Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Z powodów, których nie potrafię zracjonalizować, wspomniane określenie działa na mnie rozweselająco. Może chodzi o jakieś skojarzenia dźwiękowe (PiS - spin), może przypominają mi się pucułowate policzki Adama Bielana i świecący nos Michała Kamińskiego. Jakkolwiek by nie było: obszerna rozmowa z Bielanem, przeprowadzona przez Annę Wojciechowską i Piotra Zarembę (Magazyn "Dziennika", 27/28 czerwca) przyciągnęła natychmiast moją uwagę.
Wynurzenia Bielana bardzo mnie rozczarowały. Nie chodzi mi o rzeczy takie jak zrzucanie odpowiedzialności na innych, usilne sugerowanie czegoś połączone z wypieraniem się sugestii, używanie jakiegoś argumentu, gdy to wygodne, i odrzucanie go, gdy wygodny być przestał - bo to są słabostki większości polityków (nie tylko polskich, zapewne). Chodzi mi o jałowe użalanie się nad krzywdą PiS-u; o wylewanie łez w sytuacji, która domaga się racjonalnej analizy. Chodzi mi o pustkę, która przeziera zza wypowiadanych przez Adama Bielana zdań. Tak naprawdę spin doktor nie powiedział swoim rozmówcom niczego poza wyznaniem wiary w Jarosława Kaczyńskiego.
W wypowiedziach Bielana są też zdania kuriozalne, które powinny obciążyć jego konto spin doktora. Wspomnę dwa. Pierwsze z nich wskazuje metodę poznawania czekających nas w bliskiej przyszłości zdarzeń: "(…) wystarczy spojrzeć na premiera Tuska, żeby zobaczyć, jak duże kłopoty czekają ten rząd w najbliższych miesiącach". (Ciekawy tryumf wiary we wróżenie z twarzy; słychać w nim traumatyczne doświadczenie wpatrywania się w oblicze prezesa własnej partii). Drugie jest reakcją na przypomnienie antyniemieckiego wątku kampanii wyborczej PiS-u; Bielan odpowiada: "Nikt z PiS nie był autorem uchwały CDU-CSU o prawie wypędzonych do ojczyzny. Nie mogliśmy być bezczynni w sytuacji, gdy rząd Polski nie reagował na oficjalne dokumenty rządzącej w Niemczech partii, które prowadzą do relatywizowania historii II wojny światowej". Jeśli dobrze pojmuję ciężką konstrukcję Bielana: z tego, iż uchwały CDU-CSU nie napisał nikt z PiS-u, wynika (w domyśle), iż napisał ją ktoś z PO, a rząd Tuska jest za nią odpowiedzialny. Doprawdy: byłoby lepiej, gdyby spin doktor nie próbował żartować, bo zupełnie mu to nie wychodzi.
Nie chce mi się wierzyć, by Adam Bielan miał do powiedzenia aż tak mało. Czy znaczy to, że zwodzi rozmówców, że najcenniejsze swe myśli skrzętnie ukrywa? Może i ukrywa, ale też wyraźnie się odsłania. Kiedy patrzę na jego twarz, to przyszłość fachu spin doktora nie rysuje mi się różowo.