Spojrzenie w otchłań

Siłę tego filmu chciałoby się porównać z oddziaływaniem Kafkowskiej prozy - choć oszczędny, sprawozdawczy język "4 miesięcy... jest bardziej bezlitosny, pozbawiony nuty nawet najbardziej czarnego humoru. W wymiarze moralnym, jako podana zduszonym szeptem przypowieść o bliskim spotkaniu ze złem, kojarzyć się może z Dostojewskim. A nad wszystkim unosi się duch pochodzącego z Rumunii filozofa rozpaczy - Emila Ciorana.

31.07.2007

Czyta się kilka minut

Laura Vasiliu jako Gabita /
Laura Vasiliu jako Gabita /

Wielkie kino tym się charakteryzuje, że wymyka się uogólnieniom, produkuje dodatkowe sensy niejako samoistnie, w sposób nie do końca zaprogramowany. I żyje swoim życiem długo po tym, jak wynurzymy się z ciemności sali kinowej. "4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni" są właśnie takim przypadkiem. Zbyt łatwo sklasyfikowano je jako "film o aborcji" albo ponure świadectwo epoki Ceauşescu. Obraz Mungiu jest w istocie tym wszystkim, lecz nie wdaje się w ideologiczne polemiki czy rozliczenia. W sporze o aborcję mógłby dostarczyć równie silnych argumentów zwolennikom obu opcji. Jako metafora komunistycznej dyktatury będzie mrocznym déj? vu dla tych, którzy pamiętają atmosferę tamtego terroru, bądź lekcją historii dla tych, którzy mieli szczęście urodzić się później. Jednak wiele filmowych scen, mających posmak dręczącego koszmaru, budzi poczucie uwięzienia w teraźniejszości nie tylko z powodu totalitarnego systemu.

Jest rok 1987, schyłek epoki Ceauşescu, koedukacyjny akademik w brzydkim rumuńskim mieście przypomina odarte z intymności koszary. Panujące na ulicach ciemności, kolejki do sklepów, arogancja i poczucie władzy ze strony rozmaitej maści urzędników i cieciów budują atmosferę strachu, upokorzenia, permanentnej beznadziei. Studentka o imieniu Gabita chce usunąć ciążę, rzecz jasna pokątnie. Pomaga jej w tym Otilia, koleżanka z pokoju. W komunistycznej Rumunii, mocą niesławnego dekretu 770, kobietom groziły za to dwa lata więzienia. Prokreacja była obywatelskim obowiązkiem, za największe osiągnięcia w tej dziedzinie przyznawano nawet medale. Zakaz antykoncepcji i przerywania ciąży spowodował niebywały rozkwit podziemia aborcyjnego. Szacuje się, że do upadku dyktatury ponad 9 tys. kobiet zmarło w wyniku powikłań po nielegalnych zabiegach. Jednocześnie przyszło na świat tysiące niechcianych maluchów. Wiele z nich zapełniło rumuńskie sierocińce. O tym ręcznie sterowanym demograficznym boomie powstał 3 lata temu znakomity niemiecko-rumuński dokument "Children of the Decree" w reż. Florina Iepana. Paradoks historii: generacja tzw. "dzieci dekretu" w 20 lat później wyjdzie na ulice, by zrobić krwawą rewolucję przeciwko nędzy i upokarzającym warunkom życia w komunistycznej dyktaturze.

Mungiu mógłby być "dzieckiem dekretu", ale nie o tym doświadczeniu opowiada jego film. Doskonale odtworzone realia epoki stanowią jedynie ciemne tło, na którym z całą jaskrawością odznaczają się postawione przez reżysera pytania i dylematy.

W roku 1987 reżyser był rówieśnikiem swoich bohaterek. Problemy, z którymi się borykają, nie były mu obce. Filmowa Otilia, krzątająca się wokół Gabity, jest pewnie rodzajem alter ego reżysera i dlatego to ją właśnie uczynił główną bohaterką. Mungiu z naturalistyczną dosłownością pokazuje piekło kobiet, ale także ich heroiczną solidarność i poświęcenie. Aborcja dla wielu z nich staje się wyrazem nieposłuszeństwa, aktem protestu, swoiście pojętym wołaniem o wolność. Mungiu jednak z perspektywy własnych moralnych przemyśleń komplikuje sprawę. Nie ucieka się do emocjonalnego szantażu. Każe nam po prostu skonfrontować się na zimno z decyzją bohaterek, poczuć na własnej skórze moralną grozę sytuacji.

Przerażająco brzmią suche instrukcje, wydawane w podłym hotelu przez wynajętego lekarza: nie spuszczać w toalecie, nie zakopywać, wrzucić do zsypu na śmieci w plastikowej torbie. Właśnie ta nieludzka rzeczowość, wybrzmiewająca nie tylko w dialogach, ale w samym sposobie opowiadania, otwiera w filmie dodatkową (metafizyczną?) przestrzeń. Wystarczy przypomnieć kluczową scenę, w której Otilia usiłuje wyrwać się z nieznośnego, wypełnionego banalną paplaniną przyjęcia, by pobiec do pozostawionej po zabiegu koleżanki. Scena ta, iście mistrzowska, nakręcona w jednym statycznym ujęciu, koncentruje się na twarzy bohaterki. Z niej możemy wyczytać wszystko: samotność, rozpacz, ciężar odpowiedzialności. Wydawać by się mogło, że Otilia, trochę jak Vera Drake z głośnego filmu Mike'a Leigh, niosąc pomoc, nie zastanawia się nad jej moralnym aspektem. Że działa jak w transie, jak zaszczute zwierzę - skupiona jedynie na tym, by sprawa nie została wykryta. Wiele wyjaśni w tej materii ostatnie ujęcie filmu. W hotelowej restauracji, gdzie właśnie odbywa się huczne wesele, Otilia spotyka się z uwolnioną od swego problemu Gabitą. Wystarczy przyjrzeć się uważnie grze ich spojrzeń... A widz, chcąc nie chcąc, zostaje dyskretnie wciągnięty w tę grę.

"4 miesiące...", film tani, na pierwszy rzut oka nieefektowny, przyniósł nieznanemu bliżej Rumunowi jedno z największych filmowych trofeów, canneńską Złotą Palmę. Mungiu zadebiutował w 2002 r. przebojową komedią "Occident" opowiadającą o traumatycznych przemianach, dokonujących się w życiu mieszkańców postkomunistycznego kraju. Dziś, kiedy w światowym kinie zapanowała swoista moda na Rumunię (nie bez kozery - by wymienić choćby wybitną "Śmierć pana Lazarescu" Cristi Puiu czy inteligentnie prześmiewcze "12: 8 na wschód od Bukaresztu" Corneliu Porumboiu), łatwo byłoby zdyskredytować ten sukces. Ale "4 miesiące..." i bez tego znajdą miejsce w historii kina - jako przykład filmu niekoniunkturalnego, zrobionego z żarliwej potrzeby, pewną, zdyscyplinowaną ręką. A dzięki zwycięstwie w Cannes ten "mały" film, który nie miałby szans na spotkanie z szerszą widownią, zyskał zasłużony rozgłos. We Francji ma być nawet pokazywany w szkołach, jako że o aborcji mówi się w nim uczciwie i bezpośrednio, bez ideologicznego uwikłania. Na tym być może polega główny sens spektakularnych festiwali i nagłaśnianych przez media nagród. Przypadek Mungiu przynosi także pożyteczną lekcję myślenia o kinie z naszej części Europy. Pokazuje, że sukcesu nie mierzy się budżetem i wypełnianiem przewidywalnych formuł, ale odwagą myślenia i stawiania niewygodnych pytań.

Film rozegrany jest w ciszy. Pełen nieznośnego napięcia, zmuszający do maksymalnego skupienia, w finale zostaje nagle ucięty, bez jakiejkolwiek pointy, krzepiącego czy choćby ostrzegawczego przesłania. Pozostawia nas oniemiałych. Mungiu rozmyślnie nakręcił obraz zionący otchłanią, jakąś metafizyczną pustką. A my musimy się z nią zmierzyć sami, absolutnie na własny rachunek.

"4 MIESIĄCE, 3 TYGODNIE I 2 DNI" ("4 luni 3 săptămîni şi 2 zile") - scen. i reż.: Cristian Mungiu, zdj.: Oleg Mutu, wyst.: Anamaria Marinca, Laura Vasiliu, Luminita Georghiu, Vlad Ivanov, Alexandru Potocean, Ion Sapdaru i inni. Prod.: Rumunia 2007. Dystryb.: Gutek Film. W kinach od 5 października 2007 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2007