Organistki

Choć z tego zawodu w Polsce nie jest łatwo utrzymać rodzinę, za organowymi kontuarami można spotkać coraz więcej kobiet.

30.08.2021

Czyta się kilka minut

Małgorzata Kostka, organistka w parafii Podwyższenia Krzyża Świętego w Sławkowie. 2 sierpnia 2021 r. / JACEK TARAN
Małgorzata Kostka, organistka w parafii Podwyższenia Krzyża Świętego w Sławkowie. 2 sierpnia 2021 r. / JACEK TARAN

Gdy cichną słowa pieśni, pośród rozświetlonych, sędziwych murów kościoła św. Mikołaja w Sławkowie płynie jeszcze ostatni, rozsnuty niby mgła akord organowy. Potem nastaje cisza. Ale już po chwili burzy ją odgłos kroków w surowej, gotyckiej wieży. Skrytymi w niej kamiennymi schodami schodzi Małgorzata Kostka – od prawie czterdziestu lat organistka w tutejszej parafii Podwyższenia Krzyża Świętego.

To była jej ostatnia msza tego dnia – czas wrócić do domu.

Czy zechce jeszcze pokazać swoje miejsce pracy? Chętnie – tylko trzeba się pośpieszyć, bo za chwilę zgasną światła.

Córka organisty

Organy z 1956 r., z krakowskiej firmy Biernackiego. Z dwiema klawiaturami, czyli dwumanuałowe. No i klawiaturą nożną, czyli tak zwanym pedałem. Te przyciski tutaj to registry, za pomocą których można zmieniać barwę dźwięku. A więc np.: violonbas, subbas, cello. Oj, wysłużyły się już staruszki – mimo wielu napraw mocno rozstrojone. Dlatego proboszcz rozważa generalny remont obecnego instrumentu lub może nawet budowę nowych organów. Chodzi o to, żeby sławkowski, średniowieczny kościół o wystroju barokowo-rokokowym miał wspaniały instrument.

Z obecnymi organami Małgorzacie nie będzie jednak łatwo się rozstać. Grał na nich jeszcze jej ojciec – właściwie dla tego instrumentu przyjechał w latach 50. do Sławkowa. Ówczesny proboszcz szukał organisty – ojciec Małgorzaty, Stanisław Sabuda z Frydrychowic, zagrał przez kilka niedziel i został dobrze przyjęty zarówno przez ówczesnego proboszcza ks. kanonika Józefa Mruczkowskiego, jak i parafian, w wyniku czego otrzymał posadę. Małgorzata miała wtedy dwa, może trzy lata. W Sławkowie skończyła szkołę podstawową, potem w Krakowie uczęszczała do liceum muzycznego, następnie ukończyła Akademię Muzyczną.

Od wczesnego dzieciństwa ojciec uczył, zaczynając od gry na fortepianie i zasad muzyki, skończywszy na organach. W pierwszych latach szkoły podstawowej potrafiła już zagrać nabożeństwo majowe, czerwcowe i różaniec, a wkrótce także mszę. Czasami zastępowała ojca. Gdy u schyłku życia zaczął chorować, zastępstwa były coraz częstsze. Po śmierci ojca w 2006 r. zajęła jego miejsce.

Wróciła na dobre do Sławkowa, w tutejszym kościele wzięła ślub, urodziła córkę.

Czy zna inne organistki? Owszem, wie, że jest ich całkiem sporo, ale osobiście poznała tylko jedną – młodą dziewczynę ze Śląska.

Trudne szacunki

Wedle ks. Grzegorza Lenarta, duszpasterza organistów archidiecezji krakowskiej, liczbę kobiet grających na organach w polskich kościołach trudno oszacować, z pewnością jednak stale ona rośnie. – Dość liczną grupę stanowią wśród nich na pewno siostry zakonne – mówi. – Jeśli natomiast chodzi o osoby świeckie, to w naszej diecezji stanowisko to może piastować 10-15 kobiet. W innych diecezjach będzie zapewne podobnie.

Dlaczego brakuje dokładnych danych na ten temat? – Choć takie informacje powinny być przekazywane diecezjalnej komisji muzyki kościelnej, to często księża proboszczowie o tym zapominają lub czynią to z opieszałością – tłumaczy ks. Lenart.

Wystarczy jednak zajrzeć do internetu, żeby stwierdzić, że organistek w Polsce – a przecież wiele z nich zapewne nie funkcjonuje w sieci – jest całkiem sporo. I to rozsianych po całym kraju. Rosnącą liczbę organistek widać, wedle ks. Lenarta, choćby na forach organistów oraz w czasie dni skupienia (w archidiecezji krakowskiej odbywają się one raz w roku) i na rekolekcjach dla organistów (dwa razy w roku).

Do niedawna nie było ich wcale – zgodnie z założeniami zapoczątkowanego w drugiej połowie XIX w. reformatorskiego ruchu muzyki sakralnej i liturgii, tzw. cecylianizmu, Pius X w motu proprio „Tra le sollecitudini” w 1903 r. właściwie uniemożliwił kobietom wykonywanie muzyki w kościele w jakiejkolwiek formie. W podobnym tonie utrzymana była konstytucja apostolska „Divini cultus” Piusa XI z roku 1928 czy encyklika „Musicae sacrae disciplina” Piusa XII z roku 1955. Teksty te dotyczyły wprawdzie składu chórów kościelnych, zakładając uczestnictwo w nich jedynie chłopców i mężczyzn, jednak duch tych dokumentów skutkował marginalizowaniem kobiet także w sferze muzyki organowej – do lat 60. XX wieku w kościołach katolickich próżno szukać kobiet w szeregach organistów (inaczej było w kościołach protestanckich, w których organistki zaczęły pojawiać się już pod koniec XIX wieku). Dopiero postanowienia Soboru Watykańskiego II otworzyły kobietom dostęp nie tylko do chórów, ale także do kościelnych organów.

Dziś, zdaniem ks. Lenarta, zainteresowanie kobiet tą profesją widać także w szkołach muzycznych i na wyższych uczelniach – coraz więcej studentek wybiera jako główny przedmiot właśnie organy. Gdy ks. Lenart studiował w Między­uczelnianym Instytucie Muzyki Kościelnej w Krakowie (były to połączone wydziały Akademii Muzycznej i Uniwersytetu Papieskiego), wówczas na sześciu studentów na jego roku było czterech mężczyzn i dwie kobiety. Jedna z nich jest dziś organistką w jednej z krakowskich parafii.

Pracowita niedziela

Kościół św. Jadwigi Królowej w krakowskiej dzielnicy Krowodrza. Do wieczornej mszy zostało jeszcze kilka minut. Do bocznych drzwi wiodących do kościelnego chóru podchodzi uśmiechnięta Patrycja Knapik.

Pochodzi z Krakowa, ma 28 lat. Jako dziewczynka śpiewała w parafialnej scholi. I podziwiała pracę organisty. – Już wtedy się zajawiłam – mówi. Poszła do Archidiecezjalnej Szkoły Muzycznej przy kościele pijarów na ulicy Dzielskiego w Krakowie. Na drugim stopniu jako główny instrument wybrała organy. Grała już wówczas na zastępstwach w krakowskich parafiach – choćby u św.św. Piotra i Pawła na ulicy Grodzkiej. Brała też z sukcesem udział w ogólnopolskich konkursach organistowskich – zajmując w nich często jedne z pierwszych miejsc. Sześć lat temu podjęła pracę w parafii św. Jadwigi.

– Od początku pracuję w oparciu o umowę o pracę z zagwarantowanymi zgodnie z prawem wszelkimi świadczeniami. Mnie się udało, bo w niektórych parafiach proboszczowie nie chcą takich umów zawierać.

Małgorzata Kostka oprócz gry na organach uczy jeszcze w trzech szkołach muzyki i edukacji dla bezpieczeństwa. Sławków liczy 7 tysięcy mieszkańców, do kościoła chodzi może kilkanaście procent. – Wyżyć z tego by się nie dało – mówi Małgorzata. Choć gra siedem dni w tygodniu: w dni powszednie rano i wieczorem, a w niedzielę aż na pięciu mszach.

Ks. Grzegorz Lenart: – Proboszczom trzeba uświadamiać, jaką umowę mogą zawrzeć z organistą. Umowa o wolontariat może obowiązywać, jeśli w danej parafii nie ma dużej potrzeby grania na organach – np. tylko przy trzech mszach w niedzielę. W innych przypadkach powinna zostać zawarta umowa zlecenie lub umowa o pracę, w przypadku której obowiązują regulacje zawarte w kodeksie pracy.

Dodaje: – Proboszczowie nie powinni działać na własną rękę. Są zobowiązani przedstawić propozycję zatrudnienia organisty diecezjalnej komisji muzyki, aby mogła ona zdecydować, czy dana osoba ma odpowiednie kwalifikacje. Komisja też często pomaga im spisać odpowiednią umowę. Nie wszyscy proboszczowie korzystają jednak z tej możliwości – wtedy dochodzi do nadużyć prawnych, niezgodnych także z diecezjalnym regulaminem pracy organistów.

– Nigdy bym się nie zgodziła na umowę o wolontariat czy zlecenie – mówi Emilia Głowacka, organistka z Jaktorowa w diecezji łowickiej. – Uważam, że niezależnie od wielkości miejscowości wszyscy organiści powinni mieć umowę o pracę. Nawet jeżeli jest to jedna szósta etatu. Zawód organisty umiera m.in. właśnie dlatego, że organiści nie mają umów o pracę.

Ks. Lenart: – Organistów jest coraz mniej, to znak naszych czasów. I powodów można zapewne szukać w sferze zarobków, choć wynagrodzenie wykształconego organisty w dużej parafii jest bliskie średniej krajowej. Bardzo często od kontuaru organów odrywają organistów zarobki choćby w sektorze informatycznym. Bywa i tak, że na co dzień pracują w korporacji, a popołudniami akompaniują podczas mszy. Robią to z pasji i miłości do muzyki, nie dla pieniędzy.

Emilia Głowacka: – Ja od razu powiedziałam proboszczowi, że jeśli chce mieć organistę, to musimy zawrzeć taką właśnie umowę. Odpowiedział na to: „W życiu nie spotkałem takiej konkretnej osoby”.

Jak królowa Elżbieta

Emilia jako dziecko lubiła grać na pianinie, trochę chodziła do szkoły muzycznej. Kiedyś odwiedził ją wujek, który był organistą. Mama Emilii zaproponowała: „Może nauczyłbyś Emilkę grać na organach?”. I tak się zaczęło. Gdy miała 14 lat, proboszcz w jej rodzinnej parafii, w Jesionce koło Żyrardowa, usłyszał, jak ćwiczy w domu pieśni liturgiczne, i spytał: „Może spróbujesz zagrać dziś wieczorem?”. Zgodziła się. Do dziś pamięta, jak wielki był to stres: – Nogi miałam jak z waty!

To było w piątek, mówiła do siebie w duchu: „Panie Boże, ty umarłeś w piątek na krzyżu, więc to chyba też będzie taki krzyż dla mnie...”. Gdy wyszła z kościoła, powiedziała sobie: „Nigdy więcej!”. Jednak po mniej więcej pół roku zagrała znów – tym razem na ślubie kuzynki. Zaraz po uroczystości proboszcz znowu jej zaproponował: „Emilko, przyjdź proszę jeszcze raz w niedzielę”.

Poszła – i tym razem dużo lepiej poradziła sobie ze zdenerwowaniem. – Tak w wieku 14 lat rozpoczęłam właściwie swoją pierwszą pracę.

Po maturze poszła na studia organistowskie do Instytutu Szkolenia Organistów na Papieskim Wydziale Teologicznym w Warszawie. – Podczas studiów grałam już na zastępstwach w kilku warszawskich parafiach. Po ukończeniu studiów zaczęłam pracować w pełnym wymiarze godzin u Franciszkanów na ulicy Senatorskiej.

Gdy wraz z mężem (też organistą) i dziećmi zamieszkała w Jaktorowie koło Grodziska Mazowieckiego, proboszcz zapytał męża podczas kolędy: „Żona jeszcze w pracy?”. „Tak, pracuje w Warszawie”. „O tej porze?”. „Tak, jest organistką u Franciszkanów”.

Emilia Głowacka: – W tutejszej parafii pracowała wówczas organistka. Wkrótce potem zdarzył się tragiczny wypadek, w jej domu wybuchł pożar, ona chciała ratować swoje koty i zginęła w płomieniach. Proboszcz zwrócił się do nas. Mąż nie chciał rezygnować z dotychczasowej pracy, mnie też to w sumie niezbyt pasowało, bo w Warszawie pomimo dojazdów wszystko miałam już ułożone. Myślałam sobie wtedy: „A czy tu będzie fajna atmosfera? Bo przecież parafie są różne. Tak zamknąć się na wsi, gdzie od razu stanę się osobą publiczną? Jednak praca w Warszawie to większy prestiż”.

Ale proboszcz naciskał: „Pani Emilio, niech pani będzie dobrej myśli, nie będzie tak źle”.

Zdecydowała się. Pamięta swoją pierwszą niedzielę w Jaktorowie: proboszcz na wszystkich mszach z dumą ogłaszał, że w kościele jest nowa organistka. – Kazał mi wychodzić na balkon i wszystkim się kłaniać. Zażartowałam, że mógł mnie chociaż uprzedzić, to bym opanowała gest machania do wiernych, jak królowa angielska.

Dwa końce kija

Jaką muzykę grają najchętniej?

Małgorzata mogłaby długo wymieniać. Bardzo lubi Jana Pachelbela, Charlesa Widora czy Oliviera Messiaena, a także kompozytorów współczesnych, jak choćby Henryka Jana Botora czy Wojciecha Kilara. – Najchętniej gram jednak oczywiście Bacha i innych twórców z jego kręgu. Wszystko, co tutaj mam, to właśnie utwory Bacha – pokazuje ułożone na organach nuty.

Także dla Patrycji Knapik Bach jest ważnym kompozytorem. – Bardziej przemawiają do mnie utwory smutne. W smutku jest, moim zdaniem, więcej wrażliwości. Smutek wzbudza we mnie emocje, lubię czasami pomedytować nad własnym życiem.

Ks. Grzegorz Lenart: – Wydaje się, że kobiety rzeczywiście częściej niż mężczyźni sięgają do muzyki nostalgicznej. Np. podczas Wielkiego Postu, gdy medytacja nad wydarzeniami zbawczymi jest głębsza, moim zdaniem kobiety zdecydowanie wolą tonacje molowe. Potrzebę głębszej duchowości u kobiet widać także na rekolekcjach czy dniach skupienia – one są tutaj wzorem, nie chcą poprzestawać na tym, co zdobyły w procesie edukacji, bardzo pragną rozwijać swoją duchowość.

Emilia Głowacka: – Śpiew i pieśni o wiele bardziej zbliżają mnie do Boga niż słuchanie kazań. Jednak to kij z dwoma końcami. Nie przepadam za niedzielą – mszy jest wtedy bardzo dużo. Na relacji z Panem Bogiem mogę w tym dniu skupić się jedynie podczas pierwszego nabożeństwa. Na siódmej mszy z rzędu myślę: „Panie Boże, może już wystarczy?”.

Muzyka w kościele zbliża do Boga także Patrycję Knapik. – Trzeba jednak bardzo uważać, żeby nie wpaść w rutynę. Czasami się zastanawiam, czy wybrałam w życiu właściwy zawód. Ale jak sobie pomyślę, że mogłabym odejść – to już po chwili stwierdzam, że nie byłoby to możliwe.

Słowo to za mało

Parafia w Sławkowie. Trawnik na kościelnym podwórku lśni od deszczu, wieczorne słońce kryje się za dachami domostw.

– O, w tym domu na parterze mieszkaliśmy z rodzicami – Małgorzata wskazuje budynek wikariatu stojący tuż przy kościele. Po czym zaprasza na herbatę. – Mieszkam niedaleko, możemy pójść skrótem.

Wędrówka bocznymi uliczkami Sławkowa to trochę jak podróż w czasie. Przy uliczce o osobliwej nazwie Wikle pomiędzy sześcianami stosunkowo nowych domostw sporo przycupniętych, lichawych chatek – jakby człowiek znalazł się nagle w przedwojennym, żydowskim sztetlu.

Przy stole pytam Małgorzatę, czy lubi swoją pracę.

Cóż, gdyby nie lubiła, toby tego nie robiła. – Ktoś kiedyś powiedział, że tam, gdzie człowiek spotyka Boga, samo słowo nie wystarczy – dodaje. – I że muzyka jest znakiem Bożej obecności. Próbuję tak grać, żeby tak właśnie było. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz oraz tłumacz z języka niemieckiego i angielskiego. Absolwent Filologii Germańskiej na UAM w Poznaniu. Studiował również dziennikarstwo na UJ. Z Tygodnikiem Powszechnym związany od 2007 roku. Swoje teksty publikował ponadto w "Newsweeku" oraz "… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 36/2021