Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
My – rodzice. Zawieszeni między zarabianiem a niezbywalnym obowiązkiem prania, sprzątania, planowania, przewidywania, logicznego wydawania i, przede wszystkim, wychowywania. Ma więc rację Franciszek: tyle pracy jest w rodzinie. Wie to każdy, kto od rana do wieczora, popijając w każdej wolnej chwili energetyczny łyk kawy, robi wszystko, żeby w szafie były czyste ubrania, w domu lśniło, na stole stał obiad, na biurku lekcje, a w głowie młodego człowieka – porządek. I choćby powieki stawały się coraz cięższe, to rodzice wiedzą, że ta głowa i myśli dziecka są wyzwaniem, któremu trzeba jeszcze sprostać. Wciskamy więc tę głowę do słoika, między zafajdaną podłogę a brudne naczynia. Między jednym praniem a drugim doglądamy, czy pięknie rośnie. Dokarmiamy, pielęgnujemy, walczymy, gdy do słoika wpadają niepożądani goście, a gdy nadchodzi zmrok i orientujemy się, że głowa śpi, siadamy na kanapie, zastanawiając się, jakim cudem udało nam się to wszystko pogodzić.
A potem budzimy się z małą nogą wbitą między żebra, całujemy zaspane oczka, obcieramy umorusaną buzię, całujemy zbite kolano. Patrzymy w twarz, na której nieśmiało pojawia się uśmiech, i słyszymy, że jesteśmy „kochańsi” nawet od żelek. To moment, w którym przestajemy myśleć, jak to robimy, a zaczynamy starać się jeszcze bardziej, żeby tego dnia robić to jeszcze i jeszcze lepiej. ©
Autorka prowadzi bloga matkatylkojedna.pl