Atak na Ukrainę do wstrzyknięcia

Od wielu lat tematem numer jeden prokremlowskich stacji telewizyjnych jest nieodmiennie Ukraina. To dyżurny chłopiec do bicia, obrywający – w gruncie rzeczy za całokształt – od rosyjskich polityków, dziennikarzy i analityków. Negatywny bohater, któremu jednak Moskwa ciągle daje szansę poprawy.
W myśl tezy, wypowiadanej kilkakrotnie przez Putina, że Rosjanie, Ukraińcy i Białorusini to jeden naród, grono telewizyjnych „gadających głów” przedstawia sposoby powrotu marnotrawnej ukraińskiej córki na łono matuszki Rosji. Rosyjska klasa rządząca uważa bowiem Ukrainę za państwo sezonowe, które chwilowo zbłądziło – z poduszczenia Zachodu, który ma ponosić winę za to, że Kijów odwrócił się plecami do Moskwy.
Ugniatanie opinii publicznej przez rosyjską telewizję idzie dwutorowo: złe władze w Kijowie należy skarcić i zawrócić z drogi ku NATO i Unii Europejskiej, natomiast „kolektywny Zachód” należy przekonać (lub przymusić), by uznał Rosję za światowe mocarstwo i poszanował jej żywotne interesy na obszarze postsowieckim, w tym na Ukrainie (czytaj: by uznał jej strefę wpływów).
W tym celu codziennie w studiu TV Rossija, NTW czy 1 Kanału zbierają się komentatorzy, którzy powtarzają zadane mantry: że w Kijowie rządzą nielegalne władze, wyłonione w toku przewrotu, że są one pod tak wielkim wpływem „banderowców i faszystów”, iż same stały się nazistowskie, banderowskie itp. Że Ukraina zamierza napaść na Rosję, a jeśli nie na Rosję, to przynajmniej na oderwaną w 2014 r. część Donbasu (dwie „republiki ludowe”).
Ostatnio uczestnicy tych programów intensywnie wyśmiewają też prezydenta Ukrainy, który w swej ignorancji miał zawierzyć cynicznym patronom z Waszyngtonu. Wyśmiewają też, jak mówią, głupotę polityków zachodnich. Deklarujący sympatię do sąsiadów dyskutanci ostrzegają naiwnych Ukraińców, aby mieli na względzie, że Zachód wykorzysta „śliczną pannę” – tak Putin określił niedawno Ukrainę, rzucając przy tym seksistowsko: „Cierp, moja śliczna!”. Wykorzysta i porzuci, bo Zachód kłamał, kłamie i będzie kłamać zawsze.
Na tle tych szwarccharakterów jaśnieje gwiazda nieomylności Putina, który z trudem zniża się do poziomu zagranicznych partnerów, by pokazać im jedyną słuszną drogę do pokoju na świecie – tę pod dyktando Moskwy.
Ten propagandowy przekaz spływa z ekranów dzień w dzień. Tymczasem to telewizja – kontrolowana przez Kreml – jest nadal tym spinaczem, który łączy wielkie przestrzenie Rosji. Spójna wykładnia dociera do Kaliningradu i na Kamczatkę.
W tym przekazie fachowo pomijane są tematy tabu – korupcja, skandale obyczajowe i inne działania Putina oraz jego otoczenia, a także prześladowania dysydentów, zbrodnie systemu i inne – za to obficie reprezentowane są treści ustalone przez kremlowskich kontrolerów. To głównie pochwała prezydenta i jego inicjatyw oraz krytyka Zachodu i niedobitej rosyjskiej opozycji. Świat jednowymiarowy i łatwy do przyswojenia.
Według najnowszych badań ośrodka socjologicznego FOM dla 59 proc. Rosjan telewizja jest głównym źródłem wiedzy o świecie. Dla porównania: internetowe serwisy informacyjne są nim dla 45 proc., a sieci społecznościowe dla 23 procent. Telewizji ufa 43 proc. respondentów (w 2015 r. było to 63 proc.). Tylko 7 proc. uważa, że jakość przekazu pogorszyła się, i wskazuje kłamstwa oraz brak obiektywizmu jako główne wady programów telewizyjnych i powody swej nieufności do przekazywanych treści.
Przekaz jest modyfikowany – w zależności od zapotrzebowania Kremla.
Od kilku dni rosyjska telewizja serwuje materiały filmowe z „republik ludowych”, donieckiej i ługańskiej. Pokazuje zrujnowane domy czy zaatakowane rzekomo przez armię ukraińską przedszkole. To zresztą charakterystyczny kazus: najpierw o ostrzale przedszkola położonego rzekomo na terenie jednej z „republik” poinformowali w miniony czwartek separatyści, oskarżając o atak Ukrainę. Potem, gdy okazało się, że przedszkole leży na terenie pod kontrolą Ukrainy, oznajmili, iż Ukraińcy sami ostrzelali swoje przedszkole, by zwalić winę na nich.
Reportaże okraszane są wypowiedziami mieszkańców, którzy wskazują Ukraińców jako stronę atakującą cywilów z Donbasu. Mieszkańcom wtórują miejscowi watażkowie w mundurach, którzy poświadczają, że oni chcą tylko pokoju.
Rosyjscy telewidzowie mogą się też dowiedzieć, że Kijów planuje prowokacje. Np. w „Wieczorze z Władimirem Sołowjowem” (to codzienny seans nienawiści do Zachodu i Ukrainy, pod kierunkiem kapłana propagandy) mogli usłyszeć, że zachodni dyplomaci przenieśli się z Kijowa do Lwowa, bo wiedzą, iż Ukraińcy planują prowokację w Czarnobylu (teren elektrowni atomowej), którą przypiszą Rosji, a z Czarnobyla do Lwowa jest dużo dalej niż do Kijowa, więc sami państwo rozumiecie…
Gdy ogląda się sondy uliczne zamieszczane w mediach społecznościowych, widać, że część społeczeństwa jest podatna na serwowane przez Kreml treści. To głównie ludzie z prowincji, starsi, którzy nie weryfikują telewizyjnych treści. Powtarzają, co usłyszą. Żyją w przekonaniu o słusznej linii władz i przewadze Rosji nad resztą świata. Np. dziennikarka uralskiego portalu Znak.com pytała przechodniów, czy ambasador Rosji w Szwecji miał rację, mówiąc w wywiadzie (cytat dosłowny): „Sramy na sankcje Zachodu”. Tak, odpowiadała większość. Tak, bo Rosja jest samowystarczalna i Zachód nie jest nam potrzebny. „Mamy działkę, wszystko mamy swoje” – rzekła dumnie jedna z uczestniczek.
Jakie skutki ma ta antyukraińska i antyzachodnia toksyna wylewana na głowy rosyjskich telewidzów?
Aleksiej Lewinson, socjolog i profesor Wyższej Szkoły Ekonomii w Moskwie, w wywiadzie dla portalu Levada.ru mówił: „Choć Rosjanie oceniają stosunki z Ukrainą dość negatywnie, to nie uważają, że możliwa jest wojna Rosji i Ukrainy. Nie są w stanie wyobrazić sobie, że ukraińska armia walczy z rosyjską. To poza granicami wyobraźni Rosjan. Są ludzie, którym podoba się idea podporządkowania Ukrainy i których podnieca perspektywa dojścia do Kijowa w trzy dni. Ale to nie jest w ich pojęciu wojna. Ci ludzie uważają, że Ukraina nie będzie stawiać oporu”.
Lewinson dodawał: „Jest też grupa Rosjan, która – podobnie jak Putin – sądzi, że Rosjanie i Ukraińcy to jeden naród, który powinien żyć we wspólnym państwie. I dla nich to też nie jest wojna. W Rosji ta grupa stanowi ok. 17 proc. społeczeństwa, na Ukrainie – 6 proc.”. Jednak, dodawał socjolog, strach przed wojną jest.
Z kolei Denis Wołkow z Centrum Lewady pisał w artykule na stronie dziennika „The New Times”: „Badania z połowy grudnia 2021 r. wykazały, że ok. 50 proc. Rosjan nie wierzy w wojnę między Rosją i Ukrainą, a 39 proc. uważa ją za możliwą. Konflikt między Rosją i NATO uznaje za możliwy 15 proc. Z naszych pomiarów wynika, że większość Rosjan winą za obecną eskalację obarcza USA i NATO, a władze Rosji – tylko 3-4 proc.”.
Wołkow oceniał: „Mieszanie się Zachodu w wewnętrzne sprawy innych państw dawno stało się dla dużej części rosyjskiego społeczeństwa uniwersalnym wyjaśnieniem wszelkich sporów, od konfliktu w Syrii po wojnę w Karabachu czy kryzys na granicy białorusko-polskiej. Winna jest Ameryka. W oczach dużej grupy Rosjan to Zachód jest odpowiedzialny za konflikt, gdyż popycha Ukrainę do agresywnych działań w Donbasie, a tym samym próbuje sprowokować Rosję do obrony rosyjskich obywateli mieszkających w tzw. Donieckiej i Ługańskiej Republikach Ludowych” (Rosja rozdaje tam rosyjskie paszporty, obywatelstwo przyznano dotąd 770 tysiącom osób).
„Ściągnięcie rosyjskich wojsk na granicę z Ukrainą większość respondentów oceniła nie jako agresywne działania Rosji, lecz jako podżeganie do wojny ze strony Zachodu” – podsumowywał Wołkow.
W codziennych serwisach rosyjski telewidz otrzymuje też porcję krzepiących doniesień: o udanej próbie nowej rakiety, o ćwiczeniach wielkich zgrupowań wojsk, o zwodowaniu okrętu podwodnego „niemającego odpowiedników na świecie”. Odnosi wrażenie, że Rosja jest uzbrojona po zęby i nikt jej nie podskoczy. Że minister obrony Szojgu czuwa nad bezpieczeństwem i trzeba tylko popierać władze, a nic złego się nie stanie. Armia zajmuje pierwsze miejsce w rankingu instytucji, którym Rosjanie najbardziej ufają.
A jednak… „Ci, którzy myślą, że trąbiąc przez wszystkie tuby o grożącym nam niebezpieczeństwie, wychowują pokolenie gotowe do walki i bohaterskich czynów na polu boju, mylą się. Nieufność wobec wszystkich i gotowość do obrony ojczyzny to dwie różne sprawy. Dobrze walczyć może człowiek wolny. Człowiek wychowany w strachu i niepewny samego siebie nie będzie dobrym obywatelem ani dobrym żołnierzem” – uważa Lewinson. I dodaje: „Obecne pokolenie ma doświadczenie izolacjonizmu (…) Ludzie nie chcą ponosić odpowiedzialności za to, co się dzieje z ich krajem ani wewnątrz, ani na zewnątrz”.
Szczęk oręża pobrzmiewający w wypowiedziach Putina i jego obsługi medialnej wydaje się nie robić wrażenia na Rosjanach. Społeczeństwo nie protestuje przeciw agresywnym planom władz. Potencjał protestu został zresztą przez władze wygaszony i zmrożony po dużych demonstracjach rok temu, gdy do Rosji wrócił Aleksiej Nawalny.
Teraz odbyły się jedynie nieliczne indywidualne pikiety przeciw wojnie z Ukrainą (indywidualne pikiety są jedyną dozwoloną prawem formą protestu ulicznego bez konieczności ubiegania się o zgodę władz). Jednego wieczoru pod ambasadą Ukrainy w Moskwie ktoś rozwinął baner z napisem „Bracia Ukraińcy! Rosja, naród rosyjski nie chce z wami walczyć”. Nie wiadomo, jak szybko został zwinięty.
Nieoczekiwanie z antywojennymi wezwaniami wystąpili natomiast zasłużeni generałowie w stanie spoczynku, dotąd prezentujący lojalność wobec Kremla. Michaił Chodorionok przestrzegał przed inwazją na Ukrainę, która nie będzie dla armii rosyjskiej „łatwym spacerkiem”, a Leonid Iwaszow domagał się rezygnacji z wojennych planów, gdyż napaść na Ukrainę „będzie miała opłakane skutki”. Głos generałów został dostrzeżony przez media społecznościowe i niszową prasę opozycyjną, ale nie wywołał większego poruszenia (także armii prokremlowskich trolli nikt na nich na razie nie wypuścił).
Z podobnym nikłym zainteresowaniem spotkała się inicjatywa partii Jabłoko Grigorija Jawlińskiego: pod internetową petycją „Nie dla wojny z Ukrainą” podpisało się dotychczas niespełna 8 tys. Rosjan.
Tekst ukończono 18 lutego.
Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Masz konto? Zaloguj się
365 zł 115 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)