Sprawiedliwa w brunatnym Wrocławiu

Była jednym z niewielu ewangelickich duchownych, którzy jawnie sprzeciwili się III Rzeszy. Broniąc żydowskich chrześcijan, Katharina Staritz zderzyła się z Gestapo – i z własnym Kościołem.

06.11.2017

Czyta się kilka minut

Katharina Staritz w roku 1925 / EVANGELISCHES ZENTRALARCHIV BERLIN
Katharina Staritz w roku 1925 / EVANGELISCHES ZENTRALARCHIV BERLIN

Było to 10 dni po wydarzeniach nazwanych potem Kristallnacht, nocą kryształową, z powodu masy potłuczonego szkła z okien i wystaw sklepowych. W nocy z 9 na 10 listopada 1938 r. w całych Niemczech zaczęła się seria skoordynowanych ataków na Żydów. W ciągu kilku następnych dni zginęło kilkaset osób, a 30 tys. zostało aresztowanych i trafiło do obozów koncentracyjnych. Naziści i ich pomocnicy zniszczyli ponad 1400 synagog i innych żydowskich instytucji. Niszczono też sklepy i mieszkania, a atakom towarzyszyły rabunki.

I oto 10 dni po nocy kryształowej we Wrocławiu odbywa się narada pastorów ewangelickich. W jej trakcie referat na temat najpilniejszych potrzeb Żydów – konwertytów na chrześcijaństwo – wygłasza 35-letnia Katharina Staritz, miejska wikariuszka. Jej przemówienie wywołuje konsternację i pełne rezerwy reakcje innych duchownych.

Ale Staritz, od lat zaangażowana w problemy konwertytów, nie powiedziała tego dnia ostatniego słowa. Trzy lata później burzę wywoła jej list, w którym potępi nakaz noszenia przez Żydów żółtej gwiazdy i bierność niemieckich ewangelików. Według oficjalnych statystyk wtedy – w 1941 r. – we Wrocławiu mieszka jeszcze ok. 250–300 Żydów-ewangelików i drugie tyle Żydów-katolików.

„Ta wikariuszka jest jak chwast” – będą pisać o niej propagandziści na łamach nazistowskiego czasopisma „Das Schwarze Korps”. Wkrótce też, wiosną 1942 r., Staritz zostanie zamknięta za drutami obozu koncentracyjnego dla kobiet w Ravensbrück.

Nie pochodzisz z zamku, nie pochodzisz ze wsi

Urodzona w 1903 r. we Wrocławiu, Katharina Staritz zaliczana jest dziś do grona pierwszych kobiet, które w Kościele ewangelickim sprawowały godność pastora. Choć formalnie nie mogła się jeszcze tak określać – przepisy Kościoła nie dopuszczały wówczas kobiet do tej roli.

Pierwszej absolwentce teologii ewangelickiej na uniwersytecie w Marburgu zaproponowano więc stanowisko wikariuszki miejskiej w rodzinnym Wrocławiu. Mogła uczyć religii i prowadzić pracę duszpasterską. Ale odprawianie nabożeństw było zarezerwowane już tylko dla pastorów-mężczyzn.

Staritz była wówczas zaangażowana w działalność Biura Pomocy dla Ewangelickich Niearyjczyków, które utrzymywało kontakt z Żydami – konwertytami na religię protestancką. W Niemczech nie były to wypadki odosobnione. W przeciwieństwie do konserwatywnych społeczności Żydów z Europy Wschodniej niemieccy Żydzi nie widzieli problemu w konwersji i wychowaniu dzieci w innej religii. Na porządku dziennym były też mieszane małżeństwa.

Ich sytuacja – podobnie jak sytuacja wszystkich Żydów w Niemczech – drastycznie pogorszyła się po dojściu do władzy narodowych socjalistów w 1933 r. Rasistowskie ustawy norymberskie z 1935 r., pozbawiające niemieckich Żydów licznych praw (w tym prawa własności i ochrony prawnej), wykluczyły tę grupę na równi z wyznawcami judaizmu.

Dramat konwertytów polegał również na tym, że często nie umieli odnaleźć się w lokalnych społecznościach żydowskich, do których zaliczyli ich naziści. „Nie pochodzisz z zamku, nie pochodzisz ze wsi, jesteś nikim” – tak położenie żydowskich chrześcijan w czasach narodowego socjalizmu scharakteryzowała filozofka Hannah Arendt.

Ochrzczona, ale pouczona

W brunatnym Wrocławiu, którego mieszkańcy entuzjastycznie poparli władze narodowosocjalistyczne, różnie traktowano żydowskich sąsiadów. Ocaleni z Zagłady wspominali później zarówno rzadką pomoc i serdeczność, jak też nieliczne przypadki skrajnie antysemickich zachowań. Najbardziej powszechną postawą była obojętność i brak refleksji.

Więcej pytań stawiali sobie i swoim zwierzchnikom pastorzy. W wielu przypadkach okazywało się, że sytuacje, w których się znaleźli, nie są jednoznaczne i nie wiadomo, kogo bać się bardziej: własnego sumienia czy nowej tajnej policji (Ge­heime Staatspolizei, Gestapo).

Najwięcej kontrowersji wywoływały prośby o chrzest. Jeden z duchownych tak pisał do przełożonych w 1940 r.: „Nie jest moim zadaniem rozstrzygać o prawnej kwestii dopuszczalności chrztu dla Żydów. Ale jest dla mnie niezrozumiałe, jak dzisiaj niemiecki duchowny może podjąć się takiego chrztu”. Ostatecznie kobieta, której dotyczył spór, została członkiem Kościoła ewangelickiego. Wstawiła się za nią m.in. Katharina Staritz.

Ale sprawa miała drugie dno. „Mojego pierwszego listu bardzo proszę nie oceniać jako odmowy udzielenia chrztu albo próby robienia trudności. Proszę, aby go postrzegać jako próbę znalezienia wyjścia z sytuacji niebezpiecznej i trudnej, w której znalazłem się w związku z doświadczeniami 1939 r.” – w ten zawoalowany sposób wspomniany wyżej pastor przypominał swoje kłopoty z Gestapo, aresztowanie i działalność w ramach opozycyjnego Kościoła Wyznającego (Bekennende Kirche).

Zimą 1940 r. w parafii św. Marii Magdaleny do chrztu chciała przystąpić także niejaka Annelise Ahlburg, matka dwóch ochrzczonych córek. Jej mąż, Niemiec-aryjczyk, służył w Wehrmachcie. Po trwającej niemal pół roku dyskusji między władzami Kościoła we Wrocławiu oraz w Berlinie i Kathariną Staritz zezwolenie wydano. Ale pod warunkiem, że jeszcze przed przyjęciem chrztu kobieta zostanie pouczona, iż po wstąpienia w szeregi wiernych Kościoła ewangelickiego jej przynależność rasowa się nie zmieni i będą ją obejmować takie same przepisy prawa jak Żydów, którzy nie są chrześcijanami.

Pomoc w konspiracji

Jednoznaczna deklaracja ze strony władz Kościoła, jak postępować z konwertytami, stawała się coraz bardziej potrzebna. Przedstawiciele Konsystorza (najwyższej władzy w Kościele ewangelickim) zaczęli w tej sprawie naciskać Główną Radę Kościoła w Berlinie. Ta uspokajała, że zwróciła się już z podobnym pytaniem do... Gestapo. W odpowiedzi od funkcjonariuszy w czarnych mundurach duchowni mieli usłyszeć: „Oczywiście, że trzeba chrzcić. Kościół tak samo potrzebuje wiernych jak Partia”. Ktoś, być może adresat listu, z którego pochodzi ten cytat, dopisał w tym miejscu pytajnik.

Jedyną wyraźną decyzją lokalnych władz Kościoła było oficjalne powierzenie Katharinie Staritz obowiązków związanych z opieką nad konwertytami w ramach lokalnego biura zaufania. To ona miała odtąd przygotowywać ich do chrztu i uczyć religii. We współpracy z centralą w Berlinie mogła też udzielać pomocy materialnej, np. przy finansowaniu emigracji. Dzięki jej zaangażowaniu granice III Rzeszy opuściło ponad tysiąc osób.

„Oficjalne” oznaczało jednak, że o jej nominacji poinformowane zostanie także Gestapo. To zwiastowało nowe kłopoty.

W 1940 r. szef berlińskiego Biura Pomocy, pastor Heinrich Grüber, został aresztowany i osadzony w obozie koncentracyjnym Sachsenhausen, a następnie w Dachau. Katharina Staritz i inni pracownicy Biura kontynuowali działalność w konspiracji.

Sytuacja nieustannie się zmieniała. Rok po aresztowaniu Grübera fundusze na emigrację nie mogły już pomóc nikomu – Żydom nie wolno było opuszczać III Rzeszy, a głównym problemem stały się przesiedlenia i głodowe przydziały kartkowe.

We wrześniu 1941 r. nazistowskie władze wprowadziły nakaz piętnowania Żydów widoczną żółtą gwiazdą, noszoną na ubraniu. Victor Klemperer – niemiecki filolog żydowskiego pochodzenia, który przeżył Holokaust dzięki nieżydowskiej żonie – napisał, że z 12 lat nazistowskiego piekła ów nakaz był dla niego największym wyrazem upodlenia.

Wrocławscy konwertyci, których to prawo również objęło, różnie oceniali wprowadzenie tego obowiązku. Jedni nie chcieli się z nim godzić, twierdząc, że nie mają nic wspólnego z religią i kulturą żydowską. Inni przyjmowali go ze spokojem lub rezygnacją. Jeszcze inni, zwłaszcza starsze małżeństwa mocno zaangażowane w życie religijne, byli zrozpaczeni.

Wikariusz Generalny Josef Negwer postanowił poczekać na rozwój wypadków i podjąć kroki dopiero wówczas, gdy sytuacja Żydów-chrześcijan się zaostrzy. Nigdy żadnych nie podjął.

Staritz nie czekała.

O godność Kościoła

Pięć dni po ogłoszeniu nakazu teolożka wysłała do wrocławskich parafii okólnik, w którym pisała m.in., że chrześcijańskim obowiązkiem jest zapewnić Żydów, iż konwertyci mają takie samo prawo do obecności w Kościele jak inni jego członkowie.

Wikariuszka zwracała uwagę, że nie można przymykać oczu na problemy „niearyjskich chrześcijan”, nie tylko z powodu poczucia obowiązku, ale także dlatego, że „istnieje ryzyko, iż gmina może zostać wprowadzona w błąd i będą miały na nią wpływ elementy nie całkiem chrześcijańskie, które będą zagrażać chrześcijańskiej godności Kościoła”.

Było jasne, że pisząc o „elementach niechrześcijańskich”, Staritz ma na myśli nazistowskie władze. Jako ripostę na szykany proponowała rewolucję: skoro niearyjscy chrześcijanie mają siadać w świątyni w specjalnie wyznaczonych ławkach, to niech miejsca obok zajmują aryjscy członkowie zboru. Jeśli żydowscy chrześcijanie będą się wstydzić lub bać przychodzić na nabożeństwa, niech do drzwi świątyni i do domu odprowadzają ich aryjscy współbracia.

Tym razem odzew był ogromny, a wypadki potoczyły się szybko.

Choć nie tak, jak chciała teolożka.

Obowiązki niemieckiej rasy

Niektórzy duchowni odczytali jej list z ambony, inni rozmawiali o nim z wiernymi po nabożeństwach. Równie szybko do władz Rzeszy wpłynęła skarga na antypaństwowe rzekomo zachowanie wikariuszki, zaś rządząca NSDAP zażądała wyjaśnień od Konsystorza.

Zwolnienia Staritz z urzędu domagał się lokalny oddział Niemieckich Chrześcijan. Istniejący organizacyjnie od 1932 r., owi Deutsche Christen tworzyli rasistowski nurt w niemieckim protestantyzmie (udało im się przejąć kontrolę nad kilkoma Kościołami regionalnymi); chcieli usunięcia z Kościoła żydowskich konwertytów.

Jego wrocławski lider pisał w sprawie niepokornej teolożki: „Jeżeli ktoś dzisiaj wykazuje się taką nieznajomością kwestii rasowych i nie wie, jakie obowiązki spoczywają na niemieckiej rasie, aby przeciwdziałać zdradzie, nie powinien wypowiadać się publicznie”.

Protestowali też Niemieccy Luteranie, odłam Niemieckich Chrześcijan: „Pismo to [tj. list Staritz – red.] zostało odczytane jako sabotaż w ciężkiej walce Partii przeciwko Żydom i na partyjnych zebraniach wykorzystane przeciwko Kościołowi. (...) Jeżeli pastorzy dalej będą odczytywać z ambon ten okólnik, nie ma się co dziwić, że z gmin będą słyszane protesty, że z Kościoła wyrzuci się ostatnich narodowych socjalistów (...) oficjalna zmiana zdania przez władze Kościoła przyniosłaby (...) sukces i zatrzymała dalsze ewentualne szkody”.

List Staritz nie wyszedł poza Wrocław, ale krążyły o nim plotki. „Na zebraniu partyjnym powiedziano, że Kościół bierze Żydów w obronę. Słowa te spotkały się z dużym potępieniem” – donosił pastor z podwrocławskiej wsi.

„Niewłaściwe wypowiedzi”

Poproszona przez Kościół o wyjaśnienia, Katharina Staritz stwierdziła tylko, że sprzeciw był jej obowiązkiem.

Po gorączkowej wymianie pism – pełnych zapewnień o podjęciu kroków w celu naprawy sytuacji – władze kościelne wskazały Staritz jako winną „niewłaściwych wypowiedzi”. Początkowo ukarano ją odsunięciem od pracy z niearyjskimi chrześcijanami. Miesiąc później, ze względu na nieustające naciski władz, Konsystorz uznał, że kobieta nie może pełnić dalej posługi we Wrocławiu, zalecając jej zmianę nie tylko miasta, ale i regionu.

Pięć miesięcy później członkowie Konsystorza zostali poinformowani o aresztowaniu Kathariny Staritz. Początkowo więziono ją w piwnicach Gestapo w Kassel. Stamtąd trafiła do obozu pracy poprawczej w Breitenau, i następnie do Ravensbrück, jako więźniarka polityczna.

Dzięki wstawiennictwu wpływowych znajomych oraz rodziny po roku została zwolniona. Wróciła do Wrocławia, ale już bez szans na pracę w strukturach Kościoła i z nakazem meldowania się w siedzibie Gestapo raz w tygodniu.

Tymczasem z miasta wysiedlono niemal wszystkich Żydów. Niezależnie od wyznania trafili do gett, obozów zagłady i dołów śmierci na terenie krajów okupowanych – Polski, Czech i Litwy.

Bez pamięci

W styczniu 1945 r. wraz z większością cywilów Staritz została ewakuowana z Wrocławia, który szykował się do odparcia Armii Czerwonej. Wyjechała do Turyngii, później do Frankfurtu nad Menem. Tam jako pierwsza kobieta objęła obowiązki pastora, choć nadal musiała używać określenia „wikariuszka”. Wkrótce zmarła, w wieku zaledwie 50 lat.

Dziś jej postać jest niemal zapomniana – także w Kościele. O jej zaangażowaniu dla społeczności żydowskiej w niemieckim Wrocławiu wiedzą nieliczni. Poświęcona jej niewielka tablica wisi w katedrze diecezji wrocławskiej Kościoła Polskokatolickiego św. Marii Magdaleny – tym, w którym chrzest przyjmowała wspomniana Annelise Ahlburg (do 1948 r. było to miejsce spotkań niemieckich ewangelików).

Podczas wojny Konsystorz nigdy nie wydał zakazu udzielania chrztów żydowskim chrześcijanom, a z czasem coraz więcej pastorów angażowało się w pomoc dla nielicznych już niearyjskich chrześcijan.

Choć i te pojedyncze przypadki wywoływały spory. We wrześniu 1944 r. wrocławska lekarka Ruth Haveland skarżyła się w liście do kościelnych władz: „Jestem narodową socjalistką, tymczasowo w Kościele Ewangelickim. Pytanie o żydowskie chrzty jest dla mnie kwestią rozstrzygającą! (...) Ja osobiście nie mogę w żadnym wypadku należeć do wspólnoty kościelnej, do której przyjmowani są najwięksi wrogowie mojej ojczyzny! (...). To fałszywe stwierdzenie, że Partia wyrzuca ludzi z Kościoła. Według mnie Kościół sam odpycha tych, którzy przysięgali Führerowi!”.

Urzędnicy Konsystorza postanowili przemilczeć ten list, formalnie zasłaniając się agresywnym tonem jego autorki.©

Autorka jest historyczką. Studiowała historię i slawistykę we Wrocławiu i Monachium. Laureatka nagrody im. Tomasza Strzembosza za książkę: „»Rosjanie nadchodzą!« Ludność niemiecka a żołnierze Armii Radzieckiej (Czerwonej) na Dolnym Śląsku w latach 1945–1948”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 46/2017