Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ten rosyjski dziennikarz, który w 2017 r. uciekł do Kijowa wraz z rodziną (Babczenkowie mają sześcioro dzieci) – bo w ojczyźnie grożono mu śmiercią za krytykę Putina i jego zbrodni – całym życiem udowadniał, że konformizm i tchórzostwo są mu obce. Babczenko zgodził się na plan ukraińskiego kontrwywiadu SBU, by przez kilkanaście godzin udawać własną śmierć, jako ofiara mordu zleconego przez Kreml, żeby służby mogły ująć – w chwili wręczania honorarium za jego śmierć – człowieka, który pośredniczył między rosyjską fundacją bliską Kremlowi a „zabójcą” (ten poszedł na współpracę z SBU). SBU twierdzi, że uratowano życie wielu ludzi: lista zleceń miała być dłuższa (na zdjęciu: dzień po swym „powrocie” Babczenko wita się z koleżankami z krymskotatarskiej telewizji ATR, gdzie dziś pracuje). Ale historia „wojen wywiadów” zna przypadki, gdy udane operacje przynosiły fatalne skutki polityczne. Takie może mieć sprawa Babczenki: na Zachodzie dominuje opinia, że metody SBU – tj. inscenizacja (wskutek której wielu zachodnich polityków potępiło Rosję, a potem poczuło się wykorzystanych) i nieprecyzyjne tłumaczenia, na czym akcja polegała – sprawią, iż Kijów może stracić wiarygodność, a Rosja będzie teraz jeszcze głośniej twierdzić, iż w takich sprawach jak Babczenki czy Skripala „nic nie jest czarne albo białe”. ©℗