Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Tak się dzieje, kiedy człowiek, utraciwszy nadzieję na perspektywę transcendentną, utracił także smak bezinteresowności, smak czynienia dobra tylko dlatego, że pięknie jest je czynić” – napisał papież we wstępie do książki prefekta Kongregacji Nauki Wiary abp. Gerharda Ludwiga Müllera „Ubogi dla ubogich. Misja Kościoła”.
Franciszek po raz kolejny jest, by tak rzec... bardzo franciszkański. Przypomniała mi się modlitwa św. Franciszka, w której mowa jest m.in. o tym, że „dając – otrzymujemy” i szerzej – wezwanie do ubóstwa rozumianego nie tyle jako umartwienie, co uwolnienie. Wezwanie do porzucenia tych wszystkich „tobołów”, które z trudem gromadzimy latami, a których i tak nie możemy zabrać ze sobą nigdzie dalej.
Papież mówi też, że to, co posiadamy, ustanawia lub rujnuje naszą relację z innymi. Dobra różnego rodzaju mogą być tym, co nas łączy z innymi, jeśli potrafimy dawać je innym i dzielić się nimi, ale mogą też budować między nami mur zawiści, zazdrości, egoizmu. Dla ludzi niepewnych swej wartości pozostaje konieczność jej ustalania w codziennych rytuałach ustanawiania swojej pozycji w hierarchii. Nasza wartość zostaje zredukowana do ceny i metki przedmiotów, którymi dysponujemy.
Ta upokarzająca (bo posiadająca dla niektórych formę przymusu) czynność dotyczy nie tylko ustalania pozycji w sferze materialnej. W podobny sposób da się też zinterpretować część pseudodebat w sferze publicznej, będącej raczej areną niż agorą, a także wiele codziennych sytuacji w urzędzie, w pracy, w rodzinie, za kierownicą. Wiele z nich da się interpretować jako właśnie ustalanie pozycji w stadzie. Opanowuje nas indywidualny i zbiorowy konsumpcjonizm. Jak napisał kiedyś Emerson, „rzeczy dosiadły ludzkości i pędzą”. Simone Weil mówiła prowokacyjnie, że większych moralnych spustoszeń dokonały być może książeczki oszczędnościowe niż pornografia. Gandhi z kolei jako jeden z siedmiu grzechów społecznych wymienia „bogactwo bez pracy”. Rzecz sprowadza się do tego, że wszystko, co mamy, w pewnym sensie posiada też nas.
Czasem orientujemy się, że to wszystko na nic... To jest w pewnym sensie moment rozpaczy: oto strawiliśmy życie na próbie imponowania innym, których i tak nie lubimy. Ale też oczyszczenia i pociechy – błogosławionego bankructwa – bo rozumiemy, że nawet ogołoceni z tego wszystkiego i tak jesteśmy... kochani.
JAKUB WYGNAŃSKI (ur. 1964) jest socjologiem, jedną z najważniejszych postaci sektora polskich organizacji pozarządowych.