jakimś trudniejszym zagadnieniu. Nawet u wymagającego ks. prof. Ignacego Różyckiego nie było sytuacji, żeby nie odpowiedział. Raz tylko się przytrafiło, że po zapytaniu (miał wtedy być już ostatnią deską ratunku) kleryk Wojtyła, będąc na IV roku, przeprosił ks. Różyckiego: “Proszę mnie dzisiaj nie pytać, jestem niedysponowany. Dziś nie spałem. Byłem na posiedzeniu Zarządu Bratniaka, które przeciągnęło się do rana". Trzeba zaznaczyć, że z woli Księcia Metropolity ks. Wojtyła był wiceprezesem Bratniaka z ramienia Wydz. Teologii UJ.

(Ks. Franciszek Konieczny, w: “Kalendarium życia Karola Wojtyły")

Każdą chwilę wykorzystywał na studium języka hiszpańskiego. W oryginalnym języku chciał odczytać św. Jana od Krzyża.

(Ks. Kazimierz Suder, w: “Kalendarium życia Karola Wojtyły")

Ksiądz Kardynał Sapieha wyświęcił go w swej prywatnej kaplicy 1 listopada 1946 r., w dzień Wszystkich Świętych - osobno i wcześniej, ze względu na przewidziany wkrótce wyjazd ks. Wojtyły do Rzymu na dalsze studia. Tak więc msza prymicyjna przypadła w Dzień Zaduszny.

(Ks. Kazimierz Figlewicz, “TP" 44/1978)

Pierwsze lata kapłaństwa: Rzym i Niegowić 1946-1949

Ks. Metropolita Sapieha życzył sobie, byśmy zamieszkali w Kolegium Belgijskim. (...) Na życzenie Ks. Kardynała Sapiehy rozpoczęliśmy studia na Papieskim Uniwersytecie Dominikańskim - Angelicum. Ks. Karol zapisał się na kurs “biennium ad lauram" (w Krakowie już był skończył zwykły kurs teologii). (...) Współżycie z kolegami o charakterze dość odmiennym od polskiego dużo nas nauczyło.

(Ks. Stanisław Starowieyski, w: “Kalendarium życia Karola Wojtyły")

Zaraz po Wielkiejnocy, chyba w roku 1947, pojechaliśmy, ks. Karol i ja, do San Giovanni Rotondo, by się spotkać ze słynnym kapucynem o. Pio. (...) W lecie 1947 udaliśmy się w podróż do Francji, Belgii i Holandii.

(Ks. Stanisław Starowieyski, w: “Kalendarium życia Karola Wojtyły")

[Kiedy] po studiach w Rzymie wrócił w 1949 roku do Polski, bardzo szybko przyniósł nam swój pierwszy artykuł o “Mission de France", którą interesował się, spędzając wakacje we Francji. Tekst wydał nam się bardzo interesujący, bo opowiadał o pracy duszpasterskiej wśród robotników, i od razu umieściliśmy go na pierwszej stronie. Był to w ogóle pierwszy tekst, który Karol Wojtyła wydrukował pod własnym nazwiskiem".

(Jerzy Turowicz, “Trzy ćwiartki wieku")

Po dwóch latach nieobecności w kraju powrócił ks. Wojtyła i zjawił się u mnie - już z piętnem wielkoświatowego obycia. Odżyły dawne wspomnienia, a w toku rozmowy zapytałem gościa o pełnioną przez niego aktualnie funkcję, sądząc, że będzie rangi kurialnej wobec dotychczasowych preferencji. - Ale gdzież? - zaśmiał się ks. Wojtyła. - Mam nominację na wikarego w Niegowici. - W Niegowici? A gdzież to? - Koło Wieliczki. - Wiocha? - Tak, wioska. Trzeba zaczynać od dołu.

(Tadeusz Kudliński, w: “Młodzieńcze lata Karola Wojtyły")

To był ksiądz, nie znajdziesz takiego! (...) Wstawał rano, wolno szedł ścieżką ku Wiatrowicom albo chodził wkoło kościoła z książką i się modlił. A ubóstwo? Gdy chodził po kolędzie, to, co brał od bogatych, zostawiał u biednych, a na plebanię wracał z pustymi rękami. Była tu taka, Tadeuszka ją nazywali, kobieta z Klęczan. Poszła kiedyś do niego się użalić, bo ją okradli. Dał jej, co miał. Nawet poduszkę i pościel. Ludzi to nawet gniewało, dopiero co wszystko mu kupili, bo spał na gołym... A pokora? Z każdym potrafił rozmawiać, choć już był po studiach rzymskich.

(Tadeusz Turakiewicz, w: “Kwiatki Jana Pawła II")

Duszpasterz akademicki, wykładowca: Kraków i Lublin 1949-1958

Pamiętasz, jak zastąpiły ci drogę dwie studentki...? Od razu wyłożyły swoje pomysły i plany. Tu, przy kościele św. Floriana, powinien powstać drugi ośrodek duszpasterstwa akademickiego. Wówczas słuchający nas dotąd w milczeniu ksiądz, z jakąś ogromną prostotą, jakby to wszystko było oczywiste i nie wymagało dalszych wyjaśnień, odpowiedział: “Ja się zgadzam, bardzo chętnie zostanę waszym kapelanem, ale nie wiem, czy mój przełożony na to się zgodzi. Musimy go o to zapytać". To wzięłyśmy z Teresą na siebie i wkrótce miałyśmy zgodę ówczesnego proboszcza parafii św. Floriana - księdza prałata Tadeusza Kurowskiego, któremu sprawy studentów były bliskie i chętnie szedł im na rękę.

(Zofia Lubertowicz, w: “Zapis drogi")

Ksiądz Karol szukał młodych, z największą łatwością nawiązywał kontakt, interesował się wszystkim, co dotyczyło życia, pracy, studiów.

(Zofia Abrahamowicz-Stachura, w: “Zapis drogi")

Byłem na kilku wycieczkach z udziałem Wujka, a w sierpniu popłynęliśmy kajakami na Drawę. Każdy kajak miał swoją nazwę, były to w większości smukłe składaki typu Pax. Wujek był kapitanem kajaka-weterana noszącego pieszczotliwą nazwę “Kalosz". Często jednak przesiadał się na któryś z innych kajaków, dzięki czemu wszyscy uczestnicy wyprawy mieli możność podyskutować z nim o sprawach religijnych, etycznych, filozoficznych czy jakichkolwiek innych.

(Jan Babecki, w: “Zapis drogi")

Ale wówczas zafascynowało nas nie tylko to, co emanowało z Twojej postaci, ale coś prostszego, coś, co kontrastowało w wyglądzie zewnętrznym z sylwetką innych, świeżo upieczonych księży. Ich wypielęgnowany wygląd, nienaganna fryzura, sutanna spod igły i nieskazitelnie wyczyszczone buty (nawet od spodu) budziły wątpliwość (...). Tymczasem idący przez kościół ksiądz miał mocno sfatygowaną sutannę (nawet z dyskretną łatą od dołu) i jeszcze bardziej sfatygowane buty... Te buty powiedziały nam więcej o młodym wikarym niż jego starannie przygotowane kazanie.

(Zofia Lubertowicz, w: “Zapis drogi")

Z ks. Karolem Wojtyłą znaliśmy się już wówczas w Krakowie dobrze i spotykaliśmy się często. Na jednej ze wspólnych całodniowych wycieczek pieszych w Gorce (...) odbyliśmy wielką zasadniczą rozmowę o pracy naukowej i o sytuacji lubelskiej. Namawiałem gorąco ks. Wojtyłę, aby zechciał oddać swe siły i zdolności rozwijającemu się w tak trudnych warunkach naszemu Wydziałowi. Mam wrażenie, że tak zaczęła się wieloletnia współpraca Ojca św. Jana Pawła II jako docenta, a potem profesora KUL.

(Stefan Swieżawski, w: “Kalendarium życia Karola Wojtyły")

Miałem kłopoty z kazaniami Wojtyły. Kiedy wchodził na ambonę, przez pierwszych kilka minut było wyraźnie widać, że próbuje chwycić jakiś wątek. “Dzisiaj - mówił - święty Jan Kanty... Jan z Kęt... Kencjusz... Cancjus...". Wszyscy się z nim natężali, by pomóc mu zebrać błądzące gdzieś myśli. Aż wreszcie zaskakiwał i zaczynał mówić to, co chciał powiedzieć. Ale i tak na ogół mało kto go rozumiał. Bo i myśli, i słowa były ponad głowami. A poza tym często się spóźniał. Zawsze miał czas dla tych, z którymi rozmawiał, i to się często mściło na następnych. To spóźnianie się było okropne.

(Ks. Adam Boniecki, “Jego najzwyczajniejsza zwyczajność", “Gazeta Wyborcza" 116/2000)

W Lublinie śmialiśmy się często, że na wykłady przychodzi według czasu środkowokrakowskiego. Dopiero od paru lat wykładał na naszej uczelni, a już należał do najbardziej popularnych profesorów. W największej sali na jego wykładach był zawsze tłok.

(Jerzy Gałkowski, w: “Człowiek w poszukiwaniu zagubionej tożsamości")

Biskup i kardynał: Kraków 1958-1978

[W trakcie wycieczki kajakowej] przychodzi wiadomość o nominacji biskupiej naszego Wujka.

(Zofia Abrahamowicz-Stachura, w: “Zapis drogi")

To zaczęło się chyba latem roku 1958, gdy do furty domu sióstr zakonnych zapukał pod wieczór nieznany człowiek ubrany po księżemu, więc ksiądz. “Czy mógłbym wejść do waszej kaplicy, żeby się pomodlić?". Wprowadzono go do kaplicy i zostawiono samego. Gdy przez dłuższy czas nie wychodził, zajrzano do kaplicy. Leżał krzyżem na podłodze. Siostra cofnęła się z lękiem pełnym szacunku. Pewnie ma jakąś ważną sprawę. Może pokutnik. Po jakimś czasie siostra znów zajrzała do kaplicy. Ksiądz leżał wciąż krzyżem. A pora była już późna. Siostra podeszła do modlącego się i zapytała nieśmiało: “Może by ksiądz był łaskaw przyjść na kolację?". Nieznany człowiek odezwał się: “Mam pociąg do Krakowa dopiero po północy. Pozwólcie mi tu pobyć. Mam dużo do pomówienia z Panem Bogiem. Nie przeszkadzajcie mi".

(Ks. Jan Zieja, w: “Kalendarium życia Karola Wojtyły")

Wiadomo było, że o biskupach decydował Wyszyński, który - jak plotka niosła - miał swoje kryteria, wśród których jednym z decydujących było posłuszeństwo we wszystkich wymiarach. I stąd też Wojtyła nie był tym kandydatem, na którego by postawił Wyszyński. (...) Była to osobowość już ukształtowana, na którą Wyszyński nie miał zbyt wielkiego wpływu, intelektualista, naukowiec.

(Ks. Mieczysław Maliński, “Przewodnik po życiu Karola Wojtyły")

Siedzimy w dużej jadalni przy długim stole i jesteśmy bardzo napięci i zdenerwowani. Nazywanie Wujkiem wydawało się nam zbyt familiarne, wręcz niestosowne, ale jak zwracać się do Wujka - Wasza Eminencjo? Wreszcie wchodzi. Jest w piusce, z krzyżem i łańcuchem na piersi, ale bardzo uśmiechnięty... Wstaliśmy wszyscy z miejsc i nagle słyszymy: “Wujek jestem!".

(Zofia Abrahamowicz-Stachura, w: “Zapis drogi")

Jak on był jeszcze biskupem pomocniczym w Krakowie, partia chciała zabrać gmach seminarium na Wolskiej. I Wojtyła w cywilu, tylko w koloratce, poszedł do sekretarza partii Motyki prosić, żeby tego nie robić (...). To był pierwszy wypadek, żeby biskup poszedł do sekretarza partii. Motyka zadzwonił do Warszawy, Kliszko się zachwycił i powiedział: Oczywiście, oddać to seminarium. I potem, kiedy pojawiły się kandydatury na metropolię krakowską - zdaje się było siedem kandydatur - Wojtyła nie był na pierwszym miejscu, a Kliszko go wyszukał i powiedział: Partia popiera tego.

(Stefan Kisielewski, w: Janusz Poniewierski, “Pontyfikat")

Kiedy Karol Wojtyła jako biskup przyjechał na I sesję Soboru, ja studiowałem już tam od kilku miesięcy. Wojtyła doskonale znał Sobór od wewnątrz, dużo na ten temat wiedział. Wtedy nie zdawaliśmy sobie nawet sprawy, jak intensywnie tam pracuje. Często zabierał głos, zgłaszał swoje wota. Choć tak naprawdę o biskupie Wojtyle zaczęło być głośno w Rzymie właściwie dopiero wtedy, gdy dostał się do Komisji XIII Senatu. Zajął się tam pracą nad Konstytucją duszpasterską o Kościele w świecie współczesnym. Został dostrzeżony i był bardzo szanowany.

(Bp Tadeusz Pieronek, w: “Zaczęło się od Wadowic")

Dane nam było wówczas znaleźć się razem wśród tych, którzy pracowali razem nad tekstem konstytucji “Gaudium et spes". (...) Mam zawsze żywo w pamięci takie tydzień trwające spotkanie w Ariccia pod Rzymem i wspólne tam spacery, we dwóch z arcybiskupem Wojtyłą, na których poruszaliśmy zagadnienia zupełnie podstawowe dotyczące roli Kościoła wobec kultury i właściwego jej pojmowania. Były to chwile niezapomniane - i wówczas już zacząłem sobie uświadamiać, że mój znakomity przyjaciel i kolega ma bardzo wiele do powiedzenia na temat spraw dla przyszłości Kościoła decydujących.

(Stefan Swieżawski, “TP" 47/1978)

Znając Jego Ekscelencję jako pracownika naszego zakładu z okresu okupacji hitlerowskiej musimy wyrazić głębokie rozczarowanie, jakie w nas wywołał Ksiądz Arcybiskup swym nieobywatelskim postępkiem.

(Inspirowany przez władze PRL list otwarty pracowników Zakładów Sodowych w Krakowie po ukazaniu się orędzia biskupów polskich do niemieckich “Przebaczamy i prosimy o przebaczenie", w: “Gazeta Krakowska" 303/1965)

Jest to pierwszy osobisty kontakt Wojtyły z władzami wojewódzkimi. Ja go nigdy “w ruchu" nie widziałem. Dlatego mogę coś powiedzieć przez porównanie z innymi. Wojtyła starał się swobodą bycia, poruszania, odstawać trochę od tych, których znamy (Ablewicz, Jaroszewicz). To znaczy starał się od początku rozmowy zarówno swobodnie na fotelu ułożyć, jak również jego zachowanie: układ rąk (podpierał się kciukiem pod brodę), starał się, by jego ruchy były nie nerwowe, całkiem naturalne. Chciał chyba przez to zaakcentować, zależało mu na tym, aby z jego zachowania przebijała pewność siebie, żeby było widać, że to jest człowiek, który ma określoną, b. wysoką pozycję. Jednocześnie tak bardzo bezpośrednio. Ciągle uśmiech na twarzy, taki trochę dobrotliwy. No i wolne precyzowanie myśli. Nie spieszył się z odpowiedziami, które były jasne i logiczne...

(Notatka dla Wydziału IV SB, sporządzona przez szefa resortu wyznaniowego w administracji wojewódzkiej 3 listopada 1972, w: Marek Lasota, “TP" 32/2002)

Z nominacją kardynalską wiąże się jeszcze jedno wspomnienie, związane z poszukiwaniem... czerwonych skarpetek. Otóż kiedy jechaliśmy po biret kardynalski do Kaplicy Sykstyńskiej, Wojtyła sobie przypomniał, że nie ma czerwonych skarpet, które były potrzebne do całości stroju kardynalskiego. Zatrzymaliśmy się więc na jednej z rzymskich uliczek i udałem się do sklepu, by kupić te skarpetki. Jak się okazało, były wykupione, zapewne przez innych kardynałów. W dwóch innych sklepach także nie było w sprzedaży czerwonych skarpetek. Gdy wróciłem do samochodu i powiedziałem to Księdzu Kardynałowi, zdecydował, by zrezygnować z poszukiwań. Ponieważ jednak przejeżdżaliśmy obok mieszkania księdza Deskura - w Palazzeto s. Maria, w którym mieszkali także kardynałowie - postanowiliśmy zapytać, czy któryś z nich nie ma zapasowych skarpetek. I znów: wysiadłem z samochodu. Gdy w progu pojawiła się siostra szarytka, nieśmiało zapytałem, czy nie znalazłaby jednej pary skarpet. W odpowiedzi usłyszałem: przykro mi, ale właśnie ostatnią zaniosłam jednemu z kardynałów. (...) Tak więc w uroczystości kardynał Wojtyła uczestniczył w niekompletnym stroju. Gdy uroczystość się skończyła, pamiętam, że wychodząc z Kaplicy Sykstyńskiej powiedział do mnie: “Wiesz, nie było tak źle, oprócz mnie jeszcze dwóch kardynałów nie miało czerwonych skarpetek!".

(Bp Tadeusz Pieronek, w: “Zaczęło się od Wadowic")

Spotykałem się z Kardynałem na różnych sesjach i konferencjach Episkopatu. Uderzyła mnie jego pokora i poddanie się autorytetowi Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Właściwie kardynał z Krakowa żył w cieniu kardynała Prymasa. Nie narzucał się ze swoim zdaniem.

(Bp Władysław Miziołek, w: “Moje spotkania z Janem Pawłem II")

Zapytany, jaki jest arcybiskup krakowski, kard. Wyszyński zastanowił się i powiedział: “on jest poetą".

(George Weigel, “Świadek nadziei")

Organy bezpieczeństwa PRL zdawały sobie sprawę z rosnącego znaczenia Karola Wojtyły w Kościele, nie tylko polskim. Świadczą o tym także informacje zawarte w meldunkach, jak choćby w pochodzącym z 15 listopada 1971 roku, w którym pisano o komentarzach dotyczących wyboru kard. Wojtyły do Komisji Synodalnej w związku ze zbliżającym się synodem biskupów. Jednogłośny wybór kardynała i powierzenie mu roli relatora synodu, wróżyło - zdaniem analityków SB - błyskawiczną karierę Karola Wojtyły, a nawet jego przenosiny do Watykanu.

(Marek Lasota, “TP" 32/2002)

Utworzył w Krakowie specjalną komisję, z księdzem biskupem Stanisławem Smoleńskim na czele. Członkami jej byli księża i świeccy. Spotkał mnie ten zaszczyt, że również zostałem członkiem tej komisji. Wspólnie, na szeregu spotkań, przygotowywaliśmy materiały, które kardynał Wojtyła przekazał Pawłowi VI. Kiedy porównywałem potem encyklikę “Humanae vitae", stwierdziłem, że co najmniej 60 procent materiałów krakowskich weszło do encykliki.

(Ks. Andrzej Bardecki, w: “Wojtyła")

28 lutego 1976 r. SB nadała wielką rangę informacji o wystosowanym przez Pawła VI zaproszeniu do wygłoszenia przez kardynała Wojtyłę rekolekcji wielkopostnych dla Ojca Świętego i jego współpracowników.

(Marek Lasota, “TP" 32/2002)

Jego zachowanie w ostatnich dwóch dniach przed konklawe jest nietypowe. Zamyślony, a z drugiej strony bardzo obecny, nie słyszący chwilami tego, co się do niego mówi, a tuż zaraz bardzo serdeczny. W wieczór przed konklawe żegna się bardzo wylewnie z księżmi mieszkającymi w Collegio, jak nigdy dotąd.

(Mieczysław Maliński, w: “Wojtyła")

Około godz. 17.15 - Jan Paweł II.

(Ostatnia notatka w “Księdze czynności biskupich" Metropolity Krakowskiego)

Pontyfikat: 1978-2005

Dziwna rzecz, chociaż kontakty nasze były zawsze bardzo serdeczne, to tym razem jakby nie chciał na mnie patrzeć w ogóle. Był, zdaje się, głęboko wstrząśnięty. On chyba wiedział dokładnie, co go czeka. Wbrew naszym normalnym zwyczajom właściwie się ze mną nie pożegnał. Wsiadł do samochodu zupełnie nie nastrojony do jakichkolwiek wynurzeń. Mówiono, ale to nie jest stwierdzone na pewno, że i tej nocy widziano go leżącego krzyżem, modlącego się w kaplicy. Musiał zdawać sobie sprawę ze straszliwego ciężaru, który go czeka.

(Stefan Swieżawski, w: “Zostań z nami")

Potem kardynał Felici na ganku oświadcza miastu i światu: “Habemus papam Carlum - zamiast Carolum, ale potem już całkiem wyraźnie, nawet za wyraźnie - Wojtyła". Cisza, która zapada na placu św. Piotra, przeraża mnie. Znam ten plac i reakcje tam zgromadzonych ludzi w takich sytuacjach. Odpowiedzią na ogłoszone nazwisko powinna być burza oklasków. Ta cisza, która zapanowała, wydaje mi się katastrofą. Tłum oczekujący na nowego papieża nie przyjął tej wiadomości. Reporter już objaśnia, że zgromadzeni na placu nie zrozumieli nazwiska, jakie wymienił kardynał Felici. Dopiero po upływie kilkunastu sekund tłum (...) odtajał i zaczęła się podnosić fala radości.

(Ks. Mieczysław Maliński, “Wezwano mnie z dalekiego kraju")

Często opowiadałem o moim pierwszym wrażeniu: jakby spod marmurów Świętego Piotra podnosił się cyrk Nerona, a historia porzucała nagle swój wymiar horyzontalny na rzecz wertykalnego. Człowiek w białej szacie, którego mieliśmy przed sobą, miał posturę apostołów, a jego pierwsze słowa, rzucone głosem, który zdawał się budzić odzew wszystkich dzwonów Rzymu: “Nie lękajcie się" - wzywały nas do dania świadectwa.

(André Frossard, “Portret Jana Pawła II")

Jedyną rzeczą, po którą posłał, aby przyniesiono mu ją z pokoju, który zajmował podczas konklawe, był “Traktat o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny" [Ludwika Marii Grignona de Montfort]. Książka była cała poplamiona, ponieważ zabierał ją każdego dnia ze sobą najpierw do kamieniołomów na Zakrzówku, później do fabryki chemicznej Solvay.

(Kard. Paul Poupard, “Ten Papież jest darem od Boga")

Wkrótce po inauguracji pontyfikatu na papieskie pokoje udało się wedrzeć grupie przyjaciół z Krakowa. Przyjaźń przyjaźnią, a Papież papieżem, więc przyklękli. - Nie róbcie szopek - powiedział Gospodarz.

(Jan Turnau, “Gazeta Wyborcza" 127/1999)

Kiedy był kardynałem, nie lubił, żeby go całowano w pierścień. Chociaż wtedy to było jeszcze w modzie. Jako papież się poddał, ale też niechętnie. Na zakończenie konklawe, kiedy przygotowano już dla niego papieski tron, na którym powinien był usiąść, by odebrać hołd od członków kolegium kardynalskiego, oświadczył: Nie, ja przyjmę moich braci na stojąco.

(Ks. Adam Boniecki, “Viva" 1/2000)

Jest Kuria, jest urząd, który, żeby sprawować, trzeba siedzieć za biurkiem. Czy zdaje sobie Pan sprawę, co to znaczy powierzyć watykańską kongregację komuś, kto przyjechał z innego kontynentu? Bardzo się boję, i proszę zwrócić uwagę, że nie osądzam papieża, że jeśli jutro proboszcz z Pentema, które jest ostatnią wioską w Ligurii, zaprosi go, to papież tam pojedzie. Czasem myślę, że Boża Opatrzność chciała takiego papieża - wspaniałego człowieka, ma się rozumieć, z jego cechami - aby Kościół został przestrzeżony przed wieloma niebezpieczeństwami. Wielu gorszyło się, że wybrał się, żeby pojeździć na nartach na stokach Terminillo i na górze Adamello. Ja nie gorszyłem się, gdyż powiedziałem sobie: papieże, którzy przyjdą po nim, zrozumieją, że tego się nie robi.

(Kard. Giuseppe Siri, w: Luigi Accattoli, “Karol Wojtyła, człowiek końca tysiąclecia")

Z wielkiego okna z firankami w bibliotece w Castel Gandolfo prosto w dół jest widok na jezioro Albano, gdzie kajakarze wiosłują ospale w słońcu. Nie słyszeliśmy zbliżania się papieża, który czasami chodzi tak, jakby się skradał, i na jego “dzień dobry" oboje z żoną aż podskakujemy. Przez chwilę patrzy razem z nami na to dalekie widowisko łódeczek, ciągnących cicho za sobą smużki na wodzie. “Ja też kiedyś uprawiałem ten sport".

W innym życiu. Kiedy jeszcze nie był więźniem swojej marmurowej fortecy. Gdyby dzisiaj zszedł chwycić za wiosło, zbiegowisko, jakie by powstało, spowodowałoby tyle zatonięć, co bitwa okrętów.

(André Frossard, “Portret Jana Pawła II")

[W Konstantynopolu, w listopadzie 1979 r.] przyjeżdża autem i otoczony przez przepychających się fotografów wchodzi do Hagia Sofia. Wspaniałe, ogromne wnętrze. Fotografowie wyglądają w tym miejscu groteskowo. Patrzę na Papieża. Wydaje się, że tym razem na pewno nie słucha objaśnień, których mu udziela ktoś z otoczenia tureckiego. Skupiony. Czasem podnosi wzrok ku górze, ogarnia nim sklepienie. Wysoko - tak wysoko, że podobno Turcy nie mogli go usunąć - w sklepieniu absydy obraz Maryi z Dzieciątkiem. W tamtą stronę Ojciec Święty wielokrotnie podnosi wzrok. Potem idzie ze spuszczoną głową. Nieznacznie porusza wargami. Unikając drażniących kogokolwiek gestów, przez cały czas odmawia różaniec.

(Ks. Adam Boniecki, “Notes rzymski")

Ekumeniczny patriarcha Dimitrios, zwracając się do Jana Pawła II, nazywa jego wizytę “wyjątkową i historyczną", dodaje także: “Uważamy błogosławioną obecność Waszej Świątobliwości tutaj i nasze spotkanie za wyraz woli Bożej". Papież odpowiada: “Pan użyczył nam łaski i radości tego spotkania". Gesty, które towarzyszą spotkaniu w małym ogrodzie Fanaru, rezydencji patriarchy w bizantyjskiej dzielnicy Istambułu, są godne zauważenia. Dimitrios w fioletowej stule i w złocie idzie powoli na spotkanie gościa w stule czerwonej. Liturgiczny krok w Bizancjum jest wolniejszy od rzymskiego i Jan Paweł II zwalnia, by zostawić taki sam dystans do przejścia dla patriarchy.

(Luigi Accattoli, “Karol Wojtyła, człowiek końca tysiąclecia")

Historyczność dnia 28 stycznia 1979 roku wynika z postawienia w tym dniu w pełnym świetle spraw spornych, niejasnych. (...) Każdy na swój sposób musiał przeżywać tę podróż, której celem były odwiedziny co prawda tylko dwóch krajów Ameryki Łacińskiej - Republiki Dominikańskiej i Meksyku, ale celem jej była obecność Jana Pawła II na otwarciu w Puebla Trzeciej Konferencji CELAM-u, czyli jego uczestnictwo w spotkaniu biskupów całego kontynentu Ameryki Południowej.

(Marek Skwarnicki, “Podróże po Kościele")

W kilka minut po starcie Jan Paweł II pojawił się niespodzianie w przedziale dla dziennikarzy witając się z każdym oddzielnie i zamieniając parę słów. Następnie przeszło godzinę odpowiadał na pytania: powtórzyła się atmosfera bezpośredniości z pierwszej audiencji, udzielonej dziennikarzom przez Ojca Świętego zaraz po wyborze.

(Maria Bocheńska, w: “Jan Paweł II w Ameryce Łacińskiej")

Na pokładzie samolotu “Dante Alighieri", lecącego wówczas w kierunku Wysp Karaibskich nad Europą, Jan Paweł II zaskoczył wszystkich tym, że jego wypowiedzi nie można było zakwalifikować ani po stronie “lewej", ani “prawej". Z jego ust nie padło właściwie wyrażenie “teologia wyzwolenia", “socjalizm" lub “kapitalizm", “postępowość" lub “wsteczność". Tego rodzaju wypowiedzi wydawały się kompletnie niejasne i mogły uchodzić za dyplomatyczny unik. Tymczasem były one początkiem walki z mitami ideologicznymi, koncepcjami człowieka abstrakcyjnego. (...) Niebawem po powrocie z meksykańskiej wyprawy Papież miał ogłosić pierwszą encyklikę i to, co mówił wówczas w samolocie, było ujawnianiem jego spojrzenia na człowieka, na świat, w którym on żyje, i na sam Kościół, spojrzenia, które zawarł w “Redemptor hominis".

(Marek Skwarnicki, “Podróże po Kościele")

Zaczynając pisać encyklikę “Redemptor hominis" tuż po swoim wyborze, Jan Paweł II nie zakładał, że ta inauguracyjna encyklika stanowić będzie pierwszą część tryptyku o tajemnicy Boga w Trójcy Świętej.

(George Weigel, “Świadek nadziei")

Nie jest to punkt widzenia obrony artykułów wiary, choć sprawa wiary wcale nie jest pominięta. Nie jest to również punkt widzenia obrony dyscypliny, choć i to znajduje w tekście swe miejsce. Jest to przede wszystkim punkt widzenia najgłębiej pojętego chrześcijańskiego etosu (...) którego rdzeniem jest przeżycie ludzkiej godności.

(Ks. Józef Tischner, w: Janusz Poniewierski, “Pontyfikat")

Pełnia uczuć wybucha już w pozdrowieniu na lotnisku i będzie trwać przez całą wędrówkę dokoła Polski - tę obecną i pozostałych sześć w ciągu dwudziestu lat pontyfikatu. Byłem tam jako wysłannik dziennika “La Repubblica" i wspomnieniem najsilniejszym i trwałym jest właśnie ta jedność, którą spostrzegliśmy już przy wyjściu z portu lotniczego i opisywaliśmy przez dziewięć dni: tłum ogarnia go natychmiast jakby obojgiem ramion i już go nie opuszcza, postępuje za nim na drogach, pozdrawia na każdym skrzyżowaniu, oczekuje go w każdym domu i wiosce, przekazując go sobie jakby w sztafecie uczuć.

(Luigi Accattoli, “Karol Wojtyła, człowiek końca tysiąclecia")

Ci sami ludzie, na co dzień sfrustrowani i agresywni w kolejce za sprawunkami, przeobrażali się w zbiorowość pogodną i rozradowaną, stali się pełnymi godności obywatelami (...). Na ulicach zapanował wzorowy porządek.

(Adam Michnik, w: George Weigel, “Świadek nadziei")

Słuchający nie bardzo wiedzieli, czy można i czy wypada przerywać mu oklaskami, jak w teatrze. Robili to jednak coraz częściej i dłużej. Sam Jan Paweł II był tym jakby zniecierpliwiony, klaskanie w kościele nie leżało przecież w polskich obyczajach - a to był Kościół! Czekał jednak cierpliwie, aż skończą.

(Jacek Moskwa, “Zostań z nami")

Magazyn “Time" zaczął nazywać go John Paul Superstar. Boston okazał się pierwszym przystankiem na amerykańskiej trasie papieża, w czasie której do miejsc jego pobytu przybywały tłumy. (...) Gdy przyjechałem do parku, dwa miliony ludzi wypełniało go do granic możliwości. Był to największy tłum w historii Bostonu, zebrany w jednym miejscu. (...) Jego słowa wywołały burzę wiwatów, po czym wiele osób zaczęło skandować: Niech żyje Papież! Kiedy wrzawa ucichła i Ojciec Święty mógł kontynuować, złożył hołd dziejom Stanów Zjednoczonych - ale wezwał także do tworzenia “bardziej sprawiedliwej i ludzkiej przyszłości".

(Ray Flynn, “Jan Paweł II. Portret prywatny człowieka i papieża")

Wtrąciłem coś na temat jego nieporozumienia ze światem. Zaprzeczył żywo. Nie, nieporozumienie jest chwilowe. I zaczął mówić o podróżach. “Nikt nie mógł przewidzieć i ja tego nie przewidziałem - że Amerykanie będą się zachowywać tak jak Polacy i Irlandczycy".

(Andrzej Kijowski, “Dziennik 1978-1985")

W końcu lat 80. Jan Paweł II wydawał się w Niemczech po prostu niepopularny i trudny do przedstawiania. Gdy tylko napisałem, że Papież znowu ostro potępił aborcję i antykoncepcję, byłem zasypywany gniewnymi listami czytelników. Z pierwszych moich lat mogę sobie przypomnieć tylko jedną, jedyną w pełni pozytywną historię: podczas jednej z audiencji generalnych Jan Paweł II podkreślił, że również zwierzęta są stworzeniami Bożymi. (...) Wielki nagłówek w “Bild Zeitung" - PSY TEŻ WEJDĄ DO NIEBA - spowodował w mojej redakcji prawdziwą lawinę listów od miłośników zwierząt, których czworonożni przyjaciele właśnie rozstali się z życiem. Pisali mi oni, jak bardzo są wdzięczni Janowi Pawłowi II, że wreszcie odważył się poruszyć ten temat tabu.

(Andreas Englisch, “Jan Paweł II, fenomen Karola Wojtyły")

Pod względami duszpasterskimi dla Wojtyły-filozofa fakt, iż Bóg stworzył człowieka jako mężczyznę i kobietę, pozostawał fascynującą zagadką intelektualną, “interesującym problemem" samym w sobie, jak to kiedyś ujął.

(George Weigel, “Świadek nadziei")

Ten fragment wielkiej katechezy środowej [16 stycznia 1980] wzbudził niesamowity szum w prasie. Myślę, że tytuł jednego z artykułów: “Il diavolo non e piu signore del sesso" (“Diabeł nie jest już panem seksu"), wyraża to, co w reakcjach było pozytywne.

(Ks. Adam Boniecki, “Notes rzymski")

Wieczorne spotkanie z młodzieżą, w niedzielę 1 czerwca [1980] na stadionie Parc de Princes, było niebywale pięknym spektaklem, jak również manifestacją entuzjazmu 50 tysięcy młodych, tak wielkiego, że - jak potem pisano - ani Parc des Princes, ani Paryż czegoś podobnego za ludzkiej pamięci nie przeżywał.

(Ks. Adam Boniecki, “Notes rzymski")

Kiedy skończył przemówienie, księży zgromadzonych w Notre Dame ogarnął entuzjazm. Ci słynni kartezjanie, podejrzewani zawsze o skłonności gallikańskie, pchali się jeden przez drugiego, by uścisnąć jego rękę, krzyczeli, śpiewali.

(Paul Poupard, “Ten Papież jest darem od Boga")

Oświadczył, że czuje się duchowo “bardzo bliski" siostrze Faustynie, “rozmyślał o niej od dawna", gdy jesienią 1980 rozpoczął pracę nad encykliką “Dives in misericordia".

(George Weigel, “Świadek nadziei")

Jej nastrój przypomina trochę człowieka, który zstąpił z góry, wszedł pomiędzy ludzi i zetknął się z bliska z nieszczęściami człowieka. (...) Encyklika została napisana po kilku podróżach, ich ślad musi być na niej wyciśnięty.

(Ks. Józef Tischner, w: Janusz Poniewierski, “Pontyfikat")

List Jana Pawła II do Leonida Breżniewa [w grudniu 1980] był normalnym dokumentem dyplomatycznym, tyle że poufnym. Miał świadczyć, że Papież nie pozostanie obojętny wobec interwencji militarnej w Polsce. W tym zakresie bez wątpienia spełnił swoje zadanie.

(Jacek Moskwa, “Zostań z nami")

Jan Paweł II zawsze lubił uprawiać filozofię z pozycji Adama w raju - próbował widzieć świat w pierwotnej krasie, doświadczać zachwytu i zdumienia, jakie wedle Arystotelesa stoją u początków filozofii.

(George Weigel, “Świadek nadziei")

W 1981 roku Ojciec Święty powierzył mi utworzenie Papieskiej Rady ds. Kultury i jednocześnie poprosił mnie, abym zajął się kwestią Galileusza. (...) Zaledwie praca nad Galileuszem została ukończona, a już Jan Paweł II zajął się Janem Husem, czeskim sąsiadem. Później, w roku 2000, przyszedł czas na Giordana Bruna.

(Paul Poupard, “Ten Papież jest darem od Boga")

Kultura jest tą mocną dźwignią, która doprowadziła do rozpadu ateistycznego imperium. W niej znajdzie pani bezpośrednią inspirację przemówienia Jana Pawła II w UNESCO, na placu Fontenoy w Paryżu, 2 czerwca 1980 roku. Byłem tam obecny. Gdy Ojciec Święty wygłaszał swoje przemówienie, był traktowany z grzeczną obojętnością przez rzeszę dystyngowanych agnostyków, którzy słuchali go w lodowatej ciszy. I oto w pewnym momencie nastąpił zgrzyt. Ojciec Święty nagle zamilkł. Popatrzył swoim rozmówcom prosto w oczy i powiedział (przytaczam z pamięci): “Ja, biskup Rzymu i syn narodu zagrożonego przez swoich potężnych sąsiadów zniknięciem z mapy...". Zapadła grobowa cisza. Wszyscy utkwili wzrok w ambasadorze cara wszech Rosji - mam na myśli przedstawiciela Związku Radzieckiego. “...Ale podczas gdy sąsiedzi są w stanie - jak sami sądzą - sprawić, że w oczach ludzi zniknie on z mapy świata, to jednak kultura, jak podziemna siła, nadal go nawadnia w swoich głębinach, aż rozbłyśnie w pełnym świetle, i wtedy da mu ponownie siłę istnienia". W jednej chwili ze wszystkich stron wybuchły ożywione oklaski. Pierre Emmanuel, poeta, mój sąsiad, nachylił się do mnie: “To - powiedział - to jest mocne!". A po spotkaniu przy wyjściu dorzucił: “On podpisał swój wyrok śmierci". Nigdy nie zapomniałem tych słów.

(Paul Poupard, “Ten Papież jest darem od Boga")

“Tego dnia wyjątkowo tłum nie był zbyt liczny, Polaków także nie było bardzo dużo i skorzystałam z tego, by podejść do bariery wzdłuż trasy przejazdu. Kiedy Papież przyjechał w swoim białym samochodzie, miał wygląd zupełnie odprężony. (...) Potem musiałam usiąść i ja, która łatwo płaczę, nie zapłakałam. Wydawało się nam, że cały plac świętego Piotra zapada się razem z nami, że wszystko osuwa się w pustkę, schody, tłum, wszystkie posągi nad kolumnadą, a ich barokowe gesty wydały mi się gestami przerażenia i grozy".

(Polka z Watykanu, w: André Frossard, “Nie lękajcie się")

Podczas gdy Ojciec Święty po raz drugi okrążał plac i zbliżał się do Bramy Spiżowej, Turek Mehmet Ali Agca strzelił do niego, raniąc go w jamę brzuszną, prawy łokieć i wskazujący palec prawej ręki. (...) Chwiał się, ale nie było widać ani krwi, ani ran. Zapytałem: gdzie? Odpowiedział: w brzuch. Spytałem jeszcze: czy bardzo boli?, a on powiedział: tak. Stojąc za Ojcem Świętym, podtrzymywałem go, żeby nie upadł. Pół leżał w aucie oparty o mnie i tak dojechaliśmy do ambulansu koło centrum sanitarnego wewnątrz murów watykańskich. Cały czas myślałem o jednym: konieczny jest szpital i musi to być klinika Gemellego. Z dwóch przyczyn: klinika była przygotowana na taką ewentualność, a poza tym powiedział w rozmowie, że gdyby potrzebował leczenia, pójdzie do szpitala jak każdy zwykły człowiek i że szpitalem tym mogłaby być poliklinika Gemellego.

(Stanisław Dziwisz, w: “Świadkowie świadka")

Nosił ubranie szpitalne: białą koszulę bez kołnierzyka, związaną na tasiemkę, i granatowy szlafrok, jak inni chorzy. Tak przechadzał się po swoim korytarzu. Albo po naszym, kiedy szedł do kaplicy. (...) Był taki niewymagający! Nigdy o nic nie prosił. Jego zdaniem zanadto się o niego troszczono.

(S. Maria Bambina, w: Janusz Poniewierski, “Pontyfikat")

Pozwolono mu na kieliszek wina: zwracając się do nas zauważył, że jest to pierwszy kieliszek od bardzo dawna i że wypija go nam do towarzystwa. Potem wyraził zdziwienie na widok moich pustych rąk. Rzeczywiście, zwykle przynosiłem do stołu kilka stron naszego wspólnego manuskryptu, który poprawialiśmy między daniami. “Ja - powiedział - w Gemelli pracowałem". (...) Opowiadałem o naszej trwodze, o poruszeniu świata na wieść o zamachu, o tej kuli, która go przeszyła, omijając wszystkie niezbędne do życia organy.

“To był cud - powiedział - i wiem, komu go zawdzięczam. Jedna ręka trzymała pistolet, a inna prowadziła kulę". Zamach miał miejsce w dzień rocznicy pierwszego objawienia w Fatimie i w tym zbiegu okoliczności Papież widział znak.

(André Frossard, “Portret Jana Pawła II")

Pytałem w tym czasie Ojca Świętego, czy śledzi ten proces [Ali Agcy] - wspominał w rozmowie ze mną kardynał Andrzej Maria Deskur. - Papież mi odpowiedział: “Po co? Przecież wiadomo, że zrobił to diabeł, a kim się posługiwał, jest zupełnie obojętne".

(Jacek Moskwa, “Zostań z nami")

Na 10.30 13 maja [1982 r.] program przewidywał odprawienie przez Papieża Mszy św. [w Fatimie] na stopniach miejscowej bazyliki. Szczytowym jej momentem miał być złożony przez Jana Pawła II “Akt zawierzenia" całej ludzkości Matce Bożej. (...) W czasie Mszy św. Papież robił wrażenie, jak gdyby co chwila gdzieś “odchodził na bok" i był nieobecny. Znajdowaliśmy się kilkanaście metrów za nim z tyłu i mogliśmy obserwować parę momentów, kiedy watykański ceremoniarz dotykał ramienia Wojtyły, gdy ten siedział na paradnym fotelu w momentach przewidzianych przez liturgię, jak gdyby chciał Papieża przebudzić z kontemplacji, w jaką zapadał.

(Marek Skwarnicki, “Podróże po Kościele")

Dwudziesta siódma podróż Papieża poza granice Włoch, trzecia na kontynent afrykański. Koło 11.30 Papież wychodzi do dziennikarzy. Pytanie: “Dlaczego już trzeci raz do Afryki?". Odpowiedź: “Jest w Afryce pięćdziesiąt krajów, podróże objęły tylko czternaście".

(Ks. Adam Boniecki, “Notes rzymski")

16 sierpnia 1985 roku, Lumumbashi, wtedy Zair (od 1997 roku Demokratyczna Republika Konga). Nad tłumem unosi się chmura kurzu, nad ołtarzem dym kadzidła. Może dwieście tysięcy ludzi. Ojciec Święty podnosi prawą rękę błogosławiąc tłumom, sprawia to wrażenie, jakby je gładził. Dwadzieścia dziewcząt w białych spódniczkach i długich koszulach z frędzlami tańczy podczas “Gloria", wykonując delikatne gesty rękami. Rytm wciąga. Także papież angażuje się w taniec ruchami ramion. Ludzie oklaskują to.

(Luigi Accattoli, “Karol Wojtyła, człowiek końca tysiąclecia")

Papież przemawiał do pięćdziesięciu tysięcy młodych muzułmanów w Casablance z okazji olimpiady panarabskiej [w 1985 r.]. Jest pierwszym papieżem w historii, który zdecydował się na ten ewangeliczny hazard - przypominając w tym świętego Franciszka z Asyżu - by przemawiać do tłumu muzułmanów. Pięć tysięcy chłopców w strojach gimnastycznych stało na murawie stadionu i zagrzewali oni do aplauzów oraz wypuszczali kolorowe baloniki z wizerunkami króla i papieża. Hassan II przedstawił Wojtyłę jako “wychowawcę i obrońcę wartości wspólnych islamowi i chrześcijaństwu".

(Luigi Accattoli, “Karol Wojtyła, człowiek końca tysiąclecia")

Bazylika św. Piotra w prostej linii lotu ptaka leży o jakieś kilkaset metrów od synagogi, ciężkiej, prostokątnej budowli koloru deszczu, położonej nad brzegiem Tybru. Ale ptaki nigdy nie leciały w tym kierunku, dopóki Jan Paweł II nie przekroczył Tybru, aby udać się do wielkiego rabina - wydarzenie jeszcze bardziej wyjątkowe niż przejście Rubikonu w historii starożytnego Rzymu. Rabini wygłosili godne powitalne przemówienia, (...) identyczne fotele papieża i wielkiego rabina nie były ustawione naprzeciwko siebie, nie były również zwrócone równolegle twarzą ku publiczności, jak gdyby każdy z mówców miał przeciągnąć na swoją stronę jej opinię. Zostały ustawione na dwóch skośnie zbiegających się liniach, rzekłbyś dwie barki z żaglami - z jednej strony białym, z drugiej dwukolorowym - nadpływające z pełnego morza i po wielu burzach zjawiające się wreszcie u wejścia do tego samego portu.

(André Frossard, “Portret Jana Pawła II")

Przemówił Papież. Głos jego wyraźnie zdradzał przejęcie. Obecni w synagodze słuchali słów Papieża z ogromną uwagą. Widziałem, jak kiwaniem głową przytakiwali, widziałem w oczach wielu kobiet i mężczyzn łzy wzruszenia. Przemówienie było przeniknięte nauką soboru, było przypomnieniem, a jednocześnie przekazywaniem własnych myśli. Może najważniejsze było ubolewanie nad krzywdami i niesprawiedliwościami wyrządzanymi Żydom w przeszłości. Widziałem mężczyznę, który rozpłakał się, kiedy Papież powiedział: “jesteście naszymi umiłowanymi braćmi, można powiedzieć, naszymi starszymi braćmi".

(Ks. Adam Boniecki, “Notes rzymski")

Światowy Dzień Modlitw o Pokój odbył się [w Asyżu] 27 października 1986 roku z jedną tylko komplikacją. Kardynał Arinze nalegał na włączenie do grona zaproszonych przywódców religijnych afrykańskich animistów. Jeden z nich, człowiek bardzo wiekowy, przybył odziany w tradycyjny strój, to znaczy skąpo, przy wyjątkowo zimnej jak na tę porę roku aurze. Zemdlał, ale odzyskał siły w porę, by spotkać się z Janem Pawłem II podczas posiłku, który nastąpił po końcowym nabożeństwie.

(George Weigel, “Świadek nadziei")

Według [arcybiskupa Jorge] Mejii cała inicjatywa była przykładem “wielkiej śmiałości" jego dawnego kolegi z Angelicum, człowieka takiej wiary, “iż ośmielił się to uczynić". Urzędnicy kurialni w końcu zrozumieli przesłanie bez względu na to, czy się z nim zgadzali, czy nie. Impreza miała się odbyć z ich aprobatą lub bez niej, zdecydowali więc, że muszą tam być, zajmując swoje zwyczajowe miejsca jako członkowie Cappella Papale przed frontem zgromadzenia. Kardynał Etchegaray oznajmił, że będą oczywiście mile widziani, ale nie może posadzić ich zgodnie ze zwykłym porządkiem (...). “Nie byli zachwyceni", wspomina Mejia.

(George Weigel, “Świadek nadziei")

Kolejno, przybrani w tradycyjne stroje, podchodzą do Papieża Dalajlama, inni mnisi, biskupi prawosławni, główny rabin Rzymu i inni. Papież każdego wita. Można widzieć, jak jeden z mnichów w powitalnym geście kładzie głowę na piersi Papieża, serdeczny śmiech rabina... (...)

Wszystko to trwa krótko. Wewnątrz bazyliki, na tle czcigodnego oratorium św. Franciszka, zbudowano podwyższenie. Na nim półkolem zajmują miejsca, na prawo od Papieża, przedstawiciele wyznań chrześcijańskich, na lewo - innych religii. Nie jest to konferencja religii na rzecz pokoju, nie będzie się tu dyskutować nad planem działania. Chodzi o uświadomienie światu, że istnieje inny wymiar pokoju i inny sposób zabiegania o pokój - modlitwa.

(Ks. Adam Boniecki, “Notes rzymski")

Czy największym cierpieniem dla Jana Pawła II był zamach, który wycisnął piętno na duszy i ciele? Czy może śmierć pielgrzymów zabitych w wypadkach i zamachach podczas jego podróży po świecie? Nikt nie jest w stanie powiedzieć, jakie cierpienie jest największe dla konkretnego człowieka, dlatego my też nie chcemy określać, co sprawiło Janowi Pawłowi największy ból. Obiektywnie jednak najpoważniejszym wydarzeniem dotyczącym Kościoła podczas jego pontyfikatu jest schizma tradycjonalisty, francuskiego biskupa Marcela Lefebvre’a, która dopełniła się w chwili nie autoryzowanej przez Rzym konsekracji czterech biskupów, 30 czerwca 1988 roku.

(Luigi Accattoli, “Karol Wojtyła, człowiek końca tysiąclecia")

29 czerwca o godzinie jedenastej wieczorem przyszedł do Econe ostatni telegram od papieża. Jan Paweł II w przejmujących słowach nalegał, aby arcybiskup Lefebvre zrezygnował z wyznaczonych na drugi dzień rano święceń, które miały rozerwać katolicką wspólnotę. Jan Paweł II aż do końca czynił wysiłki, aby powstrzymać go na drodze do zerwania, i parę razy mieliśmy powody, by myśleć, że mu się to udało. Niestety arcybiskup wyrażał zgodę na jakiś punkt tylko po to, aby wysunąć inny, i jeśli ściszał ton prywatnie, to podnosił go publicznie.

(André Frossard, “Portret Jana Pawła II")

Na każdy rok pontyfikatu (z wyjątkiem trzeciego, to znaczy roku zamachu) przypada jedna podróż do Ameryki Południowej. Ta z roku 1988 była szczególnie ważna i szczególnie dramatyczna, bo wypadała wkrótce po ogłoszeniu encykliki “Sollicitudo rei socialis" i stanowiła niejako pierwszą konfrontację zawartego w niej nauczania z twardą, konkretną rzeczywistością.

(Ks. Adam Boniecki, w: Janusz Poniewierski, “Pontyfikat")

Słowiański papież, żyjąc w warunkach komunizmu i od trzydziestu lat stawiając czoło jego roszczeniom intelektualnym, moralnym i operacyjnym, wiedział, że najsłabszym punktem systemu była kwestia przyzwolenia. System ten trwał i wydawał się nieprzeniknionym monolitem, z powodu lęku. Teraz jednak znalazło się rozwiązanie dylematu, opisanego znakomicie przez Václava Havla: Jak doprowadzić do sytuacji, w której dostateczna liczba ludzi gotowa jest wyprostować grzbiet i żyć z większą godnością?

(George Weigel, “Ostateczna rewolucja")

Fakty niezbicie dowodzą, że długiej wojny z komunizmem nie wygrali panowie w czarnych garniturach, dowodzący uzbrojonym po zęby wojskiem, ale jeden człowiek w białej szacie i jego ochotnicza armia ludzi, którzy w swoich działaniach wyrzekli się przemocy.

(Jonathan Kwitny, w: Janusz Poniewierski, “Pontyfikat")

Wszystko, co wydarzyło się w Europie Wschodniej podczas ostatnich kilku lat, byłoby niemożliwe bez tego papieża.

(Michaił Gorbaczow, w: Janusz Poniewierski, “Pontyfikat")

Jan Paweł to człowiek “ponad - nie poza - polityką".

(Kard. Roger Etchegaray, w: George Weigel, “Świadek nadziei")

Przemawiał do sumień, a nie do frakcji parlamentarnych.

(Ks. Józef Tischner, w: Janusz Poniewierski, “Pontyfikat")

Wygłoszonej podczas Mszy św. na lotnisku kieleckiego Aeroklubu [w 1991 r.], pełnej surowych napomnień homilii, której głównym tematem były zagrożenia rodziny, towarzyszyły gromy i błyskawice gwałtownej burzy. (...) w podobnej pasji zobaczyliśmy go po dwóch latach, kiedy na zakończenie Mszy św. w Dolinie Świątyń w Agrigento na Sycylii krzycząc, groził członkom mafii sądem Bożym.

(Jacek Moskwa, “Zostań z nami")

Odczuł palącą konieczność interwencji Kościoła w sferę moralną życia narodu. Tymczasem wielu ludzi było odmiennego zdania.

(Jacek Woźniakowski, w: Jonathan Kwitny, “Człowiek stulecia")

Stał się bardziej konserwatywny (...), ponieważ widzi na Zachodzie wielki upadek obyczajów oraz to, że jeśli zmieni swe nieugięte stanowisko, wszystko się rozpadnie.

(Katarzyna Mroczkowska-Brand, w: Jonathan Kwitny, “Człowiek stulecia")

“Centesimus annus" to trzecia encyklika społeczna Jana Pawła. (...) Papież ukazuje dwie wersje współczesnego kapitalizmu. Jedną pozytywną, w której wolny rynek może być miejscem chrześcijańskiego zaangażowania i świadectwa, oraz drugą, w której absolutyzuje się wolność ekonomiczną, a życie gospodarcze odrywa od oceny społecznej. Ojciec Święty ukazuje więc, zwłaszcza w pierwszej części encykliki, zagrożenia “dzikiego", “pierwotnego" kapitalizmu.

(Maciej Zięba OP, “Przewodnik po encyklikach. Myśląc z Janem Pawłem II")

W październiku 1993 Ojciec Święty przyjął propozycję RAI, by udzielić wywiadu telewizyjnego. Jednakże sam Papież nie docenił ogromu zajęć, zaplanowanych dla niego. Minęło kilka miesięcy. Któregoś dnia zadzwoniono do mnie z Watykanu. Navarro miał mi przekazać wiadomość, która - jak mnie zapewnił - zaskoczyła jego samego. Otóż w imieniu Papieża powiedział mi, co następuje: “Choć nie miałem możności odpowiedzieć Panu osobiście, nie zapomniałem o Pańskich pytaniach. Zainteresowały mnie i sądzę, że nie powinny pozostać bez odpowiedzi. Zastanawiam się nad nimi i od pewnego czasu, na ile pozwalają mi moje zajęcia, przygotowuję odpowiedzi na piśmie". Jednym słowem, kolejny raz Jan Paweł II potwierdził trafność określenia: Papież niespodzianek.

(Vittorio Messori, wstęp do: “Przekroczyć próg nadziei")

[W 1994 r.] odwiedził siedzibę Organizacji Narodów Zjednoczonych. Było to w przeddzień pięćdziesiątej rocznicy jej utworzenia. A potem, w zapadającym w pamięć fragmencie przemówienia pokazał, że jest zarówno teologiem, jak i politykiem. Mówił o wysiłku podejmowanym we “wszystkich kulturach, zmierzającym do wyjaśnienia tajemnicy świata, a zwłaszcza człowieka (...). Sercem każdej kultury jest jej podejście do największej z tajemnic: tajemnicy Boga". Stwierdził, że “prawdziwy patriota nie zabiega nigdy o dobro kosztem innych".

(Ray Flynn, “Portret prywatny człowieka i papieża")

Jesienią 1994 roku Ojciec Święty usiłował odwiedzić trzy stolice rozdartych wojną Bałkanów. Kiedy okazało się to niemożliwe, pojechał do Zagrzebia w Chorwacji. Odprawił specjalną Mszę w Bazylice św. Piotra w intencji ludzi cierpiących w tamtym rejonie. Uczestniczył w niej cały korpus dyplomatyczny. W homilii papież skrytykował wprost całą wspólnotę europejską za niepodejmowanie efektywniejszych wysiłków zmierzających do zakończenia wojny na kontynencie. Nigdy przedtem nie widziałem go tak rozsierdzonego. Mówił niskim głosem, wygrażał pięścią. Po mszy opuścił bazylikę, nie rozglądając się na boki, twarz miał ponurą. Było jasne, że w ten sposób daje do zrozumienia obecnym dyplomatom, by przekazali swoim rządom: Papież naprawdę zajmuje takie stanowisko w tej sprawie.

(Ray Flynn, “Portret prywatny człowieka i papieża")

Non c’e nessun segreto - nie ma żadnej tajemnicy związanej ze stanem zdrowia Ojca Świętego. Jan Paweł II miał [w październiku 1996] chroniczne zapalenie ślepej kiszki, usunięto ją, a przy okazji obejrzano miejsca, które ucierpiały na skutek zamachu, oraz te, które w lipcu 1992 uwolniono od złośliwego nowotworu. Nie znaleziono żadnego śladu nowotworu, żadnych przerzutów. Chirurg wie, że ma do czynienia z niewdzięcznym audytorium, to przecież prasa rozpętała wrzawę wokół “tajemniczej choroby" Jana Pawła II. Dlatego ucieka się do najcięższego argumentu. Przypomina, co mówił cztery lata temu po tamtej, rzeczywiście dramatycznej, operacji: Papież na to nie umrze. Zdaje się, że przekonał słuchaczy, bo padają pytania o... drżenie ręki. Lekarz mówi, że to nie jego specjalność, tym zajmują się inni.

(Marek Lehnert, w: Janusz Poniewierski, “Pontyfikat")

[W 1998 roku] podczas wizyty w wiedeńskim hospicjum Rennweg, prowadzonym przez “Caritas socialis" (...) odwiedził kilka pokojów, gdzie przebywali najciężej chorzy, przykuci do łóżek w ostatnich dniach życia. Tylko z oddali mogła je bez dźwięku zarejestrować kamera Telewizji Watykańskiej. Oglądałem później w wiedeńskim studiu te nieme obrazy przygarbionego, zmęczonego człowieka pochylającego się nad wychudzonymi postaciami pacjentów i zastanawiałem się, jakie wypowiadał wtedy słowa.

(Jacek Moskwa, “Prorok i polityk")

“Intimior meo" - taki jest temat “Listu do artystów" papieża Jana Pawła II, który miałem zaszczyt i radość przedstawiać na konferencji prasowej w Watykanie, 23 kwietnia 1999 r., a który został opatrzony datą: 4 kwietnia 1999, w Niedzielę Wielkanocną. List, zadedykowany tym, którzy z płomiennym poświęceniem poszukują nowych epifanii piękna, by uczynić z nich dar dla świata w postaci twórczości artystycznej, ukazuje jako główny motyw podziw Boga dla swego stworzenia: “A Bóg widział, że wszystko, co uczynił, było bardzo dobre".

(Paul Poupard, “Ten papież jest darem od Boga")

Papież przyświadcza raz jeszcze otwartość swoją w obliczu innych kultur, a także innych nie-chrześcijańskich wiar: powołuje się nie tylko na grecką tradycję, ale także na mądrość orientalną, na źródła wedyjskie, buddyjskie, chińskie, na myślicieli prawosławnych (przypuszczam też, że jest to pierwszy tekst pontyfikalny, gdzie cytowany jest Pascal), zakłada, że w rozmaitości kultur i kultów dochodzi do głosu to samo szukanie odpowiedzi na pytania ostateczne i że jest ono tak samo realne również tam, gdzie nie ma inspiracji chrześcijańskiej.

(Leszek Kołakowski o encyklice “Fides et ratio", w: Janusz Poniewierski, “Pontyfikat")

Znam teologów prawosławnych, którzy mówią, że ich Kościół czekał 1000 lat, by usłyszeć z papieskich ust to, co Jan Paweł II wypowiada w “Ut unum sint" w odniesieniu do posługi Piotrowej. (...) Uderza uporczywe stwierdzenie, że zaangażowanie Kościoła katolickiego w ekumenizm jest nieodwracalne, nieodwołalne. Nie jest to program Kościoła, ale integralna część Kościoła.

(Richard Neuhaus, w: “Przewodnik po encyklikach. Myśląc z Janem Pawłem II")

Cały czas zastanawiamy się nad tym, kogo i co widzieliśmy w czasie papieskiej pielgrzymki: czy Kubańczyków, którzy spontanicznie próbowali się cieszyć, czy ludzi, którzy nie byli pewni, co naprawdę widzieli, i czy to, w czym uczestniczyli, działo się naprawdę? Czy przemarsz ulicami Hawany w niedzielny poranek, jeszcze przed świtem i o świcie od katedry do placu Rewolucji, był snem? Nie lękajcie się! - głosił napis na plakatach z Papieżem, które pojawiły się na Kubie. Przywieziono je z Polski i rozlepiono w kościołach. Czy Papież, który mówił Fidelowi prosto w oczy, że plac Rewolucji nazywa się tak naprawdę placem Josego Marti, był tu rzeczywiście?

(Dorota Warakomska i Jarosław J. Szczepański, “Ostatnia wyspa komunizmu, Jan Paweł II na Kubie")

Po południu, w bukareszteńskim parku Podul Izvar Papież i Patriarcha zamienili się rolami: tym razem Teoktyst uczestniczył we Mszy odprawianej przez Jana Pawła II. (...) Atmosfera ekumenicznego otwarcia sięgnęła zenitu, gdy po procesji z darami katolicki arcybiskup Ioan Robu nieoczekiwanie podszedł do tronu patriarchy i serdecznie go uściskał. Owacjami przyjęto także zaproszenie patriarchy Teoktysta do Rzymu: pojedyncze wołania “Unitate" (jedność) podchwycili wszyscy zebrani. “A więc trzeba się spieszyć..." - mówił uśmiechnięty Papież.

(Krzysztof Burnetko, Jan Strzałka, “TP" 20/1999)

Wszystkim osobom powyżej czterdziestki, które w niedzielne przedpołudnie - 13 czerwca 1999 - zgromadziły się na warszawskim placu Piłsudskiego (dawny plac Zwycięstwa), mogło się wydawać, że historia po dwudziestu latach zatoczyła koło: ten sam plac (a na nim krzyż z czerwoną stułą - znak zmartwychwstałego Chrytusa), ten sam Papież i ta sama modlitwa, która - wygłoszona po raz pierwszy w czerwcu ’79 - zmieniła oblicze świata: “Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi! Tej Ziemi!". Chociaż nie, modlitwa była nieco zmodyfikowana: “...dzisiaj, na progu trzeciego milenium i w przyszłości, niech zstąpi, niech zstępuje i stale odnawia oblicze ziemi! Tej polskiej Ziemi!"

(Janusz Poniewierski, “Pielgrzymka 1999")

Sądzę, że tego lata 1999 roku Papieżowi po raz pierwszy przyszło się zmierzyć z przygniatającym ciężarem jego własnego pomnika.

(Andreas Englisch, “Jan Paweł II, fenomen Karola Wojtyły")

Dla niego ta atmosfera kultu od początku była dość irytująca, a w czasie ostatniej pielgrzymki stała się już chyba trudna do zniesienia. I mam wrażenie, że sam Papież dość świadomie starał się delikatnie nakłuć ten polsko-papieski balon. Jego żarty - “Papież czy łupież" albo “Myślałem, że mówicie: »Witaj, ty leniu«", gdy krzyczano “Witaj w Licheniu" - były próbą przyhamowania tego.

(Ks. Adam Boniecki, “Gazeta Wyborcza" nr 116/2000)

Był przeciążony fizycznie. Cierpiał, ale był też wielkim uparciuchem i gdy tylko jego sekretarz don Stanisław Dziwisz chwytał go pod ramię, by mu pomóc, odmrukiwał mu: Mogę sam! Ale naprawdę potrzebował pomocy. Nie widać było żadnego śladu zwycięzcy wracającego triumfalnie do ojczyzny.

(Andreas Englisch, “Jan Paweł II, fenomen Karola Wojtyły")

Jan Paweł II nie ma wątpliwości, że współczesna cywilizacja znalazła się w kryzysie, lecz jego milenaryzm wyrażony w “Tertio millennio adveniente" nie ma charakteru apokaliptycznego. Powiedział nawet kiedyś podczas kolacji w gronie przyjaciół, że wszystko, co konieczne do zbawienia, zostało już w historii zrobione.

(George Weigel, “Świadek nadziei")

Gdy [inaugurując Wielki Jubileusz] sędziwy, odziany we wspaniałą kapę Papież klęknął przed Drzwiami Świętymi, prawymi drzwiami w głównym wejściu do Bazyliki św. Piotra, i wyszeptał: “Oto drzwi Pana", świat patrzył na to jak zahipnotyzowany.

(Andreas Englisch, “Jan Paweł II, fenomen Karola Wojtyły")

Komisja do spraw dialogu międzyreligijnego (...) ma za zadanie przygotowanie spotkania modlitewnego z Żydami, mahometanami i przywódcami innych religii. Ma im przedstawić jubileusz jako okazję do wzajemnego rachunku sumienia, czas skruchy i przebaczenia. (...) Można w tym dostrzec jeden z najśmielszych pomysłów naszego papieża. Wystarczy zacytować to zdanie z “Tertio millennio adveniente", które wystarcza za cały komentarz: “Chrystus należy w pewien sposób do całej ludzkości".

(Luigi Accattoli, “Karol Wojtyła, człowiek końca tysiąclecia")

Nie jestem na tyle zuchwały, by twierdzić, że dopiero w tych dniach w Polsce zapadła decyzja o największym z gestów Papieża: wizycie pod Ścianą Płaczu w marcu 2000, prośbie o przebaczenie, przedłożonej w imieniu Kościoła katolickiego narodowi Izraela. Nie sądzę, by złość starego rabina, spotkanie z Markiem Edelmanem i nagłe pytanie, czy ów Chaim Blaumuth przeżył Holokaust, miały decydujący wpływ na ten historyczny gest. Jestem jednak pewien, że te epizody z podróży do Polski przyczyniły się do tego. (...)

Przypadek pozwolił Janowi Pawłowi II zdobyć sobie Palestyńczyków. Podczas mszy papieskiej rozległ się z głośników meczetu bardzo głośny śpiew muezzina. Wydawało mi się, że muezzin wyczekał ze swoim wołaniem dokładnie na tę chwilę, gdy Papież miał zacząć mówić. Jan Paweł II przerwał swoją modlitwę i z szacunkiem czekał, aż muezzin skończy nawoływać wiernych do modlitwy. Zanim wrócił do swojej homilii, nawiązał do wezwania muezzina. Modlił się: “Allah uakkbar" (Bóg jest wielki). Papież, który przy Bazylice Narodzenia chwali Allaha? Niepojęte! Muzułmanie na placu zaczęli klaskać, najpierw cicho i wstrzemięźliwie, potem coraz głośniej.

(Andreas Englisch, “Jan Paweł II, fenomen Karola Wojtyły")

Członkowie Związku Bractw Prawosławnych, którzy kilka tygodni wcześniej demonstrowali przeciwko wizycie Papieża [na Ukrainie], w czasie jej trwania przycichli. Aleksij II, zwierzchnik rosyjskiej Cerkwi prawosławnej, poniósł całkowitą klęskę. Jego antypapieska retoryka nie została podchwycona przez Ukraińców.

(prof. Myrosław Popowycz, Akademia Kijowsko-Mohylańska, w: “Gazeta Wyborcza" nr 149/2001)

Powoli wchodzi po stopniach na pokład samolotu. Tuż obok trapu wyprężony jak struna żołnierz. Chyba nie wolno mu nawet drgnąć. Ale przecież jego serce nie jest ze stali. Gdy Papież kładzie rękę na poręczy i wolno posuwa się w górę, żołnierz podnosi swoją dłoń i przez ułamek sekundy głaszcze dłoń Jana Pawła II. I znów stoi na baczność.

(Katarzyna Kolenda-Zaleska, “Pielgrzymka 2002")

Dlaczego dalej pielgrzymuje? Bo bardzo tego chce i na nic zdają się protesty czy sugestie współpracowników.

(Luigi Accattoli, w: Aleksandra Bajka, “TP" 37/2004)

Nikt w Lourdes nie ma wątpliwości, ile wysiłku kosztuje Papieża ta podróż. Tuż po przylocie jedzie prosto do Groty Objawień. Nie ma siły wygłosić przemówienia. Wszyscy wstrzymują oddech, gdy nagle osuwa się na klęcznik i trzeba pomóc mu się podnieść. Jego przesłanie jest jednak silne i mocne.

(Katarzyna Kolenda-Zaleska, “Małe cuda", TP 44/2004)

Sytuacja jest stabilna. Sytuacja jest bardzo poważna. Parametry biologiczne są zmienione, ciśnienie jest niestałe. Papież pozostaje przytomny, w pełni świadomy, powiedziałbym bardzo spokojny. Kilka minut temu, zanim przyszedłem do was, prosił, by czytano fragmenty Pisma Świętego. Z uwagą słucha tej lektury. Taka jest sytuacja w tej chwili".

(oświadczenie rzecznika Stolicy Apostolskiej Joaquina Navarro-Vallsa, 1 kwietnia 2005 o godz. 12.30)

Słynne “papieskie" okno w krakowskiej kurii jest odsłonięte. Pod bramą ludzie składają biało-żółte wiązanki kwiatów. O udział we wspólnej modlitwie apelował za pośrednictwem mediów kard. Franciszek Macharski.

(KAI, 1 kwietnia 2005)

Nam wydawało się, że miłość, tak jak ją pojmujemy, domaga się, żeby wrócił do swojej pracy i służby. A tymczasem mądra miłość zadecydowała inaczej.

(Kard. Franciszek Macharski, KAI, 2 kwietnia 2005)

***

Idzie tą drogą niezmiernie spokojnie, pewnym krokiem, czasem ciężkim krokiem, trochę takim krokiem, jaki mogliśmy widzieć, kiedy ten człowiek w białej sutannie wstępował na ołtarze na Stadionie, na Muchowcu w Katowicach, na Błoniach. Takim ciężkim krokiem, z nogi na nogę. Jakby dźwigał ciężar jakiś. Nie chował tego. To się czuło, to się widziało, że ten człowiek idzie z trudem, przez tę swoją drogę powołania, ale że ją pojmuje spokojnie, stanowczo i bez przystanków.

(Andrzej Wielowieyski, w: Ewa Berberyusz, “Papież Polaków")

Oprac. Katarzyna Wiśniewska

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2005