Śpiew i milczenie

W Katedrze Wawelskiej w XVIII wieku odbywało się osiemnaście nabożeństw dziennie i każde było fantastycznie oprawione muzycznie. Sprzyjało temu materialne zabezpieczenie w postaci wieloletnich uposażeń. Jednym z powodów obecnego kryzysu liturgii jest brak środków.

TOMASZ CYZ: - W 1999 roku w "Więzi" Marcin Bornus-Szczyciński napisał: "muzyka »myśli« o wszystkim za nas. Ten środek przekazu sprawdzony został przez tysiąclecia". Jaki jest dziś stan muzyki liturgicznej w Polsce? Przypomnę jeszcze, że artykuł nosił tytuł "Dlaczego Kościół przestaje śpiewać?"...

KS. ROBERT TYRAŁA: - W dokumentach Synodu Plenarnego znajdziemy nawet zdanie, że w kościołach przestają śpiewać mężczyźni... Pytanie tylko: co z tym zrobić? W każdej diecezji istnieje szkoła organistowska, są odpowiednie kierunki na Akademiach Muzycznych. Ale gdy przekładamy to na konkretne działania, zaczynają się problemy. Do liturgii dopuszczane są instrumenty szarpane (gitara!), wierni nie włączają się do śpiewu - a organista zamyka na to oczy.

MARCIN BORNUS-SZCZYCIŃSKI: - Przeglądam internetowe forum organistów i jestem zaskoczony wysokim poziomem wiedzy liturgiczno-muzycznej. Powinno być świetnie. Mamy przede wszystkim kłopoty natury instytucjonalnej. Istnieje ogólny kryzys liturgii, z którym wiąże się nieumiejętność włączenia w nią muzyki. Po co muzyka w liturgii?

Redaktor Ireneusz Cieślik powiedział kiedyś ironicznie o “umilaniu przykrego, niedzielnego obowiązku". Celebrans często nie wie, że śpiew jest częścią jego powołania, a organista, pozostawiony samemu sobie, zagra - byle się ludziom podobało.

RT: - Ta współpraca jest możliwa, ale obie strony muszą jej chcieć. Znam przypadki, gdzie celebrans (proboszcz) ingeruje w to, co śpiewa organista, organista prowadzi nawet zeszyty pieśni. Dawniej nie mieliśmy tak wykształconych muzyków kościelnych jak dzisiaj. Niestety, to nie przekłada się na codzienne (coniedzielne) życie liturgiczne. Bodaj generał dominikanów powiedział kiedyś, że po Soborze Watykańskim II uzyskaliśmy większą komunikatywność, ale utraciliśmy w liturgii sacrum. Coś chyba w tym jest.

B-SZ: - W Katedrze Wawelskiej w ostatnich latach XVIII wieku odbywało się osiemnaście nabożeństw dziennie i każde było fantastycznie oprawione muzycznie (msze gregoriańskie, chóralne czterogłosy). Sprzyjało temu oczywiście materialne zabezpieczenie w postaci wieloletnich lub nawet wielowiekowych uposażeń. Jednym z powodów kryzysu liturgii jest brak środków, ale wspólnymi siłami całej diecezji powinno się zrobić wszystko, by poziom liturgii w katedrach odbudować. Za liturgię jest przede wszystkim odpowiedzialny biskup i nikt go w tym nie wyręczy.

W Rumunii Kościół prawosławny zdecydował się wrócić do bizantyjskiego jednogłosowego śpiewu w liturgii, wyzbyć się wielogłosowych wpływów Cerkwi rosyjskiej. Kościół instytucjonalny dokonał tego sztucznie w ciągu zaledwie 20 lat. U Greków muzyka kościelna jest w dalszym ciągu najlepszą muzyką w ogóle. Ale Kościół jej specjalnie nie finansuje - poza stałym uposażeniem dla kantora. Ojciec Spiridon Mikrayannitis, kantor ze świętej Góry Athos, mówił, że w Grecji nie tworzy się nowej muzyki liturgicznej, bo nie ma takiej potrzeby. Tradycja jest zachowana w doskonałym stanie. My mamy strukturalnie wszczepioną różnorodność muzyki. A w przypadku muzyki współczesnej istnieją silne, naturalne zresztą ograniczenia. Benedyktyn o. Karol Meissner zaproponował Witoldowi Lutosławskiemu skomponowanie nowego polskiego chorału w oparciu o wzory z francuskiego klasztoru w Solesmes. Lutosławski miał odpowiedzieć: “Monodia? Za trudna, nie potrafię".

- W soborowej Konstytucji o Świętej Liturgii czytamy, że “muzycy przejęci duchem chrześcijańskim są powołani do pielęgnowania muzyki kościelnej i wzbogacania jej skarbca. Niech tworzą melodie, które posiadałyby cechy prawdziwej muzyki kościelnej". Co dzisiejszy Kościół na to?

RT: - Kościół nadal jest, może być patronem sztuki - wielokrotnie dawał temu wyraz sam Papież. Nie na taką skalę jak kiedyś, ale im więcej wspólnego działania duchownych i świeckich, tym większa gwarancja, że nie zagubimy spuścizny wieków. Kto powiedział, że w czasie Mszy świętej organista nie może grać chorałów Bacha, a chór śpiewać motetów Palestriny? Przecież to są największe skarby muzyki kościelnej.

B-SZ: - Dla mnie kluczowy jest problem proporcji. Gdybyśmy stosowali się do wskazań wspomnianej Konstytucji, nie byłoby problemu. Pierwszeństwo dalibyśmy chorałowi gregoriańskiemu, niezależnie od tego, jaką miałby postać. Tymczasem nie śpiewamy chorału, ale spieramy się, jaki on ma być. Chorał musi wrócić! Współczesne dzieła - proszę bardzo, tylko niech nie zajmują jego miejsca!

RT: - Ale Sobór powiedział wyraźnie, że chorał, będąc pierwszym i bardzo ważnym głosem Kościoła, jest traktowany na równi z polifonią i śpiewem ludowym oraz muzyką instrumentalną.

B-SZ: - Chorał to primus inter pares - pierwszy między równymi. Konstytucja wymieniła muzykę polifoniczną, bo istniały poważne obawy, że ta w ogóle zniknie. O chorał nikt się nie obawiał. Czterdzieści lat temu wydawał się wieczny. Stało się inaczej.

- Co kryje się pod terminem “muzyka ludowa"?

B-SZ: - Chodzi o pieśń domową, którą Kościół awansował do rangi pieśni liturgicznej. Jej wyróżnienie było ważne, bo w ten sposób Kościół został zobligowany do jej ochrony.

RT: - Już Pius XII w połowie XX wieku wskazywał, że trzeba wprowadzić ją do liturgii, bo pomaga wiernym w niej uczestniczyć; język łaciński tworzył jednak barierę. Jeżeli dziś chcemy, żeby liturgia Mszy świętej była dobrze przeżyta przez wiernych, trzeba spełnić kilka warunków. A wśród nich decydujący głos należy do kapłana sprawującego Najświętszą Ofiarę. Do niego właśnie jako celebransa należą najważniejsze śpiewy, on pobudza wiernych do dialogowania, ożywia ich śpiew.

- Jeżeli w ogóle śpiewa.

RT: - Nie ma usprawiedliwienia dla sytuacji, w której Msza niedzielna nie jest w całości śpiewana. Niedziela jest świętem, dniem uroczystym. Jest pamiątką Zmartwychwstania Jezusa, a więc najbardziej uroczystym dniem tygodnia. Jak więc można ją bagatelizować, także w dziedzinie muzyki kościelnej?

B-SZ: - Podczas festiwalu “Pieśń Naszych Korzeni" w Jarosławiu w ramach warsztatów i seminariów zastanawiamy się nad liturgią - także w sposób czynny. Nie mówię tylko o Mszy świętej odprawianej przez biskupa na zakończenie festiwalu - Mszy wyjątkowo odświętnej, podczas której są na przykład śpiewane wszystkie lekcje - ale i o Mszach codziennych, które też są śpiewane. I, proszę mi wierzyć, żadna nie trwa dłużej niż 50 minut, nawet z kazaniem i śpiewaną Ewangelią.

RT: - Jedyny przedmiot, który w polskich seminariach trwa pełne 6 lat, to śpiew kościelny. Teoretycznie jesteśmy wręcz doskonali. Kwestia w tym, jak przenieść to na praktykę w kościołach. A jak jest w klasztorach, gdzie chorał powinien być śpiewany? U benedyktynów, cystersów, franciszkanów, paulinów czy dominikanów w czasie stałych modlitw?

B-SZ: - Kiedy trzynaście lat temu zacząłem pracować u dominikanów, uderzył mnie ich brzydki śpiew - tak przynajmniej mi się wówczas wydawało. Starzy dominikańscy ojcowie nie tyle śpiewali, co krzyczeli, mocno i fałszywie. Dzisiaj byłbym zachwycony. W tym śpiewie było bowiem coś autentycznego.

- Czy takich muzycznie żywych miejsc jak kościoły dominikańskie nie powinno być więcej? I co z młodymi ludźmi? Także za ich sprawą w polskim Kościele pojawia się zupełnie inna tradycja i kultura, choćby śpiew gospel...

B-SZ: - Młodzież jest dla mnie papierkiem lakmusowym. Myślę zwłaszcza o pewnym typie młodzieży, charakterystycznym dla współczesnego Kościoła: o przedstawicielach rocka chrześcijańskiego. To ludzie, którzy mają za sobą silne, nieraz trudne doświadczenia. Przeżyli nawrócenie, wrócili do Kościoła - i co im proponujemy? Jak muzyka, którą uprawiamy, ma się do siły ich muzyki?

RT: - A może nie doceniamy siły muzyki liturgicznej? Ona może stać się językiem rozmowy z Bogiem także dla nich... W Krakowie odprawiana jest liturgia według wskazań Soboru Trydenckiego i uczestniczy w niej wielu młodych ludzi. Gdy kilka lat temu zakładałem na Papieskiej Akademii Teologicznej scholę gregoriańską, bałem się o frekwencję. Zgłosiło się prawie 70 osób. W lipcu br. w Kolonii odbywał się międzynarodowy kongres chórów stowarzyszonych w Federacji Pueri Cantores, kilka tysięcy młodych ludzi trzy razy dziennie śpiewało liturgię godzin. Ale ostrożnie podchodziłbym do terminu “rock chrześcijański", bo rock ma inne założenia niż muzyka chrześcijańska.

B-SZ: - Nie mówię o stosowaniu rocka w liturgii. Chodzi mi o to, że “łagodne przeboje" liturgiczne nie przyciągną młodzieży! Oczywiście, jeśli młodzi przyszli do kościoła, niech się podporządkują i śpiewają to, co jest. Ale czy muzyka kościelna jest wystarczająco prawdziwa, by ci ludzie ją przyjęli? Przykład z Jarosławia: grecka muzyka, ostra, ale i skrajnie mistyczna, z pozoru nie przystająca do oczekiwań młodych, staje się im bliska.

- Czym innym jest śpiew jako upiększenie liturgii, czym innym śpiew jako uczestnictwo. Nasz organista spełnia inną rolę niż kantor w Kościele greckim. Najważniejsze, by muzyka liturgiczna była właściwym językiem tych, którzy się modlą.

B-SZ: - Zmienia się funkcja sztuki: artysta staje się sługą ludzi. I tak powinien postrzegać swoją funkcję organista. Ma pomagać wiernym w modlitwie, tak prowadzić śpiew, by mogli w nim uczestniczyć. Byłbym za ograniczeniem roli organisty na rzecz kantorów, zagłuszającego instrumentu na rzecz naturalnego ludzkiego głosu...

RT: - W polskim Kościele kantorów jest nadal niestety niewielu. Ale dobrze wykształcony organista potrafi akompaniować, grać solowe utwory, a równocześnie śpiewać, czyli spełniać funkcję kantora. Przecież podczas procesji to właśnie on prowadzi śpiew wiernych. To organista w większości przypadków realizuje muzykę w kościele, ludzie przyzwyczaili się do jego obecności.

- Ale podczas Triduum Paschalnego organy milkną - i ich nieobecność jest niezauważalna.

RT: - Wielki Piątek jest wyjątkowy, bo ma niecodzienną oprawę. To dzień milczenia, ale i śpiewu a cappella w liturgicznych czynnościach i adoracjach.

B-SZ: - Ale tradycja akompaniowania śpiewowi przez organy ma zaledwie około stu lat! W Polsce nie mamy też zbyt wielu dobrych instrumentów, Warszawa na przykład ma jedne barokowe organy. Współczesny elektroniczny ersatz jest w ogóle zaprzeczeniem muzyki liturgicznej.

RT: - Nie popadałbym w taki pesymizm. Choćby w archidiecezji krakowskiej w ostatnich pięciu latach powstały cztery nowe instrumenty, trzydzieści wyremontowano, kilka sprowadzano z zagranicy.

- W kościele św. Stanisława na krakowskim Dąbiu nie dość, że jakość instrumentu pozostawia wiele do życzenia, to jeszcze nikt nie śpiewa z organistą, bo nie potrafi za nim nadążyć.

B-SZ: - Nawet dobrzy organiści potrafią zepsuć śpiew liturgiczny. W Opocznie od niepamiętnych czasów podczas adwentu grupa starych kantorów prowadzi godzinki bez towarzyszenia instrumentu. Byłem tam kilka lat temu, wrażenie było niezwykłe. W zeszłym roku pojechałem ponownie i choć kantorzy śpiewali jak dawniej, to skądinąd wykształcony i harmonicznie sprawny organista nie był w stanie poprawnie akompaniować. Odległość od chóru powodowała, że nie słyszał nagłych zmian intonacyjnych podawanych przez nawykłych do swobody kantorów. Nie nadążał też za ich rytmicznymi rafinacjami. Na moją sugestię w następnych dniach porzucił instrument i dołączył do kantorów ze śpiewem. Poszło jak za najlepszych czasów.

***

W tradycji ludowej funkcja kantora jest dziedziczona: z ojca na syna, na siostrzeńca itd. W pewnej z miejscowości umarł ostatni kantor, wśród mężczyzn nie było następcy. Śpiew przejęły więc kobiety: znały repertuar, śpiewały może nawet lepiej. Śpiew w kościele rósł. Wszyscy z proboszczem na czele byli zadowoleni. Ale okazało się, że z roku na rok mężczyzn w kościele ubywa, a pieniędzy z tacy jest coraz mniej! Kantorów trzeba podtrzymywać i wspierać - by zachować proporcje. Kobiety w kościele i tak będą śpiewały, ale potrzebni są też mężczyźni, którzy, gdy kobiety wiodą prym, najpierw przestają śpiewać, a następnie odchodzą.

Marcin Bornus-Szczyciński (ur. 1951), jeden z pionierów wykonawstwa wokalnej muzyki barokowej w Polsce, założyciel zespołu Bornus Consort specjalizującego się w polskiej polifonii przełomu XVI i XVII w. Uczy śpiewu gregoriańskiego u Dominikanów w Warszawie i Krakowie. Ostatnio zajmuje się monodią liturgiczną, współpracuje m.in. z Marcelem Peresem. Jest twórcą festiwalu Pieśń Naszych Korzeni w Jarosławiu.

Ks. ROBERT TYRAŁA (ur. 1965), w 1990 r. ukończył teologię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie, w latach 1992-97 studiował na krakowskiej Akademii Muzycznej, w 2000 r. doktoryzował się z historii liturgii na PAT. Przebywał na stypendium naukowym z zakresu chorału gregoriańskiego w opactwie w Solesmes. Od 1997 r. jest dyrygentem chóru katedralnego na Wawelu. Pracuje na PAT jako adiunkt przy katedrze Muzyki Kościelnej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 38/2004