Śmierć na raty

Ks. Andrzej Dymer nie żyje, a patrząc na to, jak jego przełożeni chronili go przez tyle lat, nie sposób nie odnieść wrażenia, że uczynili jego spotkanie z Bogiem trudniejszym. Bo głosu ofiar nie da się w ten sposób uciszyć.

16.02.2021

Czyta się kilka minut

Ks. Jacek Prusak SJ / / fot. Grażyna Makara
Ks. Jacek Prusak SJ / / fot. Grażyna Makara

Najdłuższy proces Kościoła” – taki tytuł nosił dokument pokazany w poniedziałkowy wieczór w programie „Czarno na białym” stacji TVN24 (wcześniej został opublikowany w sieci). Materiał opowiada o przestępstwach seksualnych ks. Andrzeja Dymera – prominentnego kapłana archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej, cenionego za biznesowo-menadżerską obrotność, dyrektora Instytutu Medycznego im. Jana Pawła II w Szczecinie. Oraz o tuszowaniu jego przestępstw przez kościelnych hierarchów. Informacje o molestowaniu przezeń chłopców nie są niczym nowym – pojawiły się w latach 90., proces kanoniczny rozpoczął się w 2004 r., a w 2008 r. skazał go kościelny trybunał – ks. Dymer jednak złożył apelację. Jego sprawę znakomicie opisał niedawno redaktor naczelny „Więzi” Zbigniew Nosowski w śledztwie dziennikarskim zatytułowanym chyba jeszcze celniej niż reportaż TVN24: „Przeczekamy i prosimy o przeczekanie”. „Wspólnym wysiłkiem dwóch archidiecezji – szczecińskiej i gdańskiej – Polska usiłuje pobić rekord świata w długości trwania postępowania kanonicznego. Zmagania o akt kościelnej sprawiedliwości w sprawie ks. Andrzeja Dymera trwają już 25 lat” – pisał Nosowski, pytając: „Jak długo jeszcze kościelne instytucje będą się bawić w tę sądową ciuciubabkę?”.

Następnego dnia po emisji reportażu TVN24 dowiedzieliśmy się, że 58-letni ks. Dymer zmarł. Chorował na nowotwór, jak informują media – filmu na swój temat nie był w stanie obejrzeć. Jak zauważa portal Więź.pl, „Nic nie wskazuje, aby przed śmiercią ks. Dymer kogokolwiek przeprosił, pokutował czy zadośćuczynił”.

Zabawa kościelnych instytucji w ciuciubabkę nabrała jeszcze jednego wymiaru: zobaczyliśmy, że nieustanne odwlekanie, zamiatanie pod dywan i przeciąganie spraw o molestowanie nieletnich, jakie wydaje się w Kościele normą, jest nie tylko – co było bezdyskusyjne i wiele razy na tych łamach powtarzane – źródłem powracającego i niedającego się zamknąć i zaleczyć cierpienia ofiar. Otóż, jakkolwiek to nie zabrzmi, demoralizuje też sprawców. Sytuuje ich bowiem w miejscu, w którym nieustannie i bez perspektywy widzialnego końca skazani są na zaprzeczanie wszystkim dookoła i samym sobie. Taka strategia na przetrwanie ma swoją cenę, bo jeśli sprawca nie jest psychopatą, będzie się zmagał z poczuciem winy i wstydu, i będzie musiał je tłumić, by funkcjonować.

Jeśli silnemu, przewlekłemu stresowi, jaki taka sytuacja powoduje, towarzyszy choroba – zwłaszcza nowotworowa i o słabej prognozie – to sprawca choruje i duchowo, i fizycznie, i w taki sposób szybciej wchodzi w umieranie. Rzekome chronienie sprawcy, „bo przecież jest chory – albo w podeszłym wieku”, oprócz, powtórzmy, wtórnego krzywdzenia ofiar i niesprawiedliwości wobec nich, paradoksalnie staje się też negatywne dla niego samego. Fałszywie zatroskani o niego hierarchowie fundują mu śmierć na raty. Śmierć na raty, którą sprawca sprowadza też na siebie sam – bo poza wymiarem psychosomatycznym chodzi tu tak naprawdę o wymiar moralno-duchowy i kwestię zbawienia.

Kiedy Benedykt XVI w „Liście pasterskim do katolików w Irlandii” zwrócił się do sprawców słowami: „Sprawiedliwość Boga wymaga, byśmy zdali sprawę z naszych uczynków, niczego nie ukrywając. Uznajcie otwarcie waszą winę, spełnijcie wymogi sprawiedliwości, ale nie traćcie nadziei na Boże miłosierdzie”, nie miał na myśli zdążenia ze spowiedzią przed śmiercią. Nie odnosił się też wyłącznie do sprawców, ale również do tych, którzy ich chronią kosztem ofiar.

Śmierć zabrała ze sobą ks. Dymera, a patrząc na to, jak jego przełożeni chronili go przez tyle lat, nie sposób nie odnieść wrażenia, że uczynili jego spotkanie z Bogiem trudniejszym, a nie łatwiejszym, bo głosu ofiar nie da się w ten sposób uciszyć. Pozostawiając ks. Dymera Bożemu sądowi, tym, którzy go chronili, trzeba przypomnieć, że sami muszą uznać swoją winę, jeśli mamy wierzyć, że Kościół uczy się na błędach i naprawdę dba o ofiary. Bo na pewno nie mogą liczyć na „tanie miłosierdzie”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Jezuita, teolog, psychoterapeuta, publicysta, doktor psychologii. Dyrektor Instytutu Psychologii Uniwersytetu Ignatianum w Krakowie. Członek redakcji „Tygodnika Powszechnego”. Autor wielu książek, m.in. „Wiara, która więzi i wyzwala” (2023).