Człowiek, który nie klękał przed Führerem

Nie było w tym roku szczególnych obchodów 80. rocznicy jego męczeńskiej śmierci za sprzeciw wobec nazizmu. Austriacki chłop – błogosławiony Franz Jägerstätter – wciąż jest wyrzutem sumienia dla rodaków i dla austriackiego Kościoła.

13.12.2023

Czyta się kilka minut

Franz Jaegerstaetter (na motocyklu) przed gospodarstwem w St. Radegund koło Linzu z rodziną (dd lewej) przybraną siostrą Aloizą, matką Rosalią i przybranym ojcem Heinrichem. Zdjęcie niedatowane / Fot. Erna Putz / Dioezese Linz / Forum
Franz Jaegerstaetter (na motocyklu) przed gospodarstwem w St. Radegund koło Linzu z rodziną (dd lewej) przybraną siostrą Aloizą, matką Rosalią i przybranym ojcem Heinrichem. Zdjęcie niedatowane / Fot. Erna Putz / Dioezese Linz / Forum

Mógłby być bohaterem, przykładem, drogowskazem na czasy, w których nieodległym nam światem targają brutalne wojny. Gdy religia nadal wciągana jest na wojenne sztandary, a widma nazizmu powracają w służących za uzasadnienie agresji resentymentach, aktach terroru wymierzonych w bezbronnych i najsłabszych, czy głosach wzywających do oczyszczenia świata z przedstawicieli jakiejś nacji czy religii.

Błogosławiony Franz Jägerstätter, męczennik za wiarę, obdżektor stracony 80 lat temu za odmowę służby w Wehrmachcie – mógłby być świętym na te czasy. Uniwersalnym bohaterem oporu przeciw nazizmowi i wojnie napastniczej. 

Kim był człowiek, którego samotny, radykalny sprzeciw budzi do dziś wiele sprzecznych emocji? Od hagiograficznego podziwu po głośne milczenie. 

Nieślubny syn i ojciec

Gdyby nie silna wola i decyzje, do których go pokierowała, Franz Jägerstätter pewnie nigdy nie zbliżyłby się nawet do świętości. W młodości przystojny, krzepki wiejski chłopak, uchodził raczej za żądnego przygód lekkoducha, który wdawał się w bójki, zarzucił praktyki religijne, a w 1933 r. został ojcem nieślubnego dziecka. Sam zresztą był nieślubnym synem Rosalii Huber i Franza Bachmeiera, ludzi zbyt biednych, aby mogli zawrzeć ślub, stworzyć dom i utrzymać rodzinę.

Urodzony 20 maja 1907 r. i dzień później ochrzczony chłopiec pozostał więc pod opieką samotnej matki, która w wyniku ciężkiego porodu nie mogła w przyszłości ponownie zajść w ciążę, a wkrótce po nim musiała wrócić na służbę jako pokojówka. Wychowaniem syna zajęła się babka. Biologiczny ojciec zginął podczas I wojny światowej, a matka poślubiła w 1917 r. Heinricha Jägerstättera, właściciela gospodarstwa we wsi Sankt Radegund, które odziedziczył później adoptowany w dniu ślubu syn. Mimo tej nobilitacji matki na gospodynię, Franzl – jak zdrobniale woła się w Austrii na młodych Franciszków – w dzieciństwie doświadczał powszechnego wówczas w Austrii głodu oraz dyskryminacji w szkole ze względu na ubóstwo. Pokonał je dopiero, gdy już jako dorosły wyjechał za pracą do Bawarii, a następnie do kopalni rudy w Styrii. Owocem zarobionych za górami, za lasami pieniędzy był pierwszy w St. Radegund motocykl. Owocem powrotu na wieś zaś powtórzenie schematu z życia biologicznych rodziców: nieślubna córka Hildegard spłodzona ze służącą z St. Radegund, która także musiała pozostawić ją pod babciną opieką i wrócić do pracy. 

Związek nie przetrwał rozłąki, a Franz wkrótce podczas potańcówki w gospodzie poznał pracującą tam Franziskę Schwaninger, z którą w 1936 r. wziął ślub. O bardzo nietypowej porze, bo o 6.30 rano w Wielki Czwartek, byle tylko zdążyć na pociąg. Przełamując standardowe wiejskie zwyczaje, para w podróż poślubną za ostatni grosz pojechała pociągiem do Rzymu. 

Pobożna Franziska wywarła wpływ na życie religijne męża. Można przypuszczać, że to z miłości do Fani, jak ją nazywał, zaczął coraz częściej uczestniczyć w praktykach religijnych, codziennie czytać Biblię, opierać na jej domowym studiowaniu refleksję nad swoim życiem w zmieniającym się gwałtownie świecie.

Niedziela Palmowa nazizmu

Narodowy socjalizm zaczynał już się rozpychać, a St. Radegung leżało przy samej granicy z III Rzeszą, którą wyznaczał Salzach, płynący głęboko wciętą doliną i wpadający kawałek dalej do Innu. Pomiędzy Salzburgiem, który wydał na świat powszechnie uważanego za Austriaka Mozarta, a Braunau Am Inn, miejscem narodzin powszechnie uważanego za Niemca Hitlera. Na krętej linii między największą austriacką dumą i hańbą. Trwał już czas tej drugiej. Narodowy socjalizm zaczął infekować Austrię, nie omijając tamtejszego Kościoła.

Twarda postawa biskupa diecezji Linz wobec nazizmu nie znajdowała wsparcia ze strony innych hierarchów. Bp Johannes Maria Gföllner w 1933 r. w liście pasterskim potępiał możliwość godzenia celów narodowego socjalizmu z etyką chrześcijańską: „Gardzić narodem żydowskim tylko ze względu na jego pochodzenie, nienawidzić go i prześladować jest rzeczą nieludzką i antychrześcijańską”. Chociaż nawet on wyrażał ambiwalencję austriackiego Kościoła wobec Żydów, mówiąc o zagrożeniach ze strony judaizmu. Poza granicami diecezji zdecydowanie dominowała koncyliacyjna wobec nazizmu postawa metropolity wiedeńskiego kard. Theodora Innitzera. Po anszlusie wywodzący się z Niemców Sudeckich kardynał spotkał się w wiedeńskim hotelu Imperial z Hitlerem. Gföllner zaś odmówił z nim spotkania podczas jego odwiedzin w katedrze w Linzu. Kierowaną przez niego diecezję dotknęły prześladowania, aż 40 księży trafiło do obozów koncentracyjnych, 11 z nich zmarło. Wielu wierzyło, że religijne represje ze strony nazistów spotkają się w końcu ze społecznym oporem ze strony wypełniających kościoły Austriaków. W 1940 r. do aresztowanych przez Gestapo dołączył proboszcz St. Radegund Josef Karobath, duszpasterz rodziny Jägerstätterów.

Działania nazistów wobec religii i księży były jednym z powodów odrzucenia przez Franza panującego systemu. Jednak nie jedynym. Jägerstätter przed anszlusem często wdawał się w gospodach w dyskusje i spory o charakterze czysto politycznym. Po wkroczeniu Wehrmachtu do Austrii chciał zbojkotować ogłoszony przez Hitlera plebiscyt, który miał przypieczętować „zjednoczenie” Austrii z Rzeszą. Za namową żony, obawiającej się represji, wziął w nim jednak udział, głosując jako jedyny we wsi na „nie”. Głosowanie odbywało się – zapewne nie przypadkiem – 10 kwietnia w Niedzielę Palmową, w dniu, w którym katolicy w kościołach całej Austrii wymawiali słowo „Hosanna!” dla uczczenia triumfalnego wjazdu Chrystusa do Jerozolimy. Rok wcześniej, także w Niedzielę Palmową, w niemieckich kościołach odczytywano wzywającą katolików do oporu wobec nazizmu encyklikę papieża Piusa XI „Mit brennender Sorge”. 

Dojrzewające postanowienia

Pochodzące z listów Jägerstättera pytanie „Co się stało z naszym krajem?” wyrażało zawód konformizmem rodaków i współwyznawców, którym w katolickiej Austrii godzenie wiary ze nazistowską ideologią przychodziło z łatwością. W zapiskach porównywał zachowanie austriackiego narodu wiosną 1938 r. podczas anszlusu do zdrady Judasza. „Sądzę, że nie różniło się to od wydarzeń z Wielkiego Czwartku sprzed tysiąca dziewięciuset lat, gdy naród żydowski miał wybór pomiędzy Chrystusem, niewinnym Zbawicielem, a przestępcą Barabaszem” – notował. W hermetycznej wiejskiej społeczności, w której przejawy indywidualizmu czy buntu już wcześniej nie znajdowały poklasku, Jägerstätter nie był w stanie przekonać sąsiadów i współmieszkańców do obranej przez siebie drogi sprzeciwu wobec nazistów. A ten sprzeciw po anszlusie się umocnił. Czego wyrazem zanotowane postanowienie, by „nie lękać się żadnych katuszy i jeśli to konieczne, oddać nawet życie”. 

We wsi nie od razu postawę taką uznano za objaw szaleństwa. Jägerstätter długo cieszył się szacunkiem wśród współmieszkańców, proponowano mu nawet funkcję sołtysa, ale po 1938 r. w panującym systemie nie chciał pełnić tej funkcji. We wsi nie było zaangażowanych nazistów i nikt z sąsiadów nie zadenuncjował go za antynazistowskie poglądy. W St. Radegund dominowała postawa „moja chata z kraja”, korespondująca z porozrzucaną po polach zabudową wsi. 

Jägerstätter zraził się do służby wojskowej podczas sześciu miesięcy jej odbywania w ośrodku szkoleniowym w Enns, w którym znalazł się pierwszy raz w czerwcu 1940 r. Zwolniony ze służby po kilku dniach, powrócił tam w październiku. Kolejne próby zwolnienia go z wojska, podejmowane za pośrednictwem władz gminy przez matkę i żonę, odwoływały się do pragmatycznych argumentów. Franz prowadził gospodarstwo rolne i wychowywał z Franziską ich trzy córki. 

W listach z koszar postrzegał wojskowe środowisko jako antychrześcijańskie. Nie trafił na front, w jednostce strzelców alpejskich służył jako kierowca. Po kolejnym zwolnieniu ze służby w kwietniu 1941 r. powrócił do domu z silnym postanowieniem odmowy przyjęcia ponownego powołania. 

Głos przeciw milczeniu

Nieprzejednaną postawą wyrobił sobie we wsi opinię „dziwaka”, którego motywuje „religijne urojenie”. Rzeczywiście wzmocnił jeszcze religijną gorliwość, został kościelnym, czytał codziennie Nowy Testament, korespondował z poznanym w koszarach Niemcem Rudolfem Meyerem, wraz z którym przystąpił do Trzeciego Zakonu św. Franciszka. Istotnym elementem reguły tego ruchu świeckich było wprowadzanie pokoju, członków obowiązywał zakaz noszenia broni i składania przysięgi. 

Meyer, choć przyznawał Jägerstätterowi rację w jego radykalnej postawie, sam odpowiadał, że nie jest gotowy na ostateczne poświęcenie. Rozważali ukrywanie się przed ponownym powołaniem do wojska. Odrzucili jednak ten pomysł ze względu na grożące rodzinom rewizje i represje. Czy Jägerstätter, stawiający na najwyższym stopniu obok wiary w Boga i człowieczej wolnej woli obowiązki ojcowskie i podkreślaną w listach do żony miłość małżeńską, nie przewidywał szykan, ostracyzmu i życiowego trudu, które spadną na najbliższych wskutek jego gestu sprzeciwu?

Rodzina, zwłaszcza matka, próbowała odwieść syna od decyzji odmowy służby wojskowej. Zmiany nie przyniosła jednak nawet rozmowa Jägerstättera z nowym biskupem diecezji Linz Josefem Fließerem, znacznie bardziej pragmatycznym niż jego poprzednik, próbującym chronić duchowieństwo przed wcieleniem do Wehrmachtu i odradzającym otwarty opór wobec nazistów w imię uniknięcia dalszych ofiar pośród księży i wiernych.

Rolnik z St. Radegund twierdził jednak, że milczenie Kościoła nie usprawiedliwia milczenia jednostki. Swój sprzeciw uważał za głos sumienia. Nie tylko wobec represjonowania Kościoła, uwikłania katolików w narodowy socjalizm, ich bałwochwalczego stosunku do Hitlera. Opór dotyczył całego zbrodniczego systemu i wojny napastniczej prowadzonej przeciw wolnym narodom. „Czyż nasza modlitwa o pokój nie jest czystym szyderstwem?” – pytał w imieniu swoich rodaków w prowadzonych przez siebie zapiskach. „Jeśli już chcemy się modlić, powinniśmy prosić Boga, żeby przywrócił nam rozsądek. Może wówczas pojmiemy zakres niesprawiedliwości, której się dopuściliśmy wobec innych ludzi i narodów, które nadal mają prawo do życia na tej ziemi”.

Gdyby w sprzeciwie Jägerstättera chodziło tylko o literalne czytanie stojącego w sprzeczności z wojną piątego przykazania albo o wyłuszczony w regule świeckiego zakonu zakaz noszenia broni, posłuchałby zapewne rodzinnych namów, a po aresztowaniu rad prawnika i wystąpił z podaniem o zamianę służby wojskowej na zastępczą, w roli sanitariusza. Zwłaszcza że jako osoba wierząca odrzucał też samobójstwo, radykalny zaś opór względem nazistów nawet bliski mu ks. Karobath uważał za misję samobójczą. Zdawał sobie z tego sprawę – w lutym 1943 r. po odebraniu listu z ponownym powołaniem go do wojska powiedział: „Właśnie podpisałem na siebie wyrok śmierci”.

Rewolucjonista

Do aresztu śledczego Wehrmachtu w Linzu trafił po przesłuchaniach prawdopodobnie tego samego dnia, w którym po stawieniu się w koszarach w Enns zgłosił odmowę pełnienia służby wojskowej. Dwa miesiące później z budynku dawnego klasztoru urszulanek przeniesiono go do berlińskiego aresztu śledczego Wehrmachtu Tegel. 6 lipca po krótkiej rozprawie przed Berlińskim Sądem Wojennym Rzeszy w Charlottenburgu z paragrafu „działania na niekorzyść sił zbrojnych” skazany został na karę śmierci. Wyrok miał w zamyśle nazistowskiego sądu charakter prewencyjny, odstraszający ewentualnych naśladowców. Przybyła kilka dni później do Berlina Fani, która do końca próbowała odwieść męża od jego decyzji, ale też nie pozostawiła go z nią samego, była świadkiem, jak brutalnie traktowali go żołnierze. Ostatnie spotkanie małżonków trwało dwadzieścia minut. 

Wyrok wykonano 9 sierpnia w Brandenburgu. Franza Jägerstättera stracono jak rewolucjonistę. Został ścięty na gilotynie. 

Tego samego dnia stracono wraz z nim skazanych z tego samego paragrafu sześciu mężczyzn. Niemcy Paul Gross i Walter Möller oraz Alzatczycy Alfred Benedick, Raymund Gentes, Karl Merling i Heinrich Merling byli jednymi z ponad dwustu świadków Jehowy straconych w okresie III Rzeszy, w większości za odmowę służby wojskowej. O ile jednak Świadków Jehowy i Badaczy Pisma Świętego zaliczyć należy do obdżektorów absolutystów, bo odmowa pełnienia służby wojskowej w armii III Rzeszy (i nie tylko) dyktowana była radykalnym trzymaniem się reguł ich grup religijnych, to Franza Jägerstättera określić należy raczej mianem obdżektora selektywnego, czyli negatywnie nastawionego do służby w konkretnej, nazistowskiej armii i złożenia przysięgi wierności jej Führerowi. A taka postawa była wyjątkiem wśród katolików zarówno w Niemczech, jak i w Austrii.

Choć i tu Jägerstätter nie był jedyny. Inny z obdżektorów nosił to samo imię, które w niemieckim kręgu kulturowym oznacza człowieka wolnego. Żyjący w Niemczech Austriak Franz Reinisch jako jedyny katolicki ksiądz skierowany do poboru odmówił przysięgi na wierność Hitlerowi. Obu Franzów trudno jednak zaliczyć do chrześcijańskich pacyfistów i patronów oporu przeciw wojnie jako takiej, niezależnie, czy napastniczej, czy obronnej, tej, której jakoby „wszyscy jesteśmy winni”. Ścięty 21 lipca 1942 r. Reinisch wyraźnie występował przeciw ideologii, którą napędzały „przeciwne naturze prawa, jak morderstwo, pozbywanie się upośledzonych umysłowo, sterylizacja”. Jego proces beatyfikacyjny jest w toku. 

Franz Jägerstätter beatyfikowany został w 2007 r. przez Benedykta XVI. W mszy beatyfikacyjnej w Linzu uczestniczyła wdowa po Franzu i jego cztery córki. Franziska Jägerstätter zmarła dopiero w 2013 r., tuż po swoich setnych urodzinach. 

Bohaterowie Austrii

W ich domu, dziś prywatnym muzeum, pustym nawet w dzień 80. rocznicy śmierci gospodarza, do ściany przytroczone są kajdany. Skuty w nie w celi śmierci pisał, że „lepiej mieć związane ręce niż spętaną wolę”. Słowa te znalazły się na pomniku stojącym pośród pól oraz w oryginalnym tytule biografii Jägerstättera autorstwa niestrudzonej kustoszki jego pamięci, teolożki Erny Putz. Nie był po wojnie wygodnym bohaterem, stanowił raczej skrywany wyrzut sumienia austriackiego Kościoła.

Nawet dziś w Austrii, rozdartej pomiędzy topionym w niepamięci piętnem współwinowajcy a fałszywym mitem „pierwszej ofiary Hitlera”, nie jest narodowym świętym, patronem ulic, postacią z pomników. Choć łatwo tu znaleźć na nich tych, którzy wyznawali całkiem inny triumf woli. Jak w pewnej tyrolskiej wsi na placu pod kościołem, gdzie pod napisem „Unseren Helden!” – naszym bohaterom – wymienione są nazwiska, miejsca i daty śmierci jej poległych w dwóch wojnach mieszkańców. Wśród nich także innego Franza („Warschau 14.8.1944”).

Pamięci o Jägerstätterze lepiej niż Austriacy przysłużył się słynny amerykański reżyser Terrence Malick, poświęcając jego ofierze „Ukryte życie”, jeden ze swoich najgłębiej chrześcijańskich filmów. Choć wieś z jego wizji, filmowana głównie poza oryginalnym miejscem wydarzeń, w Tyrolu Południowym na halach wśród alpejskich szczytów, które nad St. Radegund zamykają zaledwie horyzont, nie przypomina oryginału. Jest raczej pięknym i sielskim kontrapunktem dla świata koszar, aresztów i katowni. W nim dopełnił się los człowieka, który nie klękał przed Führerem.

Filmową opowieść puentuje cytat z powieści George Eliot: „(...) gdyż rosnące dobro świata zależy w części od niehistorycznych czynów; i że ani wam, ani mnie nie jest tak źle, jak mogłoby być, w połowie zawdzięczamy to licznym, którzy wiernie wiedli ukryte życie i spoczywają w nieodwiedzanych grobach”.

Porośnięty kwiatami grób Jägerstätterów w rzadko odwiedzanej wsi przylega do ściany późnogotyckiego kościoła parafialnego.

 

Cytaty z listów i notatek Franza Jägerstättera za książką Erny Putz „Boży dezerter”. 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz od 2002 r. współpracujący z „Tygodnikiem Powszechnym”, autor reportaży, wywiadów, tekstów specjalistycznych o tematyce kulturalnej, społecznej, międzynarodowej, pisze zarówno o Krakowie, Podhalu, jak i Tybecie; szczególne miejsce w jego… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 51/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Człowiek, który nie klękał przed führerem